— Co do...?
Drobna rączka wylądowała na jego
ustach, uniemożliwiając mu dokończenie zdania.
— Przeklinać też nie można. Jestem
Hermiona, a ty?
Draco mocno zacisnął dłonie na
krawędziach krzesła, nie odrywając przerażonego wzroku od
stojącego przed nim dziecka. Splątane loki, lekko zadarty nosek,
zarozumiały ton... Dziewczynka była niemal idealną kopią Granger.
— Her... Hermiona — wyszeptał, a
gdy mała skinęła głową, jego serce jeszcze bardziej
przyspieszyło. — Na Merlina, wypiłaś eliksir odmładzający?!
Teraz? Co z Sympozjum?! — warknął, łapiąc się za głowę. —
Pięknie mnie załatwiłaś, Granger. Czy ty wiesz, jaki skandal
wywołasz? Szalona sekretarka testuje na sobie eliksiry dla zwierząt
— panikował, przeczesując nerwowo włosy. — Jak ja mam pracować
z dzieckiem?
Dziewczynka zachichotała i z
pobłażaniem pokręciła głową.
— Jakiś ty zabawny. A mówiła, że
wredny.
Słysząc to, Draco przerwał swoje
pięć minut załamania nerwowego i nachylił się w stronę dziecka.
— Co powiedziałaś?
Mała głośno przełknęła ślinę.
— Ja? Że jesteś bardzo zabawny.
Tylko tyle. Serio — dodała konspiracyjnym szeptem.
Draco cmoknął z irytacją i machnął
dłonią.
— Nie to. Jaka ona?
— No... Hermiona — odpowiedziała,
patrząc na niego jak na wariata.
— Jaka. Hermiona — warknął
arystokrata, jeszcze bardziej nachylając się nad dziewczynką. Gdy
spojrzał w jej zielone oczy, zrozumiał, że jego sekretarka wcale
się nie odmłodziła. Ona się rozmnożyła.
Gwałtownie odsunął się od córki
podwładnej, niemal śmiejąc się z własnej paniki. Z Granger
wszystko było w porządku. Tylko dlaczego przyprowadziła
pociechę do pracy?
— Jesteś zdrowy? — spytała ni
stąd, ni zowąd dziewczynka, uważnie mu się przypatrując. —
Wiesz, czytałam kiedyś o takiej chorobie, schizofrenii. Sądzę, że
powinieneś się przebadać.
„Dokładnie, jak jej matka”
— pomyślał Draco, zauważając kolejne podobieństwo: okazałe
jedynki, które kiedyś były również znakiem szczególnym jego
podwładnej.
— Za ile wróci twoja matka?
Dziewczynka w zamyśleniu zerknęła na
kalendarz i postukała się po podbródku.
— Jeśli dobrze liczę, to będzie z
powrotem za trzy dni.
— Jak to trzy dni? Gdzie ona jest?
— W Australii.
— JAK TO W AUSTRALII!
Mała Hermiona podskoczyła i zasłoniła
uszy dłońmi. Owszem, parę razy była świadkiem kłótni, ale
jeszcze nigdy nie słyszała, żeby ktoś ryczał jak ranny bawół!
Odczekała chwilę, a gdy miała pewność, że Barbie Malfoy nie
będzie już krzyczał, opuściła ręce i spojrzała na niego z
dezaprobatą.
— Czy ty wiesz, że tak wysoki poziom
decybeli może trwale wpłynąć na prawidłowy rozwój dziecka? Kto
cię wychował? Stado niedźwiedzi?
W pierwszej chwili
Draco chciał odwarknąć, że wychowało go stado morderców, ale w
porę się opamiętał. Przecież nie będzie straszył dziecka ani
tym bardziej się z nim wykłócał. Poza tym, w tej chwili powinien
skupić się na tym, że jego pracownica zrobiła sobie wakacje,
podrzucając mu swojego bachora do opieki.
— Jak to w Australii? — spytał tym
razem o wiele ciszej.
Dziewczynka westchnęła i bez
skrępowania wlazła mu na kolana, biorąc w dłoń zostawiony przez
niego ołówek.
— Jakiś przyjaciel zaprosił ją i
tatę na święta — wyjaśniła, zaczynając bazgrać po kolejnej
kartce. — Trochę za nimi tęsknię, bo wyjechali już wcześniej,
a mnie zostawili u Margaret. Nie mogłam jechać z nimi, bo mam
szkołę... no i źle znoszę tamte warunki.
— Tamtejsze — poprawił ją
odruchowo Draco, jednocześnie próbując ułożyć sobie jej słowa
w logiczną całość. — Jak ma na imię twoja mama?
— Jane. Ale ona ma już męża.
— Więc skoro twoja mama ma na imię
Jane, ty masz na imię Hermiona, a twoja mama nie jest Hermioną...
to, kim jest dla ciebie Hermiona? Ta, która dla mnie pracuje —
dodał, z irytacją patrząc, jak dziewczynka pokrywa całą stronę
dokumentu gwiazdkami. Nie zrobił jednak nic, nie chcąc ryzykować,
że obudzi tym małego furiata, drzemiącego w każdym dziecku.
— To moja siostra. Poszła po
jedzenie, bo przez ciebie nie zdążyłyśmy ze śniadaniem —
oznajmiła Hermiona, po czym zerknęła na niego przez ramię. —
Czy ty wiesz, że przez niedobór białka mogę mieć łamliwe kości?
Albo, co gorsza, mogę nie urosnąć.
— A czy ty wiesz, że jako przełożony
twojej siostry mogę ją zwolnić?
Dziewczynka zmrużyła wojowniczo oczy
i wygięła usta w stanowczą podkówkę.
— Nie dasz sobie bez niej rady.
— A kto tak powiedział? — spytał,
również mrużąc oczy.
Arystokrata w tym momencie nawet nie
był świadomy, że właśnie toczy pojedynek na spojrzenia z
sześciolatką. Prychnął wyniośle i dumnie uniósł głowę,
czekając na odpowiedź przeciwniczki.
— Hermiona.
Nim Draco zdążył cokolwiek
odpowiedzieć, drzwi do gabinetu otworzyły się, a w przejściu
pojawiła się jego sekretarka. Tempo, w jakim wznosiła się i
opadała jej klatka piersiowa, zdradzało, że ostatnie przebyte
metry pokonała w biegu. Co więcej, jej tętno wcale nie
uspokoiło się na widok jej siostry siedzącej na kolanach Malfoya.
— Jesteś wreszcie, Granger. Czy
mogłabyś zabrać tę młodą, uroczą osobę do konferencyjnej i
wrócić tu za chwilę? — rzucił blondyn, dobitnie podkreślając
ostatnie słowa.
„Niedobrze” — pomyślała,
pytająco zerkając na siostrę.
— Sama pójdę, nie jestem dzieckiem
— mruknęła młodsza Granger, zsuwając się z kolan arystokraty.
Dorosła Hermiona zaprowadziła ją do
konferencyjnej i zamknęła drzwi.
— Co tam robiłaś? Prosiłam, żebyś
została tutaj.
— Tak, ale tu było nudno. Zresztą,
nic takiego się nie stało.
Sekretarka westchnęła i usiadła obok
siostry. Widząc, jak raz po raz odsuwa kosmyk, który nieustannie
wpadał jej do oka, sięgnęła do jej włosów i zaczęła pleść
warkocz.
— A co takiego tam robiliście? —
dopytywała, starając się wybadać, jak bardzo jej szef może być
na nią zły.
— Tylko rozmawialiśmy.
— Rozmawialiście.
— Mhm. O Australii, schizofrenii i
naszej mamie.
Kobieta uniosła brwi. „Australia,
mama, dość bezpieczne tematy” — skwitowała, dobierając
kolejne pasmo. „Ale schizofrenia?” Nagle zamarła, gdy do
głowy wpadła jej niepokojąca myśl. Nachyliła się, by móc
spojrzeć siostrze w oczy i spytała:
— Aniołku, ty chyba nie stawiałaś
kolejnej diagnozy. Prawda?
Młodsza Granger skrzywiła się i
wzruszyła ramionami.
— Delikatnie podsunęłam sugestię —
wyznała, zaczynając machać nogami. Zawsze tak robiła, gdy, jak
sama mówiła, częściowo zatajała prawdę.
Hermiona westchnęła i zdejmując
gumkę ze swojego warkocza, powiedziała:
— Tyle razy ci mówiliśmy: to, że
przeczytałaś jedną książkę, nie czyni cię lekarzem. Pamiętasz,
jak powiedziałaś wnukowi Margaret, że prawdopodobnie cierpi na
padaczkę, a...
— A on po prostu poślizgnął się
na skórce od banana, a po tym, co mu powiedziałam, cały czas
chodził w kasku — dokończyła smutno dziewczynka.
— No właśnie. Jeśli naprawdę cię
to interesuje, możesz w przyszłości pójść na studia i zostać
lekarzem, ale do tej pory nikomu nie stawiamy diagnozy. Jasne?
— Jasne.
Sekretarka zawiązała warkocz siostry
i przeczesała palcami swoje włosy, próbując nadać im w miarę
porządny wygląd.
— Poczekaj tu chwilkę, porozmawiam z
Malfoyem i zaraz do ciebie wrócę.
Dziewczynka odwróciła się do niej i
zmarszczyła brwi.
— Dlaczego wy wszyscy mówicie do
siebie po nazwisku?
Starsza Granger wzruszyła ramionami i
wróciła do gabinetu Malfoya. Blondyn przeglądał dokumenty i co
jakiś czas mamrotał coś pod nosem, wyławiając ze sterty kartek
te z nich, którymi zdążyła zająć się mała Hermiona. Na
szczęście nie było ich przesadnie dużo.
— Sam nie wiem, od czego zacząć —
rzucił Draco, pozbywając się kolejnego rysunku. — Od tego, że
ta mała miała dostęp do ważnych dokumentów, czy od tego, że w
ogóle ją tu przyprowadziłaś.
— Nie miałam wyjścia. Sam
zażyczyłeś sobie, żebyśmy zaczęli od samego rana, a ja nie
miałam jej z kim zostawić. Poza tym teoretycznie nie powinno mnie
tu być.
Arystokrata przerwał na chwilę swoje
zajęcie, by posłać jej spojrzenie znad zmarszczonych brwi. Nie był
zadowolony z tego, że miała rację. Owszem, namówił ją do
przyjścia tu i nadprogramowej pracy, ale przyprowadzenie dziecka do
tego miejsca to było dla niego odrobinę za dużo jak na warunek ich
małej umowy.
— Granger, dziecko? Jak ty to sobie
wyobrażasz? — spytał i, zerknąwszy na drzwi do konferencyjnej,
nieco ściszył głos. — Ministerstwo nie jest przedszkolem.
— Słuchaj, Malfoy. Moi rodzice
wracają za kilka dni, Ron wyjechał, Ginny ostatnio źle się czuje
i naprawdę nie mam u kogo jej zostawić. Poza tym nie chcę
każdego dnia podrzucać jej do kogoś innego, jak jakiś
przedmiot... Więc albo pozwolisz jej tu być, albo wracam do domu.
Draco westchnął i choć z trudem
przyszło mu podjąć tę decyzję, powoli skinął głową.
— Mam nadzieję, że nie będzie z
nią problemów — rzucił i w zamyśleniu zaczął przyglądać się
swojej pracownicy.
Hermiona czekała na jakiekolwiek
instrukcje, lecz arystokrata dalej milczał. Zerknęła na swoje
ubranie i zapięła ostatni guzik, który wiecznie się buntował,
jednak dziewczyna miała wrażenie, że to nie dlatego Draco cały
czas się w nią wpatrywał.
— O co chodzi? — spytała w końcu.
Mężczyzna wzruszył ramionami,
wygodnie rozsiadając się w fotelu.
— Jestem po prostu zaskoczony. Nie
mówiłaś, że masz siostrę — dodał, wracając myślami do ich
służbowych rozmów. Był pewien, że sekretarka nawet nie zająknęła
się na ten temat.
— Bo o to nie pytałeś. Właściwie,
nie wychodzimy poza zagadnienia dotyczące naszej pracy. Prócz...
— Prócz Paryża — zakończył za
nią Draco, a na jego ustach pojawił się cień złośliwego
uśmiechu.
Nim zdołała się powstrzymać,
dziewczyna jęknęła i przetarła twarz dłonią, by ukryć malujące
się na niej zawstydzenie. Mogła postawić swój dom na to, że do
końca życia będzie jej się to śniło. Wątpiła, by jakakolwiek
inna sekretarka miała tę przyjemność siedzieć nago na
przełożonym. Chyba że byli kochankami.
— Zabawnie było.
Słysząc to, Hermiona wyprostowała
się i spojrzała na niego z urazą.
— Ośmielę się mieć na ten temat
inne zdanie.
— Ty już wystarczająco się
ośmieliłaś, Granger — odparł blondyn, po czym odchrząknął i
przerzucił się na bardziej formalny ton. — Tak czy inaczej przez
cały czas trwania naszej znajomości byłem święcie przekonany, że
jesteś jedynaczką.
— Bo byłam przez długi czas...
— Sądząc po różnicy wieku nawet
bardzo długi — wszedł jej w słowo, machnięciem różdżki
usuwając bohomazy widniejące na harmonogramie sympozjum. Wziął do
ręki kolejny pergamin, ozdobiony rysunkiem czegoś, co w zamierzeniu
Hermiony - Junior zapewne miało być wyrośniętą, zmutowaną
eliksirami świnką. „Albo to wyjątkowo nieudany autoportret”
— pomyślał.
— Dlaczego tak cię to interesuje?
— Powiedzmy, że w pewnym stopniu
mnie to zaciekawiło. Bądź co bądź twoi rodzice muszą być dość
specyficznymi ludźmi. Zdaje mi się, że nadawanie takich samych
imion swoim dzieciom nie jest praktykowane nawet wśród mugoli —
oznajmił, krzyżując ręce. Rozsiadł się wygodniej, czekając na
dalszy ciąg jej opowieści.
Hermiona westchnęła ciężko i
usiadła naprzeciw niego, na chwilę zatapiając się we
wspomnieniach. Gdy dotarła do tych właściwych, wróciła wzrokiem
do przełożonego i zaczęła wyjaśniać całą tę historię.
— Kiedy skończyła się wojna i
wszystko powoli zaczęło wracać do normy, pojechałam do Australii,
by odnaleźć rodziców — widząc, jak chłopak powoli unosi brew,
wyjaśniła: — Zanim wyruszyłam razem z Harrym i Ronem na
poszukiwanie...
— Horkruksów — dokończył Draco,
widząc jej zawahanie się. — Po paru latach w końcu na to
wpadłem.
— Ach, no tak... Więc postanowiłam
ukryć rodziców. Wymazałam im pamięć o tym, że kiedykolwiek
mieli córkę, nie mówiąc już o tym, że nie byli świadomi, że
istnieje coś takiego jak magia. Zaszczepiłam w ich podświadomości
pragnienie wyprowadzki daleko stąd, tak abym nawet ja nie wiedziała,
dokąd się udali.
— Mądrze — oznajmił nagle,
kiwając głową. — Trochę przerażające, ale cwane.
— Też mi się tak wydawało, ale...
— przerwała, widząc uciszający gest przełożonego. Spojrzała
we wskazanym przez niego kierunku i pokręciła z niedowierzaniem
głową, gdy przez ułamek sekundy dostrzegła w szczelinie pod
drzwiami do sali konferencyjnej drobną dłoń, należącą do jej
siostry.
— Mały szpieg...
— Zupełnie jak jej siostra —
wtrącił Draco. — To, co było dalej? — zapytał, ściszając
głos.
— Później odnalazłam rodziców,
przywróciłam im pamięć i chciałam od razu wrócić z nimi do
domu. I wtedy właśnie dowiedziałam się o mojej siostrze. Moi
rodzice doszli do wniosku, że mają już wszystko: pracę, dom,
który wynajmował im przyjaciel i do szczęścia brakuje im jednego.
A, że zawsze chcieli nadać dziecku imię po prababci...
— Rany, musicie tak szeptać? Nic nie
słyszę — dotarło do nich narzekanie małej Hermiony.
Dziewczyna przewróciła oczami i
otworzyła drzwi, za którymi kryła się jej młodsza siostra.
Przykucnęła przed małą, chwyciła jej dłonie i wyjaśniła:
— Pójdziemy teraz do mojego biura,
pan Malfoy musi popracować i nie chce, by ktoś mu przeszkadzał.
— Przed chwilą mówiłaś Malfoy,
nie „pan Malfoy”. Słyszałam — odparła dziewczynka, z miną,
którą dzieci przybierają, gdy przyłapią dorosłych na kłamstwie.
Obejrzała się za siebie, gdy siostra wyprowadzała ją z gabinetu
„pana Malfoya” i posłała chłopakowi promienny uśmiech,
ukazujący jej dorodne jedynki w całej okazałości. Zanim
sekretarka zdążyła zamknąć drzwi, zapytała: — A co się
działo w Paryżu?
Blondyn zaśmiał się pod nosem,
widząc zakłopotanie na twarzy swojej sekretarki. Posłał w jej
stronę aż nadto przyjazny uśmiech, zostawiając jej szukanie
wyjaśnienia dla tej małej, ciekawskiej osóbki.
