niedziela, 1 października 2017

Blizny

~ Dwanaście dni do rozpoczęcia Polowania ~

Błogi sen, który w końcu otulił Hermionę Granger, został gwałtownie przerwany przez nieprzyjemny pisk. Nie tyle dźwięk, co obawa, iż zbudzi on małego potworka, sprawiła, że dziewczyna natychmiast poderwała się z podłogi i  uderzyła w przycisk budzika. Przeciągnęła się i jęknęła, czując ból pleców. Po tym, jak udało jej się znowu położyć Jamesa do łóżeczka, próbowała uśpić go tym samym sposobem. Ziewając, położyła się na podłodze i obserwowała, jak mały zasypiał, aż w końcu i ona padła ofiarą swojej podstępnej zagrywki. Efekt? Była obolała, niewyspana... a łóżeczko było puste.
— Cholera — wychrypiała, rozglądając się po pokoju. — James?
Przeszukała cały dom. Dopiero w kuchni do jej uszu dobiegło ciche skrzypienie. Odwróciła się i podejrzliwie zerknęła na szafę.
— James, naprawdę, to nie czas na zabawę w chowanego — mruknęła, otwierając drzwi.
Prócz kartonowych pudeł ze starymi podręcznikami, szkolnym kociołkiem i innymi drobiazgami, którym nie znalazła jeszcze miejsca w domu, nie było nic innego. A już na pewno nie było tam żadnego dwulatka, po którego zaraz miał wpaść Harry.
Odsunęła się, zerkając na szczyt szafy. Wydawało jej się to niemożliwe, by dziecko się tam dostało, jednak przysunęła jedno z krzeseł i stanęła na nim. Pomimo jej przekonania, wbrew zasadom fizyki i zdrowego rozsądku, James Syriusz Potter spał w najlepsze, ściskając w dłoni coś, co kiedyś niewątpliwie musiało być bananem.
— Jak ty się tu dostałeś?
Ostrożnie ściągnęła go z szafy i zeszła z krzesła, o dziwo nie budząc przy tym dziecka. Przez chwilę przypatrywała mu się bezradnie, zastanawiając się, co z nim zrobić i gdy w końcu zdecydowała się, by z powrotem zanieść go do sypialni, po domu rozniósł się dzwonek, a oczy Jamesa błyskawicznie się otworzyły, zupełnie jakby były na sprężynach. Wzdychając, ciężkim krokiem ruszyła do drzwi.
— Tylko pamiętaj, że mamy umowę — mruknęła do małego, nim je otworzyła. — Żadnych tępych cielaków, a ciocia kupi ci ładny prezent — przypomniała, niemal słysząc głośny huk, z jakim upadała jej godność.
Hermiona Granger, prawie asystentka szefa do współpracy czarodziejów przekupuje dwuletnie dziecko...
To brzmi jeszcze gorzej niż podlizywanie się.
Milcz, Malfoy!
Chłopiec na szczęście zdawał się nie zauważać postępującej schizofrenii jego ciotki i uśmiechnął się, wyglądając jak wcielenie niewinności.
— I jak tam? — spytał Harry, odbierając od niej syna. Zręcznie posadził go na biodrze i uśmiechnął się krzywo, na widok jego rączki nadal przyozdobionej resztkami banana. — Dużo problemów?
— Ależ skąd. Żadnych. Praktycznie całą noc... Chwilowo nie zamierzam zakładać rodziny — burknęła pod nosem, widząc jego rozbawione spojrzenie.
Jakby na potwierdzenie domysłów ojca, James zachichotał i posłał mu psotne spojrzenie.
— Zostaniesz na śniadanie?
Auror pokręcił głową. Wyjął różdżkę, czyszcząc zarówno rączkę małego, jak i swój garnitur.
— Już jadłem. Jeszcze raz dzięki za pomoc. A i jeszcze jedno — rzucił, gdy już miał wychodzić. — Ginny wspomniała coś o tym, że zajrzy do ciebie wieczorem. Będziesz w domu?
— Powinnam. Niech wpadnie po siódmej.
Zastanawiając się, czy i tym razem uda jej się wrócić do domu o przyzwoitej porze, wróciła na górę, pokonując po dwa stopnie naraz. Porwała z komody przygotowaną wczorajszego wieczoru sukienkę i zamknęła się w łazience.
Rozpinając w pośpiechu pomiętą koszulę, przypomniała sobie o wczorajszej rozmowie z rodzicami. Zatrzymała się przy ostatnim guziku. Nie podobało jej się to, że podrzucili Małą do Margaret. Kobieta, owszem, była wieloletnią przyjaciółką rodziny, jednak miała już swoje lata. Równie dobrze mogli zabrać ją ze sobą i wyjechać na same święta.
Zrzuciwszy bieliznę, szybko weszła do kabiny i odkręciła wodę. Szczękając zębami, od razu weszła pod strumień, nie czekając, aż ten nabierze bardziej rozsądnej temperatury. Odchyliła głowę i na ślepo sięgnęła po jedną z buteleczek. Delikatny zapach bzu utwierdził ją w przekonaniu, że wybrała właściwą. Wylała odrobinę na dłoń, zastanawiając się, czy i ona nie powinna wyjechać gdzieś na te kilka dni. Co prawda była tradycjonalistką i według niej najlepsze święta to te w domu z rodziną i przyjaciółmi, jednak przydałaby jej się chwilowa zmiana otoczenia. Po stresie ostatnich dni miło byłoby wyjechać z dala od deszczu, pracy i przede wszystkim Malfoya.
— Malfoy — warknęła, gdy szampon wleciał jej do oczu, jakby winę za to ponosił jej szef.
Sycząc i mamrocząc gniewnie pod nosem, odchyliła głowę, by strumienie nieco cieplejszej już wody przemyły zaczerwienione oczy. By odsunąć od siebie myśli o arystokracie, zaczęła zastanawiać się, dokąd mogłaby się wybrać. Mogłaby odwiedzić Billa i Fleur we Francji. Albo Wiktora w Bułgarii. Albo udać się w nieco cieplejsze miejsce i zatrzymać się na trochę u swojej kuzynki we Włoszech.
Zakręciła kurek i, owinąwszy się ręcznikiem, wyszła ze swojej świątyni dumania, w której zapadła już niejedna kluczowa decyzja w jej życiu. Jak choćby zakup wiekowej, misternie zdobionej szafy ze sklepu z antykami, która okazała się rupieciem albo chęć pracy przy pierwszej edycji Sympozjum, które zdążyło już dość wyraźnie odcisnąć się na jej psychice. Upewniwszy się, że ze wszystkim się wyrobi, weszła do kuchni i nastawiła czajnik, po drodze zmuszając brudne naczynia do mycia. Po chwili pomieszczenie wypełnił dźwięk szorowanego garnka, a ona w spokoju wróciła do przygotowywania się do pracy.
Weszła do łazienki i krytycznie przyjrzała się sukience, zastanawiając się nad doborem butów. Przygryzła wnętrze policzka w zastanowieniu i już po chwili stała przed szafą w swojej sypialni, przeglądając jej zawartość. Zdecydowawszy się na klasyczny zestaw w postaci białej koszuli i szarej, ołówkowej spódnicy, pognała z powrotem do kuchni, uciszając donośny gwizdek. Zalała kawę, w spokoju rozkoszując się jej aromatem, bez obawy, że znikąd wyłoni się Malfoy, który w dalszym ciągu utrzymywał się w stanie głodu kofeinowego i warczał na wszystko, co tylko przypominało mu o jego uzależnieniu.
Chwilę później była już ubrana, a na jej rzęsach zagościła delikatna warstwa tuszu. Zmrużyła oczy, przyglądając się nieokiełznanym lokom, które zupełnie nie pasowały do schludnego stroju.
Skoro mam trochę czasu, to właściwie co mi szkodzi? — zastanawiała się, spoglądając na buteleczkę Ulizanny.
Nawet nie będę tego komentował — wtrącił cichy głosik, jednak został szybko uciszony przez Hermionę, która starała się okiełznać nieład panujący na jej głowie. Wmasowała płyn we włosy, nadając im jedwabistości, po czym upięła je w wysokiego kucyka, uwalniając z niego kilka kosmyków. Z poczuciem dobrze wykonanego zadania wróciła do kuchni, wodzona aromatem świeżo zaparzonej kawy. Zdążyła upić zaledwie łyk, zanim jej wzrok napotkał tarczę znienawidzonego zegara, który obwieszczał wszem i wobec, że powinna wyjść z domu dziesięć minut temu.
Cholera — syknęła do swoich myśli. Jak to jest, że bez względu na to, czy wstanę pół godziny przed wyjściem, czy godzinę, zawsze jestem spóźniona?!
Porwała ze stołu teczki z dokumentami i wybiegła z mieszkania. Niespełna dziesięć minut później lawirowała pomiędzy zaspanymi pracownikami Ministerstwa, po cichu licząc na to, że zanim Malfoy zasypie ją nawałem pracy, zdąży wpaść do stołówki na szybkie śniadanie.
— Granger.
Pa, pa, śniadanko.
Z łatwością zlokalizowała źródło swojej niedoli i przemknęła przez Atrium, kierując się w stronę swojego szefa. Mężczyzna zaczekał, aż sekretarka się z nim zrówna, po czym wznowił wędrówkę.
— Dobrze, że już jesteś, Granger, mamy dzisiaj masę spraw do załatwienia. Zanim zaczniemy organizować świstokliki dla pozostałych gości, musimy wprowadzić pewne zmiany do kosztorysu. — Obejrzał się za siebie, gdy zauważył, że dziewczyna nie idzie tuż obok niego, jednak ta zdążyła już go dogonić, sporządzając po drodze skrupulatne notatki. — Centrala przysłała mi właśnie zaktualizowany plan Ceremonii Otwarcia Sympozjum, wraz z pewnymi dodatkowymi elementami, na które musimy jakoś znaleźć pieniądze.
— Możemy wykorzystać oszczędności powstałe w związku z zatrudnieniem Larry'ego... — oznajmiła sekretarka, wyciągając pergamin z jednej z teczek. Podała go przełożonemu i przyspieszyła kroku, chcąc dotrzymać mu tempa.
— Świetnie, przed dziesiątą chcę mieć wszystkie potrzebne wyliczenia, uwzględniające stan dostępnych środków, już po zaktualizowanym kosztorysie.
— Coś jesz...
— Trzeba napisać do hotelu, czy jest w stanie pomieścić dodatkowych gości. Egipt wystawił większą delegację, niż pierwotnie było ustalone.
— Ile osób?
— Pięć. Ale pamiętaj, że nie jest to priorytetem. Dowiedz się, czy są jeszcze wolne miejsca i w jaki sposób wpłynie to na koszt rezerwacji. Gdy tylko otrzymasz odpowiedź, natychmiast mnie o tym poinformuj.
— Oczywiście. Sporządzić do tego scenariusze kalkulacji kosztów? — spytała Hermiona, wchodząc za nim do windy. Uniosła nieco nogę, chcąc poprawić zsuwające się dokumenty, jednak Malfoy zdawał się nie zauważyć tej nieudolnej próby, zbyt zajęty przypominaniem sobie wszystkiego, co miał jej przekazać.
— Pamiętaj, żeby uwzględnić w nich zaliczki na kontrakty. Gdy już domkniemy listę gości, zajmiemy się rozplanowaniem w czasie ich przybycia — oznajmił, przepuszczając ją w drzwiach. — I zamów mi obiad na trzynastą, nie mamy dzisiaj czasu na przerwę.
— Zapiekany łosoś z krewetkami?
Arystokrata przystanął, jakby się głęboko nad czymś zastanawiał, po czym skinął głową.
— Tak. I na miłość Merlina, Granger, zrób coś z tymi rajstopami, poszło ci oczko.
W czasie gdy jej przełożony wchodził do biura, Hermiona wzniosła oczy do nieba, modląc się o cierpliwość. Podążyła za nim z nosem w masie papierów i syknęła, gdy wpadła na niego, wypuszczając połowę trzymanych dokumentów.
Draco zmiął przekleństwo w ustach, gdy popchany przez podwładną, mimowolnie zrobił krok w przód, by nie wylądować na podłodze na oczach swojego przyjaciela. Rzucił jej przez ramię mordercze spojrzenie, na co ta wzruszyła ramionami i starając się ignorować napływający na jej policzki rumieniec, machnęła różdżką, przenosząc porozrzucane dokumenty na swoje biurko.
— Idź i doprowadź się do porządku — syknął cicho, rzucając szybkie spojrzenie na jej nogi. — Długo czekałeś? — spytał, podchodząc do mężczyzny, który daremnie próbował powstrzymać drżenie warg.
— Nawet jeśli, to ta urocza dama sprawiła, że prawie w ogóle nie zauważyłem twojego spóźnienia.
Draco zignorował jego przytyk i z szerokim uśmiechem uścisnął jego dłoń. Widać było, że między tą dwójką, takie powitania były na porządku dziennym.
— Gdybyś się zapowiedział, nie musiałbyś tu stać, Vincent. Nie radzę próbować — dodał po francusku, zerkając na Parvati, która udawała osobę całkowicie zaabsorbowaną swoją pracą. Jedno spojrzenie na jej twarz upewniło go w przekonaniu, że sekretarka nie zrozumiała ani jednego słowa. — To idiotka, która tylko czeka, aż w jej szpony trafi majętny naiwniak.
Vincent zaśmiał się nisko.
— Zdążyłem się zorientować. Współczuję współpracownicy. A ta druga?
— Coś tam potrafi. W każdym razie jest dużo lepsza — przyznał arystokrata.
— Jesteś pewny, że nie pracuję po godzinach? Wyglądała, jakby spędziła noc na ulicy.
Blondyn skrzywił się nieco. Hermiona rzeczywiście nie wyglądała najlepiej i chociaż jej włosy wydawały się dziś ujarzmione bardziej niż zazwyczaj, cała jej twarz była opuchnięta, a pod oczami widniały wyraźne sińce. Jakąkolwiek wiedzę by nie posiadała, dziś nie była dobrą wizytówką Ministerstwa.
— No cóż... Nie zagłębiam się w życie prywatne pracowników, dopóki wywiązują się ze swoich obowiązków.
— A powinieneś — pouczył go Vincent, błyskając złośliwym uśmiechem. — To szczyt bezczelności, przychodzić w takim stanie do pracy.
— W moim mniemaniu szczytem bezczelności jest obgadywanie kogoś, zakładając, iż ta osoba nie zna francuskiego. A już zwykłym prostactwem jest sugerowanie tego, o czym przed chwilą pan wspomniał, nie mówiąc już o sprowadzaniu wszystkiego do seksu. Tak postępują tylko niewyrośnięci gówniarze. Gówniarze i dupki — oświadczyła Hermiona, która zdążyła już zdjąć rajstopy i wrócić do biura. — Ma pan ochotę na kawę? — spytała z aż nazbyt uprzejmym uśmiechem.
Podczas gdy Vincent próbował znaleźć jakieś odpowiednie wytłumaczenie, ona nadal świdrowała go wzrokiem, zupełnie nie przejmując się tym, że jest to przyjaciel jej szefa i zapewne wielce szanowana postać. Ani tym, że swoje słowa kierowała do najwyższego mężczyzny, jakiego widziała... prócz Hagrida, oczywiście. Hermiona mogła założyć się o to, że facet dochodził do stu dziewięćdziesięciu centymetrów... a może nawet i dziewięćdziesięciu pięciu. Gdyby zdecydował się udawać Mikołaja w hipermarkecie, dziewczyna spokojnie mogłaby grać przy nim skrzata. Ani imponujący wzrost, ani potężne mięśnie ukryte pod granatowym garniturem nie skłoniły jej do zamknięcia ust. Nie miała zamiaru pozwalać siebie obrażać, nawet gdyby w zamian otrzymała ciężkie pobicie.
Vincent w skrępowaniu potarł pokrytą dwudniowym zarostem szeroką szczękę, szukając pomocy u Dracona. Ten jednak nie odzywał się, mało tego, podstępny gnojek uśmiechał się szyderczo, jakby to, że jego pracownica sprowadziła do parteru jego przyjaciela, niezmiernie go bawiło.
— Proszę mi wybaczyć, ma cherie. Nie zdawałem sobie sprawy...
— Dobrze, że chociaż zdaje pan sobie sprawę z tego, jak wiązać sznurówki.
Arystokrata w końcu nie wytrzymał i wybuchnął gromkim śmiechem. Widząc, jak na śniadą twarz przyjaciela wpływa rumieniec, poklepał go pocieszająco po ramieniu.
— Mówiłem. Jest dużo lepsza. Umysł ostry niczym brzytwa, a riposty jeszcze groźniejsze.
Hermiona z dumą poprawiła spódnicę i usiadła za swoim biurkiem.
— Owszem. I proszę przekazać swojemu gościowi, że nie jestem jego kochaniem.
— Och, na Merlina, możecie mówić po ludzku?! — krzyknęła sfrustrowana panna Patil.
Cała trójka spojrzała na nią i zupełnie jakby to wyćwiczyli, każdy uniósł brew. Parvati uniosła obronnie dłonie.
— Już pracuję, już pracuję — mruknęła, wracając do wypełniania formularzy.
— Jeśli już naprawdę chcesz coś zrobić, przynieś nam po herbacie — oznajmił Draco, wracając do ojczystego języka, po czym zaprowadził gościa do swojego biura. — Czego chcesz? — spytał, siadając na obrotowym krześle. Podjechał do kanapy i wyciągnął na niej długie nogi.
Brunet przewrócił oczami i usiadł na sofie.
— Dlaczego zakładasz, że czegoś chcę?
— Bo kiedy Vincent Lloyd pojawia się w moim miejscu pracy, zawsze czegoś chce — odpowiedział Malfoy nieco znudzonym tonem, jednak podejrzliwe oczy zupełnie niszczyły pozory jego obojętności. — Albo zawsze coś się wali — dodał, z ciekawością patrząc na teczkę bruneta.
I była to całkowita prawda. Prawda, która odnosiła się do nich obu. Ich wieloletnia przyjaźń trwała od momentu, w którym rozpoczęli pracę we francuskim Ministerstwie. Obaj zaczynali od zera i przez długi czas dzielili jedno biuro... do czasu, w którym Draco awansował na zastępcę, a Vincent zmienił pracę. Ich więź zapoczątkowana była impulsem rywalizacji i do dziś była ona podstawą ich przyjaźni: obaj podcinali sobie skrzydła, knuli intrygi, lecz wiernie trzymali się jednej, niepisanej zasady. Nigdy nie używali przeciwko sobie faktów z życia osobistego.
— To — rzekł drugi mężczyzna — zostawimy sobie na koniec. Wiem, że była tu Gabrielle.
— Ty jej powiedziałeś?
Vincent posłał mu spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
— Czy ty masz mnie za kompletnego idiotę?
— Tylko czasami. Przez większość czasu jesteś jak pieprzone hemoroidy.
Mężczyzna zaśmiał się, odgarniając sięgające ramion włosy. Taak, brakowało mu Dracona i jego ciepłych słów. Widząc, jak ten nadal zerka na jego teczkę, zupełnie jakby ją chciał porwać, uciec i sprawdzić zawartość, odsunął ją jeszcze dalej.
— Nie zrobiłbym tego, nie mając pewności, że to jest właśnie to, czego chcesz — zaczął, uważnie obserwując przyjaciela. — Gabrielle przyszła do mnie i opowiedziała bajeczkę, coś o tym, że się o ciebie martwi, bo jeszcze sobie coś zrobisz.
Draco prychnął pod nosem. Zacisnął szczękę i mimowolnie zerknął na swoje lewe ramię, co uczynił również Vincent Lloyd.
— Powiedziałem jej, że ode mnie niczego się nie dowie, ale wystarczyło trochę popytać w Ministerstwie, by dowiedzieć się co i jak. Płakała?
— Płakała, krzyczała, prosiła... Zrobiła wiele rzeczy, w tym i rzucenie się na mnie.
— Pieprzysz...
W tym momencie drzwi uchyliły się, ukazując Parvati z parującymi filiżankami. Sekretarka podeszła do szklanego stolika i postawiła je na nim, po czym zalotnie uśmiechnęła się do bruneta.
— W czymś jeszcze mogę panu służyć? — spytała, z ociąganiem przenosząc wzrok na Malfoya.
— Po prostu wyjdź, Patil. Wyjdź i pomóż Granger.
Vincent pochylił się, wlepiając wzrok w opięte ciasną spódnicą pośladki sekretarki. Błysnął zębami, puścił jej oczko i skrzywił się, gdy Draco przywołał go do porządku solidnym kopnięciem.
— Playboy, możemy wrócić do mnie i do moich problemów?
— Na przykład do niebezpiecznie wysokich pokładów agresji?
Draco wyszczerzył zęby.
— Akurat z tym nie mam problemu.
— Tylko inni... — mruknął jego przyjaciel, rozcierając łydkę. — Wróćmy do Gabrielle.
— Nie ma do czego wracać. Jasno dałem jej do zrozumienia, że nie ma na co liczyć i odesłałem ją z powrotem do Paryża...
Arystokrata zamilkł nagle i zacisnął pięści, gdy w jego głowie pojawiła się wizja jego niedoszłej narzeczonej i Nicka. Przez cały ten czas, odkąd dowiedział się o zdradzie, zastanawiał się, czy kobieta mówiła prawdę. Czy to był jeden raz, czy może chodziła do niego od samego początku ich związku?
To nie mogło być od początku — pomyślał, wbijając pusty wzrok w ścianę. Wiedział, że Gabrielle nie byłaby w stanie tak szybko zapomnieć o tym, co zrobił jej Nick. Niemal roześmiał się na wspomnienie jej żarliwych zapewnień.
... nigdy więcej nie chcę go widzieć...
... Nienawidzę go, Draco. Nienawidzę...
... jak mógł to zrobić?
A mimo to, wróciła do niego. Pomimo tego, że ją skrzywdził, że niszczył ją od lat, pozwoliła mu się dotykać. Całować. Pieścić.
— ... i od tamtego czasu jej nie widziałem — dokończył, skupiając wzrok na orzechowych oczach przyjaciela. — To wszystko.
Brunet wypuścił gwałtownie powietrze, jakby jego słowa przyniosły mu ulgę. Obawiał się tego, że Draco mógłby ulec Gabrielle, nie dlatego, że był głupi i naiwny, ale dlatego, że naprawdę ją kochał. Nawet gdyby pierścionek, który pomagał mu wybierać, nie uświadomiłby go o tym, zrobiłaby to jego rozpacz po tym, gdy dowiedział się o wszystkim. To i wkurwienie, które nawet bez swoich empatycznych zdolności mógł poczuć na skórze niczym wyładowania elektryczne.
Chcąc mieć pewność, że arystokrata mówi prawdę, zamknął oczy, sięgając w głąb siebie po swój dar. W ciemności, za zamkniętymi powiekami zobaczył aurę Dracona. Była tam ognista wściekłość otoczona grubą warstwą błękitnego smutku i brązem determinacji. To, co go uspokoiło to brak bladoróżowej tęsknoty. Wszystko było w porządku.
W chwili, gdy zobaczył zielony błysk irytacji, szybko schylił się, unikając kolejnego ciosu. Otworzył oczy i spojrzał na przyjaciela.
— Trzymaj się z dala od mojej aury — warknął blondyn, sięgając po filiżankę.
— Skąd masz pewność, że akurat to robiłem? Może po prostu się nad czymś zastanawiałem.
— Zawsze, kiedy używasz daru empaty, przymykasz na dłużej oczy i wyglądasz, jakbyś miał zatwardzenie.
Vincent zmrużył oczy.
— Jak się skupiam. Skupiam, Draconie. Coś, z czym ty masz problemy.
— To nie ja jako stażysta nie mogłem pracować przez modelki, Playboyu — zaśmiał się Draco, przypominając sobie ten dzień. Roznosili po departamencie papiery dotyczące organizacji pokazu Which? Witch. Jego przyjaciel miał ogromne problemy z pracą przez krzątające się po korytarzach modelki.
Uśmiech spełzł mu z ust, gdy przypomniał sobie o tym, iż był to dzień, w którym po raz pierwszy spotkał Gabrielle.
— Nie nazywaj mnie playboyem. Dobrze wiesz, jak tego nie znoszę — burknął brunet.
— Wiem. I dlatego to robię — odparł Draco i błyskawicznie odbił z krzesłem w bok, by uniknąć wyplutej przez Lloyda herbaty.
Brunet spojrzał z niedowierzaniem na filiżankę i z wyraźnym obrzydzeniem odstawił ją na stolik.
— Na Merlina, to najgorsze... coś, jakie kiedykolwiek piłem.
— Widocznie trafiłeś na złą herbatę — mruknął z zadowoleniem arystokrata, wzruszeniem ramion zbywając jego oburzenie.
— Co?
— Mogę się założyć, że tamta — tu skinął w stronę odstawionej filiżanki — była dla mnie. Parvati mnie nie znosi... — Draco nagle zmarszczył brwi, notując w pamięci, żeby nigdy więcej nie zlecać jej robienia herbaty. — Nie zdziwiłbym się, gdyby do niej napluła.
Vincent lekko pozieleniał na twarzy.
— Zmieńmy temat, bo zaraz się zrzygam. Porozmawiajmy o tym... — zaczął, a złośliwy uśmiech wpłynął na jego usta — jak przekonałeś Gabrielle do powrotu.
— Pocałowałem Granger.
Brunet zmrużył oczy, przeszukując swoją pamięć. Po chwili pokręcił głową, będąc przekonanym, że nie zna żadnej Granger, o czym poinformował przyjaciela.
— Ależ znasz — ten odparł, wskazując ruchem głowy na drzwi. — To ta, która zwyzywała cię od prostaków i gówniarzy.
— Ona? I nie odgryzła ci wargi? Nie zmiażdżyła jaj? Zadziwiające!
Draco wybuchnął śmiechem.
— Prawdę mówiąc, zareagowała zupełnie inaczej.
— Dobra jest?
— Vincent — rzucił ostrzegawczo blondyn.
— Wygląda mi na taką, co udaje nieśmiałą, a w łóżku jest prawdziwą smoczycą. Taką, która będzie cię ujeżdżać, aż nie wybije tobą dziury do sąsiadów. Zaufaj mi, znam się na kobietach — oświadczył brunet i zamyślił się, starając się nie zwracać uwagi na niemalże płaczącego ze śmiechu Dracona. — Powiem ci, że niczego sobie. Mała, delikatna, wszystko ładnie wyrośnięte... tylko żeby się mocniej malowała. Bez tego będziesz się czuł tak, jakbyś posuwał dziewiętnastolatkę.
