~ Dwanaście dni do rozpoczęcia Polowania ~
Błogi sen, który w końcu otulił
Hermionę Granger, został gwałtownie przerwany przez nieprzyjemny
pisk. Nie tyle dźwięk, co obawa, iż zbudzi on małego potworka,
sprawiła, że dziewczyna natychmiast poderwała się z podłogi
i uderzyła w przycisk budzika. Przeciągnęła się i
jęknęła, czując ból pleców. Po tym, jak udało jej się znowu
położyć Jamesa do łóżeczka, próbowała uśpić go tym samym
sposobem. Ziewając, położyła się na podłodze i obserwowała,
jak mały zasypiał, aż w końcu i ona padła ofiarą swojej
podstępnej zagrywki. Efekt? Była obolała, niewyspana... a łóżeczko
było puste.
—
Cholera — wychrypiała, rozglądając się po pokoju. — James?
Przeszukała
cały dom. Dopiero w kuchni do jej uszu dobiegło ciche skrzypienie.
Odwróciła się i podejrzliwie zerknęła na szafę.
—
James, naprawdę, to nie czas na zabawę w chowanego — mruknęła,
otwierając drzwi.
Prócz
kartonowych pudeł ze starymi podręcznikami, szkolnym kociołkiem i
innymi drobiazgami, którym nie znalazła jeszcze miejsca w domu, nie
było nic innego. A już na pewno nie było tam żadnego dwulatka, po
którego zaraz miał wpaść Harry.
Odsunęła
się, zerkając na szczyt szafy. Wydawało jej się to niemożliwe,
by dziecko się tam dostało, jednak przysunęła jedno z krzeseł i
stanęła na nim. Pomimo jej przekonania, wbrew zasadom fizyki i
zdrowego rozsądku, James Syriusz Potter spał w najlepsze, ściskając
w dłoni coś, co kiedyś niewątpliwie musiało być bananem.
—
Jak ty się tu dostałeś?
Ostrożnie
ściągnęła go z szafy i zeszła z krzesła, o dziwo nie budząc
przy tym dziecka. Przez chwilę przypatrywała mu się bezradnie,
zastanawiając się, co z nim zrobić i gdy w końcu zdecydowała
się, by z powrotem zanieść go do sypialni, po domu rozniósł się
dzwonek, a oczy Jamesa błyskawicznie się otworzyły, zupełnie
jakby były na sprężynach. Wzdychając, ciężkim krokiem ruszyła
do drzwi.
—
Tylko pamiętaj, że mamy umowę — mruknęła do małego, nim je
otworzyła. — Żadnych tępych cielaków, a ciocia kupi ci
ładny prezent — przypomniała, niemal słysząc głośny huk, z
jakim upadała jej godność.
„Hermiona Granger,
prawie asystentka szefa do współpracy czarodziejów przekupuje
dwuletnie dziecko...”
„To brzmi jeszcze
gorzej niż podlizywanie się.”
„Milcz, Malfoy!”
Chłopiec
na szczęście zdawał się nie zauważać postępującej
schizofrenii jego ciotki i uśmiechnął się, wyglądając jak
wcielenie niewinności.
— I
jak tam? — spytał Harry, odbierając od niej syna. Zręcznie
posadził go na biodrze i uśmiechnął się krzywo, na widok jego
rączki nadal przyozdobionej resztkami banana. — Dużo problemów?
—
Ależ skąd. Żadnych. Praktycznie całą noc... Chwilowo nie
zamierzam zakładać rodziny — burknęła pod nosem, widząc jego
rozbawione spojrzenie.
Jakby
na potwierdzenie domysłów ojca, James zachichotał i posłał mu
psotne spojrzenie.
—
Zostaniesz na śniadanie?
Auror
pokręcił głową. Wyjął różdżkę, czyszcząc zarówno rączkę
małego, jak i swój garnitur.
—
Już jadłem. Jeszcze raz dzięki za pomoc. A i jeszcze jedno —
rzucił, gdy już miał wychodzić. — Ginny wspomniała coś o tym,
że zajrzy do ciebie wieczorem. Będziesz w domu?
—
Powinnam. Niech wpadnie po siódmej.
Zastanawiając
się, czy i tym razem uda jej się wrócić do domu o przyzwoitej
porze, wróciła na górę, pokonując po dwa stopnie naraz. Porwała
z komody przygotowaną wczorajszego wieczoru sukienkę i zamknęła
się w łazience.
Rozpinając
w pośpiechu pomiętą koszulę, przypomniała sobie o wczorajszej
rozmowie z rodzicami. Zatrzymała się przy ostatnim guziku. Nie
podobało jej się to, że podrzucili Małą do Margaret. Kobieta,
owszem, była wieloletnią przyjaciółką rodziny, jednak miała już
swoje lata. Równie dobrze mogli zabrać ją ze sobą i wyjechać na
same święta.
Zrzuciwszy
bieliznę, szybko weszła do kabiny i odkręciła wodę. Szczękając
zębami, od razu weszła pod strumień, nie czekając, aż ten
nabierze bardziej rozsądnej temperatury. Odchyliła głowę i na
ślepo sięgnęła po jedną z buteleczek. Delikatny zapach bzu
utwierdził ją w przekonaniu, że wybrała właściwą. Wylała
odrobinę na dłoń, zastanawiając się, czy i ona nie powinna
wyjechać gdzieś na te kilka dni. Co prawda była tradycjonalistką
i według niej najlepsze święta to te w domu z rodziną i
przyjaciółmi, jednak przydałaby jej się chwilowa zmiana
otoczenia. Po stresie ostatnich dni miło byłoby wyjechać z dala od
deszczu, pracy i przede wszystkim Malfoya.
—
Malfoy — warknęła, gdy szampon wleciał jej do oczu, jakby winę
za to ponosił jej szef.
Sycząc
i mamrocząc gniewnie pod nosem, odchyliła głowę, by strumienie
nieco cieplejszej już wody przemyły zaczerwienione oczy. By odsunąć
od siebie myśli o arystokracie, zaczęła zastanawiać się, dokąd
mogłaby się wybrać. Mogłaby odwiedzić Billa i Fleur we Francji.
Albo Wiktora w Bułgarii. Albo udać się w nieco cieplejsze miejsce
i zatrzymać się na trochę u swojej kuzynki we Włoszech.
Zakręciła
kurek i, owinąwszy się ręcznikiem, wyszła ze swojej świątyni
dumania, w której zapadła już niejedna kluczowa decyzja w jej
życiu. Jak choćby zakup wiekowej, misternie zdobionej szafy ze
sklepu z antykami, która okazała się rupieciem albo chęć pracy
przy pierwszej edycji Sympozjum, które zdążyło już dość
wyraźnie odcisnąć się na jej psychice. Upewniwszy się, że ze
wszystkim się wyrobi, weszła do kuchni i nastawiła czajnik, po
drodze zmuszając brudne naczynia do mycia. Po chwili pomieszczenie
wypełnił dźwięk szorowanego garnka, a ona w spokoju wróciła
do przygotowywania się do pracy.
Weszła
do łazienki i krytycznie przyjrzała się sukience, zastanawiając
się nad doborem butów. Przygryzła wnętrze policzka w
zastanowieniu i już po chwili stała przed szafą w swojej sypialni,
przeglądając jej zawartość. Zdecydowawszy się na klasyczny
zestaw w postaci białej koszuli i szarej, ołówkowej spódnicy,
pognała z powrotem do kuchni, uciszając donośny gwizdek.
Zalała kawę, w spokoju rozkoszując się jej aromatem, bez obawy,
że znikąd wyłoni się Malfoy, który w dalszym ciągu utrzymywał
się w stanie głodu kofeinowego i warczał na wszystko, co tylko
przypominało mu o jego uzależnieniu.
Chwilę
później była już ubrana, a na jej rzęsach zagościła delikatna
warstwa tuszu. Zmrużyła oczy, przyglądając się nieokiełznanym
lokom, które zupełnie nie pasowały do schludnego stroju.
„Skoro mam trochę
czasu, to właściwie co mi szkodzi?”
— zastanawiała się,
spoglądając na buteleczkę „Ulizanny”.
„Nawet nie będę
tego komentował”
— wtrącił cichy głosik,
jednak został szybko uciszony przez Hermionę, która starała się
okiełznać nieład panujący na jej głowie. Wmasowała płyn we
włosy, nadając im jedwabistości, po czym upięła je w wysokiego
kucyka, uwalniając z niego kilka kosmyków. Z poczuciem dobrze
wykonanego zadania wróciła do kuchni, wodzona aromatem świeżo
zaparzonej kawy. Zdążyła upić zaledwie łyk, zanim jej wzrok
napotkał tarczę znienawidzonego zegara, który obwieszczał wszem i
wobec, że powinna wyjść z domu dziesięć minut temu.
„Cholera”
— syknęła do swoich myśli.
„Jak
to jest, że bez względu na to, czy wstanę pół godziny przed
wyjściem, czy godzinę, zawsze jestem spóźniona?!”
Porwała
ze stołu teczki z dokumentami i wybiegła z mieszkania. Niespełna
dziesięć minut później lawirowała pomiędzy zaspanymi
pracownikami Ministerstwa, po cichu licząc na to, że zanim Malfoy
zasypie ją nawałem pracy, zdąży wpaść do stołówki na szybkie
śniadanie.
—
Granger.
„Pa, pa, śniadanko.”
Z
łatwością zlokalizowała źródło swojej niedoli i przemknęła
przez Atrium, kierując się w stronę swojego szefa. Mężczyzna
zaczekał, aż sekretarka się z nim zrówna, po czym wznowił
wędrówkę.
—
Dobrze, że już jesteś, Granger, mamy dzisiaj masę spraw do
załatwienia. Zanim zaczniemy organizować świstokliki dla
pozostałych gości, musimy wprowadzić pewne zmiany do kosztorysu. —
Obejrzał się za siebie, gdy zauważył, że dziewczyna nie idzie
tuż obok niego, jednak ta zdążyła już go dogonić, sporządzając
po drodze skrupulatne notatki. — Centrala przysłała mi właśnie
zaktualizowany plan Ceremonii Otwarcia Sympozjum, wraz z pewnymi
dodatkowymi elementami, na które musimy jakoś znaleźć pieniądze.
—
Możemy wykorzystać oszczędności powstałe w związku z
zatrudnieniem Larry'ego... — oznajmiła sekretarka, wyciągając
pergamin z jednej z teczek. Podała go przełożonemu i przyspieszyła
kroku, chcąc dotrzymać mu tempa.
—
Świetnie, przed dziesiątą chcę mieć wszystkie potrzebne
wyliczenia, uwzględniające stan dostępnych środków, już po
zaktualizowanym kosztorysie.
—
Coś jesz...
—
Trzeba napisać do hotelu, czy jest w stanie pomieścić dodatkowych
gości. Egipt wystawił większą delegację, niż pierwotnie było
ustalone.
—
Ile osób?
—
Pięć. Ale pamiętaj, że nie jest to priorytetem. Dowiedz się, czy
są jeszcze wolne miejsca i w jaki sposób wpłynie to na koszt
rezerwacji. Gdy tylko otrzymasz odpowiedź, natychmiast mnie o tym
poinformuj.
—
Oczywiście. Sporządzić do tego scenariusze kalkulacji kosztów? —
spytała Hermiona, wchodząc za nim do windy. Uniosła nieco nogę,
chcąc poprawić zsuwające się dokumenty, jednak Malfoy zdawał się
nie zauważyć tej nieudolnej próby, zbyt zajęty przypominaniem
sobie wszystkiego, co miał jej przekazać.
—
Pamiętaj, żeby uwzględnić w nich zaliczki na kontrakty. Gdy już
domkniemy listę gości, zajmiemy się rozplanowaniem w czasie ich
przybycia — oznajmił, przepuszczając ją w drzwiach. — I zamów
mi obiad na trzynastą, nie mamy dzisiaj czasu na przerwę.
—
Zapiekany łosoś z krewetkami?
Arystokrata
przystanął, jakby się głęboko nad czymś zastanawiał, po czym
skinął głową.
—
Tak. I na miłość Merlina, Granger, zrób coś z tymi rajstopami,
poszło ci oczko.
W
czasie gdy jej przełożony wchodził do biura, Hermiona wzniosła
oczy do nieba, modląc się o cierpliwość. Podążyła za nim z
nosem w masie papierów i syknęła, gdy wpadła na niego,
wypuszczając połowę trzymanych dokumentów.
Draco
zmiął przekleństwo w ustach, gdy popchany przez podwładną,
mimowolnie zrobił krok w przód, by nie wylądować na podłodze na
oczach swojego przyjaciela. Rzucił jej przez ramię mordercze
spojrzenie, na co ta wzruszyła ramionami i starając się ignorować
napływający na jej policzki rumieniec, machnęła różdżką,
przenosząc porozrzucane dokumenty na swoje biurko.
—
Idź i doprowadź się do porządku — syknął cicho, rzucając
szybkie spojrzenie na jej nogi. — Długo czekałeś? — spytał,
podchodząc do mężczyzny, który daremnie próbował powstrzymać
drżenie warg.
—
Nawet jeśli, to ta urocza dama sprawiła, że prawie w ogóle nie
zauważyłem twojego spóźnienia.
Draco
zignorował jego przytyk i z szerokim uśmiechem uścisnął jego
dłoń. Widać było, że między tą dwójką, takie powitania były
na porządku dziennym.
—
Gdybyś się zapowiedział, nie musiałbyś tu stać, Vincent. Nie
radzę próbować — dodał po francusku, zerkając na Parvati,
która udawała osobę całkowicie zaabsorbowaną swoją pracą.
Jedno spojrzenie na jej twarz upewniło go w przekonaniu, że
sekretarka nie zrozumiała ani jednego słowa. — To idiotka, która
tylko czeka, aż w jej szpony trafi majętny naiwniak.
Vincent
zaśmiał się nisko.
—
Zdążyłem się zorientować. Współczuję współpracownicy. A ta
druga?
—
Coś tam potrafi. W każdym razie jest dużo lepsza — przyznał
arystokrata.
—
Jesteś pewny, że nie pracuję po godzinach? Wyglądała, jakby
spędziła noc na ulicy.
Blondyn
skrzywił się nieco. Hermiona rzeczywiście nie wyglądała
najlepiej i chociaż jej włosy wydawały się dziś ujarzmione
bardziej niż zazwyczaj, cała jej twarz była opuchnięta, a pod
oczami widniały wyraźne sińce. Jakąkolwiek wiedzę by nie
posiadała, dziś nie była dobrą wizytówką Ministerstwa.
— No
cóż... Nie zagłębiam się w życie prywatne pracowników, dopóki
wywiązują się ze swoich obowiązków.
— A
powinieneś — pouczył go Vincent, błyskając złośliwym
uśmiechem. — To szczyt bezczelności, przychodzić w takim stanie
do pracy.
— W
moim mniemaniu szczytem bezczelności jest obgadywanie kogoś,
zakładając, iż ta osoba nie zna francuskiego. A już zwykłym
prostactwem jest sugerowanie tego, o czym przed chwilą pan
wspomniał, nie mówiąc już o sprowadzaniu wszystkiego do seksu.
Tak postępują tylko niewyrośnięci gówniarze. Gówniarze i dupki
— oświadczyła Hermiona, która zdążyła już zdjąć rajstopy i
wrócić do biura. — Ma pan ochotę na kawę? — spytała z aż
nazbyt uprzejmym uśmiechem.
Podczas
gdy Vincent próbował znaleźć jakieś odpowiednie wytłumaczenie,
ona nadal świdrowała go wzrokiem, zupełnie nie przejmując się
tym, że jest to przyjaciel jej szefa i zapewne wielce szanowana
postać. Ani tym, że swoje słowa kierowała do najwyższego
mężczyzny, jakiego widziała... prócz Hagrida, oczywiście.
Hermiona mogła założyć się o to, że facet dochodził do stu
dziewięćdziesięciu centymetrów... a może nawet i
dziewięćdziesięciu pięciu. Gdyby zdecydował się udawać
Mikołaja w hipermarkecie, dziewczyna spokojnie mogłaby grać przy
nim skrzata. Ani imponujący wzrost, ani potężne mięśnie ukryte
pod granatowym garniturem nie skłoniły jej do zamknięcia ust. Nie
miała zamiaru pozwalać siebie obrażać, nawet gdyby w zamian
otrzymała ciężkie pobicie.
Vincent
w skrępowaniu potarł pokrytą dwudniowym zarostem szeroką szczękę,
szukając pomocy u Dracona. Ten jednak nie odzywał się, mało tego,
podstępny gnojek uśmiechał się szyderczo, jakby to, że jego
pracownica sprowadziła do parteru jego przyjaciela, niezmiernie go
bawiło.
—
Proszę mi wybaczyć, ma cherie. Nie zdawałem sobie sprawy...
—
Dobrze, że chociaż zdaje pan sobie sprawę z tego, jak wiązać
sznurówki.
Arystokrata
w końcu nie wytrzymał i wybuchnął gromkim śmiechem. Widząc, jak
na śniadą twarz przyjaciela wpływa rumieniec, poklepał go
pocieszająco po ramieniu.
—
Mówiłem. Jest dużo lepsza. Umysł ostry niczym brzytwa, a riposty
jeszcze groźniejsze.
Hermiona
z dumą poprawiła spódnicę i usiadła za swoim biurkiem.
—
Owszem. I proszę przekazać swojemu gościowi, że nie jestem jego
kochaniem.
—
Och, na Merlina, możecie mówić po ludzku?! — krzyknęła
sfrustrowana panna Patil.
Cała
trójka spojrzała na nią i zupełnie jakby to wyćwiczyli, każdy
uniósł brew. Parvati uniosła obronnie dłonie.
—
Już pracuję, już pracuję —
mruknęła, wracając do wypełniania formularzy.