Hermiona spojrzała na niego, jednak
szybko odwróciła wzrok i wyprowadziła siostrę.
— Absolutnie nic.
Młodsza Granger wdrapała się na
biurko i wydęła wargi.
— W takim razie, dlaczego się
rumienisz?
— Nie uważasz, że jest tu zbyt
duszno? — sekretarka zmieniła temat i podeszła do okna, by je
otworzyć.
Gdy zabezpieczyła je doniczką, tak,
aby zapobiec ewentualnemu wypadkowi, Mała zadała pytanie, które
tylko spotęgowało czerwone plamy na jej policzkach.
— Współżyjecie?
Obie drgnęły, gdy po drugiej stronie
biura rozległ się głośny huk. Hermiona odwróciła się i
zobaczyła równie czerwonego jak ona Iana, nerwowo przestępującego
przed rozbitym dzbankiem.
Chłopak poruszył ustami, nie
przestając wybałuszać oczu na współpracownicę.
— Ja nic nie słyszałem —
wymamrotał pośpiesznie, szukając czegoś na biurku.
— Czekaj, Ian, to nie to, co...
— Ja naprawdę nic nie słyszałem —
powtórzył, z bezgranicznym szczęściem na twarzy ściskając
poszukiwaną teczkę.
Rudzielec poprawił okulary i niemal
wybiegł na korytarz. Hermiona wychyliła głowę na zewnątrz i
zawołała go, jednak chłopak ani myślał wtrącać się w ich
potencjalne perypetie.
— Świetnie — bąknęła, zamykając
drzwi. — Widzisz, co narobiłaś?
— Ja tylko spytałam, czy
współżyjecie. Co to tak właściwie znaczy?
Sekretarka spojrzała na siostrę, po
czym wzniosła oczy ku niebu, czego jej siostra zdawała się nie
zauważyć.
— Bo w książce była tylko wzmianka
o aktywności seksualnej, ale to wszystko było takie... —
dziewczynka urwała na moment, przygryzając w zamyśleniu wargę. —
Takie mętne. No więc jaka jest wasza aktywność seksualna? —
zapytała, z szerokim uśmiechem obserwując siostrę.
— O wiele większa, niżbym sobie
tego życzyła — mruknęła pod nosem starsza Granger, drżąc na
wspomnienie pocałunku i obmacywania w Paryżu. — Jaką książkę
czytałaś? — spytała głośniej, zastanawiając się, kto mógł
pozwolić dziecku na czytanie o takich rzeczach.
— Zdrowie i seks. Margaret miała
taką, ale mi ją zabrała, a potem nie chciała mi wyjaśnić, co to
ten seks. Czy to coś nielegalnego?
Sekretarka odchrząknęła, ze
skrępowaniem pocierając skroń. W końcu podeszła do biurka i
wyjęła z torebki niewielką siatkę.
— Oprócz jedzenia kupiłam ci
jeszcze kredki. Jeśli chcesz, możesz pójść do konferencyjnej i
tam sobie pomalować. — Hermiona przykucnęła przed regałem i
wyjęła stertę niezapisanych pergaminów. — A tu masz trochę
kartek.
Mała wygięła usta w podkówkę i
zeskoczyła z biurka, by odebrać od siostry przybory.
— Czy ty wiesz, że odkładanie
tematów tylko absorbuje problemy?
— Kumuluje — poprawiła ją
sekretarka. — A czasami z nauką trzeba zwolnić. Jeszcze będziesz
miała czas na... ten rodzaj wiedzy.
Hermiona - Junior pokręciła główką
i poklepała siostrę po głowie.
— Musisz się jeszcze wiele nauczyć
— oświadczyła, całując ją w policzek, po czym zaszyła się w
swojej nowej pracowni.
W tym czasie zupełnie nieświadomy
swojej domniemanej aktywności seksualnej Draco całkowicie oddał
się pracy. W końcu zrobił już wszystko, co zrobić mógł i
pozostało mu tylko czekać na odpowiedź francuskiego Ministerstwa.
Gdy wreszcie dostanie przyzwolenie, będzie mógł przejść do o
wiele przyjemniejszej części, jaką będzie promocja sympozjum.
Według jego założeń, w przyszłym tygodniu rozpocznie spotkania i
negocjacje, w następnym podpisze umowy i w końcu będzie mógł
na chwilę wrócić do siebie, do Paryża.
Przeniósł wzrok na zegarek i po
chwili bezwiednie zaczął wystukiwać piórem rytm, w jakim
wskazówka pokonywała kolejne sekundy. W końcu westchnął i z
przyzwyczajenia sięgnął po dziennik, by po chwili pokryć jedną
ze stron bezmyślnymi bazgrołami, jednak i to nie potrafiło
odciągnąć jego myśli od upragnionego pisma.
— Granger!
Drzwi do konferencyjnej i biura
sekretarek otworzyły się jednocześnie, a widok dwóch Hermion
niemalże przyprawił arystokratę o ból głowy. Młodsza Granger
była tak podobna do siostry, że gdyby jego sekretarka zdecydowała
się odmłodzić, naprawdę nie potrafiłby ich odróżnić. Nawet
teraz patrzyły na niego z tą samą stanowczością i gotowością,
w identyczny sposób zakładając natrętny kosmyk włosów za
ucho. Jedyne, co je różniło, to wzrost i przybory trzymane
w dłoniach: dorosła z aktówkami, mała z pergaminami i
garścią kredek.
— Tak? — spytała sekretarka, gdy w
tym samym czasie młodsza rzuciła:
— Czemu tak wrzeszczysz?
Widząc zakłopotanie swojej
podwładnej, Draco z trudem powstrzymał uśmiech. Sprawy nie
poprawiło pytanie młodszej, gdy siostra dyskretnie próbowała
skłonić ją do powrotu do konferencyjnej.
— To jakiś tik?
Blondyn odchrząknął, przyciągając
na siebie uwagę obu pań.
— Granger, przyszła już odpowiedź?
W takim razie przekaż to teraz nadzorcy, niech roześle to po
Departamencie — dodał, podając jej teczkę. — To wszystko.
Gdy Hermiona wyszła, Draco wrócił do
rysowania. Leniwie, niemal bez zastanawiania delikatnymi ruchami
kreślił kolejne krawędzie, od czasu do czasu usuwając tę
niewłaściwą. Pomimo tego, że zawsze go to uspokajało, teraz
odczuwał swego rodzaju niepokój i co rusz miał ochotę rozejrzeć
się po gabinecie w celu namierzenia potencjalnego zagrożenia.
Nawet nie musiał się rozglądać.
Uniósł wzrok i zobaczył przyglądającą mu się Hermionę -
Junior, zupełnie jakby grał w horrorze, w którym przypadła mu
rola ofiary. Zmrużył oczy i powrócił do rysunku, postanawiając
ignorować obecność dziewczynki. Po cichu liczył na to, że mała
po prostu się znudzi i wróci do konferencyjnej, gdzie w spokoju
będzie mogła rysować świnie, hipopotamy czy co tam jeszcze. Po
pięciu minutach stało się jasne, że młodsza Granger była równie
uparta, jak jej siostra.
— Dlaczego tu stoisz?
Dziewczynka wzruszyła ramionami i
podeszła bliżej, by móc położyć, a raczej rzucić na blat swoje
rzeczy.
— Nudzę się.
— Więc idź i porysuj.
— Nie chcę.
Arystokrata odłożył ołówek i
oparłszy się wygodnie, splótł dłonie, nawet na chwilę nie
spuszczając z niej wzroku.
— Jestem zajęty.
— Czym? — spytała dziewczynka,
przechylając głowę.
„Zupełnie. Jak. Granger” —
pomyślał, szukając w sobie cierpliwości.
— Pracą.
Mała wygięła usteczka, z
niezadowoleniem przyglądając się mężczyźnie. Nie chciała
spędzać kolejnej godziny w nudnym pokoju, sama, cały czas
tylko rysując.
— A długo ci zajmie ta praca? —
spytała, powoli obchodząc biurko.
Draco odsunął od siebie dziennik i
odwrócił krzesło w jej stronę.
— Długo. Nawet bardzo. To taka
niekończąca się opowieść. Jak wszechświat — dodał, mając
nadzieję, że dziewczynka wyłapie, zrozumie i weźmie do siebie tę
delikatną aluzję.
Nic bardziej mylnego. Hermiona
westchnęła i pokręciła głową, patrząc na niego, jakby był
małym, nieopierzonym młodzikiem, który nic nie widział o świecie.
— Wszechświat ma granice, tak mówią
najnowsze badania. Ironicznie ma granice i ich nie ma, bo calutki
czas się powiększa.
Blondyn zmarszczył brwi, próbując
zrozumieć jej słowa.
— Chciałaś powiedzieć
„paradoksalnie”.
— Paradoksalnie — powtórzyła
wolno, pocierając w zastanowieniu podbródek. — Chyba tak. Zagramy
w coś? Macie tu jakieś łamigłówki? O której podają tu obiad?
Seria pytań złamała cierpliwość
Dracona. Chłopak gwałtownie odsunął się z krzesłem, sięgnął
po ciężki wolumin i wrócił na miejsce, z hukiem kładąc go
na biurku. Widząc niezrozumienie na twarzy dziewczynki, wcisnął w
jej rączki opasłą księgę i wrócił do przeglądania dokumentów.
— Jeśli ci się nudzi, możesz
poczytać sobie tę książeczkę. Pomoże ci w zabiciu czasu —
burknął, ignorując maślane spojrzenie sześciolatki.
Dziewczynka z trudem obróciła
książeczkę w dłoniach i zrobiła smutną minę na widok złotych
liter zdobiących okładkę. Słownik. Dał jej do przeczytania
słownik. Mogła się założyć, że ważył połowę tego, co ona.
„Pewnie ma mnie dość” —
pomyślała, a na myśl o tym, że kolejna osoba jej nie lubi,
zbierało jej się na płacz. Nie chciała siedzieć sama, więc
rozłożyła się na podłodze, położyła przed sobą słownik i z
ciężkim westchnieniem otworzyła go. Zerknęła na Barbie Malfoya,
który zdawał się całkowicie ją ignorować. Zmieniło się to
dopiero po pięciu stronach i kilku westchnieniach później.
— Czy zbyt częste wzdychanie nie
powoduje przypadkiem uszkodzenia mózgu? Nie grozi odtlenieniem? Nie
doprowadza do śpiączki? — ironizował, z rozdrażnienia
przygryzając policzek.
Dziewczynka raptownie wyprostowała
się, zadowolona, że w końcu mogą porozmawiać.
— Wcale nie. To nawet dobrze,
ziewanie daje dużo tlenu — odpowiedziała naukowym tonem.
Draco westchnął, wiedząc już, że
na małą Granger nie ma sposobu. Roztarł zesztywniały kark i zdjął
marynarkę, kręcąc z niedowierzaniem głową. „Draco Malfoy,
Zastępca Szafa Departamentu Współpracy Czarodziejów, w wolnych
chwilach niańka.”
— Ty wiesz pewnie wszystko, co?
Dziewczynka wstała i po raz drugi tego
dnia wdrapała mu się na kolana.
— Nieprawda. Nikt nie chce mi
wyjaśnić jednej rzeczy — odpowiedziała, przekręcając się tak,
by móc na niego patrzeć.
— Jeśli ci wyjaśnię tę jedną,
jedyną rzecz, wrócisz do siebie?
Mała wyszczerzyła zęby i skinęła
głową, jednak po chwili przestała się uśmiechać i zmarszczyła
czoło, patrząc na niego niepewnie.
— Tak, ale nie jestem pewna, czy
będziesz to wiedział.
— Po prostu pytaj, Granger — rzucił
z rozdrażnieniem Draco.
— Masz dzieci?
Jej pytanie zbiło go z tropu. Odchylił
głowę, jakby chciał jej się przyjrzeć z większej odległości i
skrzywił się, próbując odgadnąć przyczynę tego dziwacznego
tematu. Nagle przed oczami stanął mu obraz gromadki
rozwrzeszczanych bachorów biegających wokół niego i aż wzdrygnął
się, chcąc odsunąć od siebie tę niezbyt przyjemną wizję.
„I pomyśleć, że tak niewiele
brakowało...”
— Na szczęście nie.
Zazgrzytał zębami. Wcześniej o tym
nie myślał, ale teraz zrozumiał, jak blisko był wkroczenia w
bagno, z którego nie byłby wstanie wyjść. Co by było, gdyby
nie przyłapał Gabrielle? Gdyby dowiedziałby się o tym w momencie,
w którym mieliby dziecko? Powiedziałaby mu? Nie? Czy dalej
zdradzałaby go z Nickiem?
„A może potrzebowała powodu,
dzięki któremu miałaby siłę, by raz na zawsze z tym zerwać?”
— zastanawiał się Draco, jednak kierunek, jaki obrały jego
myśli, wzbudzał w nim furię. Dlaczego to on nie był tym powodem?
Dlaczego jej nie wystarczał?
— Czyli nie wiesz, skąd się biorą
dzieci.
— Wiem — odwarknął, nim zdołał
się powstrzymać.
Jego odpowiedź tylko pobudziła jej
ciekawość.
— Tak? To dlaczego ich nie masz,
skoro niby wiesz?
Blondyn wziął głęboki oddech i
zacisnął ręce na poręczach krzesła, raz po raz powtarzając
sobie, że ten mały gremlin siedzący mu na kolanach to tylko
dziecko i nie ma pojęcia o Gabrielle. Jednak pomimo tego, te
niewinne dla Hermiony pytania sprawiały mu ból i jednocześnie
rozbudzały w nim chęć zniszczenia. Czegokolwiek.
— Bo do tego potrzebna jest kobieta —
wyjaśnił w końcu, zsuwając dziewczynkę z kolan. — Wynoś się
już.
— Jak to kobieta? Wystarczy, żeby
tak po prostu pomyślała sobie „chcę mieć dzidziusia”
i już? — spytała dziewczynka, wytrzeszczając na niego oczy.
Nagle sapnęła i złapała się za brzuch. — Niedobrze...
Arystokrata posłał jej niezadowolone
spojrzenie znad pergaminu.
— Nie. Mężczyzna też musi swoje
odwalić.
Mała usiadła na krześle naprzeciwko
i stanowczo zażądała:
— Wyjaśnij.
— Czy ty choć przez chwilę jesteś
w stanie siedzieć cicho i nie zadawać pytań?
— Praktycznie.
Draco wzniósł oczy do nieba.
— Teoretycznie — poprawił ją. —
Może wróciłabyś do czytania słownika?
— Nie.
Oboje siedzieli w ciszy, mierząc się
wzrokiem i czekając, aż drugie odpuści. Stanowcza mina dziewczynki
jasno komunikowała, że Hermiona - Junior tak łatwo się nie podda.
Mężczyzna w końcu westchnął i z roztargnieniem przeczesując
włosy, burknął:
— Muszą połączyć swoje komórki.
Nie słysząc dalszych pytań,
arystokrata wrócił do pracy. Chwycił pióro, wyjął kolejną
stertę pergaminów i zaczął pochłaniać wzrokiem linijki tekstu.
Minuty mijały, a on w dalszym ciągu pracował w spokoju, całkowicie
zapominając o obecności dziecka. Te jednak tylko chwilowo
milczało, zastanawiając się nad jego słowami.
— To znaczy, że gdybym splunęła i
gdybyś ty też splunął w to samo miejsce, to mielibyśmy dziecko?
Tym razem poczęstował ją gradowym
spojrzeniem, jasno mówiącym, jak niewiele cierpliwości w nim
zostało. Potarł wargami i zmrużył oczy, niebezpiecznie mocno
ściskając pióro.
— Nie. To muszą być specjalne
komórki.
— Jakie...?
— Dość! Wstać! Siadać tam! I
czytać słownik!
Hermiona podskoczyła na krześle i z
wielką niechęcią malującą się na jej twarzy, ześlizgnęła się
z niego, powoli wracając na swoje dawne miejsce.
— Mówienie bezokolicznikami świadczy
o niskim poziomie inteligencji — mruknęła pod nosem.
— W ciszy!
— Rany — szepnęła do siebie,
przysuwając opasły wolumin.
Tym razem spędziła z nim nieco więcej
czasu. Nie dlatego, że ją to zaciekawiło, co to, to nie. Bała
się, że przez to, że rozzłościła szefa swojej siostry, ten może
ją zwolnić. Dlatego siedziała na podłodze, wiercąc się
nieustannie i czekając, aż Barbie Malfoy spuści z siebie
trochę pary.
W momencie, kiedy doszła do litery
„C”, miała już dość.
Zamknęła słownik z hukiem, który poderwał Malfoya z miejsca
i wyprostowała się, opierając ręce na biodrach.
— To jest nudne.
Draco uśmiechnął się powoli, jednak
był to uśmiech, który jeżył włoski na karku.
— To poczytaj coś innego —
poradził, wskazując na regał wypełniony książkami nie
mniejszymi niż poprzednia lektura Hermiony, po czym bez słowa
wrócił do pracy.