Arystokrata nagle spoważniał. Wyprostował się w fotelu i zamarł, wpatrując się w drzwi z ewidentnym przerażeniem.
— Granger.
Vincent natychmiast zamilkł i nerwowo obejrzał się za siebie. Po chwili wrócił wzrokiem do przyjaciela i zaklął.
— Cholera, mało zawału nie dostałem.
— Jesteś bardzo odważny.
Brunet wstał i poprawił marynarkę, puszczając do niego oczko.
— Lepiej nie drażnić smoczycy. A teraz, kiedy jesteś w dobrym nastroju, pora wręczyć ci ten list i życzyć miłego dnia.
Jak powiedział, tak zrobił. Otworzył teczkę, wyjął z niej kopertę i po wręczeniu mu jej, wyszedł z biura. Będąc w sekcji sekretarek, zignorował uśmiechającą się do niego Parvati. Po pierwsze, wiedział, że chodziło jej o jego pieniądze. Po drugie, ta herbata...
Zawiesił natomiast oko na niesławnej pannie Granger, która akurat schylała się do najniższej półki regału. Delikatnie przechylił głowę, lustrując jej zgrabne, długie nogi, apetyczny tył i wąziutką talię. Z miną łowcy podszedł do niej i nachylił się, by podnieść kartkę, która niespostrzeżenie wymknęła się z segregatora.
— Ma cherie, zapomniałaś o tym.
Dziewczyna momentalnie się odwróciła. Na jego widok zmarszczyła swój zgrabny nosek, czym zwróciła na niego spojrzenie Vincenta. Doliczył się na nim pięciu delikatnych piegów.
— Prosiłam, by pan tak do mnie nie mówił — przypomniała mu oschle, odbierając kartkę.
— Owszem, jednak patrząc na ciebie, można zapomnieć absolutnie o wszystkim — szepnął tak cicho, że nawet stojąca tuż przy nim Hermiona miała problemy z dosłyszeniem wszystkiego.
Sekretarka omiotła gabinet nerwowym spojrzeniem, jakby szukała pomocy.
— Aha. Świetnie. Mam nadzieję, że pamięta pan, gdzie są drzwi.
Brunet uśmiechnął się szeroko, gdy odwróciła się od niego i odstawiła segregatory na biurko, sprawnie przeglądając ich zawartość. Nie zrażał go jej ton, przecież tyle razy przemieniał już niechęć w pożądanie. Malfoy w pewnym stopniu miał rację, nazywając go playboyem. Miał wiele kobiet, w przeciwieństwie do Dracona, który miał problemy z zaufaniem i bardzo powoli przekonywał się do ludzi. A kiedy już przekonał się do Gabrielle...
— Twoje słowa sprawiły mi przykrość.
— Pańskie również mi ją sprawiły — odpowiedziała Hermiona, a gdy w końcu nie mogła dłużej udawać, że nadal czegoś szuka, z westchnieniem spojrzała na niego. — Przepraszam, ale jestem nieco zajęta.
— Ależ oczywiście, nie będę ci przeszkadzał. Ale z racji tego, że od tej pory dość często będę tu wpadał, chciałbym, żebyś przestała mnie w myślach dźgać sztyletem.
Sekretarka zamrugała.
— Co pan ma na myśli...
— VINCENT!!!
Brunet uśmiechnął się, słysząc ryk Malfoya i szarmancko jej się ukłonił.
— Au revoir, ma belle.
Chwilę po tym, jak wyszedł, do sekcji sekretarek wszedł Draco, ściskając w dłoni kawałek pergaminu. Wbił wzrok w drzwi i zacisnął szczękę. Hermiona mogłaby przyrzec, że zdołała usłyszeć, jak kruszą mu się zęby.
— Wyszedł już?
Obie sekretarki skinęły głową.
— Skurwiel — burknął pod nosem, przeczesując wolną dłonią włosy. — Granger, do gabinetu. Mamy problem. Zdążyłaś już zrobić zaktualizowany plan finansowy?
— Tak, ale na resztę musi pan...
— Tylko to, Granger. Weź kosztorysy i wszystkie dokumenty dotyczące przepływów pieniężnych i przyjdź.
Dziewczyna mimowolnie wzdrygnęła się, gdy zatrzasnął drzwi. Przywołując zaklęciem ukryty pod innymi dokumentami plan finansowy organizacji sympozjum, zastanawiała się, co takiego przekazał mu jego przyjaciel. Cokolwiek by to nie było, stanowiło zapowiedź nadchodzących komplikacji. Ignorując zawistne spojrzenie, jakie posłała jej panna Patil, weszła do gabinetu Malfoya.
— Siadaj i czytaj — powiedział, podając jej list.
W czasie gdy oczy Hermiony lustrowały kolejne linijki tekstu, Draco powoli łączył wszystkie fakty. Jeden z ich sponsorów wycofywał się na rzecz firmy McGuffina. Firmy, w której zatrudnił się Lloyd. Arystokrata był pewny, że to właśnie jego przyjaciel zwinnie sprzątnął im Lavine'a sprzed nosa, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja.
— Jak bardzo w tej sytuacji jesteśmy zadłużeni? — spytał, gdy sekretarka odłożyła pergamin na biurko.
Hermiona ciężko westchnęła i przygryzła wargę.
— Zakładając, że reszta sponsorów nie zaniepokoi się tym i również nie zrezygnują... Brakuje nam jakichś... pięćdziesięciu tysięcy galeonów — wyznała w końcu, zerkając to na przełożonego to na list.
Blondyn szarpnięciem odpiął pierwszy guzik białej koszuli i poluzował kołnierz. Pięćdziesiąt tysięcy. Kiedyś to on sam mógłby pokryć braki, jednak teraz, gdy odciął się od rodziny i zaczynał od zera, nie mógł tak po prostu oczyścić do dna swojej skrytki w Gringottcie, którą sam z takim trudem zapełnił.
Po raz kolejny przeklinając Lloyda, rzucił:
— Na szczęście to nie jest jeden z naszych głównych sponsorów. Do czasu, aż nie znajdziemy brakujących funduszy, nie informujmy o tym pozostałych... tak na wszelki wypadek — Draco pokiwał głową, jakby przekonywał do tego pomysłu samego siebie i spojrzał na Hermionę. — Przez ile możemy to opóźniać?
— Najdłużej przez tydzień, do spotkania ze sponsorami.
Mężczyzna pokiwał głową, w myślach układając plan działań na najbliższe dni. Wiedział, że musi to rozegrać delikatnie, a zarazem sprawnie, by nie wzbudzić niepotrzebnych podejrzeń. W chwili, gdy miał oddelegować sekretarkę do kolejnych zadań, pochwycił jej spojrzenie, które zdawało się zwiastować kolejne kłopoty.
— Jest coś jeszcze, prawda?
Hermiona przytaknęła, szukając czegoś w stosie przyniesionych przez nią dokumentów. Gdy wyjęła ten właściwy, arystokrata nachylił się nad nią, uważnie lustrując widniejące na nim wyliczenia.
— Ogólny deficyt środków wynosi pięćdziesiąt tysięcy galeonów, co samo w sobie jest dość poważnym utrudnieniem, ale...
— Mów, Granger — ponaglił.
— Problem w tym, że zgodnie z pierwotnym planem, środki pochodzące od tego inwestora miały zostać przeznaczone na wypłaty zaliczek na kontrakty.
— Kurwa.
— Pozwolę się z panem zgodzić.
— Ile mamy obecnie dostępnych środków? — zapytał, zamykając oczy.
Hermiona przyjrzała się leżącym przed nią dokumentom i po chwili, niemal słysząc nadchodzący wybuch jej szefa, oznajmiła:
— Pięć tysięcy galeonów.
— Vincent, ja cię zapierdolę! — ryknął, rozpoczynając bezowocną wędrówkę po gabinecie. Rozpiął jeszcze jeden guzik koszuli, jednak nawet to nie było w stanie zniwelować uczucia metalowej obręczy zaciskającej się wokół jego szyi. Po chwili usiadł na sofie, chowając twarz w dłoniach.
Dziewczyna przyglądała mu się ze współczuciem. Choć zazwyczaj nie znosiła tego władczego i aroganckiego dupka, wiedziała, jak ważne dla niego jest to sympozjum. Dlatego też nie była w stanie zrozumieć, jak ktoś, kto podaje się za jego przyjaciela, może czerpać satysfakcję z rzucania mu kłód pod nogi. Zamrugała, gdy dotarł do niej głos przełożonego:
— Potrzebujemy pieniędzy, Granger. Skąd je wziąć?
— Musimy odroczyć wypłatę części zaliczek kontrahentów i uzgodnić z nimi nowe terminy — wypaliła Hermiona, będąc w swoim żywiole. — Trzeba też pilnować wydatków, bo nie możemy sobie pozwolić na niepotrzebne koszty...
— Wyślij pismo do egipskiego Ministerstwa z odmową zwiększenia ich delegacji.
Sekretarka pokiwała głową i zanotowała jego uwagę w notatniku. Widząc na sobie jego ponaglające spojrzenie, kontynuowała:
— Powinniśmy też zwrócić się do strony francuskiej o dodatkowe pieniądze w związku z zaproponowanymi przez nich zmianami. Oczywiście zapewnimy ich, że zwrócimy je, jak tylko wpłyną do nas środki od sponsora... — dodała szybko, widząc jego sceptycyzm — ... którego jeszcze nie mamy. Panie Malfoy?
— Jak tylko wyślesz pismo do Egiptu, zajmiemy się negocjacją kontraktów. A później znajdziemy sponsora. To oznacza pracę po godzinach, bez przerwy, w czasie Świąt — widząc, jak dziewczyna kiwa głową, dodał: — Nie zapłacę za to.
Hermiona przestała notować i spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi.
— Zdaję sobie z tego sprawę, ale chcę, żebyś wiedział, że nie pisałam się na wolontariat i masz u mnie dług, Malfoy.
Draco nie pozostał jej dłużny i oddał niechętne spojrzenie. Nie podobało mu się to, że będzie miała na niego haczyk. Chcąc od razu pozbawić ją możliwości do dręczenia go, spytał:
— Czego zatem chcesz w zamian? Awansu? — kusił ją. I tak miał wstawić się za nią u Rogersa.
Ku jego rozczarowaniu, dziewczyna pokręciła głową.
— Na chwilę obecną nic. Jeśli chwilowo to wszystko, pójdę przygotować pismo do delegacji z Egiptu.
Gdy skinął głową, opuściła gabinet, a jego myśli na powrót zaczęły krążyć wokół jego przyjaciela.
Vincent. Jeszcze pożałuje, że postanowił wtrącić swoje trzy knuty do Sympozjum. Oczywiście Draco wiedział, że prędzej czy później musiało to nastąpić, zbyt dobrze znał przyjaciela, by łudzić się, że ten po prostu odpuści, po tym, jak to jemu zostało zaproponowane stanowisko zastępcy szefa departamentu. Jeszcze będąc w Paryżu, zauważył, jak Lloyda zżera zazdrość... Zupełnie jak teraz Patil, choć Vincent zawsze wiedział, gdzie jest granica i nigdy nie brudził na tyle, by Draco nie mógł sobie z tym poradzić.
A jeśli już mowa o Parvati...
Zaciekawiony panującą w pokoju sekretarek ciszą, która w przypadku naczelnej plotkary Ministerstwa była czymś wręcz nienaturalnym, delikatnie uchylił drzwi i zajrzał do środka, a wyraz jego twarzy był idealną mieszaniną irytacji i zaciekawienia.
Siedząca przy biurku Granger panna Patil w pośpiechu przeglądała znajdujące się na nim dokumenty, co jakiś czas rzucając poddenerwowane spojrzenia w stronę wejścia. Uśmiechnęła się przebiegle, znajdując ten właściwy i stworzyła jego kopię, którą następnie kilkukrotnie złożyła i schowała za dekolt bluzki. Blondyn przechylił głowę, gdy kobieta otworzyła okno na oścież, strącając przy okazji doniczkę, która z hukiem upadła na biurko jej koleżanki, rozbryzgując na nim ziemię.
Nie radziłbym, Patil — pomyślał, gdy Parvati przeniosła swój wzrok na stojącą nieopodal filiżankę z kawą. Pokręcił głową, widząc, jak z premedytacją wylewa zawartość naczynia na resztę dokumentów i cicho zamknął drzwi, czekając na rozpoczęcie następnej kłótni.
Chwilę później usłyszał zduszony głos Hermiony.
— Godryku, kto otworzył to okno?
— Mnie nie pytaj, dopiero co wróciłam od Aidena. Pewnie sama otworzyłaś i o tym zapomniałaś.
— Parvati, przecież bym o czymś takim nie zapomniała. W przeciwieństwie do niektórych nie chodzę z głową w... Cholera jasna!
Draco cierpliwie czekał, aż ich krzyki przybiorą na sile, po czym bezceremonialnie wszedł do ich pokoju, z irytacją pytając:
— Co tu się znowu dzieje?
— Nie mam pojęcia, panie Malfoy. Przyszła i wydziera się wniebogłosy, obarczając mnie winą za swoją niekompetencję — powiedziała gładko Parvati, podczas gdy Hermiona starała się uratować jak najwięcej z jej bezcennych notatek i dokumentów. Słysząc wypowiedź drugiej kobiety, uniosła głowę, patrząc na nią z niedowierzaniem.
— Niekompetencję? TY zarzucasz mi niekompetencję, Parvati? Doskonale wiem, że specjalnie zostawiłaś otwarte okno, byle tylko mi zaszkodzić — odwarknęła. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, co narobiłaś.
— Czy podczas tej kawowej powodzi uległo zniszczeniu coś ważnego? — spytał nadzwyczaj spokojnie arystokrata, zdegustowanym wzrokiem przyglądając się rozmokłym pergaminom.
Dziewczyna podniosła z blatu mizernie wyglądający dokument, z którego nie dało się odczytać niczego. Atrament rozmókł, rozlewając się na powierzchni strony.
— Czym był wcześniej ten śmieć?
— Kwitem depozytowym na podjęcie pieniędzy ze skrytki w Banku Gringotta. A dzięki pomysłowości Parvati będziemy musieli czekać na duplikat od sponsora przynajmniej kilka dni — oznajmiła Hermiona. — Co oznacza, że przez ten czas musimy się obyć bez pieniędzy.
— Aha, więc to moja wina, że nie pomyślałaś o tym, żeby odpowiednio wcześniej zadbać o to, by zrobić kopię? — spytała bojowo druga z sekretarek, zakładając ręce na piersi.
— Och, wybacz, że nie pomyślałam o tym, że ktoś z zazdrości zaleje je kawą!
— A masz jakiś dowód?
— Dosyć! — wrzasnął arystokrata, widząc, jak Parvati podchodzi do drugiej z sekretarek. — Masz jakiś dowód, Granger, że to Patil zniszczyła dokumenty?
— Nie, ale...
— W takim razie zobacz, czy nie ma cię na korytarzu.
Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie sądziła, że po tym, jak układała się ich współpraca, Malfoy tak po prostu weźmie stronę Parvati. Widząc zwycięskie spojrzenie panny Patil, otworzyła usta, chcąc zaprotestować, jednak jej przełożony powtórzył:
— Granger, wyjdź na chwilę na korytarz, jeśli łaska.
Choć jego głos nadal pozostał stanowczy i beznamiętny, coś w jego spojrzeniu mówiło jej, że tym razem może być spokojna. Licząc na to, że prawidłowo odebrała ten niewerbalny przekaz, powoli skinęła głową. Jej domysły potwierdziły się, gdy wychodząc na korytarz, usłyszała słowa:
— Może będąc kochanką szefa, żyłaś w naiwnym przeświadczeniu, że wszystko ci wolno, ale ja nie będę tolerował kogoś, kto sabotuje jedyną osobę, która w waszym Departamencie cokolwiek potrafi. Zwalniam cię, Patil.
Hermiona zamknęła drzwi, jednak nawet to nie było w stanie zagłuszyć protestów sekretarki, przekonanej o tym, że cokolwiek się wydarzy, Aiden Rogers ją z tego wybroni. Przysunęła się nieco bliżej wejścia, w skupieniu wsłuchując się w nadzwyczaj spokojny głos swojego przełożonego, który właśnie oznajmiał, że po ostatniej wpadce z kontraktem Parvati nie ma co liczyć na pomoc szefa Departamentu.
Chwilę później musiała uskoczyć przed drzwiami, przez które wyszła była sekretarka. Zanim jednak zdążyła zniknąć za rogiem, zatrzymał ją głos blondyna.
— Patil, kwit — rozkazał, pstrykając palcami.
Rozjuszona do granic możliwości dziewczyna wyjęła ukryty w miseczce stanika dokument, ze złością wciskając go w wyciągniętą dłoń przełożonego.
— Żegnam — oznajmił i przekazał pergamin Hermionie, po czym odwrócił się na pięcie i wrócił do biura. — Granger!
Słysząc ponaglający głos arystokraty, dziewczyna weszła za nim do środka.
— Tak?
— Zabierz wszystkie swoje rzeczy i przenieś je do konferencyjnej — rozkazał. — I, na miłość Merlina, na przyszłość bądź bardziej ostrożna. W tym budynku aż roi się od pijawek, które tylko czekają na odpowiedni moment, by przywłaszczyć sobie to wszystko, co wypracowałaś sobie do tej pory.
— Dobrze — przytaknęła.
— A później pójdziesz do Rogersa i przypomnisz mu, by jak najszybciej znalazł kogoś, kto przejmie obowiązki po tej...
— Po tej — powtórzyła za nim, delikatnie się uśmiechając, gdy przypomniała sobie jego słowa, gdy bronił jej przed Patil.
— Do roboty — ponaglił ją Malfoy.
Mogłaby przysiąc, że kącik jego ust drgnął, gdy pochwycił jej uśmiech.
Lekkim krokiem wróciła do biura. Uśmiechnęła się i machnęła krótko różdżką, przenosząc swoje rzeczy. Podobnie jak w przypadku incydentu, w jej wnętrzu zmagały się dwie Hermiony. Pierwsza z nich marszczyła nosek i kręciła potępiająco głową, dając do zrozumienia, że nie powinna odczuwać tak wielkiej radości z powodu czyjegoś nieszczęścia. Ta druga, potencjalna nimfomanka, mająca w sobie niepokojący pierwiastek dzikości, zdzieliła w policzek swoją przeciwniczkę, mówiąc, że Parvati sama do tego doprowadziła.
Dziewczyna w końcu przyznała jej rację. Próbowała rozmawiać z Patil, ostrzec ją, a nawet ją kryła, jednak ona nadal nie była w stanie znieść porażki. Od teraz mogła w spokoju pracować, nie przejmując się, że ktoś tylko czeka na odpowiedni moment, by podciąć jej skrzydła.
Przeszła do sali konferencyjnej. Układając swoje rzeczy, co chwilę zerkała w stronę uchylonych drzwi gabinetu Malfoya. Arystokrata właśnie odbijał pieczęć Ministerstwa na rozgrzanym wosku. Z satysfakcją złożył zamaszysty podpis na czymś, co zapewne było wypowiedzeniem Parvati. Raz jeszcze wróciła myślami do jego słów i uśmiechnęła się. Jej szef zasługiwał na niewielką nagrodę.
Słysząc ciche pukanie, Draco uniósł głowę. Na widok Hermiony z filiżanką i kawałkiem ciasta, jego brwi momentalnie poszybowały w górę. Odłożył pióro i potarł wargi, by ukryć ich drżenie.
— Lunch dopiero za cztery godziny, Granger — powiedział, przechylając głowę.
Sekretarka wzruszyła ramionami.
— Pomyślałam, że już teraz chciałby pan coś zjeść.
— Nie przepadam za słodkim.
Hermiona zmrużyła oczy, widząc cień kpiącego uśmieszku. Ten prawie niezauważalny gest zmienił rysy jego twarzy, stały się jakby łagodniejsze. Dziwnie było jej patrzeć na Malfoya, który na nią nie wrzeszczał. Na Malfoya, który uśmiechał się do niej... a może po prostu ją wyśmiewał?
— Herbaty nie słodziłam. A ciastko jest kawowe.
Słysząc to, blondyn powrócił wzrokiem do deseru. Dziewczyna niemal się zaśmiała, widząc jego łakome spojrzenie. Najwyraźniej wszystko, co w swojej nazwie zawierało słowo kawa”, działało na Malfoya jak kocimiętka.
Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby wylądował na jej plantacji. Pewnie łykałby ziarenka jedno po drugim jak cytrynowe dropsy.
— To nagroda za opieprzenie Patil i zwolnienie jej?
— Nie — odpowiedziała wolno Hermiona, stawiając przed nim niewielką tacę. — To nagroda za rozsądne zachowanie.
Nic nie odpowiedział, jedynie wpatrywał się w nią uważnie, najwyraźniej czegoś oczekując.
— I za zruganie Patil — przyznała z westchnięciem.
Jasna brew Dracona uniosła się jeszcze wyżej.
— I za zwolnienie jej. Po prostu zjedź to ciastko, Malfoy.
— Panie Malfoy.
— Zapchaj się, Malfoy — burknęła pod nosem, wracając do konferencyjnej.
Nim zdołała otworzyć drzwi, zatrzymało ją wołanie Dracona.
— Granger!
— Tak?
Arystokrata uśmiechnął się powoli.
— Zapomniałaś o widelcu — poinformował uprzejmym tonem, w którym czaiła się jednak kpina.
— Zaraz przyniosę.
Sekretarka podeszła do swojego biurka i wyjęła z szuflady zapasowy widelec. Już miała wrócić, gdy jej wzrok zatrzymał się na czajniku. Po chwili namysłu rzuciła zwycięskie spojrzenie drzwiom do gabinetu Malfoya i nastawiła wodę. Następnie sięgnęła po kubek i nasypała do niego kawy, by móc dręczyć jej zapachem irytującego szefa.
Tak, jak przewidywała, podczas ich pracy w konferencyjnej arystokrata co chwilę zerkał pożądliwie na jej kubek. Za każdym razem, gdy upijała łyk kawy, patrzył na nią z dezaprobatą, jednak w żaden sposób nie skomentował jej małej zemsty. Ona natomiast nie mogła pozbyć się szerokiego uśmiechu, pomimo stołu zapełnionego teczkami, segregatorami i stertą luźnych pergaminów. Nic nie mąciło jej spokoju aż do pojawienia się zastępcy Patil.
Słysząc dźwięk rozsuwanych drzwi, oboje unieśli głowę.
— Emm... Dzień dobry, nazywam się Ian MacPhee. Zostałem przeniesiony z sekcji nadzorczej.
Chłopak niepewnie przestawał z nogi na nogę, czując na sobie badawcze spojrzenie Dracona. Blondyn, widząc jego gest, skrzywił się nieznacznie. Swoimi ognistymi włosami, masą piegów i długim, haczykowatym nosem przypominał jednego z Weasleyów. Jednak w przeciwieństwie do nich, Ian był wyjątkowo niski, a okulary z grubymi jak denka szklanek soczewkami przysłaniały mu niemal pół twarzy.
— Kto cię tu przysłał? — spytał Malfoy, wracając do wypełniania raportów.
— Pan Rogers. Emm... powiedział, że mam się tu przenieść.
— To już wiemy.
— No tak...
Arystokrata wymienił spojrzenie z Hermioną i spytał:
— Jak długo pracujesz w Ministerstwie?
Ian podrapał się po nosie i nerwowym gestem poprawił okulary.
— Jakieś dwa lata.
— I jesteś pewny, że znasz się na tym, co robisz, wystarczająco dobrze, że dasz sobie radę na nowym stanowisku?
— Poradzi sobie — wtrąciła się Hermiona, posyłając nowemu współpracownikowi uśmiech. — Brał udział w przygotowaniach do Mistrzostw Quidditcha. Jeśli dał radę z tak dużym przedsięwzięciem, to jestem pewna, że sprosta typowo papierkowej pracy.
Draco zamrugał i spojrzał na nią tak, że oczywiste było dla niej, że zastanawiał się nad tym, jakim prawem wtrąca się do tej rozmowy. W odpowiedzi na to wzruszyła ramionami. Nie mogła pozwolić, by jej szef już na samym początku zmieszał Iana z błotem.
— Przypomnij mi swoje nazwisko — rzucił przyjaźnie, z powrotem odwracając się do chłopaka. Hermiona skrzywiła się nieznacznie. Wiedziała, że Malfoy był najgorszy właśnie wtedy, gdy używał tego swojego jestem-twoim-przyjacielem-chodźmy-zbierać-kwiaty tonu. Była to przysłowiowa cisza przed burzą.
— MacPhee.
— Właśnie. Zaczekaj w moim gabinecie. A teraz ty — zwrócił się do sekretarki. — O ile mnie pamięć nie myli, a zdarza się to wyjątkowo rzadko, nadal jesteś tylko sekretarką, a te nie mają głosu w sprawach zatrudniania nowych pracowników...
— Ian nie jest nowy. Został przeniesiony. Poza tym wiem, że posiada odpowiednie umiejętności do stanowiska...
— ... sprzedawcy w sklepie — wszedł jej w słowo. — Granger, potrzebuję kogoś, kto nie tylko potrafi pisać i czytać, ale też umie rozmawiać z ludźmi, odmawiać im i znosić humorki. Na pierwszy rzut oka widać, że gdy tylko na niego spojrzę, on chce uciekać.
Hermiona spojrzała na niego beznamiętnie, powstrzymując się od komentarza, że większość osób tak ma.
— Powinieneś mu dać szansę... panie Malfoy — dodała szybko. — Potrzebujemy szybkiego zastępstwa za Parvati. Ian ma wszystko, czego potrzeba.
Draco pokręcił głową, po czym zaśmiał się szorstko.
— Ty naprawdę czujesz się zbyt pewnie — powiedział, nie mogąc do końca ukryć swojego zaskoczenia. W końcu westchnął i ponownie ujął pióro. — W porządku, niech będzie. Ale to ty jesteś za niego odpowiedzialna i to ty będziesz po nim sprzątać.
Dziewczyna nie oczekiwała niczego innego.