—
Jeśli już naprawdę chcesz coś zrobić, przynieś nam po herbacie
— oznajmił Draco, wracając do ojczystego języka, po czym
zaprowadził gościa do swojego biura. — Czego chcesz? — spytał,
siadając na obrotowym krześle. Podjechał do kanapy i wyciągnął
na niej długie nogi.
Brunet
przewrócił oczami i usiadł na sofie.
—
Dlaczego zakładasz, że czegoś chcę?
— Bo
kiedy Vincent Lloyd pojawia się w moim miejscu pracy, zawsze czegoś
chce — odpowiedział Malfoy nieco znudzonym tonem, jednak
podejrzliwe oczy zupełnie niszczyły pozory jego obojętności. —
Albo zawsze coś się wali — dodał, z ciekawością patrząc na
teczkę bruneta.
I była
to całkowita prawda. Prawda, która odnosiła się do nich obu. Ich
wieloletnia przyjaźń trwała od momentu, w którym rozpoczęli
pracę we francuskim Ministerstwie. Obaj zaczynali od zera i przez
długi czas dzielili jedno biuro... do czasu, w którym Draco
awansował na zastępcę, a Vincent zmienił pracę. Ich więź
zapoczątkowana była impulsem rywalizacji i do dziś była ona
podstawą ich przyjaźni: obaj podcinali sobie skrzydła, knuli
intrygi, lecz wiernie trzymali się jednej, niepisanej zasady. Nigdy
nie używali przeciwko sobie faktów z życia osobistego.
— To
— rzekł drugi mężczyzna — zostawimy sobie na koniec. Wiem, że
była tu Gabrielle.
— Ty
jej powiedziałeś?
Vincent
posłał mu spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
—
Czy ty masz mnie za kompletnego idiotę?
—
Tylko czasami. Przez większość czasu jesteś jak pieprzone
hemoroidy.
Mężczyzna
zaśmiał się, odgarniając sięgające ramion włosy. Taak,
brakowało mu Dracona i jego ciepłych słów. Widząc, jak ten nadal
zerka na jego teczkę, zupełnie jakby ją chciał porwać, uciec i
sprawdzić zawartość, odsunął ją jeszcze dalej.
—
Nie zrobiłbym tego, nie mając pewności, że to jest właśnie to,
czego chcesz — zaczął, uważnie obserwując przyjaciela. —
Gabrielle przyszła do mnie i opowiedziała bajeczkę, coś o tym, że
się o ciebie martwi, bo jeszcze sobie coś zrobisz.
Draco
prychnął pod nosem. Zacisnął szczękę i mimowolnie zerknął na
swoje lewe ramię, co uczynił również Vincent Lloyd.
—
Powiedziałem jej, że ode mnie niczego się nie dowie, ale
wystarczyło trochę popytać w Ministerstwie, by dowiedzieć się co
i jak. Płakała?
—
Płakała, krzyczała, prosiła... Zrobiła wiele rzeczy, w tym i
rzucenie się na mnie.
—
Pieprzysz...
W tym
momencie drzwi uchyliły się, ukazując Parvati z parującymi
filiżankami. Sekretarka podeszła do szklanego stolika i postawiła
je na nim, po czym zalotnie uśmiechnęła się do bruneta.
— W
czymś jeszcze mogę panu służyć? — spytała, z ociąganiem
przenosząc wzrok na Malfoya.
— Po
prostu wyjdź, Patil. Wyjdź i pomóż Granger.
Vincent
pochylił się, wlepiając wzrok w opięte ciasną spódnicą
pośladki sekretarki. Błysnął zębami, puścił jej oczko i
skrzywił się, gdy Draco przywołał go do porządku solidnym
kopnięciem.
—
Playboy, możemy wrócić do mnie i do moich problemów?
— Na
przykład do niebezpiecznie wysokich pokładów agresji?
Draco
wyszczerzył zęby.
—
Akurat z tym nie mam problemu.
—
Tylko inni... — mruknął jego przyjaciel, rozcierając łydkę. —
Wróćmy do Gabrielle.
—
Nie ma do czego wracać. Jasno dałem jej do zrozumienia, że nie ma
na co liczyć i odesłałem ją z powrotem do Paryża...
Arystokrata
zamilkł nagle i zacisnął pięści, gdy w jego głowie pojawiła
się wizja jego niedoszłej narzeczonej i Nicka. Przez cały ten
czas, odkąd dowiedział się o zdradzie, zastanawiał się, czy
kobieta mówiła prawdę. Czy to był jeden raz, czy może chodziła
do niego od samego początku ich związku?
„To
nie mogło być od początku”
— pomyślał, wbijając pusty wzrok w ścianę. Wiedział, że
Gabrielle nie byłaby w stanie tak szybko zapomnieć o tym, co zrobił
jej Nick. Niemal roześmiał się na wspomnienie jej żarliwych
zapewnień.
... nigdy więcej nie
chcę go widzieć...
... Nienawidzę go,
Draco. Nienawidzę...
... jak mógł to
zrobić?
A mimo
to, wróciła do niego. Pomimo tego, że ją skrzywdził, że
niszczył ją od lat, pozwoliła mu się dotykać. Całować.
Pieścić.
—
... i od tamtego czasu jej nie widziałem — dokończył, skupiając
wzrok na orzechowych oczach przyjaciela. — To wszystko.
Brunet
wypuścił gwałtownie powietrze, jakby jego słowa przyniosły mu
ulgę. Obawiał się tego, że Draco mógłby ulec Gabrielle, nie
dlatego, że był głupi i naiwny, ale dlatego, że naprawdę ją
kochał. Nawet gdyby pierścionek, który pomagał mu wybierać, nie
uświadomiłby go o tym, zrobiłaby to jego rozpacz po tym, gdy
dowiedział się o wszystkim. To i wkurwienie, które nawet bez
swoich empatycznych zdolności mógł poczuć na skórze niczym
wyładowania elektryczne.
Chcąc
mieć pewność, że arystokrata mówi prawdę, zamknął oczy,
sięgając w głąb siebie po swój dar. W ciemności, za
zamkniętymi powiekami zobaczył aurę Dracona. Była tam ognista
wściekłość otoczona grubą warstwą błękitnego smutku i brązem
determinacji. To, co go uspokoiło to brak bladoróżowej tęsknoty.
Wszystko było w porządku.
W
chwili, gdy zobaczył zielony błysk irytacji, szybko schylił się,
unikając kolejnego ciosu. Otworzył oczy i spojrzał na
przyjaciela.
—
Trzymaj się z dala od mojej aury — warknął blondyn, sięgając
po filiżankę.
—
Skąd masz pewność, że akurat to robiłem? Może po prostu się
nad czymś zastanawiałem.
—
Zawsze, kiedy używasz daru empaty, przymykasz na dłużej oczy i
wyglądasz, jakbyś miał zatwardzenie.
Vincent
zmrużył oczy.
—
Jak się skupiam. Skupiam, Draconie. Coś, z czym ty
masz problemy.
— To
nie ja jako stażysta nie mogłem pracować przez modelki, Playboyu —
zaśmiał się Draco, przypominając sobie ten dzień. Roznosili po
departamencie papiery dotyczące organizacji pokazu Which? Witch.
Jego przyjaciel miał ogromne problemy z pracą przez krzątające
się po korytarzach modelki.
Uśmiech
spełzł mu z ust, gdy przypomniał sobie o tym, iż był to dzień,
w którym po raz pierwszy spotkał Gabrielle.
—
Nie nazywaj mnie playboyem. Dobrze wiesz, jak tego nie znoszę —
burknął brunet.
—
Wiem. I dlatego to robię — odparł Draco i błyskawicznie odbił z
krzesłem w bok, by uniknąć wyplutej przez Lloyda herbaty.
Brunet
spojrzał z niedowierzaniem na filiżankę i z wyraźnym obrzydzeniem
odstawił ją na stolik.
— Na
Merlina, to najgorsze... coś, jakie kiedykolwiek piłem.
—
Widocznie trafiłeś na złą herbatę — mruknął z zadowoleniem
arystokrata, wzruszeniem ramion zbywając jego oburzenie.
—
Co?
—
Mogę się założyć, że tamta — tu skinął w stronę
odstawionej filiżanki — była dla mnie. Parvati mnie nie znosi...
— Draco nagle zmarszczył brwi, notując w pamięci, żeby nigdy
więcej nie zlecać jej robienia herbaty. — Nie zdziwiłbym się,
gdyby do niej napluła.
Vincent
lekko pozieleniał na twarzy.
—
Zmieńmy temat, bo zaraz się zrzygam. Porozmawiajmy o tym... —
zaczął, a złośliwy uśmiech wpłynął na jego usta — jak
przekonałeś Gabrielle do powrotu.
—
Pocałowałem Granger.
Brunet
zmrużył oczy, przeszukując swoją pamięć. Po chwili pokręcił
głową, będąc przekonanym, że nie zna żadnej Granger, o czym
poinformował przyjaciela.
—
Ależ znasz — ten odparł, wskazując ruchem głowy na drzwi. —
To ta, która zwyzywała cię od prostaków i gówniarzy.
—
Ona? I nie odgryzła ci wargi? Nie zmiażdżyła jaj? Zadziwiające!
Draco
wybuchnął śmiechem.
—
Prawdę mówiąc, zareagowała zupełnie inaczej.
—
Dobra jest?
—
Vincent — rzucił ostrzegawczo blondyn.
—
Wygląda mi na taką, co udaje nieśmiałą, a w łóżku jest
prawdziwą smoczycą. Taką, która będzie cię ujeżdżać, aż nie
wybije tobą dziury do sąsiadów. Zaufaj mi, znam się na kobietach
— oświadczył brunet i zamyślił się, starając się nie zwracać
uwagi na niemalże płaczącego ze śmiechu Dracona. — Powiem ci,
że niczego sobie. Mała, delikatna, wszystko ładnie wyrośnięte...
tylko żeby się mocniej malowała. Bez tego będziesz się czuł
tak, jakbyś posuwał dziewiętnastolatkę.
Arystokrata
nagle spoważniał. Wyprostował się w fotelu i zamarł, wpatrując
się w drzwi z ewidentnym przerażeniem.
—
Granger.
Vincent
natychmiast zamilkł i nerwowo obejrzał się za siebie. Po chwili
wrócił wzrokiem do przyjaciela i zaklął.
—
Cholera, mało zawału nie dostałem.
—
Jesteś bardzo odważny.
Brunet
wstał i poprawił marynarkę, puszczając do niego oczko.
—
Lepiej nie drażnić smoczycy. A teraz, kiedy jesteś w dobrym
nastroju, pora wręczyć ci ten list i życzyć miłego dnia.
Jak
powiedział, tak zrobił. Otworzył teczkę, wyjął z niej kopertę
i po wręczeniu mu jej, wyszedł z biura. Będąc w sekcji
sekretarek, zignorował uśmiechającą się do niego Parvati. Po
pierwsze, wiedział, że chodziło jej o jego pieniądze. Po drugie,
ta herbata...
Zawiesił
natomiast oko na niesławnej pannie Granger, która akurat schylała
się do najniższej półki regału. Delikatnie przechylił głowę,
lustrując jej zgrabne, długie nogi, apetyczny tył i wąziutką
talię. Z miną łowcy podszedł do niej i nachylił się, by
podnieść kartkę, która niespostrzeżenie wymknęła się z
segregatora.
— Ma
cherie, zapomniałaś o tym.
Dziewczyna
momentalnie się odwróciła. Na jego widok zmarszczyła swój
zgrabny nosek, czym zwróciła na niego spojrzenie Vincenta. Doliczył
się na nim pięciu delikatnych piegów.
—
Prosiłam, by pan tak do mnie nie mówił — przypomniała mu
oschle, odbierając kartkę.
—
Owszem, jednak patrząc na ciebie, można zapomnieć absolutnie o
wszystkim — szepnął tak cicho, że nawet stojąca tuż przy nim
Hermiona miała problemy z dosłyszeniem wszystkiego.
Sekretarka
omiotła gabinet nerwowym spojrzeniem, jakby szukała pomocy.
—
Aha. Świetnie. Mam nadzieję, że pamięta pan, gdzie są drzwi.
Brunet
uśmiechnął się szeroko, gdy odwróciła się od niego i odstawiła
segregatory na biurko, sprawnie przeglądając ich zawartość. Nie
zrażał go jej ton, przecież tyle razy przemieniał już niechęć
w pożądanie. Malfoy w pewnym stopniu miał rację, nazywając
go playboyem. Miał wiele kobiet, w przeciwieństwie do Dracona,
który miał problemy z zaufaniem i bardzo powoli przekonywał się
do ludzi. A kiedy już przekonał się do Gabrielle...
—
Twoje słowa sprawiły mi przykrość.
—
Pańskie również mi ją sprawiły — odpowiedziała Hermiona, a
gdy w końcu nie mogła dłużej udawać, że nadal czegoś szuka, z
westchnieniem spojrzała na niego. — Przepraszam, ale jestem nieco
zajęta.
—
Ależ oczywiście, nie będę ci przeszkadzał. Ale z racji tego, że
od tej pory dość często będę tu wpadał, chciałbym, żebyś
przestała mnie w myślach dźgać sztyletem.
Sekretarka
zamrugała.
— Co
pan ma na myśli...
—
VINCENT!!!
Brunet
uśmiechnął się, słysząc ryk Malfoya i szarmancko jej się
ukłonił.
— Au
revoir, ma belle.
Chwilę
po tym, jak wyszedł, do sekcji sekretarek wszedł Draco, ściskając
w dłoni kawałek pergaminu. Wbił wzrok w drzwi i zacisnął
szczękę. Hermiona mogłaby przyrzec, że zdołała usłyszeć, jak
kruszą mu się zęby.
—
Wyszedł już?
Obie
sekretarki skinęły głową.
—
Skurwiel — burknął pod nosem, przeczesując wolną dłonią
włosy. — Granger, do gabinetu. Mamy problem. Zdążyłaś już
zrobić zaktualizowany plan finansowy?
—
Tak, ale na resztę musi pan...
—
Tylko to, Granger. Weź kosztorysy i wszystkie dokumenty dotyczące
przepływów pieniężnych i przyjdź.
Dziewczyna
mimowolnie wzdrygnęła się, gdy zatrzasnął drzwi. Przywołując
zaklęciem ukryty pod innymi dokumentami plan finansowy organizacji
sympozjum, zastanawiała się, co takiego przekazał mu jego
przyjaciel. Cokolwiek by to nie było, stanowiło zapowiedź
nadchodzących komplikacji. Ignorując zawistne spojrzenie, jakie
posłała jej panna Patil, weszła do gabinetu Malfoya.
—
Siadaj i czytaj — powiedział, podając jej list.
W
czasie gdy oczy Hermiony lustrowały kolejne linijki tekstu, Draco
powoli łączył wszystkie fakty. Jeden z ich sponsorów wycofywał
się na rzecz firmy McGuffina. Firmy, w której zatrudnił się
Lloyd. Arystokrata był pewny, że to właśnie jego przyjaciel
zwinnie sprzątnął im Lavine'a sprzed nosa, gdy tylko nadarzyła
się ku temu okazja.
—
Jak bardzo w tej sytuacji jesteśmy zadłużeni? — spytał, gdy
sekretarka odłożyła pergamin na biurko.
Hermiona
ciężko westchnęła i przygryzła wargę.
—
Zakładając, że reszta sponsorów nie zaniepokoi się tym i również
nie zrezygnują... Brakuje nam jakichś... pięćdziesięciu tysięcy
galeonów — wyznała w końcu, zerkając to na przełożonego to na
list.
Blondyn
szarpnięciem odpiął pierwszy guzik białej koszuli i poluzował
kołnierz. Pięćdziesiąt tysięcy. Kiedyś to on sam mógłby
pokryć braki, jednak teraz, gdy odciął się od rodziny i zaczynał
od zera, nie mógł tak po prostu oczyścić do dna swojej skrytki w
Gringottcie, którą sam z takim trudem zapełnił.
Po raz
kolejny przeklinając Lloyda, rzucił:
— Na
szczęście to nie jest jeden z naszych głównych sponsorów. Do
czasu, aż nie znajdziemy brakujących funduszy, nie informujmy o tym
pozostałych... tak na wszelki wypadek — Draco pokiwał głową,
jakby przekonywał do tego pomysłu samego siebie i spojrzał na
Hermionę. — Przez ile możemy to opóźniać?
—
Najdłużej przez tydzień, do spotkania ze sponsorami.
Mężczyzna
pokiwał głową, w myślach układając plan działań na najbliższe
dni. Wiedział, że musi to rozegrać delikatnie, a zarazem sprawnie,
by nie wzbudzić niepotrzebnych podejrzeń. W chwili, gdy miał
oddelegować sekretarkę do kolejnych zadań, pochwycił jej
spojrzenie, które zdawało się zwiastować kolejne kłopoty.
—
Jest coś jeszcze, prawda?
Hermiona
przytaknęła, szukając czegoś w stosie przyniesionych przez nią
dokumentów. Gdy wyjęła ten właściwy, arystokrata nachylił się
nad nią, uważnie lustrując widniejące na nim wyliczenia.
—
Ogólny deficyt środków wynosi pięćdziesiąt tysięcy galeonów,
co samo w sobie jest dość poważnym utrudnieniem, ale...
—
Mów, Granger — ponaglił.
—
Problem w tym, że zgodnie z pierwotnym planem, środki pochodzące
od tego inwestora miały zostać przeznaczone na wypłaty zaliczek na
kontrakty.
—
Kurwa.
—
Pozwolę się z panem zgodzić.
—
Ile mamy obecnie dostępnych środków? — zapytał, zamykając
oczy.
Hermiona
przyjrzała się leżącym przed nią dokumentom i po chwili, niemal
słysząc nadchodzący wybuch jej szefa, oznajmiła:
—
Pięć tysięcy galeonów.