Z ciężkim westchnieniem podeszła i
zlustrowała wzrokiem tytuły okładek. Większość z nich była
o międzynarodowym prawie czarodziejów, a jedną z nich
przeczytała jakieś dwa tygodnie temu. Pozostałe również nie
wzbudziły w niej entuzjazmu, dlatego podeszła do biurka i wzięła
stamtąd o wiele cieńszą książeczkę. Dopiero po paru minutach,
gdy nie mógł dłużej ignorować chichotów dziewczynki, Draco
zorientował się, co takiego czytała mała Hermiona.
— Oddaj to — syknął, wyciągając
rękę, by móc wyszarpnąć swoją własność.
— Marzę to tym... aby zgolić mu
bródkę — wykrztusiła przez napad śmiechu dziewczynka, odsuwając
się od Dracona. — Rudy pigmej! Lewy pośladek nieco większy!
Arystokrata odepchnął się od biurka,
ganiając za dzieckiem. Gdyby ktoś się o tym dowiedział...
— Oddaj to!
Nagle Hermiona zatrzymała się i wolno
przeczytała:
— Zero... ogłady.
Wyprostowała się i posłała mu
oskarżające spojrzenie, co Draco natychmiast wykorzystał. Nachylił
się nad biurkiem i wyszarpnął z jej rąk swoją własność.
Pomimo tego, że to tylko dziecko mierzyło go zawiedzionym wzrokiem
i tak ze skrępowaniem przystępował z nogi na nogę, próbując
znaleźć wytłumaczenie. W końcu odchrząknął i to najwyraźniej
pomogło mu wrócić do siebie, bo szorstkim tonem oznajmił:
— To moja prywatna rzecz. Wiesz, jak
się każe złodziei?
— Pisze się o nich w pamiętnikach?
— To. Nie. Jest. Pamiętnik.
Mała machnęła dłonią.
— Nie musisz się martwić, nikomu
nie powiem, że masz coś tak babskiego. Ani, że tak brzydko piszesz
o mojej siostrze. Ani o twoim przyjacielu empacie.
Słysząc jej ostatnie słowa, Draco
zamarł i przeklął siarczyście w myślach. Nie miał pojęcia, że
dziewczynka zdążyła przeczytać aż tyle, a wiedza o Vincencie w
posiadaniu tej małej była bardzo niebezpieczna. Jedno słowo za
dużo i jego przyjaciel może stracić wszystko, stać się
wyrzutkiem społeczeństwa czarodziejów.
— Wiesz, kim jest empata? — spytał
cicho, zerkając na drzwi.
— Tak. To czarodziej, który bez
żadnych zaklęć ani eliksirów potrafi odczytywać emocje innych i
na nie wpływać. Czy tak?
Blondyn skinął głową i powoli
przykucnął przed nią.
— Nikt nie może się o tym
dowiedzieć — oznajmił z powagą.
Hermiona zmarszczyła brwi, zerkając
na dziennik Malfoya. Zastanawiała się, dlaczego nie może
powiedzieć o tym nawet swojej siostrze. Przecież nic by się
nie stało. Poza tym była pewna, że razem z nią chciałaby poznać
empatę, w końcu słyszano tylko o pięciu z nich od czasów
średniowiecza!
— Ale dlaczego?
— Dlatego, że ludzie nie lubią
empatów. Nie ufają im — dodał Draco, widząc jej spojrzenie. —
Empata potrafi w ciągu kilku chwil sprawić, że ktoś, kogo
kochasz i jest dla ciebie ważny, znienawidzi cię. Albo, że
skrzywisz kogoś, na kim ci zależy. Rozumiesz już?
— To znaczy, że Vincent mógłby
zrobić tak, że moi rodzice by mnie nie chcieli? Albo, żebyś ty
zwolnił Hermionę? Albo nawet wywołać wojnę? — spytała z
przestrachem dziewczynka, na co arystokrata skinął głową. — To
straszne!
— I właśnie dlatego nikomu o tym
nie powiesz.
— Jasne, że nie powiem. Ale
Hermionie mogę powiedzieć, że pisałeś o niej złe rzeczy —
dodała, uśmiechając się cwanie.
Draco westchnął i z irytacją ścisnął
nasadę nosa.
— Czego chcesz w zamian?
— Narysuj mnie. Ale bez żadnych
dopisków! — dorzuciła, celując w niego palcem.
Nie czekając na odpowiedź, pognała
do sofy, wskoczyła na nią i zaczęła poprawiać sukienkę.
Otrzepała rękawek z niewidzialnego pyłku, rozłożyła
spódnicę i błysnęła w jego stronę szerokim uśmiechem.
Arystokrata, nie mając żadnego
wyboru, westchnął ciężko i podszedł do biurka. Wziął ołówek,
przysunął sobie krzesło i oparłszy nogi na sofie, zaczął
rysować. Co rusz lustrując uważnie twarz dziewczynki, mógł
zobaczyć, że tak naprawdę pomimo wielkiego podobieństwa istniały
znaczące różnice między nią, a jego sekretarką. Pierwszą
z nich były oczy. Jego podwładna miała brązowe, natomiast
jej siostra była posiadaczką tęczówek w odcieniu soczystej
zieleni, których kolor wydawał się jeszcze bardziej żywy na tle
ładnie przyrumienionej cery. Gdyby zaś Draco miał opisać cerę
starszej Granger, powiedziałby, że jest gładka i jasna jak
alabaster... a miał podstawy, by tak twierdzić, ponieważ ostatnio
nadarzyła się okazja ku temu, by ją zbadać.
Na wspomnienie Paryża jego blade wargi
wygięły się w złośliwym uśmieszku. Nie mógł powiedzieć, że
mimowolnie pojawiające się obrazy jej nagiej, wracające do niego
za każdym razem, gdy na nią patrzył, nie były miłą odmianą.
Zdecydowanie wolał to niż wspomnienia z Malfoy Manor.
Ołówek zamarł w powietrzu, gdy po
raz kolejny w głowie odtworzyła mu się ta scena. Wszystko działo
się zaledwie sekundy, ale czuł, że byłby w stanie odwzorować to
na papierze. Był pewien, że zazwyczaj zakryte obojczyki sekretarki
są wyraźnie zaznaczone i stanowią piękne odcięcie subtelnej
linii szyi od wąskiej talii z niezłymi piersiami. Było to
wszystko, co mógł ujrzeć, zanim wylądował na podłodze.
— To możesz to zrobić?
— Co? — spytał, wracając wzrokiem
do młodszej Granger.
— No, zęby. Możesz je namalować
nieco mniejsze? Są symetrycznie za duże.
Draco skrzywił się na jej słowa,
zastanawiając się, co tak naprawdę chciała mu powiedzieć.
— Chyba proporcjonalnie. Nie martw
się o to, coś wymyślę — dodał, decydując się na
pomniejszenie uśmiechu swojej modelki. — Ale myślę, że na
dzisiaj starczy nam rysowania.
— Dlaczego?
— Jestem trochę zajęty.
— Niby czym?
Blondyn uniósł brew i skinął głową
w kierunku swojego biurka usłanego teczkami, pergaminami
i segregatorami. Nim zdołał dodać coś jeszcze, drzwi do
gabinetu tworzyły się, ukazując w przejściu jego sekretarkę z
kolejną dostawą dokumentów.
— Rozumiem — oświadczyła
dziewczynka i podeszła do Dracona, by móc ocenić jego postępy. —
Kto cię tego nauczył? — spytała, nie kryjąc swojego uznania.
— Sam się nauczyłem. Praktyka czyni
mistrza.
— Też codziennie ćwiczę i tak nie
umiem — zauważyła z wyrzutem.
— Praktyka czyni mistrza tylko
czasami — wybrnął Draco, wzruszając ramionami. — Trzeba mieć
predyspozycje. Ze ślepego nie zrobisz gracza Quidditcha, z niemowy
nie zrobisz śpiewaka, z głuchego nie zrobisz muzyka.
— Jan Sebastian Bach był głuchy, a
tworzył.
Słysząc ciche parsknięcie swojej
sekretarki, Draco zmrużył oczy.
— Idź już do konferencyjnej, nie
jestem niańką. I zabierz ze sobą słownik.
— Jakby to miało odwrócić uwagę
od twojej niewiedzy... — mruknęła młodsza Granger, wymieniając
z siostrą rozbawione spojrzenia.
— Mówił ci ktoś, że jesteś
nieznośna?
— A tobie? — odpowiedziała mu
Hermiona - Junior i opuściła gabinet.
Blondyn zmiął w ustach przekleństwo
i odrzucił dziennik na biurko, zastanawiając się, dlaczego w ogóle
musiał znosić coś takiego.
„Czego się nie robi dla pracy?”
— pomyślał, pocierając twarz dłonią.
Opuścił jedną nogę, jednocześnie
odpychając się od kanapy. Podjechał o biurka i przygryzł
wewnętrzną stronę policzka na widok rozbawionej podwładnej.
— Słucham, Granger, czego chcesz?
Poczytać? Porysować? A może doprowadzić mnie do nerwicy?
— Na razie wystarczy mi tylko podpis
w tym miejscu — odpowiedziała Hermiona, powstrzymując się od
śmiechu.
Draco posłał jej ponure spojrzenie i
złożył zamaszysty podpis. Następnie otworzył szufladę, wyjął
z niej wosk i zaklęciem rozgrzał końcówkę, pytając:
— Co tak właściwie podpisuję?
— Oficjalną deklarację o transferze
i zatrudnieniu mnie na stanowisku twojej asystentki. Zawiadomiłam
już Rogersa i nie chcę zostać bez pracy na wypadek, gdybyś
zmienił zdanie.
Blondyn skinął głową i przyłożył
wosk do pergaminu, wiedząc, że gdyby był w takiej sytuacji,
postąpiłby zupełnie tak samo. Nie miał w zwyczaju stawiać
wszystkiego na jednej szali bez pewności, czy takie zagranie się
opłaca.
— W porządku — rzucił,
przykładając swoją osobistą pieczęć. — Jeśli to wszystko,
wracaj do pracy. Możesz zacząć od tego — dodał, podając jej
pokaźny stosik makulatury.
Gdy jego podwładna nie wykonała
żadnego gestu, by odebrać dokumenty, przestał notować i spojrzał
na nią z lekką irytacją.
— Czemu mi się tak przyglądasz?
— Po prostu jestem ciekawa...
— Zdziwiłbym się, gdybyś choć raz
nie była — burknął z niezadowoleniem.
Hermiona przechyliła głowę,
zastanawiając się, czy może zdradzić to, co chodziło jej po
głowie. Im dłużej się w niego wpatrywała, tym bardziej
nurtowała ją pewna kwestia.
— A więc słucham. Skoro sprawa nie
daje ci pracować, może mogę spróbować nakarmić twoją
ciekawość. Choć osobiście wątpię, czy ta studnia ma dno,
Granger — powiedział w końcu Draco.
— I tak mi nie odpowiesz.
— To bardzo prawdopodobne. Pytaj.
Dziewczyna wróciła na chwilę myślami
do Hogwartu, do lat, gdzie jej największymi zmartwieniami były
przygotowania do egzaminów... i Malfoy, który od niedawna ponownie
zajmował pozycję numer jeden w spisie problemów i zmor Hermiony
Granger. Siedział tu, przed nią, niby taki sam, a jednak inny, nie
tylko pod względem fizycznym. Obok niej znajdował się mężczyzna
o ciętym języku i ostrym umyśle, a tym, co zadziwiało Hermionę,
było to, że ani razu nie poczuła z jego strony pogardy kierowanej
jej pochodzeniem, co tak nie pasowało do Malfoya, którego
mimowolnie miała przed oczami za każdym razem, gdy przebywała w
towarzystwie swojego szefa. To i fakt, że z własnej woli
zajmował się jej siostrą.
— Jak to się stało, że jesteś
właśnie taki?
Blondyn milczał przez długi czas.
Patrzył prosto na nią, jednak dziewczyna miała wrażenie, że jej
nie widzi, myślami będąc daleko stąd. Jego niebieskie oczy na
chwilę straciły blask, jakby nagle przysłoniła je mgła, jednak
szybko zamrugał i wrażenie minęło.
— Masz rację — oznajmił w końcu
poważnym tonem, choć kącik jego ust drgnął w kpiącym uśmieszku.
— Nie odpowiem ci. A teraz zrób w końcu to, za co ci płacą.
Hermiona powstrzymała się przed
wywróceniem oczami i wzięła dokumenty, mówiąc:
— Niewiedza rodzi spekulacje.
— Jeszcze nikt nimi nie wyżywił
rodziny.
Westchnęła i pokonana podeszła do
drzwi. Nim je za sobą zamknęła, wychyliła głowę, dzieląc się
jednym ze swoich domysłów.
— Miałeś poważną kontuzję
podczas nagich zawodów rodeo.
Absurdalność tych słów wyrwała z
ust Dracona krótkie prychnięcie. Pokręcił głową, w żaden
sposób nie komentując lekko niepokojących fantazji jego
podwładnej. Dopiero gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi, pozwolił
sobie na niewielki uśmieszek. Właśnie wtedy jego wzrok padł na
porzucony dziennik. Raz jeszcze rzucił okiem na niedokończony
rysunek, postanawiając popracować nad nim wieczorem. Stworzy kopię,
da ją małej Granger i z czystym sumieniem napisze to, co
o niej myślał, wyrzucając choć część kotłującej się w nim
frustracji.
Schował dziennik, a jego myśli jakby
same powróciły do tematu, który nieoczekiwanie pojawił się w
czasie tworzenia.
Paryż.
I Granger.
Nagle poczuł nieodpartą chęć, by
przenieść na papier to, co utkwiło mu w pamięci, choć wiedział,
że rysunek i tak nie odda rzeczywistości w stu procentach. Bo
niby jak ukazać bursztynowy błysk marnym kawałkiem grafitu? Jak
oddać ruch piersi zwykłą kreską? Jak uwiecznić delikatność
skóry i ciepły, miękki ciężar ciała?
Był tylko jeden sposób, by ponownie
móc cieszyć się tym wszystkim. Musiał zobaczyć. Poczuć.
Wszystko, co wystarczyło zrobić, to wstać, wyjść z gabinetu i
znaleźć Hermionę. Zerwałby bluzkę... a może rozpinałby
guziczek po guziczku, budując w niej napięcie...? i na nowo
poznałby jej ciało. Zacząłby od piersi? A może w pierwszej
kolejności skosztowałby ust? Cieszyłby się każdym jej
westchnieniem, najcichszym jękiem czy może oddałby się ekstazie i
po prostu szukałby upojenia w szaleńczej gorączce? Wziąłby ją
od tyłu, na podłodze? A może lepiej, by posadził ją na biurku,
zadarł spódnicę i wszedł w nią jednym, mocnym ruchem.
Och, tak, tak byłoby najlepiej.
Jeszcze lepiej, gdyby stało się to teraz.
Powoli wstał i nie odrywając
wygłodniałego spojrzenia od drzwi, zahaczył palcem o kołnierzyk,
by nieco go poluzować. Zrobił pierwszy krok i kolejny, czując, że
jego ciało jest bardziej niż gotowe, by wziąć to, co do niego
należało.
Złapał za klamkę i gwałtownym
szarpnięciem otworzył drzwi, napotykając zaskoczony wzrok
sekretarki.
— Panie Malfoy mam... Wszystko w
porządku? — spytała niepewnie, widząc, w jak szybkim tempie jego
klatka piersiowa unosi się i opada.
Był o krok od rzucenia się na nią,
gdy nagle wszystko zniknęło. Całe to pożądanie, gorączka, która
trawiła jego ciało, nawet narastający w spodniach problem zniknął,
zupełnie jakby ktoś nim sterował.
— Bonjour, mon ami.
— Vincent — warknął Draco, nie
mogąc się powstrzymać na widok jego pełnego zadowolenia uśmiechu.
Lloyd wyszczerzył zęby i leniwie
przesunął palcem po blacie biurka.
— Jakiś problem? — spytał
życzliwie, rozcierając kurz między palcami. — Wyglądasz na...
wzburzonego.
— Fils de pute.
O ile Hermiona zaniepokoiła się
wulgaryzmem ze strony szefa, jego przyjaciel tylko roześmiał się.
Odepchnął się od biurka, podszedł do panny Granger i szarmancko
się jej ukłonił, mówiąc:
— Dziękuję za poświęcony mi czas.
Rozmowa z panią sprawiła mi prawdziwą... rozkosz — dokończył,
zerkając na Malfoya, po czym udał się za nim do gabinetu. —
Przyjacielu, chyba nie boczysz się za te pięć minut małej zemsty.
Przynajmniej tak mogłem ci się odpłacić za twoją ostatnią.
— Małą? Małą?! Jak ja bym się
wytłumaczył, gdyby Granger zauważyła...? Poza tym tu jest
dziecko.
— Ciekawe jak tłumaczyłby się
wujek Malfoy, gdyby został przyłapany z masztem w gaciach?
Draco zacisnął szczękę, z
niepokojem spoglądając na drzwi. Wiedział już, że mała Granger
miała skłonności do podsłuchiwania.
— Sukinsyn.
— Powtarzasz się.
— Bo ty się nie zmieniasz —
odparował szybko, padając na sofę. Ukrył twarz w dłoniach i
jęknął: — Merlinie, to było...
— Niesamowite? Drogi Draconie,
rumienisz się. Czyżbym podkręcił twoje emocje ciut za mocno? —
zakpił Vincent, siadając na biurku.