***

— Pański pokój.
Hermiona uśmiechnęła się do portiera i weszła za Malfoyem do środka. O ile sypialnia sekretarki sprawiła, że jej serce przyśpieszyło, to pomieszczenie na chwilę zatrzymało jego pracę. Utrzymane w czerni, bieli i szarości wnętrze biło po oczach swoim bogactwem i nowoczesnością. Zatrzymała dłużej wzrok na łożu ukrytym za czterema białymi zasłonami i oknie w kształcie rombu sięgającego od podłogi aż po sam sufit. Jednak tym, co przyciągało ją niczym ćmę do światła, była czarna tafla szkła, zajmująca całą ścianę.
Podeszła do niej, zostawiając w tyle rozmawiających mężczyzn. Czytała o tym przedmiocie, jednak nigdy nie przypuszczała, że kiedyś będzie miała do niego choćby chwilowy dostęp. Czując rosnące podekscytowanie, zatrzymała się przy niewielkim panelu z czterema pokrętłami. Położyła dłoń na jednym z nich i przekręciła go w prawo tak, że niewielka strzałka zatrzymała się na polu z napisem Egipt. Gdy ustawiła drugie pokrętło (Piramida Cheopsa), tafla zafalowała, ukazując jej wybrany obszar.
Hermiona wyciągnęła rękę, która bez żadnych przeszkód przeszła przez szkło, napotykając opór dopiero przy łokciu. Uśmiech mimowolnie wkradł się na jej usta, gdy gorące promienie połaskotały jej skórę. Przykucnęła i musnęła iskrzące się w słońcu drobinki piasku.
— Twórca iluzjonu eternistycznego zgodził się wziąć udział w Sympozjum.
Głos Dracona sprawił, że dziewczyna podskoczyła, gwałtownie cofając rękę. Odwróciła się, by zobaczyć ten dobrze jej znany kpiący uśmiech.
— Byłam po prostu zaintrygowana — bąknęła, powoli się prostując.
Blondyn wyminął ją bez słowa i podszedł do panelu. Spodziewała się, że wygłosi parę słów na temat jej zachowania, jednak nie wydawał się zaskoczony czy zgorszony jej ciekawością, jakby z góry wiedział, że Hermiona nie oprze się swojemu instynktowi.
— Nieco za gorąco jak na moje upodobania...
Miał rację. W pokoju zrobiło się tak gorąco, że sukienka dziewczyny powoli zaczęła przyklejać się do ciała. Hermiona przyglądała się, jak przekręca kolejne pokrętła i ku jej zaskoczeniu, zamiast jego ukochanej Francji iluzjon ukazał panoramę Londynu, z dumnie stojącym Big Benem na czele.
— Coś nie tak?
Odchrząknęła i przybrała neutralny, jak miała nadzieję, wyraz twarzy.
— Ależ skąd. Po co mnie pan tu zaprosił? — spytała, niemal krzywiąc się na swoje słowa. Zaprosił? Nie, on kazał jej tu przyjść.
— Chciałbym omówić jeszcze kilka drobnych spraw — zaczął, podchodząc do barku. Swoją sylwetką całkowicie zasłaniał jej widok, jednak jej uszu doszedł głośny stukot lodu uderzającego o szkło. — Po pierwsze, przed chwilą dostałem list od twojego szefa. Proces waszego nadzorcy dobiegł końca i Rogers w końcu może wrócić do siebie. A to oznacza — ciągnął dalej, nalewając do szklanek Ognistą Whiskey — że oboje na stałe przenosimy się do konferencyjnej, a ty nie musisz biegać do niego z raportami.
Nie zważając uwagi na jej wahanie, Draco wcisnął jej do ręki szklankę, rozsiadł się na fotelu i leniwym gestem uniósł szkło do ust.
— Z jakiej to okazji?
— Dobrze dziś wypadliśmy. Na tyle dobrze, że skrócili mi okres próbny... Z trudem to mówię, ale częściowo jest to twoja zasługa, Granger.
— Moja?
Początkowo blondyn sprawiał wrażenie, jakby wypowiedziane przez niego słowa boleśnie podrażniły mu gardło, jednak na widok jej miny roześmiał się cicho. Uważnie obserwował, jak Hermiona zajmuje miejsce naprzeciw niego i ostrożnie popija trunek, jakby podejrzewała, że dodał tam arszeniku.
W tym momencie przypomniał sobie słowa swojego szefa, pana Bonneta. Odruchowo sięgnął do kieszeni marynarki, w której bezpiecznie spoczywał stary zegarek. Upił kolejny łyk, muskając kciukiem pękniętą tarczę. Niemal mógł poczuć, jak niewielki przedmiot ogrzewa się, paląc mu skórę.
— Możesz pić bez obaw, Granger — rzucił, wskazując ruchem głowy na jej szklankę. — Niczego tam nie dolałem.
— Może i nie dolałeś, ale biorąc pod uwagę moje szczęście i naszą przeszłość, mogłeś tam napluć.
Uśmiechnął się szeroko, jednak szybko spoważniał.
— Owszem, mogłem. Ale, niestety, nie mam już szesnastu lat.
Zrób to. Po prostu to zrób, do cholery — powtarzał sobie w myślach, zacieśniając uchwyt wokół zegarka. To prawda, nie był szesnastolatkiem, nie był chłopcem, był mężczyzną, który odciął się od przeszłości i poradził sobie ze swoim bagażem. I choć zmienił wszystko, co mógł, począwszy od przeprowadzki i zerwania kontaktów z rodziną aż po próbę rozpoczęcia zupełnie nowego etapu poprzez związek z Gabrielle, coś ciągle cofało go do tamtego Dracona. Tym czymś była Hermiona Granger.
Czując coraz większą irytację, szarpnięciem poluzował krawat, jednak po chwili zdjął go i położył na stoliku.
— Nie zastanawiałaś się, o czym chciał rozmawiać ze mną Bonnet?
Hermiona skinęła głową. Jasne, że była ciekawa, dlaczego szef Dracona zabrał go na pół godziny, zostawiając ją sam na sam z resztą gości. W pierwszych chwilach była przerażona, jednak bez problemów odnajdywała się w poruszanych tematach.
— Nie dostaniesz awansu, Granger — oznajmił spokojnie arystokrata, upijając kolejny łyk.
Dziewczyna poruszyła ustami, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Ścisnęła szklankę tak mocno, że ta w każdej chwili mogła pęknąć.
— Jak to?
Draco wzruszył ramionami.
— Ktoś inny zostanie asystentką.
Hermiona pokręciła z niedowierzaniem głową. Pięć lat pracy, kursy, staże, znoszenie Parvati... i to wszystko na nic? Przecież nie było nikogo, kto mógłby z nią rywalizować. Dobrze wiedziała, że nie przeceniała swoich umiejętności i w pełni zasługuje na to stanowisko... a jedyną przeszkodą był Malfoy.
— Ktoś inny? — powtórzyła, po czym z hukiem odstawiła szklankę na stolik. — Nie, Malfoy. Nie pozwolę, żebyś mi o zrobił — oświadczyła, wstając z fotela. Wycelowała drżący palec w Dracona i syknęła wściekle: — Nie zasłużyłam na takie traktowanie. Ciężko pracowałam na to, co mam i nie pozwolę, żebyś odebrał mi coś, co mi przysługuje. To koniec, Malfoy, mam cię dość. Nawet nie potrafię zliczyć, ile razy ratowałam twoje arystokratyczne dupsko, ale skoro nie potrafisz tego docenić, trudno. Pójdę do Rogersa i powiem o wszystkim: o faworyzowaniu Patil, o odsuwaniu mnie od pracy i o molestowaniu. I to wcale nie jest szantaż — dodała, widząc, jak Draco unosi lekceważąco brew. — Nawet jeśli to, co chcesz teraz powiedzieć to dobrze, Granger, dam ci ten cholerny awans, to nie zmienię zdania. Ja po prostu się bronię, bo to, co robisz, to czyste znęcanie się...
— Granger, siadaj.
— Nie.
— Siadaj i się zamknij.
— Pieprz się, Malfoy!
Draco zerwał się z fotela i chwycił jej nadgarstek, nim zdążyła wybiec z pokoju.
— Chcę cię zatrudnić — warknął, przyciągając Hermionę do siebie, gdy ta spróbowała wyszarpnąć się z jego uścisku.
Dziewczyna zamarła. Zamrugała, próbując otrząsnąć się ze zdumnienia i cofnęła się, gdy dotarło do niej, jak blisko niego się znajduje.
— Jak to zatrudnić? — spytała podejrzliwie, pocierając nadgarstek.
Arystokrata prychnął prześmiewczo.
— Wystarczająco przyciągnąłem twoją uwagę? A może nadal zamierzasz na mnie warczeć i wnieść skargę o molestowanie, którego nie było, biorąc pod uwagę fakt, jak się o mnie ocierałaś?
Zmrużyła gniewnie oczy.
— Nie ocierałam się. Próbowałam się uwolnić.
Patrzyli na siebie, doskonale wiedząc, jak było naprawdę. Dziewczyna zatrzymała wzrok na jego ustach, po czym spuściła go na swoje buty. Założyła ramiona na piersi i ponaglająco rzuciła:
— Mówiłeś coś o zatrudnieniu.
— Nie wiem, czy jest sens kontynuować. Podobno zdania nie zmienisz... — blondyn westchnął ciężko, widząc jej spojrzenie i wrócił na miejsce. — Bonnet przypomniał mi o tym, że moja asystentka pod koniec roku przechodzi na emeryturę i rozsądnie byłoby rozejrzeć się po waszym Ministerstwie w poszukiwaniu godnego zastępstwa.
Hermiona przez długi czas przypatrywała mu się w milczeniu. Spodziewała się, że zaraz wybuchnie śmiechem i wygarnie jej naiwność, lecz minuty mijały, a Draco nadal lustrował ją poważnym, choć nieco znudzonym spojrzeniem. Usiadła z powrotem na fotelu i nerwowo zaczęła wyłamywać palce.
— Mówisz poważnie.
— Akurat z tych spraw nie żartuję, Granger.
— I chcesz, żebym została twoją asystentką.
Skinął głową.
— Wiem, co sobie myślisz. Po co masz być asystentką zastępcy, skoro możesz być asystentką samego szefa departamentu? W żadnym wypadku nie jest to degradacja. Stanowisko, które ci oferuję to większy prestiż... i wynagrodzenie. Poza tym będziesz pracować we Francji, sercu świata czarodziejów.
Dziewczyna niemal przewróciła oczami, gdy po raz kolejny postawił swoją ukochaną Francję na piedestale. To, co jej proponował, było kuszące, jednak istniała jedna, poważna przeszkoda.
— A to oznacza, że będę musiała się przeprowadzić — podsumowała, krzywiąc się na myśl, że musiałaby sprzedać swój dom, który z tak wielkim trudem udało jej się doprowadzić do ładu.
— Niekoniecznie. Mogłabyś złożyć wniosek o sześciomiesięczne pozwolenie na teleportację międzynarodową i co pół roku powtarzać tę procedurę. W ten sposób będziesz miała wszystko: pracę we Francji, możliwość rozwoju, którego nie masz szansy doświadczyć na obecnym stanowisku i swój mały świat w Londynie. Nad czym się tu zastanawiać? Gdybym był tobą, skorzystałbym z tej opcji.
— Manipulacja na mnie nie działa, Malfoy.
W odpowiedzi na to Draco uśmiechnął się podstępnie.
— Jeszcze jej nie zastosowałem, Granger.
— A jaki jest haczyk?
— Haczyk? — powtórzył, udając uprzejmie zaskoczonego.
— Tak, Malfoy. Haczyk, podpucha, tekst drobnym druczkiem.
— Nie ma żadnego. Nie potrzebuję uciekać się do takich zagrań — oznajmił jakby lekko urażony. — A więc? Jeśli oficjalnie dostałabyś taką propozycję... jaka byłaby twoja decyzja?
Draco ze spokojem czekał na jej odpowiedź. Wiedział, że Hermiona poważnie zastanawia się nad tym wszystkim po sposobie, w jakim przygryzała dolną wargę. Często to robiła, prawdopodobnie nieświadomie, podobnie jak wtedy, gdy wyłamywana palce. W końcu dziewczyna wyprostowała się i patrząc mu prosto w oczy, spytała:
— Dlaczego to mnie miałbyś wybrać?
— Bo jesteś najlepsza — odpowiedział krótko, choć nie była to pełnia prawdy.
Po części naprawdę dostrzegał jej umiejętności i był pewny, że będzie doskonale wywiązywać się ze swoich obowiązków. Jednak przede wszystkim robił to dla siebie. On, Draco Malfoy jako swoją prawą rękę wybiera Granger. Czy był lepszy sposób, by udowodnić samemu sobie, że naprawdę udało mu się spalić wszystkie mosty łączące go z przeszłością?
— Masz szeroki zakres zainteresowań, wystarczająco dużo oleju w głowie i imponującą ilość kursów — dodał, widząc jej sceptycyzm. — Tak, Granger, sprawdziłem to. Ponadto, potrafisz trzeźwo myśleć, gdy sprawy przybierają nieoczekiwany obrót i... powiedzmy, że wiesz, co to dyskrecja — zakończył i choć nie nazwał sprawy wprost, oboje wiedzieli, o kim mówił.
Hermiona powoli pokiwała głową.
— Ja... musiałabym się zastanowić.
— Masz pół roku na podjęcie decyzji. No, chyba że obniżysz loty. Wtedy nie mamy o czym rozmawiać. Potraktuj to jako okres próbny. A teraz ostatnia rzecz i jesteś wolna. Sponsor.
Sekretarka niemal westchnęła z ulgi, gdy przeszli na bezpieczny temat. Rozmawianie o awansie, wizja jej pracującej dla Malfoya... to było zaskakujące i nieco krępujące. Niemniej jednak nie mogła powiedzieć, że oferta Dracona jej nie kusiła, bo owszem, robiła to i ku własnemu zaskoczeniu przyłapała się nad tym, że już zaczęła wyobrażać sobie ich współpracę. Biorąc pod uwagę to, jak arystokrata zmienił swoje nastawienie do niej, wyższą pensję i osoby, które mogłaby spotkać... naprawdę była gotowa na powiedzenie sławnego tak. Malfoy byłby wymagającym szefem, ale przynajmniej już się nad nią nie pastwił tak jak na początku.
— Myślę, że w tej kwestii nie musimy się martwić. Dziś po południu dostałam odpowiedź...
Blondyn uśmiechnął się i klasnął w dłonie.
— Świetnie. Najważniejsze mamy już za sobą. Skontaktowałem się z... nie podoba mi się ten wzrok — powiedział wolno, badawczo się jej przyglądając. — O co chodzi, Granger? Mów.
Hermiona zawahała się, jednak słysząc jego rozkazujący ton, rzuciła:
— Sponsorem... a właściwie sponsorami są osoby prywatne. Pozostałe firmy i rodziny oferowały mniejszą kwotę.
— No i? W czym problem? Granger, mówże wreszcie!
— To twoi rodzice — wyjaśniła, mając wrażenie, że nie spodoba mu się ta odpowiedź.
I miała rację. Całe jego ciało momentalnie się napięło, jakby Draco chciał zerwać się z fotela i bez słowa wyjaśnienia wybiec z pokoju. Na szczęście tego nie zrobił. Zacisnął mocno szczękę, brew drgnęła mu niebezpiecznie, jednak nic nie powiedział. Co więcej, gdy Hermiona spojrzała mu w oczy, zobaczyła w nich... lęk?
Odchrząknęła, nieco skrępowana jego zachowaniem i spróbowała zwrócić na siebie jego uwagę.
— Malfoy? Coś nie tak?
— Skontaktowali się z tobą?
— Nie rozumiem — mruknęła pod nosem, przyglądając mu się, jakby nagle wyrosła mu druga głowa. — Oczywiście, że się skontaktowali, przysłali list, w którym wyrazili chęć...
— Nie o to pytam! — syknął Draco, pochylając się w jej stronę. Widząc jej minę, dodał: — Chodzi mi o pieniądze. To dlatego ich wybrałaś?
Dziewczyna zaśmiała się szorstko, gdy wreszcie zrozumiała, co miał na myśli. Pokręciła głową i powoli wstała, nie mając ochoty wysłuchiwać dalszych oskarżeń.
— Wiesz co, Malfoy? — spytała, nie przejmując się tym, że zwraca się do swojego szefa. Zawsze, gdy się sprzeczali, porzucali formalne grzeczności. — Myślę, że powinnam wrócić do siebie. A ty może już się połóż, bo chyba sam nie wiesz, co mówisz.
Widząc, jak się od niego odwraca, blondyn zaklął pod nosem i po raz drugi tego wieczoru chwycił ją za nadgarstek.
— Granger.
— Nie, Malfoy. Nie było żadnej łapówki. Nigdy bym nie przyjęła takiej propozycji — oznajmiła, kładąc nacisk na ostatnie słowa. — Naprawdę nie wiem, co działo się z tobą przez te lata, ale TO jest po prostu śmieszne. Naprawdę myślisz, że twoi rodzice uknuli intrygę, przekupując twoją podwładną tylko po to, by wydać niemal całą swoją skrytkę, bo upatrzyli sobie akurat tę inwestycję?
Draco patrzył na nią w milczeniu, analizując jej słowa. Jego chwyt poluźnił się, z czego Hermiona natychmiast skorzystała. Wyszarpnęła swój nadgarstek i już podchodziła do drzwi, gdy usłyszała jego pytanie.
— Jak to... niemal całą skrytkę?
Nie wiedziała, czy to jego dziwnie bezbronny ton, czy poczucie obowiązku sprawiło, że powoli odwróciła się w jego stronę. Bez względu na przyczynę zrobiła to i spojrzała na arystokratę, który ze szczerym zainteresowaniem oczekiwał jej odpowiedzi.
— Ty naprawdę nic nie wiesz? — spytała, nawet nie próbując ukryć swojego zdziwienia.
Draco wolno skinął głową.
— Czyli po tym, jak przeniosłeś się do Francji w ogóle się do nich nie odzywałeś?
Po chwili wahania powtórzył swój gest.
Hermiona wróciła na swoje miejsce, układając sobie to wszystko w głowie. Draco przeniósł się do Paryża... uciekł do Paryża... przed swoimi rodzicami? Zupełnie jej to nie pasowało do władczego, pewnego siebie Malfoya, który szturmem wrócił do jej życia.
— No dobrze... nie wiem wszystkiego, jedynie to, co wie cała reszta. Twoi rodzice są pod nadzorem Ministerstwa, który potrwa jeszcze dwa lata. W ramach kary musieli zapłacić zadośćuczynienie. Spore. Później w gazetach pojawiały się informacje, że Malfoyowie wycofują się z kolejnych inwestycji i o ile się nie mylę, Narcyza podjęła pracę w... Wybacz, nie pamiętam — westchnęła, nerwowo pocierając skroń. — To było osiem lat temu i nieszczególnie zwracałam na to uwagę. Wiem jeszcze, że ostatnio pojawiły się pogłoski, że zamierzają sprzedać Malfoy Manor... Więc jeśli zamierzają zostać sponsorem Sympozjum, to muszą liczyć się z tym, że ich luksusowe życie dobiega końca.
Gdy skończyła mówić, wróciła wzrokiem do Dracona, zaskoczona jego milczeniem. Spodziewała się... sama nie wiedziała czego. Mógł ze złością rzucać przedmiotami, kląć, śmiać się, jednak blondyn siedział bez ruchu, zasłaniając swoje emocje kamienną maską.
— Ach tak — powiedział cicho. — No cóż, skoro chcą zostać sponsorami, niech tak będzie — dodał, wzruszając ramionami. — Odpowiadasz za tę sprawę, Granger. Ty się z nimi kontaktujesz, ty sporządzasz dokumenty. I powiedz Ianowi, że nawet oni nie mają wstępu do biura. Coś nie tak?
— Nie. Po prostu jestem zaskoczona tym wszystkim. Do tej pory sądziłam...
— Tak? — ponaglił ją, unosząc jasną brew.
Dziewczyna zawahała się, niepewna, czy ot tak może wyjawić to, co chodziło jej po głowie. Widząc to, arystokrata zaśmiał się i machnął dłonią.
— No dalej, Granger. Ty zawsze masz coś do powiedzenia.
— I bez żadnych konsekwencji mogę powiedzieć to, co myślę? — spytała, podejrzliwie mu się przypatrując.
Powolny uśmiech wygiął jego wargi. Stalowe oczy rozbłysły w jawnym wyzwaniu.
— Zaryzykuj.
— Zanim zacząłeś panoszyć się po naszym departamencie, myślałam, że po prostu wycofałeś się z... życia publicznego i zaszyłeś się w Malfoy Manor. W końcu, dlaczego nie? Nie musisz pracować, nie masz żadnych obowiązków. Ewentualnie mógłbyś wylegiwać się w ciepłych krajach, skoro cię na to stać. Ostatnie, czego się spodziewałam to to, że przeprowadziłeś się do Francji i zacząłeś pracować na własny rachunek... Przypominam, że to rozmowa prywatna, nie służbowa — dodała szybko.
Draco potarł wargi, przyglądając jej się z rozbawieniem. Wizja Hermiony nie mogłaby odbiegać bardziej od rzeczywistości, nawet gdyby w jej wersji pracowałby na księżycu jako farmer. Prawda była taka, że przez pierwsze miesiące karał sam siebie za błędy rodziców, potem przez nagły atak paniki zdecydował się uciec do wuja Cyriusa i dopiero po długich namowach zdecydował się na pracę w Ministerstwie. Zerknął na swoje lewe ramię, ciekaw, jakby zareagowała, gdyby podwinął rękaw koszuli.
— Z tego, co mówisz, wnioskuję, że dość często o mnie rozmyślałaś, Granger. Twoje życie nadal jest aż tak nudne?
Nim zdołała się powstrzymać, prychnęła głośno. Dobrze znanym mu gestem odrzuciła loki w tył i zmarszczyła swój piegowaty nosek.
— Może to sprawi, że twoje ego zacznie krwawić, ale nie, Malfoy. Prawdę mówiąc, myślałam o tobie tylko wtedy, gdy Harry albo Ron poruszali tę kwestię.
— Jak słodko — zakpił, uśmiechając się zjadliwie. — Więc byłem tematem numer jeden przy niedzielnych obiadkach?
— Raczej przy tłuczeniu ziemniaków.
— Dobre i to — podsumował, zabierając szklanki.
Wstał i podszedł do barku, by na nowo je napełnić. Odwrócił się, jednak jego sekretarka zniknęła. Dopiero gdy usłyszał cichy stukot, spojrzał w lewo i zauważył ją przy panelu iluzjonu. Przechylił głowę w zamyśleniu, patrząc, jak pocierając łydką o łydkę, bawi się pokrętłami. Niemal zaśmiał się, gdy dziewczyna, stojąc na jednej nodze, zachwiała się, jednak zdołała odzyskać równowagę, nawet na sekundę nie odwracając wzroku od urządzenia. Przez chwilę z wrednym uśmieszkiem bezczelnie wgapiał się jej pośladki, po czym zapytał:
— Chcesz ten pokój?
Drgnęła, jakby zupełnie zapomniała o jego obecności i spojrzała na niego przez ramię.
— Co?
— Jeśli chcesz, możemy się zamienić — oznajmił, wzruszając ramionami.
Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc, jak Draco zdejmuje z oparcia fotela swoją marynarkę i zakłada ją, jakby był pewien jej odpowiedzi.
— A co z nim jest nie tak?
— Nic. Ja po prostu wyrosłem z zabawek — wyjaśnił, unosząc kącik ust w pogardliwym uśmiechu. Poza tym muszę sobie uciąć krótką pogawędkę z Cyriusem — Widzimy się w Ministerstwie, Granger — dodał i już po chwili dziewczyna została sam na sam z iluzjonem.
Na oglądaniu dostępnych zabytków spędziła blisko pół godziny, a kiedy zwiedziła całą Europę, postanowiła wrócić do Włoch i tam się zatrzymać. Sięgnęła do drugiego pokrętła i już po chwili całą sypialnią zawładnął zapach morza. Wybrawszy porę roku (lato), przesunęła jeden z foteli i usiadła na nim, wyciągając przed siebie nogi. Stopy gładko przeszły przez szklaną taflę i uśmiechnęła się, gdy poczuła pod nimi nagrzany piach. Zamknęła oczy i pozwoliła sobie na tę chwilę relaksu, raz po raz czując delikatną pieszczotę fal. Nie mogło być lepiej.
Chociaż...
Uchyliła jedno oko i zerknęła na drzwi do łazienki. Nie zdążyła zobaczyć swojej, jednak po tym, jak prezentowała się sypialnia Malfoya, była pewna, że ta tutaj to małe, luksusowe spa. Skrzywiła się na myśl, jak wiele wynosiła noc w tym hotelu.
— Strach pomyśleć, ile sobie życzą za swoje apartamenty — mruknęła, odchylając głowę, jakby mogła przez sufit zobaczyć, jak wyglądają apartamenty na wyższych piętrach.
Zaciekawiona, wyjęła nogi i z zaskoczeniem odkryła, że są całkowicie suche. Ostatni raz spojrzała na taflę iluzjonu, po czym wstała i weszła do łazienki. Aż gwizdnęła, widząc wannę, w której spokojnie mogłoby się zmieścić pięć osób. Podeszła bliżej niej i pogładziła dłonią jedną z otaczających ją misternie zdobioną, marmurową kolumienkę.
— Nie takie małe spa — westchnęła, gdy zauważyła półki z kremami, olejkami i Merlin wie, z czym jeszcze.
Nie musiała się długo namyślać. Odkręciła kurki, a pomieszczenie wypełnił kojący szum wody. Jej dłoń bezwiednie chwyciła dzban wypełniony błękitnym płynem, po czym wlała jego zawartość do wanny. Nie czekając, aż ta napełni się do odpowiedniego poziomu, zrzuciła niedbale ciuchy i weszła do wody.
Uśmiechnęła się błogo, czując, jak jej mięśnie się rozluźniają, zaznawszy w końcu należnego odpoczynku. Coś jednak w dalszym ciągu nie dawało jej spokoju. Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się, co może być przyczyną owego niepokoju. Z głośnym plaśnięciem uderzyła dłonią w czoło, gdy zorientowała się, że zapomniała zablokować drzwi, na wypadek, gdyby Malfoy jednak zmienił zdanie, ujrzawszy o wiele niższe standardy jej skromnego pokoiku.
Dziewczyna uniosła się na dłoniach i wyszła z wanny. To właśnie wtedy zobaczyła w lustrze otwierające się drzwi i wysoką, blondwłosą postać. Wrzasnęła. Głośno.
— A więc to prawda — syknęła postać.
Hermiona instynktownie odwróciła się w stronę zagrożenia i pośpiesznie zakryła dłońmi strategiczne miejsca. I w ten właśnie sposób stała cudownie naga i mokra nie dalej niż trzy metry od Gabrielle Levittoux. Nie wiedziała tylko, co jest gorsze: to, że zdążyła zaświecić tym i owym czy to, że była narzeczona Dracona... również była naga. Och, nie, wróćmy na chwilę. Nie taka całkiem naga. Długonoga modelka odziana była w całkowicie przyzwoity i wystarczająco zakrywający ją krawat, który arystokrata zostawił w pokoju.
— Proszę na-natychmiast wyjść! — pisnęła kasztanowłosa, cofając się, by znaleźć się jak najdalej od intruza. Niemal przeklęła, gdy poczuła na plecach chłodny marmur.
— Mam wyjść? — powtórzyła prześmiewczo Gabrielle. — Tak się składa, że nie mam na to ochoty — oznajmiła i z uśmiechem satysfakcji weszła do łazienki, zamykając drzwi.
— Proszę do mnie nie podchodzić!
Blondynka zaśmiała się serdecznie, jednak jej szare oczy ciskały gromy w kierunku sekretarki.
— Bo co? Bo ciśniesz we mnie mydłem?
Rzeczywiście, Hermiona niemal nieświadomie ściskała je w ręku, wybierając pieniącą się kostkę jako swoją broń.
Świetnie. Teraz potrzeba nam tylko kisielu — pomyślała, żałośnie patrząc na swój oręż. Po chwili namysłu uznała, że to wcale nie był taki głupi pomysł. Mogłaby namydlić jej oczy i spokojnie wołać o pomoc. Strzeżcie się, oto Mydlany Mściciel!
Naprawdę, Granger? Mydlany Mściciel?
To nie jest odpowiedni czas na rozmowę z moim wewnętrznym ja, Malfoy.
— Na przykład. Chociaż jeśli wolisz inaczej, mogę poszukać szczotki do czyszczenia sedesu.
Jej przeciwniczka zacisnęła pięści i podeszła bliżej.
— Myślisz, że to zabawne?
— Myślę, że to chore. Włamanie się do czyjegoś pokoju to przestępstwo.
Gabrielle zawahała się. Przygryzła policzek w zamyśleniu i po chwili oznajmiła:
— Wcale się nie włamałam. Weszłam do pokoju mojego chłopaka.
— To nie jest...
— W recepcji zapisane jest, że to jego pokój — przerwała Hermionie modelka. — Zastanawia mnie jednak, co TY tu robisz.
— Śpię — odpowiedziała spokojnie dziewczyna. Na tyle spokojnie, na ile mogła w tej sytuacji.
Zerknęła tęsknie na ręcznik, leżący na krawędzi wanny. Niestety, znajdował się bliżej Gabrielle, jednak gdyby była wystarczająco szybka, zdołałaby go chwycić i się nim okryć. Na Merlina, przecież nie mogła w ten sposób rozmawiać!
Słysząc jej odpowiedź, blondynka zaśmiała się zimno.
— Ty puszczalska suko — syknęła niczym rozjuszona kotka i zrobiła kolejny krok w stronę sekretarki.
Hermiona nie czekała, aż modelka ją dopadnie i zrobi z jej twarzy dzieło sztuki abstrakcyjnej. Rzuciła w nią kostką mydła i korzystając z jej osłupienia, przejechała dłonią po twarzy panny Levittoux, pozostawiając mydliny na jej oczach. Nie oglądając się za siebie, rzuciła się do drzwi. Plan miała prosty: znaleźć różdżkę, unieruchomić Gabrielle, wezwać ochronę i, na wielkiego Godryka, coś na siebie narzucić. Niestety jej plan zszedł na manowce, gdy klamka sama z siebie ustąpiła, drzwi gwałtownie odskoczyły i stanęła twarzą w twarz ze swoim przełożonym.
Rozpędzona dziewczyna z impetem wpadła na Dracona, który wrzasnął krótko i z hukiem wylądował na podłodze. Stęknął z bólu, gdy Hermiona wylądowała na nim, wbijając mu łokieć w czoło. Zamrugał, potrząsnął głową i wbił wściekłe spojrzenie w sekretarkę.
— Malfoy!
— Granger — warknął wściekle.
Słysząc jego głos, gość Hermiony wychylił głowę z łazienki.
— Draco?
— Gabrielle.
Sekretarka poczuła, jak całe jego ciało napięło się. Być może była to reakcja na obecność jego byłej, a może po prostu próbował się podnieść, na co Hermiona nie mogła pozwolić. Zasłoniła mu dłońmi oczy, raz jeszcze zapoznając jego potylicę z podłogą.
— Co, do kurwy?! Granger, zabieraj łapy!
— Nie mogę! Leż spokojnie.
— Spokojnie? Mam leżeć spokojnie, gdy umawiasz się za moimi plecami z moją byłą?! Czekaj... — mruknął, intensywnie się nad czymś zastanawiając.
Hermiona poczuła, jak pod jej dłońmi brwi blondyna gwałtownie unoszą się do góry. Jakby dla potwierdzenia swoich domysłów, Draco przesunął dłońmi po jej mokrym ciele, poczynając od karku, przez żebra, gdzie jego dłonie znalazły się niebezpiecznie blisko jej piersi, na biodrach kończąc.
— Jesteś naga?
Dziewczyna sapnęła na jego bezczelność.
— Zabieraj ręce!
— Przestań ją dotykać! — wrzasnęła Gabrielle, dobitnie przypominając o swojej obecności.
— Jak ci się nie podoba ten widok, możesz wyjść — odpowiedział jej Draco, unosząc głowę, jakby chciał na nią spojrzeć. Na jego usta wpłynął bezczelny uśmieszek. — Właściwie... wynoś się, Gabrielle. Bardzo nam przeszkadzasz.
Hermiona żałowała, że zasłania mu oczy i nie może zobaczyć jej morderczego spojrzenia.
— Co ty pleciesz?!
Arystokrata, czując, jak dziewczyna próbuje uklęknąć, by nie przylegać do niego każdym calem swojego ciała, położył dłoń tuż nad jej pośladkami i przycisnął do siebie.
— Tak się pieprzyłaś z Nickiem? A może to on był na górze?
— Malfoy, przestań!
— Draco, kurwa, nie dotykaj jej! — zawtórowała Hermionie Gabrielle.
— Beznadziejne uczucie, kiedy wiesz, że ktoś, kogo kochasz, pieprzy się z inną, co?
— Gdybyś przeczytał listy, wiedziałbyś...
Draco prychnął pod nosem i pokręcił głową, próbując strącić dłonie sekretarki z twarzy.
— ... jak dobry jest w łóżku?! — wszedł jej w słowo, mimowolnie zaciskając dłonie na biodrach Hermiony.
Kasztanowłosa syknęła, pewna, że jutro rano będzie miała bladoniebieskie odciski jego palców w tym miejscu. Sięgnęła dłonią i odczepiła od siebie jedną z jego rąk. Blondyn natychmiast skorzystał z okazji i uniósł się na łokciu, by spojrzeć na Gabrielle, która nadal szaleńczo mrugała, próbując pozbyć się resztek mydła.
— Nie! — zaprzeczyła z mocą. — Że skończyłam z nim na dobre. A ty — zwróciła się do Hermiony — złaź z niego, tania szumowino!
Draco mocniej zacisnął szczękę.
— Nie. Mów. Tak. Do niej — warknął, nim jego naga podwładna zdążyła się odezwać.
— Malfoy, puść mnie — syknęła, nie za bardzo wiedząc, na co miała w tej chwili największą ochotę. Udusić Gabrielle? Zdzielić Malfoya? Czy może jednak się ubrać?
Arystokrata zabrał ręce i gdy dziewczyna upewniła się, że zamknął oczy, wsparła się na dłoniach i rozejrzała za czymkolwiek, co mogłaby na siebie narzucić. Widząc jej skrępowanie, modelka zaśmiała się kpiąco, jednak Hermiona nie zwróciła na to większej uwagi. Bardziej zaabsorbowały ją otwierające się drzwi do pokoju. Błyskawicznie zasłoniła się tym, co akurat miała pod ręką. Malfoyem. Wyraz jego twarzy, gdy pociągnęła go w górę i na powrót przycisnęła się do niego, zapewne by ją rozbawił, gdyby nie sytuacja, która ją do tego zmusiła.
— Ochro... na — dokończył wolno postawny mężczyzna na widok Gabrielle z zaczerwienioną twarzą, zażenowanej Hermiony i Dracona, który nagle poweselał.
Arystokrata uniósł brew i z mściwą satysfakcją uśmiechnął się do swojej niedoszłej narzeczonej.
— Ktoś chyba będzie miał problemy.