—
Vincent, ja cię zapierdolę! — ryknął, rozpoczynając bezowocną
wędrówkę po gabinecie. Rozpiął jeszcze jeden guzik koszuli,
jednak nawet to nie było w stanie zniwelować uczucia metalowej
obręczy zaciskającej się wokół jego szyi. Po chwili usiadł na
sofie, chowając twarz w dłoniach.
Dziewczyna
przyglądała mu się ze współczuciem. Choć zazwyczaj nie znosiła
tego władczego i aroganckiego dupka, wiedziała, jak ważne dla
niego jest to sympozjum. Dlatego też nie była w stanie zrozumieć,
jak ktoś, kto podaje się za jego przyjaciela, może czerpać
satysfakcję z rzucania mu kłód pod nogi. Zamrugała, gdy dotarł
do niej głos przełożonego:
—
Potrzebujemy pieniędzy, Granger. Skąd je wziąć?
—
Musimy odroczyć wypłatę części zaliczek kontrahentów i uzgodnić
z nimi nowe terminy — wypaliła Hermiona, będąc w swoim żywiole.
— Trzeba też pilnować wydatków, bo nie możemy sobie pozwolić
na niepotrzebne koszty...
—
Wyślij pismo do egipskiego Ministerstwa z odmową zwiększenia ich
delegacji.
Sekretarka
pokiwała głową i zanotowała jego uwagę w notatniku. Widząc na
sobie jego ponaglające spojrzenie, kontynuowała:
—
Powinniśmy też zwrócić się do strony francuskiej o dodatkowe
pieniądze w związku z zaproponowanymi przez nich zmianami.
Oczywiście zapewnimy ich, że zwrócimy je, jak tylko wpłyną do
nas środki od sponsora... — dodała szybko, widząc jego
sceptycyzm — ... którego jeszcze nie mamy. Panie Malfoy?
—
Jak tylko wyślesz pismo do Egiptu, zajmiemy się negocjacją
kontraktów. A później znajdziemy sponsora. To oznacza pracę po
godzinach, bez przerwy, w czasie Świąt — widząc, jak dziewczyna
kiwa głową, dodał: — Nie zapłacę za to.
Hermiona
przestała notować i spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi.
—
Zdaję sobie z tego sprawę, ale chcę, żebyś wiedział, że nie
pisałam się na wolontariat i masz u mnie dług, Malfoy.
Draco
nie pozostał jej dłużny i oddał niechętne spojrzenie. Nie
podobało mu się to, że będzie miała na niego haczyk. Chcąc od
razu pozbawić ją możliwości do dręczenia go, spytał:
—
Czego zatem chcesz w zamian? Awansu? — kusił ją. I tak miał
wstawić się za nią u Rogersa.
Ku
jego rozczarowaniu, dziewczyna pokręciła głową.
— Na
chwilę obecną nic. Jeśli chwilowo to wszystko, pójdę przygotować
pismo do delegacji z Egiptu.
Gdy
skinął głową, opuściła gabinet, a jego myśli na powrót
zaczęły krążyć wokół jego przyjaciela.
Vincent. Jeszcze
pożałuje, że postanowił wtrącić swoje trzy knuty do Sympozjum.
Oczywiście Draco wiedział, że prędzej czy później musiało to
nastąpić, zbyt dobrze znał przyjaciela, by łudzić się, że ten
po prostu odpuści, po tym, jak to jemu zostało zaproponowane
stanowisko zastępcy szefa departamentu. Jeszcze będąc w Paryżu,
zauważył, jak Lloyda zżera zazdrość... Zupełnie jak teraz
Patil, choć Vincent zawsze wiedział, gdzie jest granica i nigdy
nie brudził na tyle, by Draco nie mógł sobie z tym poradzić.
A jeśli już mowa
o Parvati...
Zaciekawiony
panującą w pokoju sekretarek ciszą, która w przypadku naczelnej
plotkary Ministerstwa była czymś wręcz nienaturalnym, delikatnie
uchylił drzwi i zajrzał do środka, a wyraz jego twarzy był
idealną mieszaniną irytacji i zaciekawienia.
Siedząca
przy biurku Granger panna Patil w pośpiechu przeglądała znajdujące
się na nim dokumenty, co jakiś czas rzucając poddenerwowane
spojrzenia w stronę wejścia. Uśmiechnęła się przebiegle,
znajdując ten właściwy i stworzyła jego kopię, którą
następnie kilkukrotnie złożyła i schowała za dekolt bluzki.
Blondyn przechylił głowę, gdy kobieta otworzyła okno na oścież,
strącając przy okazji doniczkę, która z hukiem upadła na biurko
jej koleżanki, rozbryzgując na nim ziemię.
„Nie radziłbym,
Patil”
— pomyślał, gdy Parvati
przeniosła swój wzrok na stojącą nieopodal filiżankę z kawą.
Pokręcił głową, widząc, jak z premedytacją wylewa zawartość
naczynia na resztę dokumentów i cicho zamknął drzwi, czekając na
rozpoczęcie następnej kłótni.
Chwilę
później usłyszał zduszony głos Hermiony.
—
Godryku, kto otworzył to okno?
—
Mnie nie pytaj, dopiero co wróciłam od Aidena. Pewnie sama
otworzyłaś i o tym zapomniałaś.
—
Parvati, przecież bym o czymś takim nie zapomniała. W
przeciwieństwie do niektórych nie chodzę z głową w... Cholera
jasna!
Draco
cierpliwie czekał, aż ich krzyki przybiorą na sile, po czym
bezceremonialnie wszedł do ich pokoju, z irytacją pytając:
— Co
tu się znowu dzieje?
—
Nie mam pojęcia, panie Malfoy. Przyszła i wydziera się
wniebogłosy, obarczając mnie winą za swoją niekompetencję —
powiedziała gładko Parvati, podczas gdy Hermiona starała się
uratować jak najwięcej z jej bezcennych notatek i dokumentów.
Słysząc wypowiedź drugiej kobiety, uniosła głowę, patrząc na
nią z niedowierzaniem.
—
Niekompetencję? TY zarzucasz mi niekompetencję, Parvati? Doskonale
wiem, że specjalnie zostawiłaś otwarte okno, byle tylko mi
zaszkodzić — odwarknęła. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy z
tego, co narobiłaś.
—
Czy podczas tej kawowej powodzi uległo zniszczeniu coś ważnego? —
spytał nadzwyczaj spokojnie arystokrata, zdegustowanym wzrokiem
przyglądając się rozmokłym pergaminom.
Dziewczyna
podniosła z blatu mizernie wyglądający dokument, z którego nie
dało się odczytać niczego. Atrament rozmókł, rozlewając się na
powierzchni strony.
— Czym był wcześniej ten śmieć?
— Kwitem depozytowym na podjęcie
pieniędzy ze skrytki w Banku Gringotta. A dzięki pomysłowości
Parvati będziemy musieli czekać na duplikat od sponsora
przynajmniej kilka dni — oznajmiła Hermiona. —
Co oznacza, że przez ten czas musimy się obyć bez pieniędzy.
— Aha,
więc to moja wina, że nie pomyślałaś o tym, żeby odpowiednio
wcześniej zadbać o to, by zrobić kopię? — spytała
bojowo druga z sekretarek, zakładając ręce na piersi.
—
Och, wybacz, że nie pomyślałam o tym, że ktoś z zazdrości
zaleje je kawą!
— A
masz jakiś dowód?
—
Dosyć! — wrzasnął arystokrata, widząc, jak Parvati podchodzi do
drugiej z sekretarek. — Masz jakiś dowód, Granger, że to Patil
zniszczyła dokumenty?
—
Nie, ale...
— W
takim razie zobacz, czy nie ma cię na korytarzu.
Hermiona
spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie sądziła, że po tym,
jak układała się ich współpraca, Malfoy tak po prostu weźmie
stronę Parvati. Widząc zwycięskie spojrzenie panny Patil,
otworzyła usta, chcąc zaprotestować, jednak jej przełożony
powtórzył:
—
Granger, wyjdź na chwilę na korytarz, jeśli łaska.
Choć
jego głos nadal pozostał stanowczy i beznamiętny, coś w jego
spojrzeniu mówiło jej, że tym razem może być spokojna. Licząc
na to, że prawidłowo odebrała ten niewerbalny przekaz, powoli
skinęła głową. Jej domysły potwierdziły się, gdy wychodząc na
korytarz, usłyszała słowa:
—
Może będąc kochanką szefa, żyłaś w naiwnym przeświadczeniu,
że wszystko ci wolno, ale ja nie będę tolerował kogoś, kto
sabotuje jedyną osobę, która w waszym Departamencie cokolwiek
potrafi. Zwalniam cię, Patil.
Hermiona
zamknęła drzwi, jednak nawet to nie było w stanie zagłuszyć
protestów sekretarki, przekonanej o tym, że cokolwiek się wydarzy,
Aiden Rogers ją z tego wybroni. Przysunęła się nieco bliżej
wejścia, w skupieniu wsłuchując się w nadzwyczaj spokojny głos
swojego przełożonego, który właśnie oznajmiał, że po ostatniej
wpadce z kontraktem Parvati nie ma co liczyć na pomoc szefa
Departamentu.
Chwilę
później musiała uskoczyć przed drzwiami, przez które wyszła
była sekretarka. Zanim jednak zdążyła zniknąć za rogiem,
zatrzymał ją głos blondyna.
—
Patil, kwit — rozkazał, pstrykając palcami.
Rozjuszona
do granic możliwości dziewczyna wyjęła ukryty w miseczce stanika
dokument, ze złością wciskając go w wyciągniętą dłoń
przełożonego.
—
Żegnam — oznajmił i przekazał pergamin Hermionie, po czym
odwrócił się na pięcie i wrócił do biura. — Granger!
Słysząc
ponaglający głos arystokraty, dziewczyna weszła za nim do środka.
—
Tak?
—
Zabierz wszystkie swoje rzeczy i przenieś je do konferencyjnej —
rozkazał. — I, na miłość Merlina, na przyszłość bądź
bardziej ostrożna. W tym budynku aż roi się od pijawek, które
tylko czekają na odpowiedni moment, by przywłaszczyć sobie to
wszystko, co wypracowałaś sobie do tej pory.
—
Dobrze — przytaknęła.
— A
później pójdziesz do Rogersa i przypomnisz mu, by jak najszybciej
znalazł kogoś, kto przejmie obowiązki po tej...
— Po
tej — powtórzyła za nim, delikatnie się uśmiechając, gdy
przypomniała sobie jego słowa, gdy bronił jej przed Patil.
— Do
roboty — ponaglił ją Malfoy.
Mogłaby
przysiąc, że kącik jego ust drgnął, gdy pochwycił jej uśmiech.
Lekkim
krokiem wróciła do biura. Uśmiechnęła się i machnęła krótko
różdżką, przenosząc swoje rzeczy. Podobnie jak w przypadku
incydentu, w jej wnętrzu zmagały się dwie Hermiony.
Pierwsza z nich marszczyła nosek i kręciła potępiająco
głową, dając do zrozumienia, że nie powinna odczuwać tak
wielkiej radości z powodu czyjegoś nieszczęścia. Ta druga,
potencjalna nimfomanka, mająca w sobie niepokojący pierwiastek
dzikości, zdzieliła w policzek swoją przeciwniczkę, mówiąc,
że Parvati sama do tego doprowadziła.
Dziewczyna
w końcu przyznała jej rację. Próbowała rozmawiać z Patil,
ostrzec ją, a nawet ją kryła, jednak ona nadal nie była w stanie
znieść porażki. Od teraz mogła w spokoju pracować, nie
przejmując się, że ktoś tylko czeka na odpowiedni moment, by
podciąć jej skrzydła.
Przeszła
do sali konferencyjnej. Układając swoje rzeczy, co chwilę zerkała
w stronę uchylonych drzwi gabinetu Malfoya. Arystokrata właśnie
odbijał pieczęć Ministerstwa na rozgrzanym wosku. Z satysfakcją
złożył zamaszysty podpis na czymś, co zapewne było
wypowiedzeniem Parvati. Raz jeszcze wróciła myślami do jego słów
i uśmiechnęła się. Jej szef zasługiwał na niewielką
nagrodę.
Słysząc
ciche pukanie, Draco uniósł głowę. Na widok Hermiony z filiżanką
i kawałkiem ciasta, jego brwi momentalnie poszybowały w górę.
Odłożył pióro i potarł wargi, by ukryć ich drżenie.
—
Lunch dopiero za cztery godziny, Granger — powiedział,
przechylając głowę.
Sekretarka
wzruszyła ramionami.
—
Pomyślałam, że już teraz chciałby pan coś zjeść.
—
Nie przepadam za słodkim.
Hermiona
zmrużyła oczy, widząc cień kpiącego uśmieszku. Ten prawie
niezauważalny gest zmienił rysy jego twarzy, stały się jakby
łagodniejsze. Dziwnie było jej patrzeć na Malfoya, który na nią
nie wrzeszczał. Na Malfoya, który uśmiechał się do niej...
a może po prostu ją wyśmiewał?
—
Herbaty nie słodziłam. A ciastko jest kawowe.
Słysząc
to, blondyn powrócił wzrokiem do deseru. Dziewczyna niemal się
zaśmiała, widząc jego łakome spojrzenie. Najwyraźniej wszystko,
co w swojej nazwie zawierało słowo „kawa”,
działało na Malfoya jak kocimiętka.
„Strach pomyśleć,
co by się stało, gdyby wylądował na jej plantacji. Pewnie łykałby
ziarenka jedno po drugim jak cytrynowe dropsy.”
— To
nagroda za opieprzenie Patil i zwolnienie jej?
—
Nie — odpowiedziała wolno Hermiona, stawiając przed nim niewielką
tacę. — To nagroda za rozsądne zachowanie.
Nic
nie odpowiedział, jedynie wpatrywał się w nią uważnie,
najwyraźniej czegoś oczekując.
— I
za zruganie Patil — przyznała z westchnięciem.
Jasna
brew Dracona uniosła się jeszcze wyżej.
— I
za zwolnienie jej. Po prostu zjedź to ciastko, Malfoy.
—
Panie Malfoy.
—
Zapchaj się, Malfoy — burknęła pod nosem, wracając do
konferencyjnej.
Nim
zdołała otworzyć drzwi, zatrzymało ją wołanie Dracona.
—
Granger!
—
Tak?
Arystokrata
uśmiechnął się powoli.
—
Zapomniałaś o widelcu — poinformował uprzejmym tonem, w którym
czaiła się jednak kpina.
—
Zaraz przyniosę.
Sekretarka
podeszła do swojego biurka i wyjęła z szuflady zapasowy widelec.
Już miała wrócić, gdy jej wzrok zatrzymał się na czajniku. Po
chwili namysłu rzuciła zwycięskie spojrzenie drzwiom do gabinetu
Malfoya i nastawiła wodę. Następnie sięgnęła po kubek i
nasypała do niego kawy, by móc dręczyć jej zapachem irytującego
szefa.
Tak,
jak przewidywała, podczas ich pracy w konferencyjnej arystokrata co
chwilę zerkał pożądliwie na jej kubek. Za każdym razem, gdy
upijała łyk kawy, patrzył na nią z dezaprobatą, jednak w żaden
sposób nie skomentował jej małej zemsty. Ona natomiast nie mogła
pozbyć się szerokiego uśmiechu, pomimo stołu zapełnionego
teczkami, segregatorami i stertą luźnych pergaminów. Nic nie
mąciło jej spokoju aż do pojawienia się zastępcy Patil.
Słysząc
dźwięk rozsuwanych drzwi, oboje unieśli głowę.
—
Emm... Dzień dobry, nazywam się Ian MacPhee. Zostałem przeniesiony
z sekcji nadzorczej.
Chłopak
niepewnie przestawał z nogi na nogę, czując na sobie badawcze
spojrzenie Dracona. Blondyn, widząc jego gest, skrzywił się
nieznacznie. Swoimi ognistymi włosami, masą piegów i długim,
haczykowatym nosem przypominał jednego z Weasleyów. Jednak w
przeciwieństwie do nich, Ian był wyjątkowo niski, a okulary
z grubymi jak denka szklanek soczewkami przysłaniały mu niemal
pół twarzy.
—
Kto cię tu przysłał? — spytał Malfoy, wracając do wypełniania
raportów.
—
Pan Rogers. Emm... powiedział, że mam się tu przenieść.
— To
już wiemy.
— No
tak...
Arystokrata
wymienił spojrzenie z Hermioną i spytał:
—
Jak długo pracujesz w Ministerstwie?
Ian
podrapał się po nosie i nerwowym gestem poprawił okulary.
—
Jakieś dwa lata.
— I
jesteś pewny, że znasz się na tym, co robisz, wystarczająco
dobrze, że dasz sobie radę na nowym stanowisku?
—
Poradzi sobie — wtrąciła się Hermiona, posyłając nowemu
współpracownikowi uśmiech. — Brał udział w przygotowaniach
do Mistrzostw Quidditcha. Jeśli dał radę z tak dużym
przedsięwzięciem, to jestem pewna, że sprosta typowo papierkowej
pracy.
Draco
zamrugał i spojrzał na nią tak, że oczywiste było dla niej, że
zastanawiał się nad tym, jakim prawem wtrąca się do tej rozmowy.
W odpowiedzi na to wzruszyła ramionami. Nie mogła pozwolić, by jej
szef już na samym początku zmieszał Iana z błotem.
—
Przypomnij mi swoje nazwisko — rzucił przyjaźnie, z powrotem
odwracając się do chłopaka. Hermiona skrzywiła się nieznacznie.
Wiedziała, że Malfoy był najgorszy właśnie wtedy, gdy używał
tego swojego jestem-twoim-przyjacielem-chodźmy-zbierać-kwiaty tonu.