— Odbiło ci? Wiesz, co by się
stało, gdybym... To moja podwładna, Lloyd, poza tym...
— Powinieneś mi dziękować —
przerwał mu Vincent. — Przydałaby ci się jakaś rozrywka, bo
wkrótce zwariujesz od nawału pracy. Ja cię tylko delikatnie i
subtelnie popchnąłem we właściwym kierunku.
Rozpiął marynarkę i niedbale rzucił
ją na oparcie krzesła, walcząc z nadchodzącym wybuchem śmiechu.
Niewiele brakowało, by z nim przegrał, gdy zobaczył, jak dyszący
przyjaciel niemal wyważa drzwi w poszukiwaniu biednej sekretarki.
Zbaraniały wyraz jego twarzy tuż po cofnięciu wpływu również
był niczego sobie.
— Nie byłoby problemu, gdybyś nie
namieszał mi w papierach McGuffina — kontynuował, przerzucając z
ręki do ręki gumową piłeczkę.
— Nie narobiłbym problemów, gdybyś
nie podkradł mi Lavine'a. I sponsora.
Lloyd zaśmiał się cicho.
— Czyli co? Na razie jesteśmy
rozliczeni? To dla ciebie — dodał, gdy Draco skinął głową. —
Na rozładowanie stresu.
Arystokrata chwycił piłeczkę,
zastanawiając się nad jego słowami. To, co zrobił Vincent, jak
niewiele brakowało, by doskoczył do Granger, było przerażające.
Po raz pierwszy w pełni poczuł, jak silnym darem jest empatia i jak
bardzo niebezpieczny mógł być jego przyjaciel. Czytać o jego
zdolnościach, być świadkiem ich używania to jedno, ale
doświadczyć tego na własnej skórze, to zupełnie coś innego. Był
przekonany, że emocje, które odczuwał, były jego własnymi, że
to on sam pożądał Hermiony, a odcięcie od wpływu Vincenta było
jak kocioł zimnej wody.
— Więc przytaszczyłeś tu swój
tyłek tylko po to, żeby się odegrać? — upewnił się Draco,
odruchowo obracając piłeczkę w palcach.
— Tak. Miałem też nadzieję, że
uda mi się ciebie gdzieś wyciągnąć.
— Jestem nieco zajęty.
Vincent skrzywił się, wodząc
wzrokiem po aktówkach czekających na jego przyjaciela.
— Nawet wieczorem?
— Nawet wieczorem. Dlaczego pytasz?
Brunet wzruszył ramionami, krzyżując
długie nogi. Nie musiał oglądać aury Dracona, by wiedzieć, że
jego propozycja wzbudzała w nim nieufność.
— Wyjeżdżam za trzy dni —
wyjaśnił, kpiąco wykrzywiając wargi. — Wracam na dłuższy czas
do Francji i pomyślałem, że skoro później nie będziemy się
widzieć, warto gdzieś wyskoczyć. W celach czysto rekreacyjnych,
oczywiście. Ale jeśli wolisz spędzić uroczy wieczór ze
Smoczycą...
Blondyn wzdrygnął się i rzucił
piłeczką w Vincenta. Po pierwsze, była jego sekretarką. Po
drugie, była Granger. Po trzecie... „Nie, no po prostu nie!”
— Pieprz się, Vincent.
— Pozostawię to tobie, mon ami.
Mógłbym nawet nieco podkręcić...
Lloyd urwał, widząc uciszający gest
Malfoya. Zerknął przez ramię i ujrzał wchodzącą do gabinetu
małą miniaturkę Smoczycy. Dziewczynka przeszła się po gabinecie,
rozglądając się, jakby czegoś szukała, a gdy natrafiła na
Vincenta, podskoczyła, wydając z siebie zdecydowanie przerysowany
okrzyk zdziwienia.
— Och, nie wiedziałam, że masz
gościa! — oznajmiła donośnie, w zmartwieniu przykładając dłoń
do policzka.
Lloyd wymienił z przyjacielem
rozbawione spojrzenia i nachylił się, wyciągając do dziewczynki
dłoń.
— Miło mi cię poznać, młoda damo.
Jestem Vincent...
— ... Lloyd, empata pierdolony!
Brwi bruneta niemal się złączyły,
malując na jego twarzy wyraz skrajnego niedowierzania. Zamarł, tępo
patrząc, jak mała potrząsa jego dłonią, chwaląc się okazałymi
jedynkami. Powoli przeniósł wzrok na Dracona, który wydawał się
być równie wstrząśnięty, choć nie dało się przeoczyć
rozbawienia zdradzanego przez rozchylone wargi.
— Skąd... ty wiesz — wykrztusił z
trudem, po czym ponownie spojrzał na arystokratę. — Powiedziałeś
jej?! — wrzasnął, podrywając się z miejsca, co równocześnie
uczynił jego przyjaciel.
— Nie. Nie do końca.
— Jak to „nie do końca”?!
Draco zerknął na drzwi, za którymi
pracowała Hermiona i posłał Vincentowi zirytowane spojrzenie.
— Ciszej, z łaski swojej. Chyba że
chcesz, aby wszyscy się o tym dowiedzieli.
— Och, o to nie muszę się martwić
— zaśmiał się ponuro Lloyd. — Mam wrażenie, że ty
wystarczająco o to dbasz.
— Kurwa, naprawdę myślisz, że
wszystkim o tym rozpowiadam?
— Na to wygląda.
— Ona to tylko przeczytała...
Vincent zacisnął pięści,
wyglądając, jakby za chwilę miał się rzucić na przyjaciela.
Zrobił krok w jego stronę, sycząc:
— Och, przeczytała. O każdym się
tak rozpisujesz? Świetny sposób na trzymanie czegoś w tajemnicy:
pisanie o tym.
Zaniepokojona Hermiona - Junior stanęła
pomiędzy nimi, zasłaniając sobą Dracona. Gdy poczuła, jak ten
robi krok w stronę empaty, naparła na niego, próbując zmusić
go do cofnięcia się, jednak równie dobrze mogła gołymi rękami
próbować przesunąć Himalaje.
— Och, uspokójcie się! Zachowajcie
zdrowy mózg!
Obaj zatrzymali się, spuszczając na
nią poirytowany wzrok.
— Rozsądek — rzucili równocześnie.
Mała machnęła dłonią.
— To również wam by się przydało.
Będziecie się bić?
Draco spojrzał na Lloyda i pytająco
uniósł brew.
— Będziemy?
Ciężko wzdychając, brunet wrócił
na miejsce.
— Nie — odpowiedział i zwrócił
się do dziewczynki: — Wiesz, że nikt nie może się o tym
dowiedzieć?
Nim zdążyła odpowiedzieć, do
gabinetu weszła dorosła Hermiona. Na widok swojej siostry w
towarzystwie tej dwójki, poczuła niepokój. Do swojego szefa miała
zaufanie, jednak Vincent budził pewne podejrzenia i był po prostu
irytujący z tymi ciągłymi próbami zaproszenia jej na
kolację.
„I ta jego pewność, że w końcu
mu ulegnę” — pomyślała z niesmakiem.
— Panie Malfoy, interesant do pana.
Czeka w konferencyjnej — oznajmiła, rzucając sugestywne
spojrzenie Małej.
Młodsza Granger nie zwracała na to
uwagi. Była zbyt pochłonięta wgapianiem się w Vincenta, by
zauważyć gest siostry. Zresztą, nawet gdyby było inaczej i tak
zostałaby z empatą, by dalej móc go bacznie obserwować.
Zostali sami. Mała dziewczynka uważnie
wpatrywała się w mężczyznę, który uprzejmie zdawał się tego
nie zauważać, z zaciekawieniem rozglądając się po gabinecie.
Chwilę później, gdy już nie mógł udawać, że nie widzi,
z jakim zainteresowaniem mu się przygląda, rzucił Małej
szybkie spojrzenie, które najwyraźniej ją przestraszyło, bo
odskoczyła na bok i ukryła się za pobliską lampą.
— Boisz się mnie?
— Nie — odpowiedziała stanowczo,
wychodząc ze swojej kryjówki.
Na widok jej bojowej miny kąciki ust
Vincenta uniosły się nieznacznie.
— Więc dlaczego nie usiądziesz obok
mnie? — spytał, odsuwając się, by zrobić dla niej miejsce.
— A właśnie, że chętnie usiądę
— oznajmiła, zadzierając dumnie głowę. Podeszła do biurka i
usadowiła się obok empaty. — Ale robię to dlatego, że sama tego
chcę, a nie dlatego, że ty chcesz, żebym usiadła.
— Oczywiście.
Przez krótką chwilę siedzieli w
ciszy, która została zaburzona przez głuchy stukot uderzeń małych
stóp o biurko.
— Myślałem, że kto jak kto, ale
małe damy są lepiej wychowane — rzucił nagle Vincent.
Dziewczynka przestała machać nogami,
a w pomieszczeniu ponownie zapadła cisza. Chwilowa.
— Mam dużo energii i muszę ją
gdzieś załadować...
— Chyba spożytkować...
Hermiona zmrużyła oczy.
— Czy ty wiesz, że ciągłe
poprawianie dziecka zaburza jego pewność siebie i może powodować
stany depresyjne?
Vincent uniósł obronnie dłonie.
— Nie miałem takiego zamiaru.
Chodziło mi tylko o to, że się nie przedstawiłaś — wyjaśnił.
Mała przez moment mierzyła go
wzrokiem, jakby starała się ocenić czy mówi prawdę. W końcu
wyciągnęła rękę w jego stronę i rzeczowym tonem
powiedziała:
— Hermiona.
— A...?
Widząc jego pytające spojrzenie
rzucone w kierunku sali konferencyjnej, dziewczynka przewróciła
oczami.
— To moja siostra.
— Dziwne.
— Że mam siostrę? A ty masz brata?
— zapytała, poprawiając się na biurku.
— Nie.
— To dopiero dziwne — oznajmiła. —
Skoro powstałeś, twoi rodzice powinni wiedzieć, skąd się biorą
dzieci.
— A ty wiesz?
— Wiem — oznajmiła z powagą. —
Malfoy mi powiedział.
Przez twarz Vincenta przeszedł cień
uśmiechu, jednak gdy zniknął, mężczyzna spoważniał i oznajmił
z pozoru zdawkowym tonem:
— Dużo rzeczy mówi ci ten Malfoy.
Hermiona wyprostowała się,
przeczuwając nadchodzące kłopoty. A raczej przypominając sobie o
kłopotach, które już się pojawiły. Nie chciała być powodem
kłótni Barbie Malfoya z przyjacielem i choć nie posiadała daru
empatii, wiedziała, że pan Lloyd nadal jest zły na kolegę za to,
że poznała jego sekret. Dlatego też odchrząknęła i rzuciła:
— Pan Malfoy? Nie. On prawie nic nie
mówi. Ciągle pracuje.
— Ach tak?
— Tak. Bez przerwy — oznajmiła, z
powagą kiwając głową. — Zupełnie jak Hermiona.
Na wzmiankę o sekretarce Vincent
spojrzał na małą z zaciekawieniem.
— Też dużo pracuje?
— Mhm...
— A ma kogoś? — spytał
konspiracyjnym szeptem.
— To znaczy? — odpowiedziała,
nachylając się w jego stronę.
— Spotyka się z kimś po pracy?
— Hermiona? Daj spokój! — zaśmiała
się Mała, w jednej chwili burząc ich konspirację. — Mówiłam
ci przecież, że tylko praca jej w głowie. — Nagle przygryzła
wargę, a jej oczy rozbłysły. — Myślisz, że mogliby pracować
razem?
— Odnoszę wrażenie, że już to
robią.
Hermiona klasnęła w dłonie i
uśmiechnęła się szeroko.
— Cudownie — powiedziała. —
Myślisz, że teraz też tam pracują?
Vincent uniósł brew, w pierwszej
chwili nie rozumiejąc pytania dziewczynki.
— Chyba nie mówimy o tym samym —
powiedział w końcu.
— Jak to? — spytała. — Przecież
jesteś empatą. Powinieneś wiedzieć, co mi chodzi po głowie —
oznajmiła nieco zawiedziona. Rzuciła mu rozgniewane spojrzenie,
słysząc jego cichy śmiech.
— To tak nie działa — rzucił,
rozbudzając w niej ciekawość.
— A jak?
— Nie czytam ludziom w myślach,
tylko jestem w stanie odgadnąć ich emocje na podstawie odcienia ich
aury.
Źrenice dziewczynki rozszerzyły się.
— A moją widzisz? — uśmiechnęła
się szeroko, gdy skinął głową. — Jaka jest? Jaka?
— Powiem ci, jeśli mi obiecasz, że
nikomu nie zdradzisz naszej tajemnicy — powiedział z powagą. Gdy
mała Hermiona przytaknęła, zamknął na chwilę oczy, skupiając
się na osobie dziewczynki. Chwilę później otworzył oczy.
— I?
— Powiedziałbym, że fioletowa.
— Ale jaka dokładnie? Śliwkowa,
wrzosowa, purpurowa, lawendowa czy ametystowa?
— Lawendowa — oznajmił, nie mając
za knuta pojęcia, czym różnią się podane przez dziewczynkę
odcienie. Uśmiechnął się szeroko, gdy mała Hermiona zeskoczyła
z biurka i z uwagą zaczęła rozglądać się wokół siebie,
próbując zobaczyć swoją aurę.
Jak na komendę odwrócili się w
stronę drzwi do sali konferencyjnej, w których chwilę później
pojawiła się dorosła Hermiona z naręczem dokumentów.
— Przepraszam cię, skarbie, że to
tyle trwało — powiedziała, kucając przed Małą. — Mam
nadzieję, że nie narzucałaś się zbytnio panu Lloydowi —
dodała, zerkając na przyjaciela swojego szefa.
— Ależ skąd! Ta urocza młoda dama
umilała mi czas oczekiwania bardzo interesującą rozmową —
oznajmił, puszczając do Małej oczko. Przeszedł za obiema
Hermionami do części dla sekretarek, obserwując, jak szykują się
do wyjścia.
— A o czym rozmawialiście? —
spytała starsza z nich, ubierając Małej płaszczyk.
— O kolorach — wypaliła
dziewczynka. — Muszę kupić nowe kredki.
Dorosła Hermiona zaśmiała się.
— Zobaczę, co da się zrobić. Może
znajdziemy jakieś w drodze do domu.
— A może mógłbym paniom
towarzyszyć? — spytał Vincent uprzejmym tonem. — Znam naprawdę
dobry sklep rysowniczy, całkiem niedaleko stąd.
— A co z panem Malfoyem? — spytała
chłodno Hermiona, zawiązując pod szyją apaszkę.
— Właśnie, Lloyd. Co ze mną?
Hermiona uśmiechnęła się zwycięsko,
widząc zawiedzioną minę swojego wątpliwego adoratora.
— Do widzenia panom — oznajmiła,
chwytając Małą za rączkę.
— Widzimy się rano, Granger.
Zanim Hermiona zdołała wyprowadzić
Małą z biura, ta wyrwała rękę z jej uścisku i podbiegła do
szefa siostry.
— Ale później. Muszę zdążyć
zjeść śniadanie.
Przez chwilę mierzyli się
natarczywymi spojrzeniami. W końcu mężczyzna odpuścił i
oznajmił:
— O dziewiątej.
Zmrużył oczy, widząc jej zwycięski
uśmiech.
— Być może obie zdążycie się
uczesać — dodał kąśliwie, zerkając na gumkę smętnie
zwisającą na pojedynczym loku. Tylko tyle zostało z warkocza
młodszej Granger.
— To — oznajmiła donośnie
Hermiona - Junior, ujmując jeden z poskręcanych kosmyków — jest
powód do dumy. Czy ty wiesz, że zaledwie pięć procent ludności
ma kręcone włosy?
— Wyczytałaś to w mądrej książce?
— Nie — odparła, wyginając usta w
podkówkę. — To akurat powiedziała mi siostra. Miłego popołudnia
i wieczoru — dodała, po czym podbiegła do uśmiechającej
się Hermiony i chwyciła jej wyciągniętą dłoń.
Sekretarka nie czekała długo z
pytaniami. Gdy pokonały korytarz i przywołały windę, zagadnęła:
— I jak ci się tu podoba?
— Dość nudno — odpowiedziała bez
zastanowienia dziewczynka. Nie czekając na to, aż drzwi do końca
się rozsuną, wskoczyła do windy, by móc wcisnąć odpowiedni
przycisk. — Ale Barbie Malfoy jest zabawny. Nieco anafilaktyczny,
ale zabawny.
Hermiona chwyciła rękę swojej kopii
i wyprowadziła ją z windy, kierując się w stronę kominków. W
wieku sześciu lat ten sposób podróżowania był o wiele
bezpieczniejszy i przyjemniejszy.
— Barbie Malfoy? — powtórzyła,
obserwując, jak Mała nabiera proszku. Była zbyt zaskoczona tym
dziwacznym pseudonimem, by zwrócić uwagę na nie do końca trafiony
wybór słów młodszej siostry.
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
— Rodzice ostatnio kupili mi lalkę.
Ma takie same włosy — oznajmiła, po czym weszła do kominka i
szeroko się uśmiechnęła. — Do zobaczenia w domu.