***

Dziesięć minut później owinięta szlafrokiem Hermiona uparcie wgapiała się w dywan, nie mogąc zdobyć się na to, by spojrzeć w twarz ochroniarzowi.
Co on mógł sobie pomyśleć! — powtarzała w głowie jak mantrę, z minuty na minutę tworząc coraz to gorsze wizje. Obrazy powstawały same, w końcu nie było to takie trudne, wydedukować tok rozumowania świadka tej poniżającej sytuacji.
Mętne tłumaczenia Gabrielle ledwo co przedostawały się do umysłu sekretarki. Czuła, jak siedzący na prawo od niej Malfoy ledwie powstrzymuje gromki wybuch śmiechu. Nadal nie unosząc głowy, posłała mu groźne spojrzenie spod plątaniny loków. Niby czemu miałby nie być zadowolony? Właśnie dopiekł swojej byłej i hipotetycznie przeleciał mnie na jej oczach! A nie, to ja jego...
— Matko, jak ja się stoczyłam — wybąkała, wracając wzrokiem do dywanu.
Całe szczęście, że to zrobiła, w przeciwnym wypadku zobaczyłaby, jak kącik ust Dracona unosi się w drwiącym uśmieszku.
— Chciałaby pani coś dodać? — zapytał ochroniarz Hermionę, słysząc jej niewyraźne pomruki.
— Nie. Absolutnie. Ta... — tępa, mściwa, arogancka, pożal się Merlinie, modeleczka z asymetrią półkul mózgowych... — kobieta powiedziała już wszystko. Pomyliła pokoje, nic więcej.
— Nic więcej — powtórzyła jak papuga Gabrielle.
Ochroniarz odchrząknął i z wymalowanym na twarzy skrępowaniem zapisał coś w swoim notesie.
— W porządku. Ktoś jednak musi zapłacić za tamtą lampę — skinął w kierunku szczątków doszczętnie zniszczonej i zapewne wiele wartej lampy. — Tutaj mają państwo rachunek. I zalecałbym więcej nie krzyczeć. Branoc państwu — powiedział i wyszedł na korytarz.
Gdy tylko to zrobił, Gabrielle zerwała się z łóżka i nerwowym krokiem podeszła do Dracona.
— Musimy porozmawiać — rzuciła, nawet nie patrząc na Hermionę.
— Nie mamy o czym. Zabieraj się stąd.
— Może ja was zostawię.
— Siadaj, Granger.
Francuzka spojrzała na sekretarkę i przez chwilę Hermionie wydawało się, że w jej szarych oczach błysnęły łzy. Trwało to jedynie sekundę, bo Gabrielle z powrotem spojrzała na Dracona, a jej piękną twarz wykrzywił grymas.
— Naprawdę? Z nią? Chcesz wszystko zaprzepaścić dla niej?
Kasztanowłosa posłała Malfoyowi ostrzegawcze spojrzenie. Nie chciała, żeby znów wykorzystywał ją w swoich gierkach... zresztą i tak już nieźle nabrudził.
Draco patrzył na Hermionę z beznamiętną twarzą. W końcu wstał i położył dłonie na ramionach modelki, powoli wypychając ją na korytarz. Pozbywał się Gabrielle, jednak nie wyprowadzał jej z błędu.
— Nie. Nie wierzę — powtarzała kobieta, próbując złapać go za ręce, jednak arystokrata nie zwracał na to uwagi. — Pomogłam ci. Uratowałam cię. Beze mnie...
— Po prostu wyjdź, Gabrielle.
— Nie. Draco, ja żałuję. Przecież wiesz.
— Wyjdź — powtórzył, otwierając za nią drzwi.
Gdy się nachylił, aby móc sięgnąć klamki, Gabrielle ujęła jego twarz w dłonie, by w końcu spojrzał jej prosto w oczy. Nie wiedziała, co w nich zobaczył. Strach, wściekłość, desperację... nie obchodziło jej to. Po prostu chciała, żeby wrócił.
— Kocham cię — szepnęła, pozwalając, by jedna łza oszpeciła jej policzek. Widząc, że w odpowiedzi jedynie pogłębia się wyraz irytacji na jego twarzy, syknęła wściekle: — Nie pozwolę ci na to, rozumiesz? Nie stracę cię, a już na pewno nie dla tej wywłoki. Zniszczę ją.
Arystokrata wypchnął ją na korytarz. Oparł dłoń o framugę, by całkowicie zasłonić widok Hermionie i niemal niedosłyszalnie powiedział:
— Spróbuj, a odpłacę ci tym samym. Ciekawe, czy w świecie mody jest miejsce dla kogoś z taką przeszłością i problemami.
Kobieta zamarła. Otworzyła usta, z których bezwiednie wydobył się słaby jęk.
— Nie zrobisz mi tego.
— Niby dlaczego? — spytał, uśmiechając się słodko, po czym zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Przez chwilę napawał się uczuciami, które zalały go w momencie, gdy Gabrielle zniknęła mu z oczu. Ulga, że to już koniec. Duma z tego, że nie dał się omotać jej zapewnieniom. Jednak gdzieś na dnie tego wszystkiego spoczywał żal i złość na samego siebie, że wbrew pozorom to wszystko nadal go boli.
— Kochasz ją?
Ciche pytanie Hermiony sprawiło, że powoli odwrócił się w jej stronę. Nie zastanawiał się nad odpowiedzią.
— Nie. Kiedyś kochałem. Teraz... teraz chciałbym zapomnieć. Drinka? — rzucił i, nie czekając na odpowiedź, podszedł do barku.
Dziewczyna uważnie obserwowała każdy jego ruch. Wydawał jej się jakiś inny. Nie zmienił się, nadal nie dawał po sobie odczuć, że właśnie raz na zawsze porzucił pewną część swojego życia, w jego ruchach nie było żadnej niepewności, żadnej słabości. Hermiona po prostu wiedziała o nim znacznie więcej i nie do końca była z tego zadowolona. Przyłapała się na tym, że zaczęła mu współczuć.
— Przykro mi — wyznała.
— A mi nie — odpowiedział, podając jej szklankę. — Dobrze, że pewne rzeczy się zdarzają, bo bez nich można skończyć jeszcze gorzej.
— To zależy od człowieka.
Draco zaśmiał się cicho i nim upił łyk, mruknął:
— Nie zawsze. Myślisz, że gdyby nie... dajmy na to... bitwa o Hogwart, to gdzie bym teraz był? Powiem ci. Leżałbym w ziemi, pożerany przez robaki. A jeśli nadal bym żył, pożerałoby mnie coś o wiele gorszego.
Hermiona zmarszczyła brwi, słuchając jego słów. Z jednej strony była ciekawa, z drugiej przerażało ją to, czego mogła się o nim dowiedzieć.
— Sumienie?
Nie odpowiedział, ale sposób, w jaki wyostrzyły się jego rysy, zrobił to za niego. Opróżnił szkło i powoli wstał.
— Jeśli martwisz się o to, co powiedziała Gabrielle... Nic ci nie zrobi. A teraz idź wreszcie spać, pokój jest wynajęty jedynie do dziesiątej.
Dziewczyna prychnęła pod nosem i podeszła do barku, dorzucając do szklanki kostek lodu.
— Nie boje się jej, ale nie jestem naiwna, Malfoy. Skoro była na tyle zdeterminowana, by przyjść do mojego domu, aż nie chcę myśleć, co jej może chodzić pogłowie po... dzisiejszym przedstawieniu — skończyła niepewnie, szukając odpowiednio neutralnego słowa dla tego wszystkiego, co miało miejsce przed chwilą.
Incydent... przedstawienie... ciekawe, co jeszcze przed nami.
Chłopak odwrócił się, zdając się zupełnie nie zauważać skrępowania swojej podwładnej.
— Nachodziła cię w domu?
— Aha. Chciała zdobyć plan twojej wizyty w Paryżu.
— Dałaś go jej?
— Czy ty mnie masz za kompletną idiotkę? — spytała, odwracając się do niego. Najwyraźniej irytacja i złość chwilowo wzięły górę, bo odważyła się spojrzeć mu w oczy. Po chwili dostrzegła w nich błysk zrozumienia, gdy niemal bezgłośnie warknął:
— Patil.
Rozejrzał się ze złością po pokoju, który nadal nosił ślady niedawnego zajścia. Wodził wzrokiem od zniszczonej lampy aż po samotny i porzucony oręż Hermiony w postaci kostki mydła. Gdy kącik jego ust niebezpiecznie drgnął, zapewne w wyniku rozpamiętywania ostatnich wydarzeń, dziewczyna odchrząknęła i oznajmiła rzeczowym tonem:
— Chciałabym się już położyć, więc jeśli mógłby pan już wrócić do siebie, byłabym wdzięczna — po czym jakby dla potwierdzenia swoich słów usiadła na wielkim łóżku, zrzucając z niego ozdobne poduszki.
Uniosła nieco głowę, gdy przed oczami zmaterializował się rachunek wystawiony za zniszczenie lampy.
— Dołącz to do kosztów tej wizyty, tylko uzasadnij to tak, żeby nikt się nie przyczepił.
Chwilę później Hermiona została w pokoju sama, nie licząc wspomnianego rachunku i dylematu, czy powinna przyjąć proponowane jej stanowisko. Bo to, czego przed chwilą była uczestnikiem, niewiele miało wspólnego z rzetelną współpracą, którą obiecywał jej Malfoy. Odłożyła kwit na nocną szafkę, z coraz większym utęsknieniem czekając na zbliżające się święta. Potrzebowała spokoju, żeby móc to wszystko przemyśleć.