Była to przysłowiowa cisza przed burzą.
—
MacPhee.
—
Właśnie. Zaczekaj w moim gabinecie. A teraz ty — zwrócił się
do sekretarki. — O ile mnie pamięć nie myli, a zdarza się
to wyjątkowo rzadko, nadal jesteś tylko sekretarką, a te nie mają
głosu w sprawach zatrudniania nowych pracowników...
—
Ian nie jest nowy. Został przeniesiony. Poza tym wiem, że posiada
odpowiednie umiejętności do stanowiska...
—
... sprzedawcy w sklepie — wszedł jej w słowo. — Granger,
potrzebuję kogoś, kto nie tylko potrafi pisać i czytać, ale
też umie rozmawiać z ludźmi, odmawiać im i znosić humorki. Na
pierwszy rzut oka widać, że gdy tylko na niego spojrzę, on chce
uciekać.
Hermiona
spojrzała na niego beznamiętnie, powstrzymując się od komentarza,
że większość osób tak ma.
—
Powinieneś mu dać szansę... panie Malfoy — dodała szybko. —
Potrzebujemy szybkiego zastępstwa za Parvati. Ian ma wszystko, czego
potrzeba.
Draco
pokręcił głową, po czym zaśmiał się szorstko.
— Ty
naprawdę czujesz się zbyt pewnie — powiedział, nie mogąc do
końca ukryć swojego zaskoczenia. W końcu westchnął i
ponownie ujął pióro. — W porządku, niech będzie. Ale to ty
jesteś za niego odpowiedzialna i to ty będziesz po nim
sprzątać.
Dziewczyna
nie oczekiwała niczego innego.
***
—
Pański pokój.
Hermiona
uśmiechnęła się do portiera i weszła za Malfoyem do środka. O
ile sypialnia sekretarki sprawiła, że jej serce przyśpieszyło, to
pomieszczenie na chwilę zatrzymało jego pracę. Utrzymane w czerni,
bieli i szarości wnętrze biło po oczach swoim bogactwem i
nowoczesnością. Zatrzymała dłużej wzrok na łożu ukrytym za
czterema białymi zasłonami i oknie w kształcie rombu sięgającego
od podłogi aż po sam sufit. Jednak tym, co przyciągało ją niczym
ćmę do światła, była czarna tafla szkła, zajmująca całą
ścianę.
Podeszła
do niej, zostawiając w tyle rozmawiających mężczyzn. Czytała o
tym przedmiocie, jednak nigdy nie przypuszczała, że kiedyś będzie
miała do niego choćby chwilowy dostęp. Czując rosnące
podekscytowanie, zatrzymała się przy niewielkim panelu z czterema
pokrętłami. Położyła dłoń na jednym z nich i przekręciła go
w prawo tak, że niewielka strzałka zatrzymała się na polu z
napisem Egipt. Gdy ustawiła drugie pokrętło (Piramida
Cheopsa), tafla zafalowała, ukazując jej wybrany obszar.
Hermiona
wyciągnęła rękę, która bez żadnych przeszkód przeszła przez
szkło, napotykając opór dopiero przy łokciu. Uśmiech mimowolnie
wkradł się na jej usta, gdy gorące promienie połaskotały jej
skórę. Przykucnęła i musnęła iskrzące się w słońcu
drobinki piasku.
—
Twórca iluzjonu
eternistycznego zgodził się wziąć udział w
Sympozjum.
Głos
Dracona sprawił, że dziewczyna podskoczyła, gwałtownie cofając
rękę. Odwróciła się, by zobaczyć ten dobrze jej znany kpiący
uśmiech.
—
Byłam po prostu zaintrygowana — bąknęła, powoli się prostując.
Blondyn
wyminął ją bez słowa i podszedł do panelu. Spodziewała się, że
wygłosi parę słów na temat jej zachowania, jednak nie wydawał
się zaskoczony czy zgorszony jej ciekawością, jakby z góry
wiedział, że Hermiona nie oprze się swojemu instynktowi.
—
Nieco za gorąco jak na moje upodobania...
Miał
rację. W pokoju zrobiło się tak gorąco, że sukienka dziewczyny
powoli zaczęła przyklejać się do ciała. Hermiona przyglądała
się, jak przekręca kolejne pokrętła i ku jej zaskoczeniu, zamiast
jego ukochanej Francji iluzjon ukazał panoramę Londynu, z dumnie
stojącym Big Benem na czele.
—
Coś nie tak?
Odchrząknęła
i przybrała neutralny, jak miała nadzieję, wyraz twarzy.
—
Ależ skąd. Po co mnie pan tu zaprosił? — spytała, niemal
krzywiąc się na swoje słowa. Zaprosił? Nie, on kazał jej tu
przyjść.
—
Chciałbym omówić jeszcze kilka drobnych spraw — zaczął,
podchodząc do barku. Swoją sylwetką całkowicie zasłaniał jej
widok, jednak jej uszu doszedł głośny stukot lodu uderzającego o
szkło. — Po pierwsze, przed chwilą dostałem list od twojego
szefa. Proces waszego nadzorcy dobiegł końca i Rogers w końcu może
wrócić do siebie. A to oznacza — ciągnął dalej, nalewając
do szklanek Ognistą Whiskey — że oboje na stałe przenosimy się
do konferencyjnej, a ty nie musisz biegać do niego z raportami.
Nie
zważając uwagi na jej wahanie, Draco wcisnął jej do ręki
szklankę, rozsiadł się na fotelu i leniwym gestem uniósł szkło
do ust.
— Z
jakiej to okazji?
—
Dobrze dziś wypadliśmy. Na tyle dobrze, że skrócili mi okres
próbny... Z trudem to mówię, ale częściowo jest to twoja
zasługa, Granger.
—
Moja?
Początkowo
blondyn sprawiał wrażenie, jakby wypowiedziane przez niego słowa
boleśnie podrażniły mu gardło, jednak na widok jej miny roześmiał
się cicho. Uważnie obserwował, jak Hermiona zajmuje miejsce
naprzeciw niego i ostrożnie popija trunek, jakby podejrzewała,
że dodał tam arszeniku.
W tym
momencie przypomniał sobie słowa swojego szefa, pana Bonneta.
Odruchowo sięgnął do kieszeni marynarki, w której bezpiecznie
spoczywał stary zegarek. Upił kolejny łyk, muskając kciukiem
pękniętą tarczę. Niemal mógł poczuć, jak niewielki przedmiot
ogrzewa się, paląc mu skórę.
—
Możesz pić bez obaw, Granger — rzucił, wskazując ruchem głowy
na jej szklankę. — Niczego tam nie dolałem.
—
Może i nie dolałeś, ale biorąc pod uwagę moje szczęście i
naszą przeszłość, mogłeś tam napluć.
Uśmiechnął
się szeroko, jednak szybko spoważniał.
—
Owszem, mogłem. Ale, niestety, nie mam już szesnastu lat.
„Zrób
to. Po prostu to zrób, do cholery”
— powtarzał sobie w myślach, zacieśniając uchwyt wokół
zegarka. To prawda, nie był szesnastolatkiem, nie był chłopcem,
był mężczyzną, który odciął się od przeszłości i poradził
sobie ze swoim bagażem. I choć zmienił wszystko, co mógł,
począwszy od przeprowadzki i zerwania kontaktów z rodziną aż po
próbę rozpoczęcia zupełnie nowego etapu poprzez związek z
Gabrielle, coś ciągle cofało go do tamtego Dracona. Tym
czymś była Hermiona Granger.
Czując
coraz większą irytację, szarpnięciem poluzował krawat, jednak po
chwili zdjął go i położył na stoliku.
—
Nie zastanawiałaś się, o czym chciał rozmawiać ze mną Bonnet?
Hermiona
skinęła głową. Jasne, że była ciekawa, dlaczego szef Dracona
zabrał go na pół godziny, zostawiając ją sam na sam z resztą
gości. W pierwszych chwilach była przerażona, jednak bez problemów
odnajdywała się w poruszanych tematach.
—
Nie dostaniesz awansu, Granger — oznajmił spokojnie arystokrata,
upijając kolejny łyk.
Dziewczyna
poruszyła ustami, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Ścisnęła szklankę tak mocno, że ta w każdej chwili mogła
pęknąć.
—
Jak to?
Draco
wzruszył ramionami.
—
Ktoś inny zostanie asystentką.
Hermiona
pokręciła z niedowierzaniem głową. Pięć lat pracy, kursy,
staże, znoszenie Parvati... i to wszystko na nic? Przecież nie było
nikogo, kto mógłby z nią rywalizować. Dobrze wiedziała, że nie
przeceniała swoich umiejętności i w pełni zasługuje na to
stanowisko... a jedyną przeszkodą był Malfoy.
—
Ktoś inny? — powtórzyła, po czym z hukiem odstawiła szklankę
na stolik. — Nie, Malfoy. Nie pozwolę, żebyś mi o zrobił —
oświadczyła, wstając z fotela. Wycelowała drżący palec w
Dracona i syknęła wściekle: — Nie zasłużyłam na takie
traktowanie. Ciężko pracowałam na to, co mam i nie pozwolę, żebyś
odebrał mi coś, co mi przysługuje. To koniec, Malfoy, mam cię
dość. Nawet nie potrafię zliczyć, ile razy ratowałam twoje
arystokratyczne dupsko, ale skoro nie potrafisz tego docenić,
trudno. Pójdę do Rogersa i powiem o wszystkim: o faworyzowaniu
Patil, o odsuwaniu mnie od pracy i o molestowaniu. I to wcale nie
jest szantaż — dodała, widząc, jak Draco unosi lekceważąco
brew. — Nawet jeśli to, co chcesz teraz powiedzieć to „dobrze,
Granger, dam ci ten cholerny awans”,
to nie zmienię zdania. Ja po prostu się bronię, bo to, co robisz,
to czyste znęcanie się...
—
Granger, siadaj.
—
Nie.
—
Siadaj i się zamknij.
—
Pieprz się, Malfoy!
Draco
zerwał się z fotela i chwycił jej nadgarstek, nim zdążyła
wybiec z pokoju.
—
Chcę cię zatrudnić — warknął, przyciągając Hermionę do
siebie, gdy ta spróbowała wyszarpnąć się z jego uścisku.
Dziewczyna
zamarła. Zamrugała, próbując otrząsnąć się ze zdumnienia i
cofnęła się, gdy dotarło do niej, jak blisko niego się znajduje.
—
Jak to zatrudnić? — spytała podejrzliwie, pocierając nadgarstek.
Arystokrata
prychnął prześmiewczo.
—
Wystarczająco przyciągnąłem twoją uwagę? A może nadal
zamierzasz na mnie warczeć i wnieść skargę o molestowanie,
którego nie było, biorąc pod uwagę fakt, jak się o mnie
ocierałaś?
Zmrużyła
gniewnie oczy.
—
Nie ocierałam się. Próbowałam się uwolnić.
Patrzyli
na siebie, doskonale wiedząc, jak było naprawdę. Dziewczyna
zatrzymała wzrok na jego ustach, po czym spuściła go na swoje
buty. Założyła ramiona na piersi i ponaglająco rzuciła:
—
Mówiłeś coś o zatrudnieniu.
—
Nie wiem, czy jest sens kontynuować. Podobno zdania nie zmienisz...
— blondyn westchnął ciężko, widząc jej spojrzenie i wrócił
na miejsce. — Bonnet przypomniał mi o tym, że moja asystentka pod
koniec roku przechodzi na emeryturę i rozsądnie byłoby rozejrzeć
się po waszym Ministerstwie w poszukiwaniu godnego zastępstwa.
Hermiona
przez długi czas przypatrywała mu się w milczeniu. Spodziewała
się, że zaraz wybuchnie śmiechem i wygarnie jej naiwność,
lecz minuty mijały, a Draco nadal lustrował ją poważnym, choć
nieco znudzonym spojrzeniem. Usiadła z powrotem na fotelu i nerwowo
zaczęła wyłamywać palce.
—
Mówisz poważnie.
—
Akurat z tych spraw nie żartuję, Granger.
— I
chcesz, żebym została twoją asystentką.
Skinął
głową.
—
Wiem, co sobie myślisz. Po co masz być asystentką zastępcy, skoro
możesz być asystentką samego szefa departamentu? W żadnym wypadku
nie jest to degradacja. Stanowisko, które ci oferuję to większy
prestiż... i wynagrodzenie. Poza tym będziesz pracować we
Francji, sercu świata czarodziejów.
Dziewczyna
niemal przewróciła oczami, gdy po raz kolejny postawił swoją
ukochaną Francję na piedestale. To, co jej proponował, było
kuszące, jednak istniała jedna, poważna przeszkoda.
— A
to oznacza, że będę musiała się przeprowadzić — podsumowała,
krzywiąc się na myśl, że musiałaby sprzedać swój dom, który z
tak wielkim trudem udało jej się doprowadzić do ładu.
—
Niekoniecznie. Mogłabyś złożyć wniosek o sześciomiesięczne
pozwolenie na teleportację międzynarodową i co pół roku
powtarzać tę procedurę. W ten sposób będziesz miała wszystko:
pracę we Francji, możliwość rozwoju, którego nie masz szansy
doświadczyć na obecnym stanowisku i swój mały świat w Londynie.
Nad czym się tu zastanawiać? Gdybym był tobą, skorzystałbym z
tej opcji.
—
Manipulacja na mnie nie działa, Malfoy.
W
odpowiedzi na to Draco uśmiechnął się podstępnie.
—
Jeszcze jej nie zastosowałem, Granger.
— A
jaki jest haczyk?
—
Haczyk? — powtórzył, udając uprzejmie zaskoczonego.
—
Tak, Malfoy. Haczyk, podpucha, tekst drobnym druczkiem.
—
Nie ma żadnego. Nie potrzebuję uciekać się do takich zagrań —
oznajmił jakby lekko urażony. — A więc? Jeśli oficjalnie
dostałabyś taką propozycję... jaka byłaby twoja decyzja?
Draco
ze spokojem czekał na jej odpowiedź. Wiedział, że Hermiona
poważnie zastanawia się nad tym wszystkim po sposobie, w jakim
przygryzała dolną wargę. Często to robiła, prawdopodobnie
nieświadomie, podobnie jak wtedy, gdy wyłamywana palce. W końcu
dziewczyna wyprostowała się i patrząc mu prosto w oczy, spytała:
—
Dlaczego to mnie miałbyś wybrać?
— Bo
jesteś najlepsza — odpowiedział krótko, choć nie była to
pełnia prawdy.
Po
części naprawdę dostrzegał jej umiejętności i był pewny, że
będzie doskonale wywiązywać się ze swoich obowiązków. Jednak
przede wszystkim robił to dla siebie. On, Draco Malfoy jako swoją
prawą rękę wybiera Granger. Czy był lepszy sposób, by udowodnić
samemu sobie, że naprawdę udało mu się spalić wszystkie mosty
łączące go z przeszłością?
—
Masz szeroki zakres zainteresowań, wystarczająco dużo oleju w
głowie i imponującą ilość kursów — dodał, widząc jej
sceptycyzm. — Tak, Granger, sprawdziłem to. Ponadto, potrafisz
trzeźwo myśleć, gdy sprawy przybierają nieoczekiwany obrót i...
powiedzmy, że wiesz, co to dyskrecja — zakończył i choć nie
nazwał sprawy wprost, oboje wiedzieli, o kim mówił.
Hermiona
powoli pokiwała głową.
—
Ja... musiałabym się zastanowić.
—
Masz pół roku na podjęcie decyzji. No, chyba że obniżysz loty.
Wtedy nie mamy o czym rozmawiać. Potraktuj to jako okres próbny. A
teraz ostatnia rzecz i jesteś wolna. Sponsor.
Sekretarka
niemal westchnęła z ulgi, gdy przeszli na bezpieczny temat.
Rozmawianie o awansie, wizja jej pracującej dla Malfoya... to było
zaskakujące i nieco krępujące. Niemniej jednak nie mogła
powiedzieć, że oferta Dracona jej nie kusiła, bo owszem, robiła
to i ku własnemu zaskoczeniu przyłapała się nad tym, że już
zaczęła wyobrażać sobie ich współpracę. Biorąc pod uwagę to,
jak arystokrata zmienił swoje nastawienie do niej, wyższą pensję
i osoby, które mogłaby spotkać... naprawdę była gotowa na
powiedzenie sławnego „tak”.
Malfoy byłby wymagającym szefem, ale przynajmniej już się nad nią
nie pastwił tak jak na początku.
—
Myślę, że w tej kwestii nie musimy się martwić. Dziś po
południu dostałam odpowiedź...
Blondyn
uśmiechnął się i klasnął w dłonie.
—
Świetnie. Najważniejsze mamy już za sobą. Skontaktowałem się
z... nie podoba mi się ten wzrok — powiedział wolno, badawczo się
jej przyglądając. — O co chodzi, Granger? Mów.
Hermiona
zawahała się, jednak słysząc jego rozkazujący ton, rzuciła:
—
Sponsorem... a właściwie sponsorami są osoby prywatne. Pozostałe
firmy i rodziny oferowały mniejszą kwotę.
— No
i? W czym problem? Granger, mówże wreszcie!
— To
twoi rodzice — wyjaśniła, mając wrażenie, że nie spodoba mu
się ta odpowiedź.
I
miała rację. Całe jego ciało momentalnie się napięło, jakby
Draco chciał zerwać się z fotela i bez słowa wyjaśnienia wybiec
z pokoju. Na szczęście tego nie zrobił. Zacisnął mocno szczękę,
brew drgnęła mu niebezpiecznie, jednak nic nie powiedział. Co
więcej, gdy Hermiona spojrzała mu w oczy, zobaczyła w nich... lęk?