***
Następnego dnia Draco nie był zbytnio
zaskoczony, gdy równo o dziewiątej do jego gabinetu wpadła mała,
kudłata istota, wrzeszcząc:
— Pokaż mi!
— Pokaż mi co? — mruknął, nawet
nie unosząc głowy znad listu.
— Pokaż mi, proszę.
— Co mam ci pokazać?
Mała podskoczyła z rozsadzającej ją
ekscytacji.
— Rysunek! Nie mów, że nie
skończyłeś — zmartwiła się, a jej czółko przyozdobiła linia
niezadowolenia.
Arystokrata w końcu na nią spojrzał
i sięgnął do teczki, gdzie bezpiecznie spoczywał jego dziennik.
Od wczorajszego wydarzenia postanowił nie trzymać go na widoku i
cały czas mieć go przy sobie. Schylił się, wyjął cienką
książeczkę i przekartkował ją, szukając strony z
najnowszym szkicem.
Młodsza Granger wydała pisk, który
zapewne miał oznaczać zniecierpliwienie i wyciągnęła rękę po
dziennik.
— Rany! — zawołała, patrząc na
swoje wierną podobiznę, zgodnie z umową pozbawioną jakichkolwiek
dopisków. — Czy mogę go zabrać?
— Podejdź tu.
W dwóch krokach doskoczyła do fotela
i wyciągnęła w jego stronę dziennik. Blondyn jednak nie wziął
go. Zamiast tego, wyjął różdżkę i przyłożył ją do portretu,
po czym machnął nią w kierunku czystej kartki leżącej na jego
biurku. Widząc niezrozumienie na twarzy Hermiony - Junior, Draco
skinął głową na kartkę, na której powoli zaczęły pojawiać
się linie.
Dziewczynka podeszła bliżej,
nachylając się tak bardzo, że koniuszkiem nosa niemal wodziła po
papierze. Westchnęła, widząc, jak kolejne linie łączą się,
tworząc kopię rysunku Dracona, a gdy ta była już gotowa,
delikatnie podniosła pergamin. Pomimo początkowej radości, teraz
wydawała się być przygnębiona.
— Dlaczego tak jest? — spytała,
przenosząc spojrzenie na blondyna. — To, że jedni mają magię, a
inni nie?
Arystokrata zamarł, czując się tak,
jakby ktoś cofnął go w czasie do pierwszego spotkania z Hermioną.
Tak samo wyglądająca dziewczyna. Podobne pytanie.
— Coś z wózka, kochaneczki? —
dobiegł do przesłodzony głos, jednak słodycze były ostatnimi
rzeczami, o jakich teraz myślał. Było to dość niezwykłe,
jak na jedenastolatka, którego każda zachcianka zostawała
spełniona w ułamku sekundy, lecz to, co przed chwilą słyszał,
skutecznie odciągało jego uwagę od czarodziejskich przekąsek.
— To prawda? — spytał Flinta,
który sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z siebie. W końcu
udało mu się podsłuchać bardzo ciekawą informację.
— Tak. Gdzieś w tym pociągu jest
Harry Potter.
Draco uniósł lekceważąco brwi,
jednak w duchu odczuwał chęć, by odszukać ów sławnego Pottera.
Pottera, który w jakiś sposób pokonał Czarnego Pana, stawiając
przed społeczeństwem czarodziejów nie lada zagwozdkę. Jak tego
dokonał? Jakim cudem udało mu się przeżyć? Co wydarzyło się
tamtej nocy?
Odsunął się, robiąc miejsce dla
wózka, wokół którego zaraz pojawiło się stadko
pierwszoklasistów. Skrzywił się, gdy wśród nich wyłowił
wzrokiem nieudacznika, który chodził po całym pociągu, szukając
swojej obślizgłej ropuchy, jednak jeszcze większy niesmak budziły
w nim okrzyki zaskoczenia, gdy jeden z mugolaków otworzył
czekoladową żabę. Reszta nachyliła się w jego stronę,
zastanawiając się, jakim cudem kawałek czekolady jest w stanie się
poruszać.
— Kurcze...
— Nieźle! Rodzice nie uwierzą,
jak im powiem!
— Nie rozumiem, jak to się
dzieje?
— I pewnie nie zrozumiesz —
odezwał się głośno Draco, uśmiechając się do stojących obok
Crabbe'a i Goyle'a.
Ciemnoskóry chłopiec odwrócił
się w ich stronę i zmarszczył brwi.
— Jak to? — zdziwił się. —
Nie wyjaśnią nam tego w szkole?
Draco prychnął pod nosem.
— Takich rzeczy nie wyjaśnia się
w szkole. Czarodzieje po prostu to wiedzą. Żeby zrozumieć, trzeba
być jednym z nas.
Na jego słowa, jedna z dziewczyn
stojących przy wózku odwróciła się i poczęstowała go
nieprzechylnym spojrzeniem. Miała potarganą, sterczącą na
wszystkie strony czuprynę, zadarty nos i wielkie zęby, zupełnie
jak u wiewiórki.
— Naprawdę to jest takie ważne?
To, że jedni mają magię, a inni nie? — spytała zarozumiałym
tonem.
— Tak — odpowiedział pewnie,
marszcząc z obrzydzeniem nos. — My, czarodzieje, po prostu
jesteśmy od was lepsi.
Wiewióra zadarła podbródek. Widać
było, że jego słowa uraziły ją do żywego, a jej natura niemal
krzyczy, nakłaniając ją do tego, by pokazała zarówno jemu, jak i
wszystkim pozostałym, którzy myśleli podobnie, że są w błędzie.
— To się okaże w szkole.
Pamiętał, że to zdanie nie dawało
mu spokoju za każdym razem, gdy okazywała się lepsza od niego. Z
każdym kolejnym testem, jego niechęć do Hermiony rosła i jedyny
sposób, w jaki mógł to odreagować, to dokuczanie jej... do czasu,
aż nie wytknęła mu braku umiejętności w Quidditchu i nie
ośmieszyła go przed całą grupą. Od tamtego czasu to nie było
odreagowywanie, to była jawna wojna.
Pokręcił głową na myśl, jak bardzo
był wtedy głupi i skupił się na dziecku, które ze smutną miną
czekało na jego odpowiedź. Czy czarodzieje byli lepsi? Nie, oni
wszyscy byli tylko ludźmi i wśród obydwu tych grup znajdowały się
jednostki godne podziwu i te, które należałoby odizolować.
— Pytasz mnie o
coś, czego nie wiedzą nawet najmądrzejsi czarodzieje —
odpowiedział w końcu, nie mogąc się oprzeć wrażeniu déjà
vu.
Dziewczynka westchnęła i usiadła na
biurku, ściskając w dłoni swój portret. Nie machała nogami, nie
wierciła się, była za bardzo spokojna, co zaniepokoiło Dracona.
— Co jest?
— Boję się — wyznała cichutko,
jakby niepewnie.
— Ktoś ci coś zrobił?
Mała pokręciła głową i potarła
policzek, jakby ocierała łzę. Widząc to, arystokrata w pierwszej
chwili chciał uciekać, nie miał zamiaru bawić się w opiekunkę,
a już szczególnie nie chciał mieć do czynienia z płaczącym
dzieckiem. Nachylił się w jej stronę i spytał:
— W takim razie, o co ci chodzi?
— A co, jeśli jestem niemagiczna?
To było ostatnie, czego mógł się
spodziewać i jedyne pytanie, z którego nie wiedział, jak wybrnąć.
Zastanawiał się, czy nie użyć tej niewielkiej tony papierów
znajdujących się tuż za nią jako wymówki, jednak zanim
powiedział cokolwiek, dziewczynka dodała:
— Ja tak bardzo chcę do Hogwartu,
być czarodziejem, rzucać zaklęcia, tak jak ty i Hermiona. A jeśli
nie będę mogła?
— No wiesz, skoro macie tych samych
rodziców, bardzo prawdopodobne jest, że i ty będziesz miała
magiczne zdolności — skłamał, dobrze wiedząc, jak małe są na
to szanse.
Mała raptownie uniosła głowę i
uśmiechnęła się do niego.
— Serio?
— Serio — potwierdził, niemal
czując, jak te słowa rozdzierają mu gardło. — A teraz, jeśli
chcesz, możesz mi pomóc i zanieść to Granger.
Dziewczynka zacmokała i zeskoczyła z
biurka, chwytając teczkę.
— Ja to chyba już nigdy nie
zrozumiem, dlaczego mówicie do siebie po nazwisku — mamrotała,
żwawym krokiem podchodząc do drzwi.
Draco uśmiechnął się lekko i wrócił
do pracy, rozmyślając o ich rozmowie. W końcu doszedł do wniosku,
że bycie samotnym, choć zdradzonym człowiekiem jest dużo lepsze
od bycia rodzicem i był zadowolony z tego, że nie postanowił
wcześniej założyć rodziny.
Schylił się, by wyjąć z dolnej
szuflady umowy dla nowych sponsorów i zaklął, przypominając
sobie, że jego sekretarka zabrała je ze sobą do domu, by tam na
spokojnie móc wprowadzić poprawki.
— Granger!
— Tak?
Uniósł głowę i westchnął, widząc
w przejściu obie siostry.
— Granger, masz te umowy?
— Jakie znowu umowy?
— To do tej drugiej Granger —
wyjaśnił Małej Draco, jednocześnie wyciągając dłoń po
dokumenty. — Idź do konferencyjnej.
— Mamy jakieś spotkanie? — spytała
jego sekretarka, już wyciągając notes, by móc zapisać szczegóły.
— Zamówić jakiś lunch?
Blondyn potarł skroń, powoli gubiąc
się w tym wszystkim. To, że po pewnym czasie mieniło mu się w
oczach, mógł przeboleć, ale takie zamieszanie źle działało na
jego skołatane nerwy.
— Nie. Ty przynosisz umowy, ty
siedzisz w konferencyjnej i już nie przeszkadzasz.
— Oczywiście — mruknęła
sekretarka, dając siostrze znak, by zrobiła to, o co prosił jej
przełożony.
Gdy zostali sami, dziewczynka oparła
dłonie na biodrach. Przypatrywała się Draconowi tak długo, że
ten w końcu musiał zareagować.
— Wiesz — zaczęła, gdy
przyciągnęła już jego uwagę — myślę, że skoro ci się
mylimy, powinieneś nas jakoś ponazywać. Rozumiesz, nadać jakieś
pseudonimy. Jak skarbek. Albo chichotka.
— Sądzę, że jednak zostanę przy
starej wersji.
— Bo wiesz, u nas w domu też się
myliliśmy — ciągnęła dalej, zupełnie nie przejmując się tym,
co powiedział. — Teraz na Hermionę mówią Hermiona, a na mnie
Mała albo Młodsza... ale bardziej wole sama sobie wymyślać
imiona.
— Świetnie.
Młodsza Granger błysnęła szerokim
uśmiechem.
— Prawda? No więc jak będziesz na
mnie mówił?
Arystokrata ciężko westchnął i ze
złością odrzucił pióro, przyozdabiając dokumenty pięknym,
soczystym kleksem. Odruchowo chwycił różdżkę i usunął
atrament, a gdy zauważył, że Mała przygląda mu się, czekając
na jego wybór, rzucił pierwsze lepsze imię, które wpadło mu do
głowy.
— Scarlet. Może być?
— Nie. Mam lepszy pomysł —
odpowiedziała. Tak naprawdę jej nowe imię krążyło w jej głowie
od pewnego czasu, a dokładniej, od wczorajszej rozmowy z panem
Lloydem. — Lawenda. Mów na mnie Lawenda.
— Bardziej pasowałby kaktus...
— Co mówisz?
— Nic takiego. Wracaj do
konferencyjnej.
Z ciężkim westchnieniem mała
Hermiona opuściła gabinet, jednak zamiast do wyznaczonej jej sali,
skierowała się w stronę sekcji dla sekretarek. Zanim jednak
blondyn zdołał to w jakikolwiek sposób skomentować, dziewczynka
z powrotem pojawiła się w jego gabinecie w towarzystwie
pluszowego zająca, którego uszy smętnie zwisały, wleczone za nią
po podłodze. Bez słowa przeszła przez pomieszczenie i zamknęła
się w sali konferencyjnej.
Draco uśmiechnął się zwycięsko,
gdy w jego gabinecie wreszcie nastała cisza. Odrzucając od siebie
obraz smutnej Scarlet, zmuszonej do spędzenia kolejnego dnia samej w
pustej sali, wrócił do pracy. Godziny mijały, a on z zadowoleniem
stwierdził, że zdołał wykreślić już kilka pozycji z listy
rzeczy do zrobienia na dziś. Jeśli sprawy w dalszym ciągu
będą układać się tak, jak teraz, dzięki tym kilku dniom
dodatkowej pracy zdołają w pełni nadrobić zaległości i będą
mogli w spokoju pracować nad kolejnymi etapami organizacji
Sympozjum.
Odłożył pióro i przetarł zmęczone
oczy, marząc o choćby kilku minutach przerwy. Już miał zawołać
sekretarkę i poprosić ją o filiżankę herbaty, jednak w
ostatniej chwili rozmyślił się i wstał, kierując się w stronę
jej biura.
— Coś się stało?
— Nie, Granger, po prostu chciałem
napić się herbaty — widząc, jak sekretarka wstaje z miejsca,
dodał: — Masz chyba ważniejsze rzeczy do roboty.
Nie zważając na jej zdziwienie,
machnął różdżką w stronę czajnika i wyjął filiżankę, po
czym wsypał do niej kilka liści herbaty.
— Też chcesz? — rzucił po chwili
zawahania.
— Poproszę — odpowiedziała,
adresując kolejną kopertę. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy
blondyn odwrócił się, nasypując herbaty do kolejnej filiżanki,
co zapewne w jego mniemaniu miało być próbą wynagrodzenia jej
tego, że przez niego musi przerywać urlop.
— Nie powinnaś jej dzisiaj
przyprowadzać — rzucił nagle, opierając się o stolik. — Męczy
się tutaj.
„Nie musiałaby się męczyć,
gdybyś mi nie kazał przychodzić do pracy” — pomyślała,
jednak w porę zdołała ugryźć się w język i powiedziała:
— Mówiłam już, że nie chcę jej
co chwila podrzucać do kogoś innego. Poza tym dzisiaj i tak
wychodzę wcześniej, prawda? — spytała, chcąc się upewnić czy
ich umowa nadal obowiązuje. — No właśnie — dodała, gdy jej
szef skinął głową.
— Dużo masz jeszcze do zrobienia?
— Właściwie nie, ale jest pewien
problem — widząc jego pytające spojrzenie, wyjaśniła: — Twoi
rodzice chcą się dzisiaj spotkać, by omówić warunki przekazania
pieniędzy.
— To będziesz musiała pójść na
to spotkanie.
— Ale...
— Zajmę się nią, Granger —
oznajmił, widząc, jak z niepokojem zerka w stronę sali
konferencyjnej. — A później będziesz mogła już iść do
domu.
Mężczyzna odwrócił się, słysząc
świst czajnika, a jego wargi przybrały postać cienkich bladych
kresek, gdy zauważył stojącego w drzwiach Olivera Wooda. Bez słowa
nalał wrzątku do filiżanki i zamknął się w swoim gabinecie.
„To by było na tyle, jeśli
chodzi o moją herbatę” — pomyślała Hermiona, patrząc na
pozostawione przez niego naczynie. Ostatecznie postanowiła jednak
nie poświęcać humorom przełożonego więcej czasu, niż było to
konieczne i skupiła całą swoją uwagę na uśmiechającym się do
niej Oliverze. Nie trzeba było długo czekać, by odwzajemniła ten
gest.
W tym samym czasie Draco Malfoy
siedział przy swoim biurku, powoli obracając ołówek w dłoni.
Oliver, świadomie bądź też nie, mógł sporo namieszać. Obawiał
się tego, że przez jego nędzne zaloty będzie musiał w pośpiechu
znaleźć kogoś innego na miejsce swojej asystentki. Bo jeśli
Granger nagle poczuje, że najwyższy czas...
— Pssst...
Wyrwany z ponurych rozmyślań blondyn
powoli odwrócił się w kierunku drzwi do sali konferencyjnej, zza
których wyglądała mała Hermiona.
„Scarlet” — poprawił się
w duchu.
— Pssst... — powtórzyła,
ponaglającym ruchem przywołując go do siebie. Cmoknęła
poirytowana, gdy zobaczyła, jak mężczyzna powoli unosi brew,
przypatrując się jej z rezerwą. Niczym szpiedzy z filmów akcji,
które nieraz oglądała z tatą, przemknęła w kilku drobnych
kroczkach przez gabinet, doskakując do Dracona.
— Kto to jest? — spytała
konspiracyjnym szeptem.
— Nie wiem.
— Nie wiesz?! — spytała
zszokowana. Do tej pory uważała przełożonego siostry za osobę,
która, nawet jeśli nie wszystko, to dużo wie i zawsze będzie
mogła się do niej zwrócić o radę. Pomimo zawodu, dziewczynka
szybko odzyskała rezon i powróciła do swojego detektywistycznego
tonu. — Co on tutaj robi?
— Nie wiadomo — skłamał gładko,
ledwo powstrzymując drżenie kącików warg na widok narastającego
niepokoju dziewczynki. — Nie wiadomo skąd przyszedł, nie wiadomo,
czego chce...