***

Raz, dwa.
Raz, dwa.
Zwolnił, słysząc niosący się po korytarzu dobrze mu znany odgłos kroków. Pewny siebie, aczkolwiek odrobinę roztrzepany i nieharmonijny. Powtarzający się co jakiś czas głuchy dźwięk stukotu obcasa, świadczył o tym, że idąca za nim osoba przenosi ciężar ciała na jedną stronę, zapewne niosąc coś ciężkiego. I zapewne tą osobą była Granger.
— Dzień dobry, panie Malfoy — usłyszał chwilę później, gdy dziewczyna wreszcie zdołała się z nim zrównać.
— Dzień dobry, Granger. Spóźniłaś się dziesięć minut.
— Ty też — odparła, nie zaprzestając marszu.
Blondyn tylko uśmiechnął się pod nosem i wszedł za nią do windy, by w niczym niezmąconej ciszy pokonywać kolejne piętra gmachu Ministerstwa. A przynajmniej do czasu, gdy nie zostali sami.
— I? Myślałaś nad moją propozycją?
— Chyba nie oczekuje pan, że w kilka godzin...
— Dwanaście.
— ... podejmę tak ważną decyzję — spuściła głowę, czując na sobie jego badawcze spojrzenie. — Najpierw chciałabym porozmawiać o tym z rodzicami i przyjaciółmi.
Blondyn skinął głową i wbił wzrok w drzwi windy.
— Czyli jednak już coś postanowiłaś.
Pełne irytacji spojrzenie Hermiony tylko utwierdziło go w przekonaniu, że miał rację, choć w gruncie rzeczy dziewczyna co chwilę zmieniała zdanie. Niemal całą noc spędziła na rozmyślaniu nad jego propozycją, nieustannie prześcigając samą siebie w wymyślaniu coraz to nowych scenariuszy ich współpracy. A mogło być różnie. Źle albo bardzo źle. Poprawnie albo względnie dobrze. Oby tylko nie za dobrze — myślała, wspominając ostatnie incydenty z niesmakiem, doprawionym szczyptą zawstydzenia. Jednak na przekór wszystkiemu, Malfoy kusił ją nowymi wyzwaniami i wielkim światem, nawet jeśli pozostawał wymagającą i arogancką szują.
— Granger?
Dziewczyna zamrugała, wynurzając się z otchłani własnych myśli.
— Powiesz mi wreszcie, jaka jest twoja decyzja?
Raz kozie śmierć — pomyślała, napotykając jego spojrzenie, w którym czaiło się wyczekiwanie, odrobina zdenerwowania i coś jakby... cień prośby? Modląc się w duchu o to, żeby właśnie nie popełniała największego błędu w swoim życiu, powiedziała:
— Tak więc trochę o tym myślałam i muszę powiedzieć, że...
Blondyn westchnął poirytowany i odwrócił się w stronę wejścia, by spiorunować wzrokiem intruza, który ośmielił się wtargnąć do windy przeznaczonej na użytek wszystkich pracowników Ministerstwa.
— Harry! Ron! — dziewczyna uśmiechnęła się na widok przyjaciół. Jednak chwilowe rozluźnienie atmosfery minęło, gdy tylko pochwycili spojrzenie blondyna. Nowo przybyli skinęli mu krótko głową a powitanie, a w ciasnym pomieszczeniu nastała krępująca cisza.
— Myśleliśmy, że nie będzie cię jeszcze dzisiaj w pracy — powiedział w końcu Harry, starając się ignorować bijący od Malfoya dystans.
— Tak, początkowo mieliśmy wrócić dopiero wieczorem, ale udało nam się zdążyć ze wszystkimi formalnościami do południa — wyjaśniła Hermiona. — A skoro zaoszczędziliśmy trochę czasu, postanowiliśmy wrócić do biura, by jeszcze przed świętami wprowadzić niezbędne poprawki.
— A w święta będziesz miała wolne, czy znowu musisz nadganiać cudzą robotę? — spytał Ron.
Dziewczyna zamrugała nerwowo, wgapiając się w przyjaciela. Spodziewała się, że jej szef na to zareaguje, jednak Malfoy zdawał się nie usłyszeć jego słów i delikatnego przytyku posłanego w jego stronę.
— Bo wiesz, ja i Heather jednak zostajemy i wszyscy razem możemy spotkać się w Norze — kontynuował, tym razem patrząc wprost na Dracona. Miał mu za złe to, jak traktuje jego przyjaciółkę i zrzuca na jej barki coraz więcej obowiązków.
Arystokrata zacisnął wargi i potarł jedną o drugą. Hermiona pierwszy raz widziała u niego ten gest i nie mogła wiedzieć, że blondyn w ten sposób daje subtelny upust rozdrażnieniu, jednocześnie planując swoje następne posunięcie.
— Czasami droga na szczyt wymaga od nas poświęceń. Zwłaszcza jeśli zaczyna się od samego jej początku — powiedział aksamitnym głosem.
Ani z jego tonu, ani z jego słów bezpośrednio nie płynęła pogarda, jednak po chwili Ron uśmiechnął się niemrawo, wyłapując ukryty w nich przytyk. Zarówno on jak i Harry od razu po ukończeniu szkoleń dostali posadę starszego aurora.
Rudowłosy mężczyzna przełknął ślinę i posłał Draconowi krzywy uśmieszek, jednak nie powiedział nic. Widocznie nie pierwszy raz ktoś mu to wytknął i temat ten był ciosem w jego ego.
Arystokrata uniósł głowę, skupiając całą swoją uwagę na tablicy, wskazującej numer piętra, na którym się aktualnie znajdują. „Pięć… cztery… trzy… Jeszcze trochę i stąd wyjdę — pomyślał. Do obecności Hermiony zdołał przywyknąć i prawdę mówiąc, zupełnie już mu nie przeszkadzała, natomiast pozostała dwójka... Sprawiali, że stawał się nerwowy i nieswój, choć nie dawał tego po sobie poznać. Chcąc nieco się uspokoić, zerknął na sekretarkę, zastanawiając się nad jej decyzją w sprawie bycia jego asystentką. To było o wiele lepsze, niż lawirowanie wokół wzrokiem, byle tylko nie natknąć się na spojrzenie drugiego, co obecnie robiła pozostała trójka.
Nagle winda zatrzęsła się, wydając przy tym nieprzyjemny pisk.
Co jest? — zapytał Weasley, zbierając z podłogi dokumenty.
— Pewnie znowu mają jakieś problemy przez budowę nowej linii metra — wyjaśnił Harry. — Tom ostatnio narzekał, że mają przez to prawdziwe urwanie głowy. Trzeba czekać.
Draco przeklął w myślach. Marnowanie czasu w towarzystwie Pottera i Weasleya zdecydowanie nie było numerem jeden w liście rzeczy do zrobienia na teraz.
Ostentacyjnie spojrzał na zegarek, czując jak nieuchronnie zbliża się czas kolejnych nadgodzin. Zamiast wprowadzać zalecenia jego zwierzchników, słuchał o przygotowaniach do rodzinnych świąt u Weasleyów, zdążył zaznajomić się z przebiegiem ciąży żony Pottera i całkowicie stracić apetyt dzięki barwnym opisom dolegliwości żołądkowych Wieprzleja. Westchnął ciężko i odpiął pierwszy guzik koszuli, zastanawiając się nad tym, czy zdążą ich uwolnić, zanim się tu wszyscy uduszą. Jedynym pocieszeniem było to, że trójka przyjaciół zdecydowała się nie zwracać na niego uwagi, unikając niezręcznej ciszy pustą rozmową.
Oparł głowę o przyjemnie chłodną ścianę pomieszczenia, myślami wciąż będąc przy rozmowie, tak brutalnie zresztą przerwanej przez pojawienie się tej nierozłącznej dwójki. Musiał wiedzieć, co postanowiła Granger, zanim jeszcze zdąży zmienić zdanie. Doskonale wiedział, że w tym przypadku czas nie działa na jego korzyść. Czuł, że im dłużej dziewczyna będzie się zastanawiać nad jego propozycją, tym bardziej będzie się bała porzucić swoje dotychczasowe życie. A skoro nie mogli o tym otwarcie porozmawiać, musiał znaleźć inny sposób. Uśmiechnął się pod nosem, gdy w jego głowie zrodził się pewien plan.
Nieświadoma niczego Hermiona beztrosko rozmawiała z przyjaciółmi, starając się ignorować dyskomfort, którego przyczyną była osoba jej szefa. I trzeba przyznać, że wychodziło to jej całkiem nieźle, a przynajmniej do czasu, kiedy to zauważyła, jak na górnym rogu trzymanej przez niej umowy najmu pojawiają się wydrapane słowa, tak dobrze jej zresztą znanym charakterem pisma.
Jaka jest twoja decyzja?
Ukradkowe spojrzenie w kierunku jej przełożonego, tylko utwierdziło ją w słuszności jej domysłów. Pozornie rozluźniony, stał z założonymi rękoma, delikatnym ruchem nadgarstka wprawiając różdżkę w ruch. Szybko odwróciła wzrok, uparcie udając, że niczego nie zauważyła.
Granger
— A więc już wszystko przygotowane? — spytała Harry'ego, w momencie, w którym na pergaminie zaczęły pojawiać się kolejne słowa.
Po prostu przytaknij
— Tak, jeszcze dzisiaj jedziemy do Nory. Ginny uparła się, że musi pomóc matce w przygotowaniach...
Spójrz na mnie, do cholery!
Korzystając z zamieszania, które powstało, gdy Harry szukał najnowszego zdjęcia swojego pierworodnego na dziecięcej miotełce, Hermiona odwróciła się do blondyna i niemal niesłyszalnie syknęła:
Później o tym porozmawiamy — szepnęła i powróciła do poprzedniego zajęcia.
Blondyn z coraz większym niepokojem obserwował, jak jego przyszła asystentka rozpływa się nad zdjęciami kolejnego Pottera, a jej życiowe aspiracje w zastraszającym tempie przemieszczają się z międzynarodowej kariery w kierunku założenia rodziny i posiadania gromadki roześmianych dziatek.
Nie dajmy się zwariować. Poza tym, niby z kim miałaby…” — zastanawiał się w myślach. „Wood”.
— Podaj mi te dokumenty do podpisu — powiedział nagle, ściągając na siebie wzrok całej trójki. — Coś nie tak? — spytał ostro, widząc jak nierozłączna dwójka aurorów wymienia między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
Bez słowa przyjął od Hermiony plik dokumentów. Zanim zdążył ją o to poprosić, wcisnęła mu w rękę wieczne pióro i skonstruowała prowizoryczną podkładkę, usztywniając zaklęciem jedną z kartek. W czasie, gdy dziewczyna podsuwała mu kolejne pergaminy do podpisu, dział techniczny w końcu zaczął naprawę windy. Gdy skończyli, dźwig powoli ruszył, a Draconowi nie pozostało nic innego, jak tylko wyręczenie Granger w powiadomieniu przyjaciół o jej wyjeździe. Skoro nie potrafiła się na to zdobyć teraz, mało prawdopodobne było, że zrobi to kiedykolwiek.
— Przekażesz to temu nowemu, niech to porozsyła, gdzie trzeba — polecił, przekazując jej dokumenty. Wyjął z aktówki jeszcze kilka pergaminów, po czym dodał: — Tu masz notę dla Rogersa, a tu swoje podanie o nadanie uprawnień na teleportację długoterminową. — Nie zwracając uwagi na miny pozostałej dwójki, podał dziewczynie urzędowe pismo z pieczęcią francuskiego Ministerstwa Magii. — Udało mi się przyspieszyć procedury, więc jeśli zdecydujesz się jeszcze dziś, do końca tygodnia uda nam się doprowadzić sprawę do finału i uzyskasz pozwolenie już teraz, a gdy nadejdzie odpowiedni moment, zaczniesz z niego korzystać.
— Teleportacja długoterminowa? — spytał Ron, z nieufnością przyglądając się pismu. Uniósł brew, gdy dziewczyna szybko schowała je pod inne dokumenty.
— To jeszcze nic pewnego — wyjaśniła.
— Ale tam coś pisało o zatrudnieniu…
— Przepraszam państwa — oznajmił blondyn, przesuwając się w stronę wyjścia. — Załatw to szybko — rzucił przez ramię, wychodząc z windy w towarzystwie nienawistnego spojrzenia swojej podwładnej.
Gdy drzwi powoli zasunęły się i dwaj aurorzy nie mogli dłużej wpatrywać się w odchodzącego Dracona, przenieśli spojrzenia na Hermionę. Dziewczyna ścisnęła nasadę nosa i westchnęła.
— Dostałam propozycję pracy — oznajmiła po chwili ciszy.
— We Francji? — zdziwił się Harry. — Przecież dopiero co kupiłaś dom…
— Wiem, dlatego Malfoy wystąpił z propozycją tej teleportacji. Dzięki temu mogłabym pracować, nie rezygnując z dotychczasowego życia.
— Malfoy? A co mu do tego?
Sekretarka nie odpowiedziała od razu, wiedząc, że złość rozbudzona przez jej szefa z łatwością mogłaby skierować się w stronę jej przyjaciela. Dopiero gdy poprawiła trzymane dokumenty, przyznała:
— To właśnie on zaproponował mi pracę, Ron. I jeśli mam być szczera, to muszę powiedzieć, że im dłużej o tym myślę, nabieram do tego coraz większego przekonania. Zrozumcie, to zupełnie nowe możliwości, większe wyzwania…
— Taa, bo z nim masz za lekko...
Winda ponownie zatrzymała się i Hermiona minęła przyjaciół. Nim jednak wyszła, Harry położył jej dłoń na ramieniu i rzucił:
— To twoja decyzja. Po prostu przemyśl to jeszcze raz, zanim podejmiesz ostateczną decyzję. Tak dla świętego spokoju, dobra?
Hermiona uśmiechnęła się lekko, czując, jak napięcie powoli opuszcza jej ciało. Zwykła, przyjacielska troska sprawiła, że wróciła jej zdolność racjonalnego myślenia. Żaden z nich nie miał pojęcia o poprawie, jaka zaszła w stosunkach Granger-Malfoy ani tym bardziej o stanowisku, jakie zaproponował jej były Ślizgon. Gdyby była na ich miejscu również podchodziłaby do tych rewelacji z podejrzeniem i troską.
— Znasz mnie. Do tej pory przemyślałam to już tysiąc razy — zdążyła mu odpowiedzieć, nim winda zabrała ich na dalsze piętro.
Gdy tylko weszła do swojego biura, uśmiech na jej twarzy ustąpił miejsca zimnej furii. Skinęła głową Ianowi, odrzuciła torebkę na biurko i bezceremonialnie wpadła do gabinetu Malfoya.
— Jak śmiałeś?! — syknęła, gdy w końcu znalazła się z nim sam na sam. — Osobiście chciałam im o tym powiedzieć. Poza tym nie przypominam sobie, żebym oficjalnie podjęła jakąkolwiek decyzję, więc nie miałeś prawa występować w moim imieniu o nadanie tych uprawnień.
Jego opanowanie i spokój tylko bardziej ją rozjudzało. Nawet nie podniósł głowy znad dokumentów, gdy wtargnęła do jego biura. Dopiero gdy rzuciła mu na biurko blankiet z podaniem na teleportację, odłożył pióro i odchylił się na fotelu, pytająco unosząc brew.
— W czym jest problem?
— W tym, że z góry założyłeś, że przystanę na twoją propozycję — warknęła.
— Taka praca, Granger. Trzeba z wyprzedzeniem przewidywać wiele spraw, by móc odpowiednio się na nie przygotować — odpowiedział nadzwyczaj spokojnie. — Musisz się jeszcze nauczyć wielu rzeczy, jeśli poważnie myślisz o zrobieniu kariery.
— Mimo wszystko, nie miałeś prawa wtrącać się do mojego prywatnego życia i informować o tym moich bliskich. Jeśli naprawdę chcesz, żebym przyjęła twoją propozycję, musisz przestać ingerować we wszystko, co nie ma podłoża czysto służbowego — oznajmiła dobitnie.
Blondyn uśmiechnął się pod nosem i powoli skinął głową, nie spuszczając wzroku z oczu dziewczyny.
— No — burknęła i poprawiła żakiet. — Ma pan dla mnie coś jeszcze do zrobienia?
Malfoy rozejrzał się po gabinecie i sięgnął po teczkę.
— Tak, skonsultuj z Rogersem aneks do tej umowy.
Gdy tylko przekazał jej dokumenty, Hermiona odwróciła się na pięcie. Zanim zdążyła postawić choćby dwa kroki, usłyszała:
— A…?
Szybkim krokiem podeszła do biurka i wyrwała mu z ręki podanie o teleportację.
— Gdybym była jeszcze potrzebna, będę u siebie. Pomogę Ianowi porozsyłać te dokumenty.
— Miałaś mu to zlecić — wtrącił blondyn.
— Muszę najpierw wprowadzić go w nowe obowiązki.
— Mówiłem, że będą z nim same problemy — powiedział jakby do siebie.
— A ja mówię, że sobie poradzi. Coś jeszcze?
Choć z pozoru wyraz jego twarzy pozostał bez zmian, podświadomie czuła, że coś go trapi. Cokolwiek to było, najwyraźniej zostało zepchnięte na dalszy plan, gdy blondyn odchrząknął i bez słowa wrócił do pracy. Zanim jednak Hermiona opuściła jego gabinet, powiedział:
— Jak znajdziesz chwilę, wyślij kartkę ze świątecznymi życzeniami do moich rodziców.
Gdy tylko usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, odrzucił pióro i przetarł twarz dłońmi. Myślał, że przez te wszystkie lata zdołał zdusić w sobie te dziwne uczucie, które łudząco przypominało tęsknotę. Jednak on wiedział, że nią nie było, bowiem nie można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało. Nie można tkwić w czymś, co istniało tylko w jego wyobrażeniu, nawet jeśli było wszystkim, co miał.
Wyjął z teczki szkicownik, licząc na to, że rysowanie pomoże mu odpędzić wspomnienia, o których myślał, że już na zawsze pozostaną w odmętach świadomości. Przejechał dłonią po jednej ze stron i zaśmiał się gorzko, gdy uświadomił sobie, że była ona wszystkim, o czym od dawna marzył. Czysta karta, którą mógł nakreślić wedle swojej woli, nie będąc ograniczanym i sądzonym przez błędy innych. Na którą nie będą patrzeć poprzez pryzmat poprzednich, bo przecież tamte były zaledwie zniekształconymi szkicami, a prawdziwy obraz powstaje tu i teraz.
Przygryzł wewnętrzną stronę policzka, gdy przed oczami stanęło mu wspomnienie tamtego dnia, który uświadomił mu, że wszystkie te piękne słowa o wybaczaniu i dawaniu drugiej szansy były tylko pustymi frazesami, którymi ludzie karmili się, by poczuć się lepszymi od innych. Chciał się wycofać, na powrót zatracając się w pracy, jednak było już za późno. Wrócił wspomnieniami do dnia, w którym na własnej skórze przekonał się, ile były warte zapewnienia o tym, że jest dla niego szansa i nigdy nie jest za późno, by się zmienić. Pomieszczenie wypełnił dźwięk kruszonego grafitu.
Zapraszam, panie Malfoy.