Odchrząknęła,
nieco skrępowana jego zachowaniem i spróbowała zwrócić na siebie
jego uwagę.
—
Malfoy? Coś nie tak?
—
Skontaktowali się z tobą?
—
Nie rozumiem — mruknęła pod
nosem, przyglądając mu się, jakby nagle wyrosła mu druga głowa.
— Oczywiście, że się skontaktowali, przysłali list, w którym
wyrazili chęć...
— Nie o to pytam! — syknął Draco, pochylając się w jej
stronę. Widząc jej minę, dodał: — Chodzi mi o pieniądze.
To dlatego ich wybrałaś?
Dziewczyna zaśmiała się szorstko, gdy wreszcie zrozumiała, co
miał na myśli. Pokręciła głową i powoli wstała, nie mając
ochoty wysłuchiwać dalszych oskarżeń.
— Wiesz co, Malfoy? — spytała, nie przejmując się tym, że
zwraca się do swojego szefa. Zawsze, gdy się sprzeczali, porzucali
formalne grzeczności. — Myślę, że powinnam wrócić do siebie.
A ty może już się połóż, bo chyba sam nie wiesz, co mówisz.
Widząc,
jak się od niego odwraca, blondyn zaklął pod nosem i po raz drugi
tego wieczoru chwycił ją za nadgarstek.
— Granger.
— Nie, Malfoy. Nie było żadnej łapówki. Nigdy bym nie przyjęła
takiej propozycji — oznajmiła, kładąc nacisk na ostatnie słowa.
— Naprawdę nie wiem, co działo się z tobą przez te lata, ale TO
jest po prostu śmieszne. Naprawdę myślisz, że twoi rodzice uknuli
intrygę, przekupując twoją podwładną tylko po to, by wydać
niemal całą swoją skrytkę, bo upatrzyli sobie akurat tę
inwestycję?
Draco patrzył na nią w milczeniu, analizując jej słowa. Jego
chwyt poluźnił się, z czego Hermiona natychmiast skorzystała.
Wyszarpnęła swój nadgarstek i już podchodziła do drzwi, gdy
usłyszała jego pytanie.
— Jak to... niemal całą skrytkę?
Nie wiedziała, czy to jego dziwnie bezbronny ton, czy poczucie
obowiązku sprawiło, że powoli odwróciła się w jego stronę.
Bez względu na przyczynę zrobiła to i spojrzała na arystokratę,
który ze szczerym zainteresowaniem oczekiwał jej odpowiedzi.
— Ty naprawdę nic nie wiesz? — spytała, nawet nie próbując
ukryć swojego zdziwienia.
Draco wolno skinął głową.
— Czyli po tym, jak przeniosłeś się do Francji w ogóle się do
nich nie odzywałeś?
Po chwili wahania powtórzył swój gest.
Hermiona
wróciła na swoje miejsce, układając sobie to wszystko w głowie.
Draco przeniósł się do Paryża... uciekł
do Paryża... przed
swoimi rodzicami? Zupełnie jej to nie pasowało do władczego,
pewnego siebie Malfoya, który szturmem wrócił do jej życia.
— No dobrze... nie wiem wszystkiego, jedynie to, co wie cała
reszta. Twoi rodzice są pod nadzorem Ministerstwa, który potrwa
jeszcze dwa lata. W ramach kary musieli zapłacić zadośćuczynienie.
Spore. Później w gazetach pojawiały się informacje, że
Malfoyowie wycofują się z kolejnych inwestycji i o ile się nie
mylę, Narcyza podjęła pracę w... Wybacz, nie pamiętam —
westchnęła, nerwowo pocierając skroń. — To było osiem lat temu
i nieszczególnie zwracałam na to uwagę. Wiem jeszcze, że
ostatnio pojawiły się pogłoski, że zamierzają sprzedać Malfoy
Manor... Więc jeśli zamierzają zostać sponsorem Sympozjum, to
muszą liczyć się z tym, że ich luksusowe życie dobiega końca.
Gdy skończyła mówić, wróciła wzrokiem do Dracona, zaskoczona
jego milczeniem. Spodziewała się... sama nie wiedziała czego. Mógł
ze złością rzucać przedmiotami, kląć, śmiać się, jednak
blondyn siedział bez ruchu, zasłaniając swoje emocje kamienną
maską.
— Ach tak — powiedział cicho. — No cóż, skoro chcą zostać
sponsorami, niech tak będzie — dodał, wzruszając ramionami. —
Odpowiadasz za tę sprawę, Granger. Ty się z nimi kontaktujesz, ty
sporządzasz dokumenty. I powiedz Ianowi, że nawet oni nie mają
wstępu do biura. Coś nie tak?
— Nie. Po prostu jestem zaskoczona tym wszystkim. Do tej pory
sądziłam...
— Tak? — ponaglił ją, unosząc jasną brew.
Dziewczyna zawahała się, niepewna, czy ot tak może wyjawić to, co
chodziło jej po głowie. Widząc to, arystokrata zaśmiał się i
machnął dłonią.
— No dalej, Granger. Ty zawsze masz coś do powiedzenia.
— I bez żadnych konsekwencji mogę powiedzieć to, co myślę? —
spytała, podejrzliwie mu się przypatrując.
Powolny uśmiech wygiął jego wargi. Stalowe oczy rozbłysły w
jawnym wyzwaniu.
— Zaryzykuj.
— Zanim zacząłeś panoszyć się po naszym departamencie,
myślałam, że po prostu wycofałeś się z... życia publicznego i
zaszyłeś się w Malfoy Manor. W końcu, dlaczego nie? Nie musisz
pracować, nie masz żadnych obowiązków. Ewentualnie mógłbyś
wylegiwać się w ciepłych krajach, skoro cię na to stać.
Ostatnie, czego się spodziewałam to to, że przeprowadziłeś się
do Francji i zacząłeś pracować na własny rachunek...
Przypominam, że to rozmowa prywatna, nie służbowa — dodała
szybko.
Draco potarł wargi, przyglądając jej się z rozbawieniem. Wizja
Hermiony nie mogłaby odbiegać bardziej od rzeczywistości, nawet
gdyby w jej wersji pracowałby na księżycu jako farmer. Prawda była
taka, że przez pierwsze miesiące karał sam siebie za błędy
rodziców, potem przez nagły atak paniki zdecydował się uciec do
wuja Cyriusa i dopiero po długich namowach zdecydował się na
pracę w Ministerstwie. Zerknął na swoje lewe ramię, ciekaw, jakby
zareagowała, gdyby podwinął rękaw koszuli.
— Z tego, co mówisz, wnioskuję, że dość często o mnie
rozmyślałaś, Granger. Twoje życie nadal jest aż tak nudne?
Nim zdołała się powstrzymać, prychnęła głośno. Dobrze znanym
mu gestem odrzuciła loki w tył i zmarszczyła swój piegowaty
nosek.
— Może to sprawi, że twoje ego zacznie krwawić, ale nie, Malfoy.
Prawdę mówiąc, myślałam o tobie tylko wtedy, gdy Harry albo Ron
poruszali tę kwestię.
— Jak słodko — zakpił, uśmiechając się zjadliwie. — Więc
byłem tematem numer jeden przy niedzielnych obiadkach?
— Raczej przy tłuczeniu ziemniaków.
— Dobre i to — podsumował, zabierając szklanki.
Wstał i podszedł do barku, by na nowo je napełnić. Odwrócił
się, jednak jego sekretarka zniknęła. Dopiero gdy usłyszał cichy
stukot, spojrzał w lewo i zauważył ją przy panelu iluzjonu.
Przechylił głowę w zamyśleniu, patrząc, jak pocierając łydką
o łydkę, bawi się pokrętłami. Niemal zaśmiał się, gdy
dziewczyna, stojąc na jednej nodze, zachwiała się, jednak zdołała
odzyskać równowagę, nawet na sekundę nie odwracając wzroku od
urządzenia. Przez chwilę z wrednym uśmieszkiem bezczelnie
wgapiał się jej pośladki, po czym zapytał:
— Chcesz ten pokój?
Drgnęła, jakby zupełnie zapomniała o jego obecności i spojrzała
na niego przez ramię.
— Co?
— Jeśli chcesz, możemy się zamienić — oznajmił, wzruszając
ramionami.
Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc, jak Draco zdejmuje z oparcia
fotela swoją marynarkę i zakłada ją, jakby był pewien jej
odpowiedzi.
— A co z nim jest nie tak?
— Nic. Ja po prostu wyrosłem z zabawek — wyjaśnił, unosząc
kącik ust w pogardliwym uśmiechu. „Poza
tym muszę sobie uciąć krótką pogawędkę z Cyriusem”
— Widzimy się w Ministerstwie, Granger — dodał i już po chwili
dziewczyna została sam na sam z iluzjonem.
Na
oglądaniu dostępnych zabytków spędziła blisko pół godziny, a
kiedy zwiedziła całą Europę, postanowiła wrócić do Włoch i
tam się zatrzymać. Sięgnęła do drugiego pokrętła i już po
chwili całą sypialnią zawładnął zapach morza. Wybrawszy porę
roku (lato),
przesunęła jeden z foteli i usiadła na nim, wyciągając przed
siebie nogi. Stopy gładko przeszły przez szklaną taflę i
uśmiechnęła się, gdy poczuła pod nimi nagrzany piach. Zamknęła
oczy i pozwoliła sobie na tę chwilę relaksu, raz po raz
czując delikatną pieszczotę fal. Nie mogło być lepiej.
„Chociaż...”
Uchyliła jedno oko i zerknęła na drzwi do łazienki. Nie zdążyła
zobaczyć swojej, jednak po tym, jak prezentowała się sypialnia
Malfoya, była pewna, że ta tutaj to małe, luksusowe spa. Skrzywiła
się na myśl, jak wiele wynosiła noc w tym hotelu.
— Strach pomyśleć, ile sobie życzą za swoje apartamenty —
mruknęła, odchylając głowę, jakby mogła przez sufit zobaczyć,
jak wyglądają apartamenty na wyższych piętrach.
Zaciekawiona, wyjęła nogi i z zaskoczeniem odkryła, że są
całkowicie suche. Ostatni raz spojrzała na taflę iluzjonu, po czym
wstała i weszła do łazienki. Aż gwizdnęła, widząc wannę, w
której spokojnie mogłoby się zmieścić pięć osób. Podeszła
bliżej niej i pogładziła dłonią jedną z otaczających ją
misternie zdobioną, marmurową kolumienkę.
— Nie takie małe spa — westchnęła, gdy zauważyła półki z
kremami, olejkami i Merlin wie, z czym jeszcze.
Nie musiała się długo namyślać. Odkręciła kurki, a
pomieszczenie wypełnił kojący szum wody. Jej dłoń bezwiednie
chwyciła dzban wypełniony błękitnym płynem, po czym wlała jego
zawartość do wanny. Nie czekając, aż ta napełni się do
odpowiedniego poziomu, zrzuciła niedbale ciuchy i weszła do wody.
Uśmiechnęła się błogo, czując, jak jej mięśnie się
rozluźniają, zaznawszy w końcu należnego odpoczynku. Coś jednak
w dalszym ciągu nie dawało jej spokoju. Przygryzła dolną wargę,
zastanawiając się, co może być przyczyną owego niepokoju. Z
głośnym plaśnięciem uderzyła dłonią w czoło, gdy zorientowała
się, że zapomniała zablokować drzwi, na wypadek, gdyby Malfoy
jednak zmienił zdanie, ujrzawszy o wiele niższe standardy jej
skromnego pokoiku.
Dziewczyna uniosła się na dłoniach i wyszła z wanny. To właśnie
wtedy zobaczyła w lustrze otwierające się drzwi i wysoką,
blondwłosą postać. Wrzasnęła. Głośno.
— A więc to prawda — syknęła postać.
Hermiona instynktownie odwróciła się w stronę zagrożenia i
pośpiesznie zakryła dłońmi strategiczne miejsca. I w ten
właśnie sposób stała cudownie naga i mokra nie dalej niż trzy
metry od Gabrielle Levittoux. Nie wiedziała tylko, co jest gorsze:
to, że zdążyła zaświecić tym i owym czy to, że była
narzeczona Dracona... również była naga. Och, nie, wróćmy na
chwilę. Nie taka całkiem naga. Długonoga modelka odziana była w
całkowicie przyzwoity i wystarczająco zakrywający ją krawat,
który arystokrata zostawił w pokoju.
— Proszę na-natychmiast wyjść! — pisnęła kasztanowłosa,
cofając się, by znaleźć się jak najdalej od intruza. Niemal
przeklęła, gdy poczuła na plecach chłodny marmur.
— Mam wyjść? — powtórzyła prześmiewczo Gabrielle. — Tak
się składa, że nie mam na to ochoty — oznajmiła i z
uśmiechem satysfakcji weszła do łazienki, zamykając drzwi.
— Proszę do mnie nie podchodzić!
Blondynka zaśmiała się serdecznie, jednak jej szare oczy ciskały
gromy w kierunku sekretarki.
— Bo co? Bo ciśniesz we mnie mydłem?
Rzeczywiście, Hermiona niemal nieświadomie ściskała je w ręku,
wybierając pieniącą się kostkę jako swoją broń.
„Świetnie. Teraz potrzeba nam tylko kisielu”
— pomyślała, żałośnie patrząc na swój oręż. Po chwili
namysłu uznała, że to wcale nie był taki głupi pomysł. Mogłaby
namydlić jej oczy i spokojnie wołać o pomoc. „Strzeżcie
się, oto Mydlany Mściciel!”
„Naprawdę, Granger? Mydlany Mściciel?”
„To nie jest odpowiedni czas na rozmowę z moim wewnętrznym ja,
Malfoy.”
— Na przykład. Chociaż jeśli wolisz inaczej, mogę poszukać
szczotki do czyszczenia sedesu.
Jej przeciwniczka zacisnęła pięści i podeszła bliżej.
— Myślisz, że to zabawne?
— Myślę, że to chore. Włamanie się do czyjegoś pokoju to
przestępstwo.
Gabrielle zawahała się. Przygryzła policzek w zamyśleniu i po
chwili oznajmiła:
— Wcale się nie włamałam. Weszłam do pokoju mojego chłopaka.
— To nie jest...
— W recepcji zapisane jest, że to jego pokój — przerwała
Hermionie modelka. — Zastanawia mnie jednak, co TY tu robisz.
— Śpię — odpowiedziała spokojnie dziewczyna. Na tyle
spokojnie, na ile mogła w tej sytuacji.
Zerknęła tęsknie na ręcznik, leżący na krawędzi wanny.
Niestety, znajdował się bliżej Gabrielle, jednak gdyby była
wystarczająco szybka, zdołałaby go chwycić i się nim okryć. Na
Merlina, przecież nie mogła w ten sposób rozmawiać!
Słysząc jej odpowiedź, blondynka zaśmiała się zimno.
— Ty puszczalska suko — syknęła niczym rozjuszona kotka i
zrobiła kolejny krok w stronę sekretarki.
Hermiona nie czekała, aż modelka ją dopadnie i zrobi z jej twarzy
dzieło sztuki abstrakcyjnej. Rzuciła w nią kostką mydła i
korzystając z jej osłupienia, przejechała dłonią po twarzy panny
Levittoux, pozostawiając mydliny na jej oczach. Nie oglądając się
za siebie, rzuciła się do drzwi. Plan miała prosty: znaleźć
różdżkę, unieruchomić Gabrielle, wezwać ochronę i, na
wielkiego Godryka, coś na siebie narzucić. Niestety jej plan zszedł
na manowce, gdy klamka sama z siebie ustąpiła, drzwi gwałtownie
odskoczyły i stanęła twarzą w twarz ze swoim przełożonym.
Rozpędzona dziewczyna z impetem wpadła na Dracona, który wrzasnął
krótko i z hukiem wylądował na podłodze. Stęknął z bólu, gdy
Hermiona wylądowała na nim, wbijając mu łokieć w czoło.
Zamrugał, potrząsnął głową i wbił wściekłe spojrzenie w
sekretarkę.
— Malfoy!
— Granger — warknął wściekle.
Słysząc jego głos, gość Hermiony wychylił głowę z łazienki.
— Draco?
— Gabrielle.
Sekretarka poczuła, jak całe jego ciało napięło się. Być może
była to reakcja na obecność jego byłej, a może po prostu
próbował się podnieść, na co Hermiona nie mogła pozwolić.
Zasłoniła mu dłońmi oczy, raz jeszcze zapoznając jego potylicę
z podłogą.
— Co, do kurwy?! Granger, zabieraj łapy!
— Nie mogę! Leż spokojnie.
— Spokojnie? Mam leżeć spokojnie, gdy umawiasz się za
moimi plecami z moją byłą?! Czekaj... — mruknął, intensywnie
się nad czymś zastanawiając.
Hermiona poczuła, jak pod jej dłońmi brwi blondyna gwałtownie
unoszą się do góry. Jakby dla potwierdzenia swoich domysłów,
Draco przesunął dłońmi po jej mokrym ciele, poczynając od karku,
przez żebra, gdzie jego dłonie znalazły się niebezpiecznie blisko
jej piersi, na biodrach kończąc.
— Jesteś naga?
Dziewczyna sapnęła na jego bezczelność.
— Zabieraj ręce!
— Przestań ją dotykać! — wrzasnęła Gabrielle, dobitnie
przypominając o swojej obecności.
— Jak ci się nie podoba ten widok, możesz wyjść —
odpowiedział jej Draco, unosząc głowę, jakby chciał na nią
spojrzeć. Na jego usta wpłynął bezczelny uśmieszek. —
Właściwie... wynoś się, Gabrielle. Bardzo nam przeszkadzasz.
Hermiona żałowała, że zasłania mu oczy i nie może zobaczyć jej
morderczego spojrzenia.
— Co ty pleciesz?!