— Chce zaprosić Hermionę na obiad —
wyjaśniła szybko dziewczynka, po czym bezceremonialnie usadowiła
się na jego biurku. — Myślisz, że to bezpieczne?
— Jedzenie obiadu?
— Nie — odpowiedziała,
przewracając oczami. — Spotykanie się z takim nieznanym.
— Nieznajomym.
— No właśnie. A jemu bardzo zależy
na tym, żeby spotkali się poza biurem.
— To źle? — spytał od niechcenia,
składając podpis na kolejnym pergaminie.
Mała Hermiona wydęła wargę,
zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu wzruszyła ramionami
i, podając mu kolejny dokument do podpisu, powiedziała:
— Nie, no chyba dobrze... ale nie do
końca. Są ładniejsi — powiedziała z przekonaniem, znacząco
patrząc na blondyna. Dopiero gdy ten powoli uniósł głowę znad
dokumentów, w porę zdołała ugryźć się w język, zanim
zaprzepaściłaby szansę na realizację swojego planu. Uśmiechnęła
się szeroko, ukazując brak jednego ząbka i, klepiąc go po
ramieniu, rzuciła:
— My tu gadu, gadu, a ty przecież
musisz pracować.
Czując na sobie jego nieprzychylne
spojrzenie, zeskoczyła z biurka, przy okazji z pełną gracją
strącając stojącą na krawędzi lampę.
— Oj — wybąknęła, przeskakując
przez drobinki szkła. — Hermiona mnie woła! — wykrzyknęła
uradowana i wybiegła z gabinetu.
Blondyn przez chwilę wpatrywał się w
drzwi, za którymi zniknęła, w duchu przyznając, że, na
szczęście, przyszło mu pracować z tą mniej irytującą Hermioną
Granger. Zanim jednak posprzątał zrobiony przez dziewczynkę
bałagan, wyjął z teczki dziennik i szybko odnalazł właściwą
stronę. Wziął do ręki ołówek i z mściwym uśmiechem dał upust
swojej frustracji, dopisując do wizerunku małej Hermiony
odpowiednią uwagę. Przeczuwając, że wkrótce dołączą do niej
kolejne, schował dziennik w bezpiecznym miejscu i zaczął
przeszukiwać dokumenty. Gdy znalazł ten odpowiedni, wstał i
przeszedł do sekcji dla sekretarek, w której jego podwładna
pouczała młodszą siostrę odnośnie tego, jak ma się zachowywać
podczas jej nieobecności.
— ... dobrze. Ale później pójdziemy
do Plackarni Pani Duffy?
— A miałabyś coś przeciwko,
gdybyśmy dzisiaj zjedli obiad gdzie indziej? — spytała Hermiona
ze zbolałą miną. — Tak jakby jesteśmy już umówione —
wyznała, przykucając przed małą.
— Tak jakby z tym Oliverem?
Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc
podejrzliwie na młodszą siostrę.
— A tak właściwie, to skąd wiesz,
jak on ma na imię?
— Usłyszałam... przypadkiem —
dokończyły wspólnie. — Czyli ten pan jednak może na ciebie
liczyć...
— Jeśli już o liczeniu mowa —
wtrącił szybko Draco, zanim mała zdążyłaby zdradzić kolejnej
osobie jego prywatne zapiski z dziennika — tu masz pełnomocnictwo
do zarządzania transferami pieniędzy i do dokonania wszelkich
formalności, jeśli chodzi o tych konkretnych sponsorów. I
radziłbym ci się pośpieszyć, jeśli chcesz zdążyć na to
spotkanie — dodał, wskazując głową w stronę starego zegara. —
A ty, Scarlet, idź do konferencyjnej.
— Jestem Lawenda.
— Do konferencyjnej — rozkazał
ponownie.
— Nie, powiedz: Lawenda.
Blondyn zgromił ją spojrzeniem, które
było w stanie odebrać odwagę niejednemu dorosłemu czarodziejowi,
jednak na małej Hermionie Granger zdawało się nie robić żadnego
wrażenia. Z wysoko uniesionym podbródkiem stanęła do ich kolejnej
niemej potyczki, nie mogąc oprzeć się chęci podniesienia rzuconej
przez niego rękawicy.
— Kochanie, idź do sali. Za dwie
godziny będę z powrotem — poprosiła sekretarka, prowadząc Małą
do przeznaczonego dla niej pomieszczenia. — Może lepiej będzie,
jeśli zabiorę ją ze sobą? — spytała, gdy wróciła do
przełożonego.
— Daj spokój, Granger — prychnął.
— Bądź co bądź, to spotkanie biznesowe. Poza tym, co może się
stać?
Z ciężkim sercem dziewczyna przyznała
mu rację. Zabrała z biurka przygotowane wcześniej dokumenty i
wyszła na korytarz, kierując się w stronę kominków. Gdy odgłos
jej kroków ucichł, mężczyzna zablokował zaklęciem jedne z drzwi
do sali konferencyjnej, tak, by jedynym możliwym z niej wyjściem
było to, które znajdowało się w jego gabinecie. Zanim jednak
wrócił do pracy, zajrzał do Małej, chcąc móc z czystym
sumieniem zająć się swoimi sprawami. Uniósł brew, widząc
porozrzucane po podłodze, pomięte pergaminy. Przeszedł przez
pomieszczenie i przysiadł na stole obok dziewczynki, przez
moment przyglądając się jej pracy nad kolejnym rysunkiem.
— Potrzeba ci czegoś?
— Nie — odpowiedziała, poruszając
się niespokojnie na krześle. Z zaciętą miną skrzyżowała nogi,
usilnie próbując zignorować zarówno narastający ucisk pęcherza,
jak i obecność pana Malfoya.
— A wiercisz się tak... bo?
— Trochę chce mi się siku, dobra?!
— Korytarzem prosto, trzecie drzwi po
prawej. Trafisz?
— Poczekam na Hermionę — burknęła.
Blondyn uśmiechnął się pod nosem,
zastanawiając się, ile czasu minie, nim dziewczynka będzie
zmuszona schować urazę i skorzystać z jego wskazówek.
— Czy ty wiesz, że trzymanie moczu
grozi powstawaniem kamieni nerkowych?
Hermiona spojrzała na niego,
zaniepokojona.
— Wymyśliłeś to sobie —
powiedziała, marszcząc brwi.
— A jeśli nie? — zapytał, powoli
kierując się w stronę wyjścia.
— Poczekam — oznajmiła dobitnie.
Blondyn wzruszył ramionami i wrócił
do siebie. Po niespełna dziesięciu minutach w gabinecie pojawiła
się Scarlet w towarzystwie swojego pluszaka. Podeszła do niego z
zaciętym wyrazem twarzy i powiedziała:
— Zaprowadź mnie do tej łazienki.
— A nie możesz iść sama? Czekam na
ważną wiadomość od mojego szefa.
— Nie. Ktoś musi pomóc rozpiąć mi
te spodnie — odpowiedziała, wskazując na szelki ogrodniczek.
Mężczyzna rzucił zaniepokojone
spojrzenie na problematyczne zapięcie i wychylił się na krześle,
spoglądając w stronę korytarza w poszukiwaniu jakiejkolwiek
pomocy. Na jego nieszczęście Ministerstwo ziało pustkami
i, przeklinając swoją sekretarkę, musiał samotnie
stanąć do walki z dziwną klamrą.
— W porządku. Chodź — rzucił,
wyciągając do niej rękę.
Prowadząc Małą do toalet, Draco
nerwowo rozglądał się w ostatniej próbie znalezienia pomocy.
Jedyną osobą, na którą się natknął, był Ian, jednak nim
zdołał go zawołać, rudzielec zręcznie zmienił korytarz,
unikając spotkania z przerażającym go przełożonym.
— Szybciej... — ponaglała go
dziewczynka, przestępując z nogi na nogę.
— Było czekać jeszcze dłużej —
skarcił ją, próbując podważyć zapięcie. — To chyba jest
jakieś zepsute — powiedział pod nosem, chwilę przed tym, jak
udało mu się rozpiąć pierwsze z nich. — Dlaczego tak stoisz? —
spytał, widząc, jak młodsza Granger przypatruje mu się z
mieszaniną zaciętości i irytacji. — No co?
— Wyjdź na korytarz. To damska
ubikacja.
Blondyn rozchylił usta, jednak nic nie
powiedział. Posłusznie wykonał rozkaz, trzaskając ze złości
drzwiami. W pierwszej chwili chciał wrócić i zostawić ją
samą, jednak doszedł do wniosku, że tym samym ryzykowałby
zagubienie Hermiony w zawiłych korytarzach Ministerstwa.
Po stanowczo zbyt długiej chwili drzwi
uchyliły się, ukazując roztrzepaną czuprynę. Bez żadnego słowa
Draco przykucnął i zapiął szelki.
— Dobrze ci to idzie — oznajmiła
zadowolona Scarlet, która musiała niemal biec, by iść na równi
z rozgniewanym szefem siostry.
Ten nawet się nie zatrzymał, choć
rzucił jej krótkie, nieprzychylne spojrzenie.
— Nie mogę pojąć, dlaczego sama
nie potrafiłaś tego zrobić. Nie ma w tym żadnej filozofii,
zwłaszcza dla takiego geniusza — zakpił.
Dziewczynka, nie wychwyciwszy w tym
ironii, wzruszyła ramionami.
— Moje zdolności motorystyczne nieco
szwankują.
— Motoryczne.
— No właśnie. Podobno częste
rysowanie pomaga — powiedziała, zerkając na Dracona z
ciekawością. — Skoro ty tak dobrze rysujesz, mógłbyś mnie tego
nauczyć?
— Nie.
Mała wygięła usta w podkówkę i
weszła za nim do biura.
— Dlaczego?
— Jestem zajęty.
— A jutro?
Arystokrata westchnął i wrócił do
pracy, starając się ignorować obecność Scarlet i nieprzyjemne
uczucie bycia obserwowanym.
— Jutro — rzucił na odczepne. —
Idź do konferencyjnej i więcej mi nie przeszkadzaj, dobrze?
Uradowana wizją jutrzejszej lekcji
rysowania, Scarlet ochoczo pokiwała głową i posłusznie wykonała
jego polecenie. Zaczęła przeglądać swoje rysunki i oceniać,
które z nich pokaże jutro panu Malfoyowi. „O nie, ciebie muszę
schować” — pomyślała, patrząc na jedną ze swoich prac,
która przedstawiała jej siostrę i pana Malfoya, trzymających się
za ręce. Złożyła pergamin i schowała go do tylnej kieszeni
spodni, po cichu licząc na to, że już wkrótce będzie mogła
oglądać podobny obrazek w prawdziwym życiu. Gdy skończyła
segregację swoich prac, zaczęła rozglądać się za jakąś
teczką, w której mogłaby je wszystkie trzymać razem, bez obawy,
że ulegną zniszczeniu. Nie znajdując niczego, co by było do tego
odpowiednie, po raz kolejny wyszła z sali konferencyjnej.
— Na jutro potrzebuję po dwa
komplety kopii tych dokumentów, MacPhee. Gdy skończysz, przygotuj
zestawienie dotychczasowych działań promocyjnych, z
wyszczególnieniem nakładów finansowych oraz wykazem środków
dostępnych na dalsze promowanie Sympozjum, nie tylko na Wyspach —
polecił Draco, podając pracownikowi dokumenty. — Zanim wyjdziesz,
chcę widzieć gotowy raport na swoim biurku.
Rudowłosy chłopak wziął pokaźny
plik pergaminów, z trudem utrzymując je w rękach, zapewniając
przy tym, że wszystko zostanie wykonane na czas. Gdy zniknął mu z
oczu, blondyn odwrócił się w kierunku Małej.
— Jesteś głodna?
— Nie. Potrzebuję teczki do mojego
portfolia.
— Portfolio — poprawił ją,
odwracając się na fotelu. Przez moment przyglądał się zawartości
jednej z półek, po czym zapytał: — Może być skoroszyt? A tu
masz jeszcze koszulki.
Wyposażona w materiały od pana
Malfoya dziewczynka, podskakując, wróciła do sali, by móc dalej
przygotowywać się na jutrzejszą lekcję. Zanim jednak zdążyła
zamknąć drzwi, usłyszała wołanie siostry:
— Kochanie, już jesteśmy!
— Udało się wszystko załatwić? —
zapytał Draco, zupełnie ignorując obecność Olivera Wooda.
— Tak, mam dokumenty —
odpowiedziała Hermiona. — Zabiorę je ze sobą do domu, by
wszystko opisać i uporządkować. Nie będą potrzebne?
— Nie, chyba nie.
— Hej, skarbie, zabierz swoje rzeczy
— powiedziała, widząc wchodzącą do gabinetu siostrę. —
Możemy już iść.
— Ale jak to już?! — spytała
Mała, nie kryjąc niezadowolenia.
— Cześć, szkrabie. Lawenda, prawda?
— spytał Wood, czochrając czuprynę dziewczynki.
— Jestem Scarlet — odpowiedziała i
bez słowa poszła do konferencyjnej. Po chwili wróciła z naręczem
swoich prac, mając nadzieję, że zdąży przygotować wszystko w
domu. Podała siostrze rękę, nie mogąc doczekać się jutrzejszej
lekcji.
— Scarlet, pożegnaj się ładnie z
panem Malfoyem.
— Do widzenia — powiedziała
dziewczynka i razem z siostrą i nudnym Oliverem wyszła na korytarz.
Gdy został sam, Draco wykreślił z
notesu kolejne punkty znajdujące się na jego liście rzeczy do
zrobienia. I choć czuł, że potrzebuje odpoczynku, był zadowolony
z tego, co udało im się osiągnąć przez zaledwie kilka dni. Jeśli
sprawy nadal będą toczyć się podobnym torem, już wkrótce będzie
mógł wrócić do Paryża, tam, gdzie znalazł swoje miejsce. Teraz
był już pewien tego, że nigdzie indziej nie czuje się tak dobrze,
jak tam. W miejscu, w którym życie toczy się zbyt szybko, by mieć
czas na rozpamiętywanie przeszłości.
Przeszedł przez gabinet i zajrzał do
sali konferencyjnej, chcąc upewnić się przed jutrzejszymi
spotkaniami, że Scarlet pozostawiła ją w nienaruszonym stanie. Już
miał wyjść, gdy zobaczył leżącą pod stołem zgiętą kartkę
papieru. Schylił się po nią i przyjrzał się rysunkowi Małej.
— Dobre sobie — zaśmiał się
cicho, chowając pergamin do kieszeni marynarki.
***
Oliver odprowadził wzrokiem udającą
się do toalety Hermionę i, ukrywając skrępowanie za szerokim
uśmiechem, odwrócił się z powrotem do jej siostry. Siostry, która
z niewiadomych przyczyn patrzyła na niego tak, jakby był krnąbrnym
uczniem. W jej spojrzeniu iskrzyła się nieufność i pewnego
rodzaju nieprzychylność. Od początku kolacji, młodsza Granger nie
powiedziała do niego ani słowa, od czasu do czasu lustrując go od
stóp do głów, co budziło w nim zakłopotanie. Zupełnie, jakby
ukradł jej słodycze, a ona tylko czekała, aż od nadmiaru cukru
dostanie próchnicy i niechybnie umrze. Nie było to przyjemne
doświadczenie.
— Wood, tak? — rzuciła
niespodziewanie, przerywając nerwową dla niego ciszę. — Chyba
musimy porozmawiać — dodała poważnym tonem, opierając splecione
dłonie na stoliku.
Oliver uśmiechnął się uprzejmie i
nachylił się w jej stronę.
— Jasne. O czym...?
— Hermiona śmierdzi.
Brwi bruneta poszybowały w górę.
Zaśmiał się, jednak gdy dotarło do niego, że dziewczynka nie
powiedziała tego jako żart, odchrząknął parę razy,
zastanawiając się, jak powinien zareagować na takie wyznanie.
— Nie wiem, co masz na myśli, ale
nieładnie tak...
— Prawie nigdy nie myje zębów.
Wiesz, jak to jest. No wiesz, dorosłość — wyjaśniła
dobrodusznie, machając lekceważąco dłonią. Odrzuciła loki w
wyćwiczonym, choć nieco groteskowym geście i dodała: — Nigdy
nie ma się na nic czasu, nawet na coś tak prymitywnego, jak mycie
jamy ustnej.
— Prymitywnego?
Scarlet vel Lawenda zmarszczyła brwi,
wybita z rytmu przez jego pytanie.
— Hmm... Możliwe, że coś
przemieniłam. Ale to nie instynktowne. Wracając do rozmowy,
Hermiona często zapomina myć pępek. Wiesz, to takie małe, prawie
niewidoczne miejsce, ale jednak jest to niezjadliwe.
— Niesmaczne.
— Podsumowując, Hermiona będzie złą
żoną. I pomyśleć, że ona może mieć dzieci! — zamartwiała
się dziewczynka, przykładając dłonie do policzków. — Czy ty
wiesz, że ponad osiemdziesiąt procent zachowań przejmujemy po
rodzicach? No kto by chciał mieć z nią potomstwo!
— Ćśś — uciszył ją Wood,
rozglądając się dookoła. Skinął głową starszej parze
siedzącej na lewo i mruknął: — Chyba wiem, co robisz.