Skinął krótko głową pracownikowi Ministerstwa, mając nadzieję, że lekkie drżenie rąk jest tylko tworem jego wyobraźni. Usiadł na wskazanym przez niskiego urzędnika krześle i czekał, aż mężczyzna skończy przeglądać jego dokumenty aplikacyjne.
Przyzwoite osiągnięcia z SUMów, praktyka w firmie, która jest liderem na lokalnym rynku i kurs przygotowawczy na stanowisko młodszego radcy, ukończony z wyróżnieniem. Zgadza się?
Tak.
Hmmm — zasępił się mężczyzna, na powrót zaczytując się w notatkach. W końcu, po dłuższej chwili westchnął ciężko i oznajmił: — Pana kandydatura jest bezkonkurencyjna, ale nie mogę panu dać tej pracy.
Młody chłopak zacisnął dłonie na poręczy krzesła. Nie tego się spodziewał.
Ale dlaczego? — spytał. — Przecież sam pan przed chwilą powiedział...
Wiem, panie Malfoy, ale wiem także, że Instytucje Zaufania Publicznego, a co za tym idzie, osoby je tworzące muszą cechować się nienagannością, a przede wszystkim niekaralnością. Sam pan przyzna, że z pana życiorysem...
Zostałem oczyszczony ze wszystkich zarzutów — odparł szorstko blondyn, czując jak wzbiera w nim gniew. — Zarówno ja, jak i moja rodzina.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, chowając dokumenty do teczki.
Musi pan przecież zdawać sobie sprawę, że tak naprawdę nie zmienia to niczego. Nawet gdyby Ministerstwo publicznie uznałoby pana za świętego, niesmak i zła sława będą się za panem ciągnąć jeszcze przez długi czas. Bardzo długi czas. Jeśli mógłbym coś zasugerować... radziłbym panu poszukać pracy w jakiejś prywatnej firmie — dodał, podając chłopakowi dokumenty. Ten jednak ich nie przyjął. Bez słowa wstał i wyszedł z gabinetu, ledwie nad sobą panując.
Opuścił gmach Ministerstwa, jednak nawet rześkie jesienne powietrze nie było w stanie zniwelować uczucia duszności. Wziął głęboki oddech, patrząc z pogardą na grupkę czarodziejów, zmierzających do budynku. Z przymilnymi uśmiechami na twarzach, kroczyli przez swój nienaganny świat, w którym, pomimo zapewnień, nie było dla niego miejsca. Po raz ostatni spojrzał tęsknie na miejsce, o którym od zawsze marzył i ruszył w przeciwnym kierunku, oby dalej od tych kłamliwych bzdet, którymi karmią się nawzajem, podtrzymując tę iddyllę.
Głośny trzask wypełnił ogrody przylegające do wytwornego dworu, skąpanego w świetle być może ostatnich tej jesieni promieni słońca. Chwilę później dołączył do niego kolejny, gdy młody Malfoy zatrzasnął za sobą drzwi.
Draco? Jak ci poszło? — spytała Narcyza.
Nawet się nie zatrzymał. Drzwi do jego sypialni uchyliły się, gdy tylko wyciągnął rękę w ich kierunku. Sam nie wiedział, co denerwowało go bardziej? Puste deklaracje Ministerstwa? Zapewnienia rodziców, że wszystko się jakoś ułoży i nie musi oglądać się wstecz? A może jego własna naiwność, że im w to wszystko uwierzył?
Wyjdź — syknął, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
Synu, co się stało?
Powiedziałem, wyjdź!
Kobieta wzdrygnęła się, jednak nie ustąpiła.
Może porozmawiasz z ojcem... Draco, cokolwiek się stało, jestem pewna, że możemy ci jakoś pomoc.
Zaśmiał się szorstko.
Wy już dość zrobiliście. Poradzę sobie bez waszych bezcennych rad — syknął, odwracając się do niej plecami.
Jej obecność doprowadzała go do szału. Choć jej nie wiedział, czuł, jak wpatruje się w niego z troską, za którą jednak nigdy nie stały żadne czyny. Tak jak wtedy, gdy został Śmierciożercą. Z jej strony mógł liczyć tylko na zlęknione spojrzenia, rzucane ukradkiem, byle tylko nie mógł ich dostrzec. Chociaż to i tak więcej, niż kiedykolwiek dostał od ojca. Zaślepieni żądzą władzy i swoimi ideami nie zwracali uwagi na to, co było dobre dla niego. A teraz, jak się okazało, było już na to za późno. Pokręcił głową, gdy usłyszał, jak matka wychodzi. To takie typowe. Poczekać i obserwować rozwój wydarzeń. Może wszystko rozejdzie się po kościach. Może nikt nie zauważy oddziału Śmierciożerców i wynoszonych z dworu ciał. Może całe to gówno nie będzie się za nami ciągnąć aż do śmierci.
Opadł na łóżko, opierając przedramiona na kolanach. Odchylił głowę, a pomieszczenie wypełnił głuchy stukot, w momencie, w którym uderzył o wezgłowie łóżka. Podwinął rękaw koszuli i koniuszkiem palca przejechał po wyblakłym wzorze, będącym symbolem jego porażki. Choć dopiero zaczynał swoje dorosłe życie, wiedział, że przegrał już na starcie. Przejechał paznokciem po przedramieniu, zwiększając nacisk, gdy napotkał linie, które na moment znikły, przykryte przez zaczerwienioną skórę. Zrobił to ponownie, tym razem z większą siłą. Syknął, gdy z rozciętej skóry wypłynęła krew. Nie przejął się tym, widząc, jak znak zanika pod warstwą czerwieni...
— Wejść — oznajmił, słysząc ciche pukanie do drzwi.
Chwilę później do gabinetu weszła Hermiona Granger, będąca swoistym widmem przeszłości, w której ślepo podążał za ideami rodziny. W której tak uparcie dążył do tego, by stać się kimś, kogo teraz szczerze nienawidził.
— ... musimy jeszcze zaktualizować harmonogram płatności na najbliższy kwartał, zaraz zajmę się przygotowaniem wszystkich niezbędnych dokumentów, ale obawiam się, że nie zdążymy do przerwy świątecznej — oznajmiła, dopiero teraz zauważając nieco nieobecny wzrok swojego przełożonego. — A tutaj mam tę kartkę świąteczną, o którą pan prosił — dodała, wyciągając rękę w jego stronę.
— Dobrze, Granger, cokolwiek kupiłaś będzie dobre.
— Tak, ale tu jest miejsce na życzenia — zaczęła niepewnie, podsuwając mu kartkę pod nos.
Nie kryjąc niezadowolenia, podniósł ją na wysokość oczu.
— Tu już są życzenia, Granger — oznajmił krótko. — Całkiem przyzwoity wierszyk.
— Tak, ale jest też miejsce na coś bardziej osobistego.
Blondyn odrzucił kartkę na blat i odchylił się na krześle. Doskonale wiedział, co dziewczyna próbuje zrobić. Przez ten krótki czas ich współpracy zdążył przywyknąć do tego, że Hermiona Granger nigdy nie przepuściła okazji do pomocy, nawet jeśli byłaby ona daremna. Nie wiedział tylko dlaczego postawiła sobie za punkt honoru pogodzić go z rodziną.
— Czyżby mnie pamięć myliła? Bo odnoszę dziwne wrażenie, że jeszcze dziś rano wymogłaś na mnie, byśmy nie ingerowali w sprawy, które nie mają służbowego podłoża — oznajmił, wspierając podbródek na palcach. Uniósł brew, widząc jej zakłopotanie. Ku jego niezadowoleniu, było ono tylko chwilowe.
— Niech to będzie rekompensata za tamto... jako nowe otwarcie współpracy.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem, każde licząc na to, że druga strona ustąpi. W końcu Draco sięgnął ponownie po niewielką karteczkę, a Hermiona z horrendalnym wysiłkiem próbowała utrzymać niewzruszony wyraz twarzy... przynajmniej do czasu, kiedy jej przełożony chwycił pióro i pochylił się nad świąteczną pocztówką. Gdy minęło poczucie tryumfu, dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna zapewnić mu choć odrobiny prywatności w czasie, gdy będzie starał się przekazać w tych kilku słowach wszystko to, czego nie mówił im od lat. Widząc, jak blondyn kilkukrotnie zabiera się do pisania, postanowiła zostawić go samego. Nie zdążyła nawet się odwrócić, gdy krótkim, zamaszystym ruchem napisał: D i wręczył jej kartkę.
„D. Tylko na tyle było go stać po latach odizolowania od rodziny.
Cóż, państwu Malfoy musi to wystarczyć.
— Coś nie tak? — spytał, widząc, jak Hermiona lustruje pocztówkę.
— Nie, wszystko świetnie — odparła szybko. — Może nie tak świetnie, ale całkiem dobrze. Pójdę to wysłać — wypaliła, zanim zdążyłby zmienić zdanie. Albo ją zwolnić. Znowu.
Wróciła do swojego biurka, włożyła kartkę do ozdobnej koperty i oznaczyła ją nowym adresem państwa Malfoy. Z poczuciem dobrze wykonanego zadania wstała i podała kopertę Ianowi.
— Ale jesteś absolutnie pewna, że poradzisz sobie sama? — spytał nieco nerwowym tonem, poprawiając za duże okulary.
— Tak, nie ma sensu, żebyśmy oboje siedzieli w biurze, kiedy wszyscy inni myślami są już przy świętach.
Po wysłuchaniu serii podziękowań i obietnicy otrzymania świątecznego placka dyniowego wedle przepisu samej praprababki chłopaka Hermiona w końcu została sama. Nie chcąc stracić ani chwili od razu zabrała się za opracowanie wstępnego harmonogramu. Westchnęła ciężko, widząc, jak wiele pracy jest jeszcze przed nią i zbliżyła różdżkę do kubka, z którego po chwili zaczęła wydobywać się aromatyczna para.
Kilka godzin później przetarła oczy, chcąc odpędzić znużenie. Choć zostało jej już niewiele do zrobienia, nie była w stanie się skupić, myślami będąc już przy świątecznych porządkach, gotowaniu i zasłużonym odpoczynku. Gdy zegar wybił siedemnastą, zaczęła porządkować swoje biurko, mając nadzieję, że Malfoy okaże jej choć trochę dobrej woli i wypuści ją z pracy o przyzwoitej porze. Już miała do niego iść, gdy w drzwiach do jej biura stanęła kobieta, której nie widziała od lat.
Narcyza Malfoy niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu, zatrzymując wzrok na zamkniętych drzwiach, za którymi znajdował się gabinet jej syna. Niewiele się zmieniła od czasu ich ostatniego spotkania, choć jej czoło szpeciła podłużna zmarszczka, jakby nieustannie rozmyślała o czymś, co nęciło jej spokój. Nie trudno było odgadnąć, co, a raczej kto był tym kimś.
— Jest u siebie? — spytała bez słowa wstępu, z utęsknieniem patrząc na drzwi, odgradzające ją od syna. Położyła na biurku Iana ozdobnie zapakowaną paczkę i wyczekująco spojrzała na Hermionę.
Dziewczyna nerwowo oblizała wargę, nie wiedząc jak się zachować. Dziwnie było patrzeć na Narcyzę po tylu latach i mieć świadomość, że to od niej zależy, czy matka i syn w końcu się spotkają. Mogła ją wpuścić i pozwolić, by każde powiedziało swoje, ale wiedziała, że nie ma prawa ingerować w życie Dracona, tym bardziej że nie wiedziała, co dokładnie zaszło w rodzinie Malfoyów. Poza tym doskonale pamiętała, co się stało, gdy w podobny sposób Parvati wprowadziła tam Gabrielle.
Ale czy mam prawo zabronić matce zobaczyć syna?
— Tak, ale prosił, aby mu nie przeszkadzać — odpowiedziała wymijająco. — Proszę poczekać, powiem, że pani przyszła.
Z ciężkim sercem weszła do biura Malfoya, zamykając za sobą drzwi. Oparła się o nie i czekała aż ten zechce zwrócić na nią swoją uwagę. Jak na złość stało się to dość szybko.
— Dobrze, że jeszcze jesteś, Granger — oznajmił, zakreślając coś na pergaminie. — Mam ci coś ważnego do zakomunikowania...
— Ja też — wtrąciła niepewnie.
— Skończyłaś już ten harmonogram? Dobrze by było, żebym dostał go jeszcze dziś, będę miał czas przyjrzeć się wszystkiemu w czasie świąt...
— W poczekalni jest twoja matka.
Jej słowa zawisły pomiędzy nimi, a Hermionie nie zostało nic innego, jak tylko czekać aż runą, wzburzając lawinę. Chłód obecny na twarzy Malfoya nie wróżył nic dobrego.
— Nie mam teraz czasu.
— Ale ona tam jest... — Hermiona spróbowała wpłynąć na jego decyzję, wiedząc, że w innym wypadku będzie musiała odprawić Narcyzę z kwitkiem.
— Nic mnie to nie obchodzi — syknął. — To miejsce pracy, a nie spotkań towarzyskich.
Dziewczyna zerknęła na drzwi, wahając się między wykonaniem polecenia a wpuszczeniem tu Narcyzy. Wcale nie chciała bawić się w super bohaterkę, która pragnie połączyć rozbitą rodzinę. Nawet nie lubiła na tyle swojego przełożonego, by za wszelką cenę chcieć próbować mu pomóc, ale cała ta sytuacja wywoływała w niej żal.
— Co mam jej powiedzieć?
— Cokolwiek.
Skinęła głową i wróciła części dla sekretarek. Gdy napotkała spojrzenie Narcyzy, niemal niezauważalnie pokręciła głową. Spodziewała się protestów albo tego, że kobieta wyminie ją i po prostu wparuje do środka, jednak arystokratka zacisnęła swoje blade wargi, zapewne by ukryć ich drżenie.
— Ma bardzo dużo pracy — oznajmiła Hermiona, próbując jakoś wytłumaczyć zachowanie swojego szefa.
— Rozumiem. Mogłabyś mu to przekazać? — spytała, wskazując na paczkę. Po raz ostatni tęsknie spojrzała w stronę drzwi i łamiącym się głosem powiedziała: — Powiedz mu, że razem z ojcem życzymy mu wszystkiego, co najlepsze. Tobie również.
Chwilę później już jej nie było. Hermiona odchrząknęła i ze złością spojrzała na samotną paczkę. Przynajmniej tyle mogła zrobić, by panicz Malfoy poczuł choć odrobinę wyrzutów sumienia. Bez zastanowienia porwała ją z biurka i weszła do gabinetu Dracona. Prychnęła pod nosem, zastając go, czekającego pod drzwiami.
— Twój prezent świąteczny — oznajmiła oschle, wciskając mu paczkę do rąk.
Nawet jeśli w pierwszej chwili przeszło mu przez myśl, by jej nie przyjąć, zmienił zdanie pod wpływem natarczywego spojrzenia Hermiony. Odłożył pakunek na stolik i rzeczowym tonem zapytał:
— Nie wyjeżdżasz nigdzie na święta?
— Nie, a bo co?
Blondyn podszedł do biurka i podniósł jeden z pergaminów. Skinął dziewczynie głową, by do niego podeszła i powiedział:
— Tu jest lista spraw, które muszą być uregulowane do końca miesiąca. Nie ukrywam, że bez twojej pomocy będzie to nieosiągalne — wyjaśnił.
— Chyba nie myślisz, że będę pracować w święta, Malfoy! Specjalnie przepracowałam cały weekend, żeby mieć spokój na te kilka dni!
Uniósł brew, a dziewczyna bąknęła pod nosem słowa przeprosin.
— Postaram się zrobić w czasie świąt jak najwięcej, ale będzie mi potrzebna twoja pomoc — widząc, jak w jej oczach pojawiają się niebezpieczne błyski, dodał: — Dwa, może trzy dni po przerwie świątecznej...
— Przykro mi, ale mam już plany. Poza tym wzięłam na te dni urlop, sam podpisywałeś te papiery.
— A czy nie możesz tak zorganizować sobie tych dni, by móc przyjść do pracy na kilka godzin? Zapłacę.
Hermiona przygryzła wargę. Choć obecnie najchętniej zdrowo kopnęłaby go w tyłek, nie zamierzała zostawiać go samego z pracą. W końcu oboje byli odpowiedzialni za organizację sympozjum.
— Może i bym mogła, z racji tego, że w Ministerstwie będzie mniej osób, ale...
— Dzięki, Granger. Możesz już iść, sam dokończę ten harmonogram.
Przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa. Arystokrata zastanawiał się, o czym myślała, jednak cokolwiek to było, roztropnie zachowała to dla siebie. Skinęła głową i zostawiła go samego.
A jednak nie był całkiem sam. Powoli zerknął przez ramię na paczkę. Nie chciał jej, a sam jej widok sprawiał, że lodowate dreszcze strachu spływały mu po karku i sunąc dalej w dół, zdawały się zostawiać głębokie bruzdy na jego plecach.
Wyprostował się, w dwóch krokach doskoczył do stolika i wyrzucił prezent do kosza. Dokończył swoją pracę, w pośpiechu porwał teczkę i już miał wychodzić, gdy popełnił błąd i spojrzał na porzuconą paczkę. Przeklinając, chwycił ją i opuścił biuro.
Gdy wrócił do apartamentu, zajmował się wszystkim, byle tylko odwlec w czasie otwarcie przesyłki. Pracował nad sympozjum, napisał list do wuja Cyriusa, a nawet porwał się na samodzielne przygotowanie obiadu, co zaowocowało rozciętym palcem, nieco rozmiękłym ryżem i zabrudzonym blatem. Gdy zrobił już wszystko, co mógł zrobić, usiadł na przeciwko rzuconej na podłogę paczce. Wpatrywał się w nią, raz zgrzytając zębami, raz przeczesując z roztargnieniem włosy, aż w końcu szarpnięciem rozdarł ozdobny papier i otworzył pudło.
Rozchylił wargi na widok jego zawartości i niemal bezwiednie sięgnął po ołówki, pędzle i inne przyrządy malarskie, wszystkie z górnej półki. Z ciekawością przyglądał się każdej pojedynczej rzeczy, na chwilę zapominając, co tak naprawdę ogląda. Do czasu, aż nie wyłowił wzrokiem koperty. Przez chwilę wahał się, jednak wyjął również i ją. Muskając kciukiem ślady atramentu, z beznamiętną miną wpatrywał się w przestrzeń. Widok znajomego pisma wyzwolił w nim wściekłość. Przed oczami stanęły mu obrazy z Malfoy Manor i panoszącego się w nim Voldemorta. Powoli obracającą się nad stołem Charity Burbage. Jej martwe ciało, z hukiem upadające na stół, tuż przed nim... i niewielki kieszonkowy zegarek, który wypada z kieszeni jej swetra, ląduje na podłodze i toczy się do jego stóp.
Rodzice nie robili nic. Przez cały ten czas nie robili nic, jedynie uciszając go z przestrachem w oczach, gdy kilkukrotnie przyłapali go na płaczu.
Dobrze wiedział, że czytanie tych marnych wypocin nie przyniesie mu nic prócz bólu, a jednak otworzył kopertę i zaczął śledzić wzrokiem tekst.