Arystokrata, czując, jak dziewczyna próbuje uklęknąć, by nie
przylegać do niego każdym calem swojego ciała, położył dłoń
tuż nad jej pośladkami i przycisnął do siebie.
— Tak się pieprzyłaś z Nickiem? A może to on był na górze?
— Malfoy, przestań!
— Draco, kurwa, nie dotykaj jej! — zawtórowała Hermionie
Gabrielle.
— Beznadziejne uczucie, kiedy wiesz, że ktoś, kogo kochasz,
pieprzy się z inną, co?
— Gdybyś przeczytał listy, wiedziałbyś...
Draco prychnął pod nosem i pokręcił głową, próbując strącić
dłonie sekretarki z twarzy.
— ... jak dobry jest w łóżku?! — wszedł jej w słowo,
mimowolnie zaciskając dłonie na biodrach Hermiony.
Kasztanowłosa syknęła, pewna, że jutro rano będzie miała
bladoniebieskie odciski jego palców w tym miejscu. Sięgnęła
dłonią i odczepiła od siebie jedną z jego rąk. Blondyn
natychmiast skorzystał z okazji i uniósł się na łokciu, by
spojrzeć na Gabrielle, która nadal szaleńczo mrugała, próbując
pozbyć się resztek mydła.
— Nie! — zaprzeczyła z mocą. — Że skończyłam z nim na
dobre. A ty — zwróciła się do Hermiony — złaź z niego,
tania szumowino!
Draco mocniej zacisnął szczękę.
— Nie. Mów. Tak. Do niej — warknął, nim jego naga podwładna
zdążyła się odezwać.
— Malfoy, puść mnie — syknęła, nie za bardzo wiedząc, na co
miała w tej chwili największą ochotę. Udusić Gabrielle? Zdzielić
Malfoya? Czy może jednak się ubrać?
Arystokrata zabrał ręce i gdy dziewczyna upewniła się, że
zamknął oczy, wsparła się na dłoniach i rozejrzała za
czymkolwiek, co mogłaby na siebie narzucić. Widząc jej
skrępowanie, modelka zaśmiała się kpiąco, jednak Hermiona nie
zwróciła na to większej uwagi. Bardziej zaabsorbowały ją
otwierające się drzwi do pokoju. Błyskawicznie zasłoniła się
tym, co akurat miała pod ręką. Malfoyem. Wyraz jego twarzy, gdy
pociągnęła go w górę i na powrót przycisnęła się do niego,
zapewne by ją rozbawił, gdyby nie sytuacja, która ją do tego
zmusiła.
— Ochro... na — dokończył wolno postawny mężczyzna na widok
Gabrielle z zaczerwienioną twarzą, zażenowanej Hermiony i Dracona,
który nagle poweselał.
Arystokrata uniósł brew i z mściwą satysfakcją uśmiechnął się
do swojej niedoszłej narzeczonej.
— Ktoś chyba będzie miał problemy.
***
Dziesięć minut później owinięta szlafrokiem Hermiona uparcie
wgapiała się w dywan, nie mogąc zdobyć się na to, by spojrzeć w
twarz ochroniarzowi.
„Co on mógł sobie pomyśleć!”
— powtarzała w głowie jak mantrę, z minuty na minutę
tworząc coraz to gorsze wizje. Obrazy powstawały same, w końcu nie
było to takie trudne, wydedukować tok rozumowania świadka tej
poniżającej sytuacji.
Mętne tłumaczenia Gabrielle ledwo co przedostawały się do umysłu
sekretarki. Czuła, jak siedzący na prawo od niej Malfoy ledwie
powstrzymuje gromki wybuch śmiechu. Nadal nie unosząc głowy,
posłała mu groźne spojrzenie spod plątaniny loków. „Niby
czemu miałby nie być zadowolony? Właśnie dopiekł swojej byłej i
hipotetycznie przeleciał mnie na jej oczach! A nie, to ja jego...”
— Matko, jak ja się stoczyłam — wybąkała, wracając wzrokiem
do dywanu.
Całe szczęście, że to zrobiła, w przeciwnym wypadku zobaczyłaby,
jak kącik ust Dracona unosi się w drwiącym uśmieszku.
— Chciałaby pani coś dodać? — zapytał ochroniarz Hermionę,
słysząc jej niewyraźne pomruki.
— Nie. Absolutnie. Ta... — „tępa,
mściwa, arogancka, pożal się Merlinie, modeleczka z asymetrią
półkul mózgowych...”
— kobieta powiedziała już wszystko. Pomyliła pokoje, nic więcej.
— Nic więcej — powtórzyła jak papuga Gabrielle.
Ochroniarz odchrząknął i z wymalowanym na twarzy skrępowaniem
zapisał coś w swoim notesie.
— W porządku. Ktoś jednak musi zapłacić za tamtą lampę —
skinął w kierunku szczątków doszczętnie zniszczonej i zapewne
wiele wartej lampy. — Tutaj mają państwo rachunek. I zalecałbym
więcej nie krzyczeć. Branoc państwu — powiedział i wyszedł na
korytarz.
Gdy tylko to zrobił, Gabrielle zerwała się z łóżka i nerwowym
krokiem podeszła do Dracona.
— Musimy porozmawiać — rzuciła, nawet nie patrząc na Hermionę.
— Nie mamy o czym. Zabieraj się stąd.
— Może ja was zostawię.
— Siadaj, Granger.
Francuzka spojrzała na sekretarkę i przez chwilę Hermionie
wydawało się, że w jej szarych oczach błysnęły łzy. Trwało to
jedynie sekundę, bo Gabrielle z powrotem spojrzała na Dracona, a
jej piękną twarz wykrzywił grymas.
— Naprawdę? Z nią? Chcesz wszystko zaprzepaścić dla niej?
Kasztanowłosa posłała Malfoyowi ostrzegawcze spojrzenie. Nie
chciała, żeby znów wykorzystywał ją w swoich gierkach... zresztą
i tak już nieźle nabrudził.
Draco patrzył na Hermionę z beznamiętną twarzą. W końcu wstał
i położył dłonie na ramionach modelki, powoli wypychając ją na
korytarz. Pozbywał się Gabrielle, jednak nie wyprowadzał jej z
błędu.
— Nie. Nie wierzę — powtarzała kobieta, próbując złapać go
za ręce, jednak arystokrata nie zwracał na to uwagi. — Pomogłam
ci. Uratowałam cię. Beze mnie...
— Po prostu wyjdź, Gabrielle.
— Nie. Draco, ja żałuję. Przecież wiesz.
— Wyjdź — powtórzył, otwierając za nią drzwi.
Gdy się nachylił, aby móc sięgnąć klamki, Gabrielle ujęła
jego twarz w dłonie, by w końcu spojrzał jej prosto w oczy.
Nie wiedziała, co w nich zobaczył. Strach, wściekłość,
desperację... nie obchodziło jej to. Po prostu chciała, żeby
wrócił.
— Kocham cię — szepnęła, pozwalając, by jedna łza oszpeciła
jej policzek. Widząc, że w odpowiedzi jedynie pogłębia się wyraz
irytacji na jego twarzy, syknęła wściekle: — Nie pozwolę ci na
to, rozumiesz? Nie stracę cię, a już na pewno nie dla tej
wywłoki. Zniszczę ją.
Arystokrata wypchnął ją na korytarz. Oparł dłoń o framugę, by
całkowicie zasłonić widok Hermionie i niemal niedosłyszalnie
powiedział:
— Spróbuj, a odpłacę ci tym samym. Ciekawe, czy w świecie mody
jest miejsce dla kogoś z taką przeszłością i problemami.
Kobieta zamarła. Otworzyła usta, z których bezwiednie wydobył się
słaby jęk.
— Nie zrobisz mi tego.
— Niby dlaczego? — spytał, uśmiechając się słodko, po czym
zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Przez chwilę napawał się uczuciami, które zalały go w momencie,
gdy Gabrielle zniknęła mu z oczu. Ulga, że to już koniec. Duma z
tego, że nie dał się omotać jej zapewnieniom. Jednak gdzieś na
dnie tego wszystkiego spoczywał żal i złość na samego siebie, że
wbrew pozorom to wszystko nadal go boli.
— Kochasz ją?
Ciche pytanie Hermiony sprawiło, że powoli odwrócił się w jej
stronę. Nie zastanawiał się nad odpowiedzią.
— Nie. Kiedyś kochałem. Teraz... teraz chciałbym zapomnieć.
Drinka? — rzucił i, nie czekając na odpowiedź, podszedł do
barku.
Dziewczyna uważnie obserwowała każdy jego ruch. Wydawał jej się
jakiś inny. Nie zmienił się, nadal nie dawał po sobie odczuć, że
właśnie raz na zawsze porzucił pewną część swojego życia, w
jego ruchach nie było żadnej niepewności, żadnej słabości.
Hermiona po prostu wiedziała o nim znacznie więcej i nie do końca
była z tego zadowolona. Przyłapała się na tym, że zaczęła mu
współczuć.
— Przykro mi — wyznała.
— A mi nie — odpowiedział, podając jej szklankę. — Dobrze,
że pewne rzeczy się zdarzają, bo bez nich można skończyć
jeszcze gorzej.
— To zależy od człowieka.
Draco zaśmiał się cicho i nim upił łyk, mruknął:
— Nie zawsze. Myślisz, że gdyby nie... dajmy na to... bitwa o
Hogwart, to gdzie bym teraz był? Powiem ci. Leżałbym w ziemi,
pożerany przez robaki. A jeśli nadal bym żył, pożerałoby mnie
coś o wiele gorszego.
Hermiona zmarszczyła brwi, słuchając jego słów. Z jednej strony
była ciekawa, z drugiej przerażało ją to, czego mogła się o nim
dowiedzieć.
— Sumienie?
Nie odpowiedział, ale sposób, w jaki wyostrzyły się jego rysy,
zrobił to za niego. Opróżnił szkło i powoli wstał.
— Jeśli martwisz się o to, co powiedziała Gabrielle... Nic ci
nie zrobi. A teraz idź wreszcie spać, pokój jest wynajęty jedynie
do dziesiątej.
Dziewczyna prychnęła pod nosem i podeszła do barku, dorzucając do
szklanki kostek lodu.
— Nie boje się jej, ale nie jestem naiwna, Malfoy. Skoro była na
tyle zdeterminowana, by przyjść do mojego domu, aż nie chcę
myśleć, co jej może chodzić pogłowie po... dzisiejszym
przedstawieniu — skończyła niepewnie, szukając odpowiednio
neutralnego słowa dla tego wszystkiego, co miało miejsce przed
chwilą.
„Incydent...
przedstawienie... ciekawe, co jeszcze przed nami.”
Chłopak odwrócił się, zdając się zupełnie nie zauważać
skrępowania swojej podwładnej.
— Nachodziła cię w domu?
— Aha. Chciała zdobyć plan twojej wizyty w Paryżu.
— Dałaś go jej?
— Czy ty mnie masz za kompletną idiotkę? — spytała, odwracając
się do niego. Najwyraźniej irytacja i złość chwilowo wzięły
górę, bo odważyła się spojrzeć mu w oczy. Po chwili dostrzegła
w nich błysk zrozumienia, gdy niemal bezgłośnie warknął:
— Patil.
Rozejrzał się ze złością po pokoju, który nadal nosił ślady
niedawnego zajścia. Wodził wzrokiem od zniszczonej lampy aż po
samotny i porzucony oręż Hermiony w postaci kostki mydła. Gdy
kącik jego ust niebezpiecznie drgnął, zapewne w wyniku
rozpamiętywania ostatnich wydarzeń, dziewczyna odchrząknęła i
oznajmiła rzeczowym tonem:
— Chciałabym się już położyć, więc jeśli mógłby pan
już wrócić do siebie, byłabym wdzięczna — po czym jakby dla
potwierdzenia swoich słów usiadła na wielkim łóżku, zrzucając
z niego ozdobne poduszki.
Uniosła nieco głowę, gdy przed oczami zmaterializował się
rachunek wystawiony za zniszczenie lampy.
— Dołącz to do kosztów tej wizyty, tylko uzasadnij to tak, żeby
nikt się nie przyczepił.
Chwilę później Hermiona została w pokoju sama, nie licząc
wspomnianego rachunku i dylematu, czy powinna przyjąć proponowane
jej stanowisko. Bo to, czego przed chwilą była uczestnikiem,
niewiele miało wspólnego z rzetelną współpracą, którą
obiecywał jej Malfoy. Odłożyła kwit na nocną szafkę, z coraz
większym utęsknieniem czekając na zbliżające się święta.
Potrzebowała spokoju, żeby móc to wszystko przemyśleć.
***
Raz,
dwa.
Raz,
dwa.
Zwolnił, słysząc niosący się po korytarzu dobrze mu znany odgłos
kroków. Pewny siebie, aczkolwiek odrobinę roztrzepany i
nieharmonijny. Powtarzający się co jakiś czas głuchy dźwięk
stukotu obcasa, świadczył o tym, że idąca za nim osoba przenosi
ciężar ciała na jedną stronę, zapewne niosąc coś ciężkiego.
I zapewne tą osobą była Granger.
— Dzień dobry, panie Malfoy — usłyszał chwilę później, gdy
dziewczyna wreszcie zdołała się z nim zrównać.
— Dzień dobry, Granger. Spóźniłaś się dziesięć minut.
— Ty też — odparła, nie zaprzestając marszu.
Blondyn tylko uśmiechnął się pod nosem i wszedł za nią do
windy, by w niczym niezmąconej ciszy pokonywać kolejne piętra
gmachu Ministerstwa. A przynajmniej do czasu, gdy nie zostali sami.
— I? Myślałaś nad moją propozycją?
— Chyba nie oczekuje pan, że w kilka godzin...
— Dwanaście.
— ... podejmę tak ważną decyzję — spuściła głowę, czując
na sobie jego badawcze spojrzenie. — Najpierw chciałabym
porozmawiać o tym z rodzicami i przyjaciółmi.
Blondyn skinął głową i wbił wzrok w drzwi windy.
— Czyli jednak już coś postanowiłaś.
Pełne irytacji spojrzenie Hermiony tylko utwierdziło go w
przekonaniu, że miał rację, choć w gruncie rzeczy dziewczyna co
chwilę zmieniała zdanie. Niemal całą noc spędziła na
rozmyślaniu nad jego propozycją, nieustannie prześcigając samą
siebie w wymyślaniu coraz to nowych scenariuszy ich współpracy. A
mogło być różnie. Źle albo bardzo źle. Poprawnie albo względnie
dobrze. „Oby
tylko nie za dobrze”
— myślała, wspominając ostatnie incydenty z niesmakiem,
doprawionym szczyptą zawstydzenia. Jednak na przekór wszystkiemu,
Malfoy kusił ją nowymi wyzwaniami i wielkim światem, nawet jeśli
pozostawał wymagającą i arogancką szują.
— Granger?
Dziewczyna zamrugała, wynurzając się z otchłani własnych myśli.
— Powiesz mi wreszcie, jaka jest twoja decyzja?
„Raz
kozie śmierć”
— pomyślała, napotykając
jego spojrzenie, w którym czaiło się wyczekiwanie, odrobina
zdenerwowania i coś jakby... cień prośby? Modląc się w duchu o
to, żeby właśnie nie popełniała największego błędu w swoim
życiu, powiedziała:
— Tak więc trochę o tym myślałam i muszę powiedzieć, że...
Blondyn westchnął poirytowany i odwrócił się w stronę wejścia,
by spiorunować wzrokiem intruza, który ośmielił się wtargnąć
do windy przeznaczonej na użytek wszystkich pracowników
Ministerstwa.
— Harry! Ron! — dziewczyna uśmiechnęła się na widok
przyjaciół. Jednak chwilowe rozluźnienie atmosfery minęło, gdy
tylko pochwycili spojrzenie blondyna. Nowo przybyli skinęli mu
krótko głową a powitanie, a w ciasnym pomieszczeniu
nastała krępująca cisza.
— Myśleliśmy, że nie będzie cię jeszcze dzisiaj w pracy —
powiedział w końcu Harry, starając się ignorować bijący od
Malfoya dystans.
— Tak, początkowo mieliśmy wrócić dopiero wieczorem, ale udało
nam się zdążyć ze wszystkimi formalnościami do południa —
wyjaśniła Hermiona. — A skoro zaoszczędziliśmy trochę czasu,
postanowiliśmy wrócić do biura, by jeszcze przed świętami
wprowadzić niezbędne poprawki.
— A w święta będziesz miała wolne, czy znowu musisz nadganiać
cudzą robotę? — spytał Ron.
Dziewczyna zamrugała nerwowo, wgapiając się w przyjaciela.
Spodziewała się, że jej szef na to zareaguje, jednak Malfoy zdawał
się nie usłyszeć jego słów i delikatnego przytyku posłanego w
jego stronę.
— Bo wiesz, ja i Heather jednak zostajemy i wszyscy razem możemy
spotkać się w Norze — kontynuował, tym razem patrząc wprost na
Dracona. Miał mu za złe to, jak traktuje jego przyjaciółkę i
zrzuca na jej barki coraz więcej obowiązków.
Arystokrata zacisnął wargi i potarł jedną o drugą. Hermiona
pierwszy raz widziała u niego ten gest i nie mogła wiedzieć, że
blondyn w ten sposób daje subtelny upust rozdrażnieniu,
jednocześnie planując swoje następne posunięcie.
— Czasami droga na szczyt wymaga od nas poświęceń. Zwłaszcza
jeśli zaczyna się od samego jej początku — powiedział
aksamitnym głosem.
Ani z jego tonu, ani z jego słów bezpośrednio nie płynęła
pogarda, jednak po chwili Ron uśmiechnął się niemrawo, wyłapując
ukryty w nich przytyk. Zarówno on jak i Harry od razu po ukończeniu
szkoleń dostali posadę starszego aurora.