Mała próbowała utrzymać kamienne
oblicze, jednak w końcu westchnęła i z niezadowoleniem opadła na
oparcie.
— Więc nie będziesz już za nią
chodził? — spytała, zaczynając bawić się obrusem.
Oliver przyglądał jej się przez
chwilkę, po czym uśmiechnął się delikatnie i raz jeszcze
nachylił, by nadać ich rozmowie jeszcze więcej prywatności.
— Hej — szepnął, przyciągając
jej uwagę. — Jeśli martwisz się o swoją siostrę, przyrzekam,
nie mam złych zamiarów. Nie chcę jej skrzywdzić. Bardzo ją lubię
i mam nadzieję, że ty kiedyś polubisz mnie.
Dziewczynka ponownie westchnęła i
sięgnęła po szklankę. Upiła łyk soku, skrzywiła się, czując
jego słodko kwaśny smak i niby od niechcenia, mruknęła:
— Niewyliczone. Ale Hermiona chyba
cię nie polubi w ten sposób.
Ostatnie zdanie sprawiło, że Wood
przestał wypatrywać jej siostry.
— Dlaczego?
— Hermiona ma już męża. — „No,
prawie ma” — poprawiła się w myślach, niemal uśmiechając
się na wspomnienie swojego rysunku.
— Coś się stało?
Głos starszej Granger wyrwał Olivera
z odrętwienia. Chłopak odchrząknął i zerknął na jej prawą
dłoń, gdzie na serdecznym palcu gościł drobny, złoty
pierścionek. Widok tej tak wiele mówiącej ozdoby odebrał mu cały
rezon.
— Taak... Nie, absolutnie nic —
poprawił się szybko, wstając z miejsca. — Strasznie mi przykro,
ale muszę już iść, przypomniałem sobie o jednej sprawie...
Zaskoczona tą nagłą zmianą w jego
zachowaniu Hermiona przez chwilę stała bez słowa. Zerknęła na
swoją siostrę, będącą w tym momencie ucieleśnieniem niewinności
i wszystkiego, co dobre i sięgnęła po torebkę.
— W porządku, nic się nie stało.
Może jutro uda nam się spędzić więcej czasu — zaproponowała
nieśmiało.
Wood uśmiechnął się, jednak tym
razem dziewczyna odniosła wrażenie, że nie był to w pełni
szczery uśmiech.
— Może. Dzięki za dzisiaj, dobrej
nocy.
— Dobrej... — wydukała Hermiona, z
niezrozumieniem wpatrując się w pośpiesznie oddalającego się
bruneta.
— Może jednak trzeba było wybrać
owocowe perfumy — zasugerowała jej siostra, zakładając swój
żółty płaszczyk.
Kasztanowłosa spojrzała na nią i w
zamyśleniu skinęła głową.
— Trzeba było.
— Nie martw się tym Oliverem. Jak to
mówią, lepszy gołąb na dachu, niż rydz. Idziemy?
Nie czekając na odpowiedź, chwyciła
siostrę za rękę i razem wyszły na zewnątrz. Chwilę im zajęło,
nim złapały taksówkę, jednak udało im się wrócić do domu, nim
przyjemnie chłodne popołudnie przemieniło się w naprawdę mroźny
wieczór. Zdążyły nawet uciąć krótką pogawędkę z ich
sąsiadem, panem Crossem, którą nieoczekiwanie przerwała gwałtowna
ulewa. W pośpiechu pokonały ostatnie metry, dzielące ich od
ciepłej herbaty i wygodnych łóżek i w tej właśnie chwili obie
panny Granger szykowały się do snu.
— Już jutro wracają rodzice.
Cieszysz się? — spytała starsza z nich, wyjmując z półki
dodatkowy ręcznik.
Rozwinęła go i podeszła do siostry,
by pomóc jej wytrzeć włosy, które w tej chwili oplatały jej
twarz niczym pnącza diabelskiego sidła.
— Cieszę. Ale będę tęsknić —
mruknęła Scarlet, owijając wokół palca pasek białego szlafroka.
— Przecież widzimy się w każdy
weekend — przypomniała sekretarka. Odłożyła ręcznik i
nachyliła się, by delikatnie pstryknąć Małą po nosie. — A
jeśli coś się dzieje, zawsze możesz zadzwonić i zaraz się
pojawię.
Dziewczynka uśmiechnęła się smutno
i przytuliła się do siostry. Wtuliła twarz w identyczny szlafrok,
który miała na sobie i cichutko wyjaśniła:
— Za tobą też będę tęsknić,
zawsze tęsknię. Ale będę też tęsknić za magią.
Starsza Granger nagle spoważniała.
Odsunęła się, by móc przykucnąć przed Scarlet i dokładnie się
jej przyjrzeć. Doskonale znała ten ton i wiedziała, co dręczy jej
małą siostrę.
— Posłuchaj mnie, aniołku. Wiesz,
ile ja miałam lat, kiedy pojawiły się u mnie umiejętności
magiczne?
— Dziesięć — odpowiedziała
dziewczynka.
— A ty masz...?
— Sześć.
— Więc masz jeszcze cztery lata,
prawda? A nawet jeśli tak się nie stanie, jest wiele innych rzeczy,
które możesz robić w magicznym świecie — zapewniła ją starsza
Granger, po czym delikatnie postukała ją w skroń. — Tu,
w środku, masz o wiele więcej wiedzy na temat zaklęć, niż
niejedno czarodziejskie dziecko w twoim wieku.
Mała skrzywiła się, a jej brwi
zbiegły się, jakby za chwilę miała się rozpłakać. Wydęła
wargę i ponownie przytuliła się do siostry, tym razem kryjąc
twarz w jej wilgotnych lokach.
— Ale ja tak bardzo bym chciała
czarować.
— Wiem, skarbie. Poczekamy, a
jeśli... — Hermiona zawiesiła głos, nie mogąc się przemóc, by
dokończyć zdanie. Rozumiała ją, ona sama nie wyobrażała sobie,
że wiedząc o istnieniu magii, ta mogłaby być poza jej granicami.
— A jeśli nie, pomyślimy, jak pogodzić szkołę mugolską z
dodatkowymi zajęciami. W porządku?
Scarlet odsunęła się i skinęła
głową. Ucałowała siostrę, porwała w objęcia pluszaka od
rodziców i, powłócząc nogami, udała się do sypialni.
Hermiona z bólem patrzyła na ten
widok, jednak wiedziała, że nic nie może zrobić i tylko czas
pokaże, czy jej siostra posiada magiczne umiejętności. Sięgnęła
po różdżkę i krótkim machnięciem usunęła pokaźnych rozmiarów
kałużę w łazience. W momencie, gdy ruszyła do swojego pokoju,
dom wypełnił donośny dźwięk dzwonka.
— Rany, ależ to głośne —
usłyszała marudzenie Małej.
W duchu przyznawała jej rację.
Notując w pamięci, że jutro musi nieco wyciszyć dzwonek, zeszła
na dół i otworzyła drzwi, za którymi czekał na nią Ian
MacPhee.
— Och... Przepraszam, że tak
późno... — wybąkał, wytrzeszczając oczy na jej szlafrok.
— Nic się nie stało — zapewniła
go Hermiona, powstrzymując się od śmiechu na widok jego
skrępowania, zapewne spowodowanym jego domysłami. — Pod spodem
mam piżamę — zapewniła go, rozchylając górę, by pokazać mu
szeroki, szary podkoszulek z czarnymi kotami i miotłami.
Ian westchnął z ulgi i zaśmiał się
nieco nerwowo.
— Całkiem fajna.
— Prezent urodzinowy od siostry.
Wejdziesz? — spytała, otwierając szerzej drzwi.
Rudzielec niepewnie wszedł do środka
i tak typowym dla siebie gestem poprawił okulary. Dopiero teraz
dziewczyna zauważyła trzymany przez niego pergamin.
— Przysyła mnie pan Malfoy. Mam od
ciebie wziąć te papiery, jednak będą mu potrzebne — wyjaśnił
i rozejrzał się niepewnie, jakby sprawdzał, czy gdzieś za rogiem
nie czai się jego szef, gotów potrącić mu pensję za jego niezbyt
przyjazny ton.
— No dobrze, zobaczmy — mruknęła
Hermiona, odbierając od niego pergamin, na którym widniała lista
potrzebnych dokumentów.
Skrzywiła się i sięgnęła po
pilota, by wyłączyć telewizor, z którego dobiegały irytujące
odgłosy walki. Nacisnęła przycisk w momencie, gdy główny bohater
właśnie wykonywał skomplikowaną serię ciosów, lecz ku jej
zdziwieniu ekran wcale nie wygasł. Zmarszczyła brwi i spróbowała
ponownie, z tym samym skutkiem.
— Może to wina baterii —
zasugerował niepewnie Ian, podchodząc do Hermiony.
— Nie... Dziś rano je wymieniałam —
mruknęła, delikatnie stukając pilotem o dłoń.
„Jeśli teraz nie zadziałasz, idę
po różdżkę” — zagroziła, kolejny raz próbując wyłączyć
telewizor.
Ku jej zdziwieniu urządzenie jakby
samo z siebie zmieniło stację. Zniknął samotny bohater otoczony
stadem samurajów, a ich miejsce zajął przerażający obraz.
Dziewczyna zacisnęła uchwyt na
pilocie, niemal nieświadomie robiąc krok w przód. Tuż za nią
stał Ian, który z równie bezmiernym przerażeniem obserwował,
jak grupa czarodziejów kierująca się do pałacu Buckingham
bezlitośnie morduje znajdujących się w pobliżu mugoli. Kolejne
ciała padały na wilgotną ziemię, jedno po drugim
w akompaniamencie zielonego błysku i krzyku jeszcze żywych
ofiar.
— To... To nie może...
Hermiona nawet nie próbowała nic
powiedzieć. Przełączyła kanał, błagając, by to, co przed
chwilą zobaczyli, było wyłącznie niesamowicie realistycznym
filmem, jednak następna stacja nadawała ten sam obraz. I kolejna.
I następna.
— Nie — wychrypiała, z coraz
większą desperacją naciskając przycisk.
Następne wydarzenia rozegrały się
błyskawicznie. Huk. Brzdęk szkła. Lodowaty podmuch wiatru
wpadający do salonu. Urwany krzyk Iana. Ciemność.
To właśnie wtedy rozpoczęło się
Polowanie.
Ave my!
Mamy świadomość tego, że to nie jest hucznie zapowiadany siódmy rozdział, ale postanowiłyśmy nieco przyspieszyć wielkie BUM, a przynajmniej jego początek. Bo cały następny rozdział będzie rozwinięciem, tego, o czym mieliście okazję właśnie przeczytać.
Jak pewnie zdążyliście zauważyć, nastał niestety czas, kiedy nie jesteśmy w stanie dodawać rozdziałów regularnie, nawet co dwa tygodnie. Mamy nadzieję, że opowiadanie samo w sobie wynagrodzi Wam dłuższy czas oczekiwania na kolejne rozdziały, zwłaszcza teraz, kiedy co miało się rypnąć - rypnęło i teraz pozostaje tylko czekać, aż Polowanie zacznie zbierać swoje żniwa.
Czy ktoś ma już jakieś podejrzenia, kto jest odpowiedzialny za całą wesołą hecę?
Przysyłamy buziaki (;******) dla wszystkich tych, którzy prawidłowo typowali, że tajemnicza postać z poprzedniego rozdziału jest siostrą Hermiony. Ale czy ktokolwiek obstawiał, że będzie to Hermiona x2? :) Także teraz Was zostawiamy, rozpływajcie się nad postacią małej Scarlet, póki jeszcze możecie :)
PS: W Dzienniku Dracona Malfoya zostały odblokowane kolejne karty: Scarlet i Ian.
PS2: Dziękujemy za wszystkie oddane na nas głosy, zarówno w plebiscycie Świeżaków, jak i konkursie na Blog Miesiąca, organizowanego przez Księgę Baśni. Jesteście najlepsi!
Do następnego!
Mamy świadomość tego, że to nie jest hucznie zapowiadany siódmy rozdział, ale postanowiłyśmy nieco przyspieszyć wielkie BUM, a przynajmniej jego początek. Bo cały następny rozdział będzie rozwinięciem, tego, o czym mieliście okazję właśnie przeczytać.
Jak pewnie zdążyliście zauważyć, nastał niestety czas, kiedy nie jesteśmy w stanie dodawać rozdziałów regularnie, nawet co dwa tygodnie. Mamy nadzieję, że opowiadanie samo w sobie wynagrodzi Wam dłuższy czas oczekiwania na kolejne rozdziały, zwłaszcza teraz, kiedy co miało się rypnąć - rypnęło i teraz pozostaje tylko czekać, aż Polowanie zacznie zbierać swoje żniwa.
Czy ktoś ma już jakieś podejrzenia, kto jest odpowiedzialny za całą wesołą hecę?
Przysyłamy buziaki (;******) dla wszystkich tych, którzy prawidłowo typowali, że tajemnicza postać z poprzedniego rozdziału jest siostrą Hermiony. Ale czy ktokolwiek obstawiał, że będzie to Hermiona x2? :) Także teraz Was zostawiamy, rozpływajcie się nad postacią małej Scarlet, póki jeszcze możecie :)
PS: W Dzienniku Dracona Malfoya zostały odblokowane kolejne karty: Scarlet i Ian.
PS2: Dziękujemy za wszystkie oddane na nas głosy, zarówno w plebiscycie Świeżaków, jak i konkursie na Blog Miesiąca, organizowanego przez Księgę Baśni. Jesteście najlepsi!
Do następnego!
Rozdział świetny. Może i długo czekaliśmy, ale zdecydowanie było warto!!!!
OdpowiedzUsuńMała Hermiona jest przegenialna. Przy tym rozdziale śmiałam sie bardzo dużo.
"rozpływajcie się nad postacią małej Scarlet, póki jeszcze możecie :)" brzmi dość złowieszczo, chyba nie chcecie jej jakoś boleśnie skrzywdzić? I jeszcze ten uśmiech nienawiści, to na pewno coś znaczy.
Bardzo lubię wykreowanego przez was Dracona, to jak wydoroślał i zrozumiał swoje błędy.
Jako, że nie lubię się rozpisywać i nie umiem tego robić, będę się już żegnać. Z niecierpliwością czekam na kolejną część, zwłaszcza po takim zakończeniu!!!! :D
Czas oczekiwania na rozdział z pewnością się opłacił :) Mam nadzieję, że nie tylko mi trochę przeszkadza postać małej Hermiony, no po prostu mnie irytuje nie wiem w sumie czemu. Trochę mnie niepokoi ten Ian, że akurat to się zdarzyło przypadkiem, że on przyszedł po dokumenty dla Dracona i nagle zaczęła się cała akcja? Podejrzane wg mnie, ale ja nigdy nie byłam dobra w tym całym spekulowaniu kto co i jak XD Czekam na następny, buziaki! :)
OdpowiedzUsuńO cholercia. Tego to sie nie spodziewałam. Chodzi mi o końcówkę rozdziału. Co to sie tu porobiło. No w szoku jestem XDD
OdpowiedzUsuńA co do małej Hermiony. LOVE!!! Naprawdę kocham ją. I jej relacja z Malfoyem, no cudowne <3
Ja to nie wiem jak wytrzymam do następnego rozdziału. Zakończyć w takim momencie.. no po prostu nie wiem jak tak mozna XD
Ale na serio to mega się wkrecilam w wasze opowiadanie. Czekam na następne rozdziały z niecierpliwością!
Pozdrawiam Was kochane!
Wpadłam na Wasze opowiadanie, gdy miało trzy rozdziały i od tej pory je śledzę. Byłam, póki co, niemym czytelnikiem, ale zwykle staram się komentować to, co czytam, zatem i tu czas cokolwiek napisać. Motywacja tym większa, że wczorajszy rozdział spowodował u mnie wręcz ból głowy i zgrzytanie zębami. Stworzyłyście potwora! Starszą Granger poznaliśmy, gdy miała jedenaście lat i w tym wieku była przemądrzałą, wścibską kujonką i było to już w jakiś sposób zrozumiałe, bo nie była w końcu małym dzieckiem. Osobowość miała częściowo ukształtowaną. W przypadku młodszej - god, gdybym miała z takim upierdliwcem do czynienia, pocięłabym się tępym nożem i uciekła choćby nawet na biegun - ja, osoba szalenie ciepłolubna. ;)
OdpowiedzUsuńI nie, nie jest to żaden zarzut do Was, Autorki, bo stworzyłyście tę postać naprawdę świetnie, a o jakości kreacji świadczy właśnie fakt, że człowiek nie wie, czy smarkulę by udusił czy uciekł od takiej gdzie pieprz rośnie. Toż mała Granger bije tę starszą na łeb, pod każdym względem. Jest STRASZNA. Biję absolutne pokłony do ziemi Draconowi, bo cierpliwość, z jaką traktuje to żywcem wyjęte z horroru dziecko, jest wręcz niewyobrażalna, szczególnie w przypadku kogoś z nazwiskiem Malfoy :)
Jedyny przebłysk, jaki miała Mała, to próba zniesmaczenia Wooda na tyle, żeby się odczepił od siostry - to akurat popieram w całej rozciągłości.