Draco,

Chyba nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak długo zastanawiałam się nad tym, jak zacząć ten list. Co byłoby dobre, odpowiednie. I kiedy tak układałam coraz to nowe zdania, mimowolnie przypomniałam sobie wszystkie te listy, które razem z ojcem wysyłaliśmy ci podczas twojego pobytu w Hogwarcie szczególnie w tych pierwszych latach, kiedy po raz pierwszy opuściłeś rodzinny dom na tak długo. Wróciło uczucie niewyobrażalnej tęsknoty, którą czułam po zaledwie kilku dniach twojej nieobecności. Po kilku dniach bez twojej krzątaniny po domu, wybryków, które przyprawiały mnie nieraz o ból głowy czy też tego, jak krzywiłeś się za każdym razem, gdy chciałam cię przytulić. Brakowało mi tego wtedy i brakuje teraz.
Chciałabym ci powiedzieć o tak wielu sprawach, za jeszcze więcej rzeczy chciałabym Cię przeprosić, ale nawet nie mam pewności, czy przeczytasz ten list. Czy nie wyląduje w kominku, dzieląc los swoich poprzedników. Jednak pomimo to, że wiem od Cyriusa, jak stronisz od jakiegokolwiek kontaktu z nami, podejmę tę próbę tę i każdą kolejną, bo głęboko wierzę, że kiedyś coś sprawi, że otworzysz kopertę i dasz mi szansę wszystko naprawić.
Wiem, że nie stworzyliśmy ci z ojcem prawdziwego domu. Takiego, w którym czułbyś się bezpiecznie i do którego chciałbyś z utęsknieniem wracać. Wiem, że zawiedliśmy jako rodzice i jako ludzie. Że spadło na Ciebie jarzmo naszych czynów. Że musiałeś płacić za nasze błędy. Teraz je rozumiem i szczerze ich żałuję. Jestem pewna, że ojciec także, jednak jest zbyt dumny, by się do tego przyznać. Pewnie mi nie uwierzysz, ale wasze spotkanie w Ministerstwie bardzo go poruszyło.
Przez te wszystkie lata zastanawiam się, jaki jesteś. Kim stał się mój Draco. Co lubisz jadać na śniadanie i czy nadal potajemnie marzysz o stworzeniu swojej własnej drużyny Quidditcha, która już w pierwszym sezonie zdobędzie mistrzostwo Wysp. Czekaj, jak miała się nazywać? Ach, tak: Zaczadziałe kociołki. Ostatnio nawet podczas pakowania rzeczy do przeprowadzki znalazłam godło drużyny, narysowane przez Ciebie dziecięcymi farbkami. Może wydawać Ci się to śmieszne, ale zabieramy je ze sobą do nowego domu będzie tam na Ciebie czekać tak samo, jak my.
Nie miej za złe Cyriusowi tego, że dał nam znać, co u Ciebie słychać. Chce dla Ciebie jak najlepiej i nawet nie wiesz, jak bardzo jestem mu wdzięczna za to, że opiekował się Tobą przez te wszystkie lata choć nie raz przeklinałam go w myślach za to, że skrupulatnie odmawiał udzielenia nam jakichkolwiek informacji na Twój temat.
Mam nadzieję, że prezent przypadnie Ci do gustu Cyrius wspomniał o tym, że w wolnych chwilach lubisz malować.
Bardzo chciałabym móc Cię w końcu spotkać zobaczyć na własne oczy tego dostojnego, poważnego mężczyznę, o którym opowiadał mi Twój ojciec. Wiem jednak, że może być jeszcze na to zbyt wcześnie. I całkowicie to rozumiem. Proszę Cię tylko o jedno: o twoje zdjęcie. Zdjęcie prawdziwego Ciebie, uśmiechniętego, w ramionach ukochanej dziewczyny, a nie dystyngowanego urzędnika, którego podobiznę udało mi się wychwycić w relacjach prasowych.

Całuję,

Mama

Jeszcze długo po przeczytaniu listu, Draco siedział na podłodze, ściskając pergamin w dłoni. Słowa matki rozbrzmiewały mu w głowie, zupełnie jakby stała tu przed nim i mówiła to wszystko, o czym pisała.
Nie wierzył w to. Nie wierzył, by ot tak się zmienili, że zrozumieli, co mu zrobili i szczerze wszystkiego żałowali. Dla niego byli potworami i wolałby stać i oglądać na własne oczy, jak Gabrielle zdradza go z Nickiem, niż się z nimi spotkać.
A jednak wstał, wyrwał ze swojego dziennika kartkę i zapakował ją do koperty, wysyłając matce jeden ze swoich autoportretów. Obserwował, jak sowa znika w ciemnościach, udając przed samym sobą, że nie czuje, jak jego oczy stają się coraz bardziej wilgotne.

***

Po dniach spędzonych w swoim apartamencie Draco naprawdę cieszył się z powrotu do pracy i wizji nieprzespanych przez nią nocy. Tak jak mówiła Hermiona, większość pracowników wzięła dodatkowe dni wolne, by przedłużyć czas pustych rozmów i objadania się wypiekami. Wszystko wskazywało więc na to, że on i jego przyszła asystentka będą mieli sporo do roboty, zwłaszcza że Aiden Rogers wyjechał na parę dni w sprawach biznesowych. Draco nie zdziwiłby się, gdyby po powrocie Ministerstwo poznało jego nową kochankę.
— Gran... ger — dokończył wolno, z niezadowoleniem spoglądając na jej puste biurko.
— Wyszła na chwilę, musiała skoczyć do sklepu.
Blondyn odwrócił się i spojrzał na Iana, który niemal wyskoczył zza swojego stanowiska. Nerwowo poprawił okulary i zerknął na drzwi do gabinetu Malfoya.
— Do sklepu — powtórzył Draco, pocierając podbródek.
Westchnął, jednak nie skomentował tego, pamiętając o tym, że sekretarka teoretycznie miała urlop. Skinął głową i ruszył przed siebie.
— Proszę pana! — wrzasnął rudzielec, gdy blondyn już miał naciskać klamkę.
— Może te spody od słoików nie są dla ciebie wystarczające, ale powinieneś wiedzieć, że jestem niewiele starszy od ciebie i nie ma potrzeby wydzierać się jakby ktoś nastanął ci na jaja, MacPhee.
— Oczywiście, przepraszam — wybąkał Ian, czerwieniąc się po same koniuszki uszu.
Draco czekał, aż chłopak powie, o co chodzi, ten jednak milczał, przestawiając z nogi na nogę tak szybko, że można było odnieść wrażenia, że zaczął tańczyć przed przełożonym.
— Powiesz wreszcie, o co chodzi? Czym może najpierw dokończysz robienie dziury w podłodze?
— Chodzi o to... — wyjąkał Ian — że... ktoś zapomniał zamknąć okna w pańskim gabinecie! Tak! — wykrzyknął, szybko podchodząc do Dracona i ujmując jego łokieć. — Niech pan tam jeszcze nie wchodzi, jeszcze się pan przeziębi — dodał, odciągając go od drzwi.
Arystokrata zmarszczył brwi, zbyt zaskoczony zachowaniem rudzielca, by cokolwiek powiedzieć. Wciągnął głęboko powietrze, jednak nie wychwycił charakterystycznej woni alkoholu.
— Dziękuję... za... troskę — warknął, wyszarpując swoje ramię z uścisku. — Poradzę sobie.
— Ale niech pan tam nie wchodzi — jęknął niemal płaczliwie MacPhee.
Draco zignorował go, wszedł do środka i z hukiem zatrzasnął drzwi.
— Banda wariatów — burknął, podchodząc do biurka.
Odkładając teczkę, kątem oka zobaczył, że zostawione tu dokumenty zostały przez kogoś zniszczone. Zacisnął gniewnie zęby i porwał jedną z kartek, jednak szczeka mu opadła, gdy zobaczył wymalowane na niej serduszka. Szybko chwycił kolejną i wytrzeszczył oczy na coś, co przypominało połączenie wieloryba i jednorożca.
— Granger? — wyszeptał z niedowierzaniem.
Prócz niego, tylko ona i Rogers mieli dostęp do gabinetu. Tylko dlaczego jego sekretarka ćwiczyła swoje marne umiejętności na ważnych dokumentach?
— Nie wolno mówić do kogoś po nazwisku — oznajmił dziecięcy głos poważnym i rzeczowym tonem. — To bardzo niekulturalne.
Draco momentalnie odwrócił się i z przerażeniem zrobił krok w tył, lądując na fotelu.
— Co do...?



Ave my!
Rozdział dodany z poślizgiem, ale zdążyłyśmy się już odzwyczaić od sprawdzania 40-stronicowych tworów i najzwyczajniej w świecie nie zdążyłyśmy go dodać. Postaramy się, żeby następny był krótszy :)
Rozdział rzucił nieco więcej światła na postać Dracona, ale światło to raczej było wątłe, bo znacznie więcej dowiemy się w bliżej nieokreślonej przyszłości. No ale zarys ogólny jest, no i w końcu się wyjaśniło co to za zegarek, który zdaje się intrygował większość z Was.
Jak myślicie, kogo zastał w swoim gabinecie Malfoy? Prawidłowa odpowiedź zostanie nagrodzona wirtualnie przesłanymi buziakami :)
Oczywiście wizerunek Vincenta możecie podziwiać w Dzienniku Dracona Malfoya.
Jakoś dzisiaj nasze mózgi pracują jak roboty i nie jesteśmy w stanie złożyć ładnego zdania. Także żegnamy się i uciekamy na zakupy ("O zgrozo, jak ja nie znoszę zakupów").

[Blog bierze udział w inicjatywie Katalogu Granger pod chwytliwą nazwą "Promujemy Świeżaki" Jeśli znajdziecie chwilkę, możecie wpaść o TUTAJ i dowiedzieć się, z czym to się je. A jeżeli wasze pokłady wolnego czasu są nieograniczone... bo na przykład jesteście emerytami, to możecie też zapoznać się ze wszystkimi zgłoszonymi do zabawy opowiadaniami i w tej oto ANKIECIE wyrazić swoją opinię.]

21 komentarzy:

  1. Nie skracajcie kolejnego rozdziału, taka długość bardzo pasuje i dostarcza wiecej radości oraz frajdy z czytania :D
    Vincenta od razu polubiłam i wydaje mi sie, że już tego nie zmienię ;pp
    Patil nareszcie dostała za swoje i mam nadzieję, że już więcej nie będę musiała patrzeć na tego babsztyla.
    Co do Gabrielle to nie lubie jej jeszcze bardziej niż wcześniej i obawiam się, że rzeczywiście może zaszkodzić Hermionie i to bardzo. W ogóle to tak sie uśmiałam przy czytaniu tego rozdziału!!!!!! Uśmiech nadal nie schodzi mi z twarzy od momentu pojawienia się go, ale scena z dwoma nagimi paniami była bezcenna.
    Podoba mi się ukazanie relacji, a raczej jej braku między Draconem a jego rodzicami. :D
    Strasznie mnie ciekawi to kogo ujrzał Malfoy w swoim gabinecie. Gabrielle mi tu nie pasuje i skłaniam się do tego, że to była jednak Hermiona jakimś cudem w wieku dziecięcym xdd

    Życzę weny i przesyłam buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż nie czekajcie, bo niby jakim cudem to miałaby być młoga Gryfonka? (to głupie) Własnie jak opublkiowałam ten kometarz uzmysłowiłam sobie, że to co napisałam jest nieprawdopodbne i może to rozwiazanie tej zagadki będzie trafniejsze.
      Otóż po chwili namysłu przypomniałam sobie, jeszcze jedną postać, o której nic nie wiemy. Pewnie to ta Mała, która jest u Margaret. Wydaje mi się że to jakaś rodzina Hermiony, ale chyba raczej nie siostra bo tak to by raczej spędziła Święta wraz z rodzicami, może to jej jakaś kuzynka? W każdym razie to ciekawa kwestia. Jeśli to prawda to coś czuję, że Hermiona dostanie niezłą reprymendę, strach ścisnął me serce na myśl o tym co może zrobić Malfoy.

      Usuń
  2. WOW. Rozdział powalający, nie tylko długość ale rowniez niesamowicie ciekawy. Bardzo przyjemnie się czytało, a pewnymi momentami uśmiech tak mi się cisnął na twarz, że aż nie mogłam się powstrzymać. Relacja Draco-Hermiona rozwija się, ale bardzo fajnie, powolutku. Cholernie mnie ciekawi kwestia osoby, która "napadła" na biuro Malfoya. A może to mały James haha? Nie mam pojęcia, ale jeśli widzę tylko u Was nowy rozdział banan na twarzy się pojawia! Super pomysły, treść, sposób pisana. Jestem w Was absolutnie zakochana. I jaka konsekwencja! Super, tak trzymać. Daleko znajdziecie z takim fajnym podejściem. Co mogę więcej powiedzieć? Ubostwiam Was, czekam na kolejny rozdział. Niech wena będzie z Wami i powodzenia w tygodniu, bo pewnie kupę roboty macie ��
    Pozdrawiam jeszcze raz!
    - N.

    OdpowiedzUsuń
  3. #ŚwieżakiKG

    Dobra, czas na ostatnie opowiadanie z akcji Świeżaków! „Polowanie na czarownice” zostawiłam sobie na koniec, widząc że publikujecie naprawdę długie rozdziały i chcąc je przeczytać na spokojnie.
    Na początku muszę przyznać, że najbardziej byłam zaintrygowana opisem, bo z podobną historią ZDECYDOWANIE nigdy nie miałam do czynienia. Byłam więc bardzo strasznie ciekawa, jak do tego wszystkiego dojdzie; i jak widzę, na razie wprowadzacie nas w całą akcję, przedstawiacie bohaterów, relacje między nimi, z czego jestem naprawdę szczęśliwa, bo daje nam to jakiś obraz do późniejszych wydarzeń.
    Uwielbiam Waszego Malfoya! Jest taki chłodny, zdystansowany, sarkastyczny... W prawdziwym życiu nie znoszę takich facetów, no ale halo, Malfoy to Malfoy. :D W niektórych momentach, mimo że Gabrielle to straszna... (wstawić odpowiednie słowo), to było mi jej szkoda, ale można by rzec, że sobie zasłużyła. Jeśli chodzi jednak o scenę w łazience razem z nią i Hermioną w roli głównej... płakałam ze śmiechu! Obawiam się, że mama zaczęła podejrzewać mnie o jakieś problemy psychiczne, ale co mam poradzić, skoro ta scena była tak komiczna. :D
    Są postacie których nie znoszę ze względu na ich charakter (na przykład Parvati), ale są też te, które uwielbiam — czyli mały James! Uwielbiam tego brzdąca i jak tylko o nim myślę, to od razu na mojej buźce pojawia się uśmiech. No kocham małe dzieci, co poradzić.
    Tworzycie genialne, czasem zabawne dialogi, pasujące do każdej sytuacji, aż buzia się cieszy, kiedy takie dobre opowiadanie pojawia się w blogosferze.
    W każdym razie — jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko dalej będzie wyglądać, jak postanowicie rozegrać akcję i jak dojdzie do ujawnienia magicznego świata. Ach, zacieram ręce i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Może i rozdziały są bardzo długie, ale za to jakie pełne akcji!

    Powodzenia w pisaniu!

    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam kilka godzić na zmiane z obowiązkami domowymi ale przeczytałam i może się powtarzam ale jesteście rewelacyjne. A co do gościa Malfoya to sądzę że to mały Potter. Pozdrawiam cieplutko w te zimne dni. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze przypomniała mi sie ta dziewczynka ... w sumie to już bardziej ją bym obstawiała skoro rodzice granger jej nie zabrali... no już sama nie wiem.