Rudowłosy mężczyzna przełknął ślinę i posłał Draconowi
krzywy uśmieszek, jednak nie powiedział nic. Widocznie nie pierwszy
raz ktoś mu to wytknął i temat ten był ciosem w jego ego.
Arystokrata uniósł
głowę, skupiając całą swoją uwagę na tablicy, wskazującej
numer piętra, na którym się aktualnie znajdują. „Pięć…
cztery… trzy… Jeszcze trochę i stąd wyjdę”
— pomyślał. Do obecności Hermiony zdołał
przywyknąć i prawdę mówiąc, zupełnie już mu nie przeszkadzała,
natomiast pozostała dwójka... Sprawiali, że stawał się nerwowy i
nieswój, choć nie dawał tego po sobie poznać. Chcąc nieco się
uspokoić, zerknął na sekretarkę, zastanawiając się nad jej
decyzją w sprawie bycia jego asystentką. To było o wiele lepsze,
niż lawirowanie wokół wzrokiem, byle tylko nie natknąć się na
spojrzenie drugiego, co obecnie robiła pozostała trójka.
Nagle winda zatrzęsła się, wydając przy tym nieprzyjemny pisk.
— Co jest? —
zapytał Weasley, zbierając z podłogi dokumenty.
— Pewnie znowu mają jakieś problemy przez budowę nowej linii
metra — wyjaśnił Harry. — Tom ostatnio narzekał, że mają
przez to prawdziwe urwanie głowy. Trzeba czekać.
Draco przeklął w myślach. Marnowanie czasu w towarzystwie Pottera
i Weasleya zdecydowanie nie było numerem jeden w liście rzeczy do
zrobienia na teraz.
Ostentacyjnie spojrzał na zegarek, czując jak nieuchronnie zbliża
się czas kolejnych nadgodzin. Zamiast wprowadzać zalecenia jego
zwierzchników, słuchał o przygotowaniach do rodzinnych świąt u
Weasleyów, zdążył zaznajomić się z przebiegiem ciąży żony
Pottera i całkowicie stracić apetyt dzięki barwnym opisom
dolegliwości żołądkowych Wieprzleja. Westchnął ciężko i
odpiął pierwszy guzik koszuli, zastanawiając się nad tym, czy
zdążą ich uwolnić, zanim się tu wszyscy uduszą. Jedynym
pocieszeniem było to, że trójka przyjaciół zdecydowała się nie
zwracać na niego uwagi, unikając niezręcznej ciszy pustą rozmową.
Oparł
głowę o przyjemnie chłodną ścianę pomieszczenia, myślami wciąż
będąc przy rozmowie, tak brutalnie zresztą przerwanej przez
pojawienie się tej nierozłącznej dwójki. Musiał wiedzieć, co
postanowiła Granger, zanim jeszcze zdąży zmienić zdanie.
Doskonale wiedział, że w tym przypadku czas nie działa na jego
korzyść. Czuł, że im dłużej dziewczyna będzie się zastanawiać
nad jego propozycją, tym bardziej będzie się bała porzucić swoje
dotychczasowe życie. A skoro nie mogli o tym otwarcie porozmawiać,
musiał znaleźć inny sposób. Uśmiechnął się pod nosem, gdy w
jego głowie zrodził się pewien plan.
Nieświadoma niczego Hermiona beztrosko rozmawiała z przyjaciółmi,
starając się ignorować dyskomfort, którego przyczyną była osoba
jej szefa. I trzeba przyznać, że wychodziło to jej całkiem
nieźle, a przynajmniej do czasu, kiedy to zauważyła, jak na górnym
rogu trzymanej przez niej umowy najmu pojawiają się wydrapane
słowa, tak dobrze jej zresztą znanym charakterem pisma.
Jaka
jest twoja decyzja?
Ukradkowe spojrzenie w kierunku jej przełożonego, tylko utwierdziło
ją w słuszności jej domysłów. Pozornie rozluźniony, stał z
założonymi rękoma, delikatnym ruchem nadgarstka wprawiając
różdżkę w ruch. Szybko odwróciła wzrok, uparcie udając, że
niczego nie zauważyła.
Granger
— A więc już wszystko przygotowane? — spytała Harry'ego, w
momencie, w którym na pergaminie zaczęły pojawiać się kolejne
słowa.
Po
prostu przytaknij
— Tak, jeszcze dzisiaj jedziemy do Nory. Ginny uparła się, że
musi pomóc matce w przygotowaniach...
Spójrz
na mnie, do cholery!
Korzystając z
zamieszania, które powstało, gdy Harry szukał najnowszego zdjęcia
swojego pierworodnego na dziecięcej miotełce, Hermiona odwróciła
się do blondyna i niemal niesłyszalnie syknęła:
— Później o tym
porozmawiamy — szepnęła i powróciła do poprzedniego
zajęcia.
Blondyn z coraz większym niepokojem obserwował, jak jego przyszła
asystentka rozpływa się nad zdjęciami kolejnego Pottera, a jej
życiowe aspiracje w zastraszającym tempie przemieszczają się z
międzynarodowej kariery w kierunku założenia rodziny i
posiadania gromadki roześmianych dziatek.
„Nie dajmy się zwariować. Poza tym, niby z kim miałaby…”
— zastanawiał się w myślach. „Wood”.
— Podaj mi te dokumenty do podpisu — powiedział nagle, ściągając
na siebie wzrok całej trójki. — Coś nie tak? — spytał ostro,
widząc jak nierozłączna dwójka aurorów wymienia między sobą
porozumiewawcze spojrzenia.
Bez słowa przyjął od Hermiony plik dokumentów. Zanim zdążył ją
o to poprosić, wcisnęła mu w rękę wieczne pióro i skonstruowała
prowizoryczną podkładkę, usztywniając zaklęciem jedną z kartek.
W czasie, gdy dziewczyna podsuwała mu kolejne pergaminy do podpisu,
dział techniczny w końcu zaczął naprawę windy. Gdy skończyli,
dźwig powoli ruszył, a Draconowi nie pozostało nic innego, jak
tylko wyręczenie Granger w powiadomieniu przyjaciół o jej
wyjeździe. Skoro nie potrafiła się na to zdobyć teraz, mało
prawdopodobne było, że zrobi to kiedykolwiek.
— Przekażesz to temu nowemu, niech to porozsyła, gdzie trzeba —
polecił, przekazując jej dokumenty. Wyjął z aktówki jeszcze
kilka pergaminów, po czym dodał: — Tu masz notę dla Rogersa, a
tu swoje podanie o nadanie uprawnień na teleportację
długoterminową. — Nie zwracając uwagi na miny pozostałej
dwójki, podał dziewczynie urzędowe pismo z pieczęcią
francuskiego Ministerstwa Magii. — Udało mi się przyspieszyć
procedury, więc jeśli zdecydujesz się jeszcze dziś, do końca
tygodnia uda nam się doprowadzić sprawę do finału i uzyskasz
pozwolenie już teraz, a gdy nadejdzie odpowiedni moment, zaczniesz z
niego korzystać.
— Teleportacja długoterminowa? — spytał Ron, z nieufnością
przyglądając się pismu. Uniósł brew, gdy dziewczyna szybko
schowała je pod inne dokumenty.
— To jeszcze nic pewnego — wyjaśniła.
— Ale tam coś pisało o zatrudnieniu…
— Przepraszam państwa — oznajmił blondyn, przesuwając się w
stronę wyjścia. — Załatw to szybko — rzucił przez ramię,
wychodząc z windy w towarzystwie nienawistnego spojrzenia swojej
podwładnej.
Gdy drzwi powoli zasunęły się i dwaj aurorzy nie mogli dłużej
wpatrywać się w odchodzącego Dracona, przenieśli spojrzenia na
Hermionę. Dziewczyna ścisnęła nasadę nosa i westchnęła.
— Dostałam propozycję pracy — oznajmiła po chwili ciszy.
— We Francji? — zdziwił się Harry. — Przecież dopiero co
kupiłaś dom…
— Wiem, dlatego Malfoy wystąpił z propozycją tej teleportacji.
Dzięki temu mogłabym pracować, nie rezygnując z dotychczasowego
życia.
— Malfoy? A co mu do tego?
Sekretarka nie odpowiedziała od razu, wiedząc, że złość
rozbudzona przez jej szefa z łatwością mogłaby skierować się w
stronę jej przyjaciela. Dopiero gdy poprawiła trzymane dokumenty,
przyznała:
— To właśnie on zaproponował mi pracę, Ron. I jeśli mam być
szczera, to muszę powiedzieć, że im dłużej o tym myślę,
nabieram do tego coraz większego przekonania. Zrozumcie, to zupełnie
nowe możliwości, większe wyzwania…
— Taa, bo z nim masz za lekko...
Winda ponownie zatrzymała się i Hermiona minęła przyjaciół. Nim
jednak wyszła, Harry położył jej dłoń na ramieniu i rzucił:
— To twoja decyzja. Po prostu przemyśl to jeszcze raz, zanim
podejmiesz ostateczną decyzję. Tak dla świętego spokoju, dobra?
Hermiona uśmiechnęła się lekko, czując, jak napięcie powoli
opuszcza jej ciało. Zwykła, przyjacielska troska sprawiła, że
wróciła jej zdolność racjonalnego myślenia. Żaden z nich nie
miał pojęcia o poprawie, jaka zaszła w stosunkach Granger-Malfoy
ani tym bardziej o stanowisku, jakie zaproponował jej były Ślizgon.
Gdyby była na ich miejscu również podchodziłaby do tych rewelacji
z podejrzeniem i troską.
— Znasz mnie. Do tej pory przemyślałam to już tysiąc razy —
zdążyła mu odpowiedzieć, nim winda zabrała ich na dalsze piętro.
Gdy tylko weszła do swojego biura, uśmiech na jej twarzy ustąpił
miejsca zimnej furii. Skinęła głową Ianowi, odrzuciła torebkę
na biurko i bezceremonialnie wpadła do gabinetu Malfoya.
— Jak śmiałeś?! — syknęła, gdy w końcu znalazła się z nim
sam na sam. — Osobiście chciałam im o tym powiedzieć. Poza tym
nie przypominam sobie, żebym oficjalnie podjęła jakąkolwiek
decyzję, więc nie miałeś prawa występować w moim imieniu o
nadanie tych uprawnień.
Jego opanowanie i spokój tylko bardziej ją rozjudzało. Nawet nie
podniósł głowy znad dokumentów, gdy wtargnęła do jego biura.
Dopiero gdy rzuciła mu na biurko blankiet z podaniem na
teleportację, odłożył pióro i odchylił się na fotelu,
pytająco unosząc brew.
— W czym jest problem?
— W tym, że z góry założyłeś, że przystanę na twoją
propozycję — warknęła.
— Taka praca, Granger. Trzeba z wyprzedzeniem przewidywać wiele
spraw, by móc odpowiednio się na nie przygotować — odpowiedział
nadzwyczaj spokojnie. — Musisz się jeszcze nauczyć wielu rzeczy,
jeśli poważnie myślisz o zrobieniu kariery.
— Mimo wszystko, nie miałeś prawa wtrącać się do mojego
prywatnego życia i informować o tym moich bliskich. Jeśli naprawdę
chcesz, żebym przyjęła twoją propozycję, musisz przestać
ingerować we wszystko, co nie ma podłoża czysto służbowego —
oznajmiła dobitnie.
Blondyn uśmiechnął się pod nosem i powoli skinął głową, nie
spuszczając wzroku z oczu dziewczyny.
— No — burknęła i poprawiła żakiet. — Ma pan dla mnie coś
jeszcze do zrobienia?
Malfoy rozejrzał się po gabinecie i sięgnął po teczkę.
— Tak, skonsultuj z Rogersem aneks do tej umowy.
Gdy tylko przekazał jej dokumenty, Hermiona odwróciła się na
pięcie. Zanim zdążyła postawić choćby dwa kroki, usłyszała:
— A…?
Szybkim krokiem podeszła do biurka i wyrwała mu z ręki podanie o
teleportację.
— Gdybym była jeszcze potrzebna, będę u siebie. Pomogę Ianowi
porozsyłać te dokumenty.
— Miałaś mu to zlecić — wtrącił blondyn.
— Muszę najpierw wprowadzić go w nowe obowiązki.
— Mówiłem, że będą z nim same problemy — powiedział jakby
do siebie.
— A ja mówię, że sobie poradzi. Coś jeszcze?
Choć z pozoru wyraz jego twarzy pozostał bez zmian, podświadomie
czuła, że coś go trapi. Cokolwiek to było, najwyraźniej zostało
zepchnięte na dalszy plan, gdy blondyn odchrząknął i bez słowa
wrócił do pracy. Zanim jednak Hermiona opuściła jego gabinet,
powiedział:
— Jak znajdziesz chwilę, wyślij kartkę ze świątecznymi
życzeniami do moich rodziców.
Gdy tylko usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, odrzucił pióro i
przetarł twarz dłońmi. Myślał, że przez te wszystkie lata
zdołał zdusić w sobie te dziwne uczucie, które łudząco
przypominało tęsknotę. Jednak on wiedział, że nią nie było,
bowiem nie można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało.
Nie można tkwić w czymś, co istniało tylko w jego wyobrażeniu,
nawet jeśli było wszystkim, co miał.
Wyjął z teczki szkicownik, licząc na to, że rysowanie pomoże mu
odpędzić wspomnienia, o których myślał, że już na zawsze
pozostaną w odmętach świadomości. Przejechał dłonią po jednej
ze stron i zaśmiał się gorzko, gdy uświadomił sobie, że była
ona wszystkim, o czym od dawna marzył. Czysta karta, którą mógł
nakreślić wedle swojej woli, nie będąc ograniczanym i sądzonym
przez błędy innych. Na którą nie będą patrzeć poprzez pryzmat
poprzednich, bo przecież tamte były zaledwie zniekształconymi
szkicami, a prawdziwy obraz powstaje tu i teraz.
Przygryzł wewnętrzną stronę policzka, gdy przed oczami stanęło
mu wspomnienie tamtego dnia, który uświadomił mu, że wszystkie te
piękne słowa o wybaczaniu i dawaniu drugiej szansy były tylko
pustymi frazesami, którymi ludzie karmili się, by poczuć się
lepszymi od innych. Chciał się wycofać, na powrót zatracając się
w pracy, jednak było już za późno. Wrócił wspomnieniami do
dnia, w którym na własnej skórze przekonał się, ile były warte
zapewnienia o tym, że jest dla niego szansa i nigdy nie jest za
późno, by się zmienić. Pomieszczenie wypełnił dźwięk
kruszonego grafitu.
— Zapraszam, panie Malfoy.
Skinął krótko głową pracownikowi Ministerstwa, mając
nadzieję, że lekkie drżenie rąk jest tylko tworem jego wyobraźni.
Usiadł na wskazanym przez niskiego urzędnika krześle i czekał, aż
mężczyzna skończy przeglądać jego dokumenty aplikacyjne.
— Przyzwoite osiągnięcia z SUMów, praktyka w firmie, która
jest liderem na lokalnym rynku i kurs przygotowawczy na stanowisko
młodszego radcy, ukończony z wyróżnieniem. Zgadza się?
— Tak.
— Hmmm — zasępił się mężczyzna, na powrót zaczytując
się w notatkach. W końcu, po dłuższej chwili westchnął ciężko
i oznajmił: — Pana kandydatura jest bezkonkurencyjna, ale nie mogę
panu dać tej pracy.
Młody chłopak zacisnął dłonie na poręczy krzesła. Nie tego
się spodziewał.
— Ale dlaczego? — spytał. — Przecież sam pan przed chwilą
powiedział...
— Wiem, panie Malfoy, ale wiem także, że Instytucje Zaufania
Publicznego, a co za tym idzie, osoby je tworzące muszą cechować
się nienagannością, a przede wszystkim niekaralnością. Sam pan
przyzna, że z pana życiorysem...
— Zostałem oczyszczony ze wszystkich zarzutów — odparł
szorstko blondyn, czując jak wzbiera w nim gniew. — Zarówno ja,
jak i moja rodzina.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, chowając dokumenty do teczki.
— Musi pan przecież zdawać sobie sprawę, że tak naprawdę
nie zmienia to niczego. Nawet gdyby Ministerstwo publicznie uznałoby
pana za świętego, niesmak i zła sława będą się za panem
ciągnąć jeszcze przez długi czas. Bardzo długi czas. Jeśli
mógłbym coś zasugerować... radziłbym panu poszukać pracy w
jakiejś prywatnej firmie — dodał, podając chłopakowi dokumenty.
Ten jednak ich nie przyjął. Bez słowa wstał i wyszedł z
gabinetu, ledwie nad sobą panując.
Opuścił gmach Ministerstwa, jednak nawet rześkie jesienne
powietrze nie było w stanie zniwelować uczucia duszności. Wziął
głęboki oddech, patrząc z pogardą na grupkę czarodziejów,
zmierzających do budynku. Z przymilnymi uśmiechami na
twarzach, kroczyli przez swój nienaganny świat, w którym, pomimo
zapewnień, nie było dla niego miejsca. Po raz ostatni spojrzał
tęsknie na miejsce, o którym od zawsze marzył i ruszył w
przeciwnym kierunku, oby dalej od tych kłamliwych bzdet, którymi
karmią się nawzajem, podtrzymując tę iddyllę.
Głośny trzask wypełnił ogrody przylegające do wytwornego
dworu, skąpanego w świetle być może ostatnich tej jesieni
promieni słońca. Chwilę później dołączył do niego kolejny,
gdy młody Malfoy zatrzasnął za sobą drzwi.
— Draco? Jak ci poszło? — spytała Narcyza.