Tak ogólnie, starsza Granger też mnie niekiedy dość mocno irytuje w tej opowieści. Nawet teraz, w ostatnim rozdziale. Niby dorosła, a pruderyjna i wstydliwa do tego stopnia, że nie wytłumaczyła dziecku w odpowiedni dla wieku i przystępny sposób, o co chodzi w tym całym seksie. A taka mądra przez większość czasu, jakby wszystkie rozumy pozjadała... Jak widać, "urocza" siostrzyczka nawet prymuskę z Hogwartu potrafi pozbawić głosu xD
Podsumowując króciutko przeczytane rozdziały: opowiadanie interesujące, ciekawy pomysł, niebanalne kreacje bohaterów, poza Granger właśnie. Z Draco udało Wam się stworzyć kogoś z jednej strony rozpoznawalnego jako Malfoy, z drugiej zaś pokazać, jak dorósł, dojrzał, jak zmienił w swoim życiu wszystko. Hermiona nadal jest Hermioną w tym raczej mało interesującym wydaniu, nawet z wyglądu; choć dzięki Merlinowi za to, że nie wykreowałyście z niej, dla odmiany, kogoś, kogo czytelnik kompletnie by nie skojarzył z Granger. Poboczne postaci równie interesujące. Ciekawa jestem, czy Vincent odegra jakąś bardziej istotną rolę w tym chaosie, który właśnie się rozpoczyna, czy Ian faktycznie ma coś wspólnego z tym, co zdarzyło się z domu Hermiony i czy mały potworek zostanie gdzieś bezpiecznie odesłany (oby na Antypody, z biletem w jedną stronę).
Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam i życzę jak najwięcej wolnych minut na pisanie :)
Margot
Witam,
OdpowiedzUsuńpo pierwsze nawet nie wiecie jak bardzo nie mogłam się doczekać tego rozdziału. Byłam bardzo ciekawa jak rozwinie się sytuacja z siostrą Hermiony. Nie zawiodłam się - spodziewałam się, że mała będzie bardziej upierdliwa, niż książkowa Hermiona. Momentami dziwiłam się Draco, że jej nie zabił - na prawdę. Podejrzewam, że moją cierpliwość można porównać do cierpliwości Malfoy'a - to cud, że nic jej nie zrobił :D Musiał ją ewidentnie polubić w jakimś małym stopniu bo inaczej byłoby z nią źle.
Niemniej jednak jakby spojrzeć na te sytuacje z punktu widzenia osoby trzeciej były przekomiczne. Spodobała mi się rozmowa o Vincencie - moja ciekawość co do jego osoby jest coraz większa. Nie wiem czemu, ale mam nieodparte wrażenie, że Vincent w jakiś sposób maczał swoje długie paluchy w związku Dracona i tej tępej dziuni. Nie zrozumcie mnie źle - wcale bym się nie obraziła. Jednak mam jakieś takie wrażenie, że jest coś na rzeczy. Ciekawe, czy mam
racje?
Mam też nieodparte wrażenie, że Ian nie jest do końca dobrą postacią. Sam fakt tego jak wygląda ostatnia strona z dziennika Dracona. Portret jest niedokończony, jest wylana kawa, to nie wygląda na przypadek. Jeszcze jego pojawienie się u Hermiony... Wydaje mi się, że gdyby Malfoy cokolwiek od niej chciał to sam by po to przyszedł, a nie wysyłał go... To wszystko nie wygląda jakby było spowodowane przypadkiem. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że mała Scarlet zostanie porwana wraz z momentem nastania ciemności. Ewentualnie Ian też będzie ofiarą? Ciężko mi się zdecydować na jedną teorię... Jednak wiem, że urwany szkic Dracona coś oznacza i wydaje mi się, że to nic dobrego. Widać ewidentnie, że coś go zaskoczyło, coś się stało. Tylko pytanie co...
A wracając jeszcze do wcześniejszych wydarzeń - obiad z Woodem. MISTRZOSTWO! Śmiałam się, płakałam wszystko na raz. W tym momencie mała wygrała wszystko :D Jestem ciekawa, co to za pierścionek - pewnie też odegra swoją rolę w tym opowiadaniu. Nic się u Was przecież nie dzieje bez przyczyny. Jestem też ciekawa kiedy mamy się spodziewać tego pięknego białego wilka z nagłówka? :D
Piszcie moje drogie piszcie, długość wynagradza mi to czekanie na kolejny rozdział, ale nie obraziłabym się, gdyby kolejna część pojawiła się szybciej i była podobnej długości :)
Pozdrawiam Was serdecznie i wracam do projektów :)
Panda
AAA!!! Lecę czytać! ������
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Draco zmieni zdanie i zdecyduje się na dzieci, bo ja chcę mieć z nim całą gromadkę �� Przeuroczy rozdział ��
UsuńMała Hermiona urocza i bardzo bezpośrednia tak jak to już mają dzieci e swojej naturze. Dość ciekawy i oryginalny wątek z Vincentem, jako osoba która może zmienić odczucia drugiej osoby, nie powiem interesujące i zdecydowanie oryginalne. Co do samej końcówki to szok, niedowierzanie, zaskoczenie. Nie byłam na to gotowa, nie teraz, nie w tym momencie, przecież była taka sielanka i nagle bum! Oj dziewczyny intrygujecie każdym rozdziałem coraz bardziej i nie mogę doczekać się kolejnego choć jak to bywa z czasem i weną nic na siłę a ja i tak grzecznie poczekam ;) pozdrawiam i życzę dużo weny I dużo odpoczynku :)
OdpowiedzUsuńWiem, że pisząc ten komentarz, rzucam na szalę dobre imię mojej silnej woli, bo obiecałam sobie, że zajrzę dopiero w weekend...ale co tam. Przynajmniej mam dobre wytłumaczenie: ten dzień był tak bardzo paskudny, jak tylko się da, więc po powrocie do domu postanowiłam wziąć wolne od codzienności i zanurzyć się w lekturze. I się nie zawiodłam (a jakże by inaczej!) Słodko-urocza-wkurzająca Scarlet (wyjaśnię za chwilę), dużo Dracona (i to takiego, który budzi we mnie instynkt macierzyński), całkiem intensywna dawka Vincenta (który, z kolei, budzi we mnie zgoła zupełnie inny instynkt, poniekąd powiązany z tym pierwszym) no i końcówka (która sprawia, że chcę krzyczeć: więcej!). Chyba się kompromituję, więc przejdę do konkretów.
OdpowiedzUsuńKonkret numer jeden: Mała-Hermiona-Junior-Scarlet-Lawenda Granger. Naprawdę trudno mi określić jasno swoje uczucia w stosunku do tej osóbki. Na początku rozdziału chciałam ją zaadoptować, później śmiałam się z jej sposobu bycia i niewygodnych pytań, jej bezpośredniości, ale gdy dłużej się nad tym zastanowiłam, doszłam do wniosku, że chyba nie chciałabym mieć takiego potworka (nie zrozumcie mnie źle - Mała jest świetna, ale jak dla mnie nieco zbyt intensywna; tak więc zaadoptować jednak jej nie chcę, ale taką ciocią na pół etatu mogę być). No i Draco przy niej pokazał się z innej strony - takiej bardziej ludzkiej, opiekuńczej. Widać, że bycie dla Małej wzorem (bo chyba tak właśnie Scarlet go postrzega - jako osobę godną naśladowania, która jej imponuje) mu służy :) A akcja z czytaniem dziennika - my fav!
No i Vincent. Empata pierdolony. KOCHAM GO. Chociaż nadal podejrzewam go o najgorsze (coś ma za uszami, ale póki co miłość zagłusza zdrowy rozsądek). Mam kilka domysłów, ale zostawię je dla siebie, żeby później móc wykrzyczeć: WIEDZIAŁAM. Ale jeszcze nie teraz.
Wooda zasadniczo mi szkoda, podobnie jak Hermiony, która straciła szanse na randkę przez to, że siostra ma innego kandydata na szwagra (wiem, że pewnie niedługo będziemy jej za to dziękować, ale, Scarlet, tak nie wolno).
Końcówka. Tak niewiele, a tak wiele. Choć zasadniczo zbyt mało. Wiedziałam, że w tym rozdziale coś rypnie, ale nie sądziłam, że aż tak! I tu taki koniec i czekanie, a za oknem coraz ciemniej, na dworze coraz zimniej i pewnie zanim wyjdzie kolejny rozdział, spadnie już pierwszy śnieg. Tą oto bardzo subtelną sugestią, że fajnie by było przeczytać kolejny rozdział już niedługo, kończę ten komentarz :D K.
Pytałam już na "Naucz mnie latać" ale długo nie odpowiadacie. Mogę przetłumaczyć na angielski wasze opowiadanie?
OdpowiedzUsuńPs. Tu akmetari, nie chciało mi się logować.
Hej, wybacz, że nie odpisywałyśmy; widziałyśmy Twój wpis i nawet trochę o tym rozmawiałyśmy, ale później pochłonęły nas inne sprawy i zupełnie wyleciało nam to z głowy. Jak będę miała okazję porozmawiać z Cookie (czyli dopiero jutro wieczorem) jeszcze raz to przedyskutujemy i damy Ci odpowiedź :)
UsuńMogłabyś podać swojego maila albo skontaktować się z nami na dramione.hilfmirfliegen@gmail.com?
UsuńSpoko. Już wysyłam wam maila.
UsuńHejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńAve Wy, Buenos ja.
Biję się w piersi, kajając się głośno za to, że komentuję dopiero teraz - czyli jako jedna z ostatnich, do czego zdołałyście już chyba przywyknąć. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, co chwile powtarzając, że mimo iż ostatnia, to jednak Wasza ulubiona, czyż nie? No nie kręćcie tak głowami, wiem, że tak ;D
Nawet jeśli chciałabym skupić się na wątku Dramione, który w każdym takim opowiadaniu wiedzie prym mojej uwagi i przyciąga mój wzrok jak czekolada, której wypieram się zawsze po stokroć, a potem i tak po nią sięgam, to w tym rozdziale nie istniało dla mnie nic innego, jak tylko mały Boss, czyli Scarlet, czyli mimi Hermiona. Serio. I mimo tego, że nie opanowała do reszty swoich zdolności motorycznych, wymiatała w tym rozdziale niczym Ron w poszukiwaniu kurczaka na gnomowej farmie. WIelkie brawa dla niej, proszę. A więc uwaga: kalpu, klapu, klap.
Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że w tym rozdziale zdecydowanie dominowało Drarlet, a nie Dramione. Dla wyjaśnienia : Scarlet + Draco = Drarlet. Mozecie nazwać mnie prekursorem tejże nazwy, nie krępujcie się ;D
Tak czy inaczej, absolutnie nie przeszkadza mi takowe połączenie, co nie klasyfikuje mnie jako pedofila, w końcu jest czysto hipotetyczne, ale prowokuje rozwój akcji, od której przyznaję - popłakałam się ze śmiechu.
Brawo, Wy!
Podsumowując: padłam, leżę i nie wstaję.
Pozdrówcie Scarlet i szepnijcie jej na słówko, że ja też potrafię rysować. Może nie tak dobrze, jak Draco, ale kto wie, może mnie też polubi? :D
Pozdrawiam, IvaNerda
Kocham, kocham, kocham <3 Kiedy następny rozdział? Buziaki :*
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie chodź dopiero je dzisiaj otworzyłam.... Mam nadzieje że nie zabijecie Małej Hermiony :(
OdpowiedzUsuńPrzepłakałabym wtedy sporo...
Czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział :D
wow�� świetne opowiadanie<3 trafiłam tu dziś i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. kiedy możemy się spodziewać?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam dziewczyny:**
Dziewczyny kiedy będzie mniej więcej kolejny rozdział? Od ostatniego minął już miesiąc a nawet nie ma wpisanej przybliżonej daty publikacji! :( życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńCześć, niestety nie mamy dobrych wieści :( Sprawa wygląda następująco: na tygodniu mamy bardzo niewiele czasu, także napisanie czegokolwiek w tym czasie graniczy z cudem. Póki co mamy zaledwie 5 stron i raczej nie przewidujemy,że w najbliższym czasie sytuacja ulegnie znacznej poprawie.
UsuńZnakiem, że jesteście wyjątkowe jest ten komentarz - bo jestem osobą, która nienawidzi czekać na nowe rozdziały i nie bierze się za coś co jej jest zakończone lub choćby bliskie końca. Jednak "Naucz mnie latać" tak bardzo mi się spodobało, że musiałam zacząć i Polowanie. Zacznę od tego, że pierwsze rozdziały byłyby takie zwyczajne, normalne, nic wielkiego, ale... Musi tu się wkraść to słynne ale. Ale jedno krótkie zdanie na początku wywraca cały spokojny rozdział w wirująca bombę "18 dni do polowania". "15 dni do polowania". Coś tak krótkiego, a sprawia, że już w tych pierwszych niepozornych rozdziałach wiemy, że to nie będzie nudne love-story skupione tylko i wyłącznie na od nienawiści do miłości tylko jeden krok. Cieszę się, że wplotłyscie taki element, gdyż "naucz mnie" też zaczynało się niepozornie i nawet kiedyś tam zrezygnowałam po kilku rozdziałach (a potem zrobiło się przecież genialne!).
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że powstanie tak ciekawa postać jak babcia Rose - a tutaj proszę, jest Junior. Postać kompletnie inna z charakteru od poprzedniego ff, udało wam się wymyślić zupełnie nową, genialna postać. No i wytłumaczenie czemu ma też Hermioną na imię... cudo. Chociaż ja na waszym miejscu bym trochę przetrzymała nas w niepewności - myślałam, że to Hermiona jakimś cudem (eliksir, zaklęcie) wróciła do postaci z dzieciństwa albo że to jej córka. Jak się okazało że siostra to pomyślałam, że szkoda, że nie pociagnelyscie wątku tajemnicy dłużej żeby Wood pomyślał, że to jej córka i się odczepił. Ostatecznie i tak skończyło się dobrze :D
Chyba drugi raz w życiu to piszę - czekam na kolejny rozdział. I już nie mogę się doczekać :)
Zapomniałam dodać, że cenie wasze interaktywne prowadzenie bloga - był Żongler (swoją drogą płakałam na tych artykułach - a najlepsze było to, że ich treść była absurdalna, a mimo tego to naprawdę brzmiało jak artykuł napisany przez profesjonalnego dziennikarza). Teraz jest dziennik wraz z perfidnymi opisami. Bardzo mi to pasuje, jakoś nie widzę Draco piszącego pamiętnik, narysowanie ludzi ze swego życia wraz z miejscem na wyszydzanie ich bez ich świadomości - 100% slizgonskiej przebiegłości ;)
UsuńNo to jeszcze raz ja xD czy któraś z was jest na studiach ekonomicznych tudzież jakimś zarządzaniu? Bo pada tutaj co jakiś czas mądrzejsze słowo typu kosztorys xD Ja to bym chyba nie umiała tak po prostu wymyślić zajęć dla pracowników biurowych (ale może to kwestia tego, że po rodzinie same inżyniery i nauczycielki). Dlatego ze strony laika mogę powiedzieć, że brzmi to całkiem sensownie.
UsuńJedna z nas skończyła finanse i rachunkowość no i pracuje w biurze :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńW związku z tym, że Twój blog zależy do naszego katalogu, mamy przyjemność zaprosić Cię do wzięcia udziału w konkursie urodzinowym.
Nawet jeśli nie wygrasz, możesz otrzymać nagrodę pocieszenia.
Zachęcamy do udziału.
Post konkursowy
Księga Baśni
No i dobrnelam do końca. Muszę przyznac, że żadne opowiadanie mnie tak nie wciągnęło by czytać je w każdej wolnej chwili i jako pierwsze w kolejności. Nic tylko gratulować Wam pomysłu! A gdy tu dobrne do spraw bieżących udam się na poprzednie opowiadanie by w wolnych chwilach poczytać.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że siostra! Gdzieś tam nawet wpadłam na pomysł drugiej Hermiony xD Fajnie że to mała wersja starszej i nie boi się Malfoya, na na na kombinuje jak tych dwoje zbliżyć do siebie, mała cwaniara. Odważniejsza od swojej siostry.
Widząc brak odliczania do polowania zasugerowalam sobie, że może to już dziś, ale że nic się nie działo po drodze (długo i na raty czytane) w końcu umknęło by znowu przypomnieć sobie w chwili gdy pilot odmówił posłuszeństwa. Coś przeczulam i jak się okazuje trafiłam, ale czemu czarodzieje atakują mugoli? Czy nie miało być odwrotnie?? A może to z tego powodu zacznie się prawdziwe polowanie? Mam nadzieję niebawem się dowiedzieć!
Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń56 yr old Dental Hygienist Nikolas Prawle, hailing from Windsor enjoys watching movies like "Legend of Hell House, The" and Hunting. Took a trip to Works of Antoni Gaudí and drives a Ferrari 250 LM. klikajac tutaj
OdpowiedzUsuń30 year-old Mechanical Systems Engineer Douglas Cooksey, hailing from Listuguj Mi'gmaq First Nation enjoys watching movies like Mysterious Island and Leather crafting. Took a trip to Boyana Church and drives a Ferrari 340 MM Competition Spyder. znajdz wiecej informacji
OdpowiedzUsuń