      Usuń
    2. Tak, to musi być ona! Na 100%

      Usuń
  5. Zaznaczę od razu, że czytając rozdział co jakiś czas myślałam "o, mam już to od czego zacząć komentarz" tyle tylko, że po lekturze sama już nie wiem od czego zacząć, tyle tego było :) Ale to dobrze, bo tyle się działo, że nie sposób było się oderwać - chociaż niestety dwukrotnie musiałam (przez telefon, który od kilku dni mnie bojkotuje), no i dopiero teraz znalazłam chwilkę na to, by coś naskrobać :)
    No to może na początek tytułowe "Blizny". Naprawdę szkoda mi było Dracona, na pewno nie było mu łatwo i na pewno nie jest łatwo teraz, zwłaszcza po tylu latach bez żadnego kontaktu z rodziną. Co by nie mówił i nie robił pewnie ciężko to przeżywa no i dał o tym znać choćby wysyłając matce ten rysunek. Mam nadzieję, że to był pierwszy krok do pogodzenia się z rodzicami, bo chłopak oprócz pracy nie ma w swoim życiu zbyt wiele. Trochę to smutne i nic dziwnego, że jest, jaki jest. Martwię się tylko czy zdąży się dogadać z rodzicami, bo przecież do polowania zostało już niewiele czasu i obawiam się trochę tego, że później może już nie być okazji. A scena z wizytą Narcyzy w jego biurze była taka hm... ciężka i przygnębiająca jak pogoda za oknem. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co ta kobieta musiała czuć wiedząc, że kilka metrów dalej jest jej syn. Dracona pewnie też to obeszło bo przecież nie mógł usiedzieć za biurkiem... więc może jeśli Hermiona pomimo jego polecenia wpuściła ją do środka zdołaliby się dogadać. No ale tego już się nie dowiemy.
    No ale pewnie nie byłybyście sobą, gdybyście do jednego rozdziału nie wplotły obok dość cięższych tematów akcji w paryskiej łazience :D (i bardzo dobrze, bo w innym wypadku tego depresyjnego nastroju nie byłoby w stanie poprawić nawet kakałko). Mydlany Mściciel jest HITEM rozdziału! Absolutny zwycięzca, chociaż zwolnienie Patil i ciasteczko po tym też było niczego sobie :)
    Vincent to niezłe ciacho, w dodatku z interesującym darem, także mam nadzieję, że poświęcicie mu nieco więcej uwagi w kolejnych rozdziałach :)
    No i została sprawa, która będzie mi zaprzątać głowę przez cały następny tydzień, czyli ten KTOŚ. Na początku myślałam, że to nasz kochany urwis James... ale on chyba jeszcze nie mówi zbyt płynnie. Jakieś podejrzenia mam i czuję, że z tej niezapowiedzianej wizyty może wyniknąć niezły galimatias. Uciekam spać, licząc na to, że przyśni mi się Vincent :) Pozdrawiam i życzę dużo weny, K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam :)
    Rozdział - cudo. Długość idealna i jeżeli mogę coś dodać to nie zgadzam się na krótsze rozdziały - ba jestem przeciwna! Jak trzeba będzie zrobię petycję o to, żeby minimalna długość rozdziału to było 30 stron :)
    No to teraz przejdźmy do konkretów. Od czego by tu zacząć? Logicznie by było od początku, ale tyle się wydarzyło w tym rozdziale, że już sama nie wiem. Może jakoś wątkami uda mi się z grubsza powiedzieć, co mi na sercu siedzi.
    Patil - no cóż... jestem rozczarowana, że ta flądra jeszcze stąpa po ziemi... No, ale jakoś zrekompensowałyście mi to tym, że została zwolniona i tak cudownie potraktowana przez Draco. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że tak szybko ją zwolni - myślałam, że specjalnie ją zostawi, żeby patrzeć jak dopieka Granger. Jednak.. no cóż pan Malfoy mnie zadziwił. Czy po za tym, że była pustakiem mogę już zacząć się doszukiwać innych powodów dla których ją zwolnił? Chyba za szybko, żeby mieszać w to jakieś głębsze uczucia.
    Gabrielle - ta to ma tupet. No po prostu nie. Nie daruję Wam jak jej nie "uszkodzicie" jakoś w znaczącym stopniu. Strasznie działa mi na nerwy. Jest natrętna. Strasznie natrętna. Mściwa. Bezczelna. Jednak sytuacja w łazience - mistrzostwo. Nie sądziłam, że tak szybko Draco z Hermioną będą mieli „bliższe” spotkanie. Jakaś nagość. Takie tam. Niemniej jednak… Panie Malfoy, co to za bezczelne obmacywanie NAGIEJ sekretarki? Z racji tego, że Draco jest zdrowym i rasowym mężczyzną wnioskuję, że spodobało mu się dotykanie Granger - chyba się nie mylę prawda? :D Nie mogę się doczekać tego, jak kiedyś (o ile będą mieli takową okazję - tfu muszą mieć taką sposobność ) będą już w jeszcze bliższych kontaktach i wtedy znajdą się w podobnej sytuacji… Rozmarzyłam się. Bardzo. Za bardzo. No, ale o tym mam nadzieję jeszcze kiedyś porozmawiamy :D Wydaje mi się, że przez takie nachodzenie Gabrielle i to, że Draco chce jej dopiec relacja pomiędzy Hermioną a Draco narodzi się szybciej i intensywniej. Obym miała rację :D
    Vincent - po pierwsze uwielbiam Iana więc jak zobaczyłam że wygląd Vincenta to wygląd Iana to tym bardziej się rozmarzyłam. Coś mi się wydaje, że Vincent może próbować jakoś zbliżyć się do Granger. W późniejszych rozdziałach może wyniknąć z tego ogroooomna rywalizacja pomiędzy Draco a nim. Oczywiście nie ma on najmniejszych szans przy Draco. Jednak jakoś coś mi podpowiada, że może być niezły trójkąt. Oj zdecydowanie niezły. Sytuacja z pokoju sekretarek. Umarłam. Kilka razy. Nie ma co - zrobił piorunujące pierwsze wrażenie na Granger. Bardzo kulturalnie z nim postąpiła - ja na jej miejscu pewnie rzuciłabym mu się do aorty i ją przegryzła ( nie dziwcie się - pandy są wyjątkowo agresywnymi zwierzętami. Podobno głodna niekarmiona panda może zjeść człowieka - ale takie rzeczy dzieją się tylko w Chinach. Jeszcze jesteśmy w Polsce więc się nie obawiajcie mnie :D ). Zaskoczyła mnie rozmowa pomiędzy Draco i Vincentem. Nie sądziłam, że Draco przyjmie to wszystko tak normalnie. Myślałam raczej, że jak Vincent zacznie komplementować Granger to on wyskoczy z jakimś tekstem typu „upadłeś z bardzo wysoka” albo „zainwestuj w okulary” - tymczasem on siedział i nic się nie odzywał. A jak wszyscy wiemy milczenie oznacza że się z kimś zgadzamy. No no Malfoy - DO DZIEŁA!
    Wydaje mi się, że do współpracy we Francji nie dojdzie - nie zrozumcie mnie źle, ale wydaje mi się, że jak już to nie będzie to na takich zasadach jak to przedstawiacie. Oczywiści do tego jeszcze wiele rozdziałów przed nami, ale jakoś tak pomyślałam, że nie wydaje mi się. Pewnie się mylę, ale takie jest moje odczucie. Nie wykluczam tego, że Hermiona zamieszka we Francji albo Malfoy w Londynie. Wszystko zależy od tytułowego polowania na czarownice. Na razie nie jestem sobie w stanie wyobrazić polowania… Na czym będzie polegało ratowanie świata magii. Jak daleko wstecz trzeba będzie się przenieść - może do czasów Hogwartu? Kto to wie… Może jeszcze do czasu przed Voldemortem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu rozwiązałyście tajemnicę zegarka! Nie myślałam, że tak się to wyjaśni - liczyłam na jakąś zagadkową historię, gdzie każdy będzie musiał się domyślać przez długie rozdziały co jak i dlaczego i dopiero w końcowych rozdziałach wyjawicie prawdę. Niemniej jednak rozwiązanie tajemnicy zegarka to dalej jest kropla w oceanie niewiadomych. No może już w nie oceanie - tylko w morzu. Zawsze to jakiś mniejszy zbiornik.
      Bardzo jestem zadowolona z rozwoju relacji Draco Hermiona. Czytając momenty w których Draco UŚMIECHAŁ się do Hermiony - rozpływałam się. Takie małe, pierwsze niepozorne gesty są najlepsze. Bo to jest taki dreszczyk emocji u czytających - jak to się potoczy, czy on już myśli jakoś inaczej o niej, czy ona taktuje go jak normalnego człowieka - czy dalej przypisuje do niego karteczkę z napisem „Śmierciożerca”? Jak oboje się czuli podczas ich kontaktu? Czy to było skrępowanie - czy może wdarło się lekkie podniecenie? :D
      Scena z Narcyzą, z czytaniem listu, prezentem. Nie powiem wzruszyłam się. Samo potraktowanie przez Narcyzę, Hermiony. Szok. Myślałam, że dalej będzie się odnosić do niej jak do gorszego sortu. Tymczasem ona życzyła jej Wesołych Świąt. Mały gest, ale bardzo znaczący. Draco chyba przez Granger zaczyna mięknąć w sprawie dotyczącej rodziców. Kartka na święta, otworzenie paczki, odesłanie portretu. Gdyby nie to, że Granger jest małym chodzącym natrętem tak by się nie zadziało. Bardzo dobrze, że go do tego popchnęła. Idzie wszystko JAK NA RAZIE w dobrym kierunku. Ciekawe, jak to wszystko potoczy się dalej?
      Co do tego kto jest w gabinecie to chyba oczywiste - Margaret. Skoro była na Święta u Hermiony to nie mogła jej przecież zostawić samej w domu. To, gdzie ten mój buziak? :D
      Aaaaa i czemu nie ma rudowłosego Iana w Dzienniku? Dalej mnie intryguje czemu Malfoy napisał przy portrecie Gabrielle - „Gabrielle tępe ciele” - tak samo jak nazwał ją James. Nie wierzę w czysty przypadek dla tego zabiegu.
      Kończę już ten nieskładny komentarz, bo ledwo na oczy patrzę. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Pozdrawiam, czekam z utęsknieniem - i nie obrażę się jak rozdział będzie podobnej długości.
      Panda :)

      Usuń
  7. Cudo! CUDEŃKO. Pragnę więcej<3

    OdpowiedzUsuń
  8. Siedzę i wgapiam się w ekran, zastanawiając się jak zacząć, bo przyznam się szczerze, że do tej pory byłam cichym i w zasadzie niewidocznym czytelnikiem... Chyba 'cześć' będzie odpowiednie. Zatem: Cześć :)
    Jak już zdążyłam wspomnieć nie zdarza mi się często uzewnętrzniać na publicznych forach, ale widocznie coś skłoniło mnie do wtrącenia swoich przysłowiowych trzech groszy, więc mogę już mówić o Waszym niemałym sukcesie.
    Na bloga weszłam zaintrygowana miniaturką bloga na jednej z grup poświęconej opowiadaniom fanfiction (tak przy okazji: szablon cudowny, niby prosty, ale przez to przyjazny dla oka, no i te detale np. 'Łowcy Czarownic' - jednym słowem widać, że pomyślałyście o wszystkim). Dopiero później przeczytałam opis fabuły... no i przepadłam. Po ciągłym czytaniu ff, które z grubsza oparte są na określonych schematach (nie mówię, że złych!) Wasza historia jest jak powiew świeżego powietrza. Naprawdę dość długo 'siedzę' w Dramione i myślałam już, że dotarłam do takiego miejsca, w którym nic już nie będzie w stanie mnie zaskoczyć, a tu proszę. Zresztą, nie tylko za pomysł na fabułę należą Wam się brawa, ale też za kreacje bohaterów - nie tylko tych pierwszoplanowych (choć założę się, że nie ma nikogo, komu nie miękłyby nogi na samą wzmiankę o Draconie Malfoyu, któremu tajemnicza przeszłość i wynikające z niej życiowe rozterki tylko dodają uroku) ale przede wszystkim tych, którzy w gruncie rzeczy są tylko tak zwanym 'tłem' i przez to są potraktowani po macoszemu, przez co poza nadaniem im imion i określeniu wyglądu autorzy często nie poświęcają im zbyt wiele uwagi. Z tego, co zdążyłam zauważyć nie tylko stworzyłyście całkiem nowe postacie, ale dałyście im tożsamość, przez co są one autentyczne i prawdziwe. A to duży plus. W opowiadaniach nieraz miałam dość bezbarwnych postaci ale też i takich, które były wykreowane w sposób sztuczny na zasadzie 'on będzie wredny i pyskaty, bo tak'. Mam wrażenie, że w 'Polowaniu' na wszystko ma gdzieś swój powód, nawet jeśli czytelnik nie zdaje sobie (jeszcze) z tego sprawy. I choć czasem chciałabym wiedzieć coś już teraz, cierpliwie czekam, bo wiem, że zdradzicie to w odpowiednim momencie (jak choćby ta postać, którą widział Draco... albo raczej wydawało się mu, że ją widzi. Czy rzeczywiście jest ważna czy to tylko zmyłka, którą chciałyście odwrócić uwagę od czegoś innego? Ciekawość mnie zżera, więc mam nadzieję, że zostanie to wyjaśnione już wkrótce). To tak tytułem krótkiego wstępu :)
    Skoro już dodaję swój pierwszy komentarz pod tym właśnie rozdziałem, wypadałoby się do niego odnieść choć w kilku zdaniach. Vincent. Postać bardzo ciekawa i z racji tego, że nadałyście mu wygląd Iana (bardzo oryginalny sposób przedstawienia postaci w Dzienniku Dracona Malfoya, a to, że wplotłyście to rysowanie do akcji stanowi dodatkowy plus) nawet mogłabym go pokochać ale... nie ufam mu. Coś mi się wydaje, że może być prawdziwym czarnym charakterem i nieźle namącić, zwłaszcza po tym jak wyraźnie ma się ku Hermionie. No ale z drugiej strony Draco chyba mu ufa, ale skoro to empata to pewnie łatwo mu oszukać innych. Pozwólcie, że panią Parvati przemilczę, nie dlatego, że jest (a raczej była) zbędna, tylko po prostu nie mam cierpliwości do tego rodzaju kobiet. Moment z ciasteczkiem - uroczy, choć z nutką kpiny ze strony Malfoya. No ale nie zmieniło to tego, że było to równie słodkie jak to kawowe ciasteczko. Do tego stopnia, że czytałam kilka razy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy okazało się, że pojadą razem na tę kolację do Paryża, byłam niemal pewna, że przedstawicie spotkanie z przełożonymi Malfoya, być moze nieco wytworności i elegancji ze strony Hermiony, które wyją na jaw po tym, jak panna Granger porzuci stroje biurowe ale CZEGOŚ TAKIEGO się nie spodziewałam. Gdy Hermiona zobaczyła w lustrze otwierające się drzwi byłam przekonana, że do pokoju wrócił Malfoy i że może być ciekawie... nie sądziłam tylko, że aż tak! Z dość dużą częstotliwością zdarzają im się te 'incydenty', a jeszcze bardziej mnie dziwi, że potrafią po tym wszystkim przejść do porządku dziennego, zupełnie jakby nic się nie stało (bo jednak to, co się stało w Paryżu to nie jest wcale taki mały 'incydent'). I znów intuicja mi podpowiada, że przez te ich spychanie tych tematów na dalszy plan kiedyś mogą popłynąć i nie zdążą się w porę opamiętać. Zgadzam się z Pandą - całkiem pewne, że nie przyjdzie im pracować razem w Paryżu - przecież to już piąty rozdział... a z tego, co pisałyście 'Polowanie' rozpocznie się w siódmym (chyba, że pod 'BUM' miałyście na myśli coś innego), więc musiałybyście naprawdę zrobić duży przeskok czasowy, a na to się raczej nie zanosi przez tą młodą osóbkę na końcu rozdziału. Jeśli mam zgadywać to ta tajemnicza 'Mała' z rozmowy telefonicznej z rodzicami Hermiony. Ale równie dobrze to może być, powiedzmy, dziecko Dracona. Po trójkącie Gabrielle-Hermiona-Draco nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Ale to chyba dobrze.
      Chyba wszystko co chciałam, to napisałam. Cierpliwie czekam na więcej, bo dobre opowiadanie to jest to, czego mi trzeba w te zimne i paskudne dni. Patrząc na długość tego komentarza chyba nie ryzykuję, mówiąc, że równie długiego nie napiszę. Wracam do mojej niewidoczności, ale chciałam tylko zaznaczyć, że jestem, czytam i mi się podoba. Teraz tylko wypadałoby się podpisać, najlepiej tak, żeby się jakoś wyróżnić, a że najlepiej w tym sprawdzają się jakieś abstrakcyjne nazwy, niech będzie: Pluszowy Miś.

      Usuń
  9. Hejo hejooo ;D
    Zaprawdę, zaprawdę powiadam Wam, jeśli kiedykolwiek uda mi się napisać komentarz u Was na czas będzie to oznaczało, że albo mam jakiś przymusowy urlop w pracy, a swój zdobyty w ten sposób wolny czas przeznaczam na twórcze myślenie, albo totalny armagedon, co szczerze mówiąc jest bardziej prawdopodobną opcją.
    Tak czy inaczej przybyłam, zobaczyłam, wchłonęłam... Czy jak to tam leciało, a teraz zapragnęłam podzielić się z Wami moimi przemyśleniami.
    Po pierwsze primo, Amanda.. yyy wróć! Gabryśka, którą obsadziłyście jedną z blondwłosych aktorek, które lubię oglądać, a która w rzeczywistoście faktycznie jest Amandą, po prostu mnie uruchomiła.
    Gdyby nie seria niefortunnych zdarzeń, w czasie których świecąca tym i owym Hermiona natrafiła w objęcia niewidomego 9chwilowo) Dracona, znienawidziłabym ją wręcz na wskroś. A tak moja nienawiść sięga jedynie 11 punktów w 10 stopniowej skali, co jak dla niej powinno byc obiecującym wynikiem :D
    Nie będę rozpisywać się nad sytuacją pomiędzy Draco a Hermioną, gdyż nie zwykłam ślinić się podczas wieczornego przesiadywania przed ekranem monitora, toteż ten fragment odpuszczę Wam ostatecznie ;D
    I jeśli macie jakikolwiek wpływ na panna D., to błagam powiedzcie mu, żeby udostępnił mi swój sprzęcior do użytku zewnętrznego, a ja postaram się go oddać w nienaruszonym stanie. O przybory do rysowania mi chodziło, zbereźniki jedne! ;D
    A teraz ten tego, zapragnę się pożegnać. A więc:
    Padłam, leżę i nie wstaję.
    jak to ja...
    Pozdrawiam, Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniały rozdział i czekam z utęsknieniem na następny dziewczyny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. cześć! kiedy możemy spodziewać się rozdzialu? ten wyszedl oczywiście uroczy, piękny i jak zawsze bardzo dobrze napisany. pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,jesteśmy właśnie w trakcie pisania:) Trochę nam jeszcze zostało i najwcześniej rozdział pojawi się w niedzielę późnym wieczorem. Pozdrawiamy i obiecujemy, że jest na co czekać... Chyba xp

      Usuń
    2. ah, z pewnością jest na co czekać! dawno nie trafiłam na bloga, który zarazem był tak mega ciekawy i fajnie, lekko napisany. powodzenia i życzę fajnej soboty!

      Usuń
  12. Hej :) Trafiłam tutaj z grupy Potterowskie opowiadania. Zaczęłam czytać z nudy, dawno nie czytałam nic z tego uniwersum. I muszę powiedzieć, że naprawdę dobre opowiadanie. Trochę błędów "logicznych" ale ogólnie kawał dobrego opowiadania. Czekam więc na kolejny rozdział :) I podpisuje się pod komentarzami u góry, rozdziały nie muszą być krótsze. Ja do tej pory czytałam to a raty, trochę w drodze do pracy, trochę z pracy, trochę w domu, i długość mi zupełnie nie przeszkadzała, a nawet lepiej, że rozdziały są tak długie bo jest co czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Drogie Sappy i Cookie
    Rozdział tak długi, że zajęło czytanie mi go cały dzień!Lubię nie krotkie odcinki, ale to jest dla mnie przesada :D w połowie zaczęłam się zastanawiać czy dany moment był jeszcze w tej części czy w poprzednim odcinku, poważnie. Nie mam już nastu lat i szkoly, ewentualnie pracy na głowie .a cała chaupe i małego szkraba. Co też nie pozwala mi na rozkoszowanie się treścią dowoli pisanej ciągiem. Z racji długości jest trochę literówek, których nawet we dwie nie dalyscie rady wychwycić.
    Co do treści. Tu pojawił się funfel Draco, tak?Nie ładnie tak zabierać cudzą pracę sprzed nosa, ale jak się biznes kręci wokół kto pierwszy ten lepszy nic na to się nie poradzi. Dobrze, że blondyn zelżał z tonu i zaczął doceniać Hermionę, należało jej się. Poza tym chcąc zakończyć stare rozdziały musi zmienić do niej podejście, w końcu nic złego mu nigdy nie zrobiła,a on z przekonaniami rodzinnymi i Voldemorta obrażał ja o czym doskonale wie.
    Gabriele jest niezła. Typowy stary Malfoy - albo dostanę co chce, albo cię zniszczę. Rozbawił mnie moment w Paryżu gdzie wparowała nago (nie licząc krawata) chcąc zrobić jakże cudna niespodziankę niedoszłemu narzeczonemu. Nie dziwię, się że Malfoy bez oporów się zamienił pokojami, gdzieś podświadomie mógł przeczuwać że ta glista się tu zjawi i będzie go nękać. Moment z golusieńką Hermiona taranującą przełożonego - mistrzostwo. Do tego on nie ma problemów by ją "zmacać" aby sprawdzić czy nie ma odzieży :D szkoda tylko, że nie wyjawili prawdziwych zamiarów tej bestii.
    Ludzki Draco... To takie seksy i normalnie możnaby się zakochać hahaha.
    Czy Hermiona ma siostrę? Skoro jej rodzice mieli wymazane wspomnienia o córce i czuli się może samotnie, dorobili się drugiego (pierwszego) dziecka? No nic innego mi nie przychodzi do głowy. No... Chyba że adoptowali, ale zareagowała na nazwisko, więc może jednak trafiłam? Już sobie wyobrażam jak bardzo się wkurzy. A Granger chyba się spali że wstydu i zażenowania. Nie będę wspominać, że jedna nogą to już jest w trumnie :O

    OdpowiedzUsuń
  14. Padam na twarz, więc postaram się przekazać to, co mi chodzi po głowie w miarę krótko, zwięźle i błyskotliwie 😃 Fajnie, że Draco i Hermiona o dziwo potrafią ze sobą normalnie rozmawiać, choć póki co tylko na tematy związane z pracą. Ale wkrótce się to pewnie zmieni za sprawą Vincenta. Coś mi się wydaje, że jego końskie zaloty wobec Hermiony obudzą zazdrość u Malfoya 😎 A Vincent pewnie nie odpuści po tym jak został przez nią zwyzywany od gówniarzy, więc empata może nieźle namieszać.
    No i gwóźdź programu. Gabrielle i mydlany mściciel 😂 Granger i Malfoy na podłodze. Mistrzostwo.
    Blizny. Szkoda mi chłopaka jak cholera. Jego rodziców też, a w szczególności Narcyzy, która będąc tak blisko syna, nie mogła z nim porozmawiać. Mam nadzieję, że dojdzie do jakiegoś pojednania między nimi, najlepiej jeszcze przed zapowiadanym BUM.
    Coś czuję, że w następnym rozdziale będzie niezłe zamieszanie przez... Granger? A kto tam was wie, czy to Hermiona, kuzynka czy jeszcze ktoś inny.
    Dobranoc, The Little Sparrow.

    OdpowiedzUsuń