Nawet się nie zatrzymał. Drzwi do jego sypialni uchyliły się,
gdy tylko wyciągnął rękę w ich kierunku. Sam nie wiedział, co
denerwowało go bardziej? Puste deklaracje Ministerstwa? Zapewnienia
rodziców, że wszystko się jakoś ułoży i nie musi oglądać się
wstecz? A może jego własna naiwność, że im w to wszystko
uwierzył?
— Wyjdź — syknął, gdy usłyszał dźwięk otwieranych
drzwi.
— Synu, co się stało?
— Powiedziałem, wyjdź!
Kobieta wzdrygnęła się, jednak nie ustąpiła.
— Może porozmawiasz z ojcem... Draco, cokolwiek się stało,
jestem pewna, że możemy ci jakoś pomoc.
Zaśmiał się szorstko.
— Wy już dość zrobiliście. Poradzę sobie bez waszych
bezcennych rad — syknął, odwracając się do niej plecami.
Jej obecność doprowadzała go do szału. Choć jej nie wiedział,
czuł, jak wpatruje się w niego z troską, za którą jednak nigdy
nie stały żadne czyny. Tak jak wtedy, gdy został Śmierciożercą.
Z jej strony mógł liczyć tylko na zlęknione spojrzenia, rzucane
ukradkiem, byle tylko nie mógł ich dostrzec. Chociaż to i tak
więcej, niż kiedykolwiek dostał od ojca. Zaślepieni żądzą
władzy i swoimi ideami nie zwracali uwagi na to, co było dobre dla
niego. A teraz, jak się okazało, było już na to za późno.
Pokręcił głową, gdy usłyszał, jak matka wychodzi. „To
takie typowe. Poczekać i obserwować rozwój wydarzeń. Może
wszystko rozejdzie się po kościach. Może nikt nie zauważy
oddziału Śmierciożerców i wynoszonych z dworu ciał. Może całe
to gówno nie będzie się za nami ciągnąć aż do śmierci”.
Opadł na łóżko, opierając przedramiona na kolanach. Odchylił
głowę, a pomieszczenie wypełnił głuchy stukot, w momencie,
w którym uderzył o wezgłowie łóżka. Podwinął rękaw koszuli i
koniuszkiem palca przejechał po wyblakłym wzorze, będącym
symbolem jego porażki. Choć dopiero zaczynał swoje dorosłe życie,
wiedział, że przegrał już na starcie. Przejechał paznokciem po
przedramieniu, zwiększając nacisk, gdy napotkał linie, które na
moment znikły, przykryte przez zaczerwienioną skórę. Zrobił to
ponownie, tym razem z większą siłą. Syknął, gdy z rozciętej
skóry wypłynęła krew. Nie przejął się tym, widząc, jak znak
zanika pod warstwą czerwieni...
— Wejść — oznajmił, słysząc ciche pukanie do drzwi.
Chwilę później do gabinetu weszła Hermiona Granger, będąca
swoistym widmem przeszłości, w której ślepo podążał za ideami
rodziny. W której tak uparcie dążył do tego, by stać się kimś,
kogo teraz szczerze nienawidził.
— ... musimy jeszcze zaktualizować harmonogram płatności na
najbliższy kwartał, zaraz zajmę się przygotowaniem wszystkich
niezbędnych dokumentów, ale obawiam się, że nie zdążymy do
przerwy świątecznej — oznajmiła, dopiero teraz zauważając
nieco nieobecny wzrok swojego przełożonego. — A tutaj mam tę
kartkę świąteczną, o którą pan prosił — dodała, wyciągając
rękę w jego stronę.
— Dobrze, Granger, cokolwiek kupiłaś będzie dobre.
— Tak, ale tu jest miejsce na życzenia — zaczęła niepewnie,
podsuwając mu kartkę pod nos.
Nie kryjąc niezadowolenia, podniósł ją na wysokość oczu.
— Tu już są życzenia, Granger — oznajmił krótko. — Całkiem
przyzwoity wierszyk.
— Tak, ale jest też miejsce na coś bardziej osobistego.
Blondyn odrzucił kartkę na blat i odchylił się na krześle.
Doskonale wiedział, co dziewczyna próbuje zrobić. Przez ten krótki
czas ich współpracy zdążył przywyknąć do tego, że Hermiona
Granger nigdy nie przepuściła okazji do pomocy, nawet jeśli byłaby
ona daremna. Nie wiedział tylko dlaczego postawiła sobie za punkt
honoru pogodzić go z rodziną.
— Czyżby mnie pamięć myliła? Bo odnoszę dziwne wrażenie, że
jeszcze dziś rano wymogłaś na mnie, byśmy nie ingerowali w
sprawy, które nie mają służbowego podłoża — oznajmił,
wspierając podbródek na palcach. Uniósł brew, widząc jej
zakłopotanie. Ku jego niezadowoleniu, było ono tylko chwilowe.
— Niech to będzie rekompensata za tamto... jako nowe otwarcie
współpracy.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem, każde licząc na to, że
druga strona ustąpi. W końcu Draco sięgnął ponownie po niewielką
karteczkę, a Hermiona z horrendalnym wysiłkiem próbowała utrzymać
niewzruszony wyraz twarzy... przynajmniej do czasu, kiedy jej
przełożony chwycił pióro i pochylił się nad świąteczną
pocztówką. Gdy minęło poczucie tryumfu, dziewczyna zaczęła się
zastanawiać, czy nie powinna zapewnić mu choć odrobiny prywatności
w czasie, gdy będzie starał się przekazać w tych kilku słowach
wszystko to, czego nie mówił im od lat. Widząc, jak blondyn
kilkukrotnie zabiera się do pisania, postanowiła zostawić go
samego. Nie zdążyła nawet się odwrócić, gdy krótkim,
zamaszystym ruchem napisał: „D”
i wręczył jej kartkę.
„D”. Tylko na tyle było go stać po
latach odizolowania od rodziny.
„Cóż, państwu Malfoy musi to wystarczyć.”
— Coś nie tak? — spytał, widząc, jak Hermiona lustruje
pocztówkę.
— Nie, wszystko świetnie — odparła szybko. — Może nie tak
świetnie, ale całkiem dobrze. Pójdę to wysłać — wypaliła,
zanim zdążyłby zmienić zdanie. Albo ją zwolnić. Znowu.
Wróciła do swojego biurka, włożyła kartkę do ozdobnej koperty i
oznaczyła ją nowym adresem państwa Malfoy. Z poczuciem dobrze
wykonanego zadania wstała i podała kopertę Ianowi.
— Ale jesteś absolutnie pewna, że poradzisz sobie sama? —
spytał nieco nerwowym tonem, poprawiając za duże okulary.
— Tak, nie ma sensu, żebyśmy oboje siedzieli w biurze, kiedy
wszyscy inni myślami są już przy świętach.
Po wysłuchaniu serii podziękowań i obietnicy otrzymania
świątecznego placka dyniowego wedle przepisu samej praprababki
chłopaka Hermiona w końcu została sama. Nie chcąc stracić ani
chwili od razu zabrała się za opracowanie wstępnego harmonogramu.
Westchnęła ciężko, widząc, jak wiele pracy jest jeszcze przed
nią i zbliżyła różdżkę do kubka, z którego po chwili zaczęła
wydobywać się aromatyczna para.
Kilka godzin później przetarła oczy, chcąc odpędzić znużenie.
Choć zostało jej już niewiele do zrobienia, nie była w stanie się
skupić, myślami będąc już przy świątecznych porządkach,
gotowaniu i zasłużonym odpoczynku. Gdy zegar wybił siedemnastą,
zaczęła porządkować swoje biurko, mając nadzieję, że Malfoy
okaże jej choć trochę dobrej woli i wypuści ją z pracy o
przyzwoitej porze. Już miała do niego iść, gdy w drzwiach do jej
biura stanęła kobieta, której nie widziała od lat.
Narcyza Malfoy niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu,
zatrzymując wzrok na zamkniętych drzwiach, za którymi znajdował
się gabinet jej syna. Niewiele się zmieniła od czasu ich
ostatniego spotkania, choć jej czoło szpeciła podłużna
zmarszczka, jakby nieustannie rozmyślała o czymś, co nęciło jej
spokój. Nie trudno było odgadnąć, co, a raczej kto był tym kimś.
— Jest u siebie? — spytała bez słowa wstępu, z utęsknieniem
patrząc na drzwi, odgradzające ją od syna. Położyła na biurku
Iana ozdobnie zapakowaną paczkę i wyczekująco spojrzała na
Hermionę.
Dziewczyna nerwowo oblizała wargę, nie wiedząc jak się zachować.
Dziwnie było patrzeć na Narcyzę po tylu latach i mieć świadomość,
że to od niej zależy, czy matka i syn w końcu się spotkają.
Mogła ją wpuścić i pozwolić, by każde powiedziało swoje, ale
wiedziała, że nie ma prawa ingerować w życie Dracona, tym
bardziej że nie wiedziała, co dokładnie zaszło w rodzinie
Malfoyów. Poza tym doskonale pamiętała, co się stało, gdy w
podobny sposób Parvati wprowadziła tam Gabrielle.
„Ale czy mam prawo zabronić matce zobaczyć syna?”
— Tak, ale prosił, aby mu nie przeszkadzać — odpowiedziała
wymijająco. — Proszę poczekać, powiem, że pani przyszła.
Z ciężkim sercem weszła do biura Malfoya, zamykając za sobą
drzwi. Oparła się o nie i czekała aż ten zechce zwrócić na nią
swoją uwagę. Jak na złość stało się to dość szybko.
— Dobrze, że jeszcze jesteś, Granger — oznajmił, zakreślając
coś na pergaminie. — Mam ci coś ważnego do zakomunikowania...
— Ja też — wtrąciła niepewnie.
— Skończyłaś już ten harmonogram? Dobrze by było, żebym
dostał go jeszcze dziś, będę miał czas przyjrzeć się
wszystkiemu w czasie świąt...
— W poczekalni jest twoja matka.
Jej słowa zawisły pomiędzy nimi, a Hermionie nie zostało nic
innego, jak tylko czekać aż runą, wzburzając lawinę. Chłód
obecny na twarzy Malfoya nie wróżył nic dobrego.
— Nie mam teraz czasu.
— Ale ona tam jest... — Hermiona spróbowała wpłynąć na jego
decyzję, wiedząc, że w innym wypadku będzie musiała odprawić
Narcyzę z kwitkiem.
— Nic mnie to nie obchodzi — syknął. — To miejsce pracy, a
nie spotkań towarzyskich.
Dziewczyna zerknęła na drzwi, wahając się między wykonaniem
polecenia a wpuszczeniem tu Narcyzy. Wcale nie chciała bawić się w
super bohaterkę, która pragnie połączyć rozbitą rodzinę. Nawet
nie lubiła na tyle swojego przełożonego, by za wszelką cenę
chcieć próbować mu pomóc, ale cała ta sytuacja wywoływała w
niej żal.
— Co mam jej powiedzieć?
— Cokolwiek.
Skinęła głową i wróciła części dla sekretarek. Gdy napotkała
spojrzenie Narcyzy, niemal niezauważalnie pokręciła głową.
Spodziewała się protestów albo tego, że kobieta wyminie ją i po
prostu wparuje do środka, jednak arystokratka zacisnęła swoje
blade wargi, zapewne by ukryć ich drżenie.
— Ma bardzo dużo pracy — oznajmiła Hermiona, próbując jakoś
wytłumaczyć zachowanie swojego szefa.
— Rozumiem. Mogłabyś mu to przekazać? — spytała, wskazując
na paczkę. Po raz ostatni tęsknie spojrzała w stronę drzwi i
łamiącym się głosem powiedziała: — Powiedz mu, że razem z
ojcem życzymy mu wszystkiego, co najlepsze. Tobie również.
Chwilę później już jej nie było. Hermiona odchrząknęła i ze
złością spojrzała na samotną paczkę. Przynajmniej tyle mogła
zrobić, by panicz Malfoy poczuł choć odrobinę wyrzutów sumienia.
Bez zastanowienia porwała ją z biurka i weszła do gabinetu
Dracona. Prychnęła pod nosem, zastając go, czekającego pod
drzwiami.
— Twój prezent świąteczny — oznajmiła oschle, wciskając mu
paczkę do rąk.
Nawet jeśli w pierwszej chwili przeszło mu przez myśl, by jej nie
przyjąć, zmienił zdanie pod wpływem natarczywego spojrzenia
Hermiony. Odłożył pakunek na stolik i rzeczowym tonem zapytał:
— Nie wyjeżdżasz nigdzie na święta?
— Nie, a bo co?
Blondyn podszedł do biurka i podniósł jeden z pergaminów. Skinął
dziewczynie głową, by do niego podeszła i powiedział:
— Tu jest lista spraw, które muszą być uregulowane do końca
miesiąca. Nie ukrywam, że bez twojej pomocy będzie to nieosiągalne
— wyjaśnił.
— Chyba nie myślisz, że będę pracować w święta, Malfoy!
Specjalnie przepracowałam cały weekend, żeby mieć spokój na te
kilka dni!
Uniósł brew, a dziewczyna bąknęła pod nosem słowa przeprosin.
— Postaram się zrobić w czasie świąt jak najwięcej, ale będzie
mi potrzebna twoja pomoc — widząc, jak w jej oczach pojawiają się
niebezpieczne błyski, dodał: — Dwa, może trzy dni po przerwie
świątecznej...
— Przykro mi, ale mam już plany. Poza tym wzięłam na te dni
urlop, sam podpisywałeś te papiery.
— A czy nie możesz tak zorganizować sobie tych dni, by móc
przyjść do pracy na kilka godzin? Zapłacę.
Hermiona przygryzła wargę. Choć obecnie najchętniej zdrowo
kopnęłaby go w tyłek, nie zamierzała zostawiać go samego z
pracą. W końcu oboje byli odpowiedzialni za organizację sympozjum.
— Może i bym mogła, z racji tego, że w Ministerstwie będzie
mniej osób, ale...
— Dzięki, Granger. Możesz już iść, sam dokończę ten
harmonogram.
Przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa. Arystokrata
zastanawiał się, o czym myślała, jednak cokolwiek to było,
roztropnie zachowała to dla siebie. Skinęła głową i zostawiła
go samego.
A jednak nie był całkiem sam. Powoli zerknął przez ramię na
paczkę. Nie chciał jej, a sam jej widok sprawiał, że lodowate
dreszcze strachu spływały mu po karku i sunąc dalej w dół,
zdawały się zostawiać głębokie bruzdy na jego plecach.
Wyprostował się, w dwóch krokach doskoczył do stolika i wyrzucił
prezent do kosza. Dokończył swoją pracę, w pośpiechu porwał
teczkę i już miał wychodzić, gdy popełnił błąd i spojrzał na
porzuconą paczkę. Przeklinając, chwycił ją i opuścił biuro.
Gdy wrócił do apartamentu, zajmował się wszystkim, byle tylko
odwlec w czasie otwarcie przesyłki. Pracował nad sympozjum, napisał
list do wuja Cyriusa, a nawet porwał się na samodzielne
przygotowanie obiadu, co zaowocowało rozciętym palcem, nieco
rozmiękłym ryżem i zabrudzonym blatem. Gdy zrobił już wszystko,
co mógł zrobić, usiadł na przeciwko rzuconej na podłogę paczce.
Wpatrywał się w nią, raz zgrzytając zębami, raz przeczesując z
roztargnieniem włosy, aż w końcu szarpnięciem rozdarł ozdobny
papier i otworzył pudło.
Rozchylił wargi na widok jego zawartości i niemal bezwiednie
sięgnął po ołówki, pędzle i inne przyrządy malarskie,
wszystkie z górnej półki. Z ciekawością przyglądał się każdej
pojedynczej rzeczy, na chwilę zapominając, co tak naprawdę ogląda.
Do czasu, aż nie wyłowił wzrokiem koperty. Przez chwilę wahał
się, jednak wyjął również i ją. Muskając kciukiem ślady
atramentu, z beznamiętną miną wpatrywał się w przestrzeń. Widok
znajomego pisma wyzwolił w nim wściekłość. Przed oczami stanęły
mu obrazy z Malfoy Manor i panoszącego się w nim Voldemorta. Powoli
obracającą się nad stołem Charity Burbage. Jej martwe ciało, z
hukiem upadające na stół, tuż przed nim... i niewielki
kieszonkowy zegarek, który wypada z kieszeni jej swetra, ląduje na
podłodze i toczy się do jego stóp.
Rodzice nie robili nic. Przez cały ten czas nie robili nic, jedynie
uciszając go z przestrachem w oczach, gdy kilkukrotnie przyłapali
go na płaczu.
Dobrze wiedział, że czytanie tych marnych wypocin nie przyniesie mu
nic prócz bólu, a jednak otworzył kopertę i zaczął śledzić
wzrokiem tekst.
Draco,
Chyba
nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak długo zastanawiałam
się nad tym, jak zacząć ten list. Co byłoby dobre, odpowiednie. I
kiedy tak układałam coraz to nowe zdania, mimowolnie przypomniałam
sobie wszystkie te listy, które razem z ojcem wysyłaliśmy ci
podczas twojego pobytu w Hogwarcie —
szczególnie w tych pierwszych latach, kiedy po raz pierwszy
opuściłeś rodzinny dom na tak długo. Wróciło uczucie
niewyobrażalnej tęsknoty, którą czułam po zaledwie kilku dniach
twojej nieobecności. Po kilku dniach bez twojej krzątaniny po domu,
wybryków, które przyprawiały mnie nieraz o ból głowy czy też
tego, jak krzywiłeś się za każdym razem, gdy chciałam cię
przytulić. Brakowało mi tego wtedy i brakuje teraz.
Chciałabym
ci powiedzieć o tak wielu sprawach, za jeszcze więcej rzeczy
chciałabym Cię przeprosić, ale nawet nie mam pewności, czy
przeczytasz ten list. Czy nie wyląduje w kominku, dzieląc los
swoich poprzedników. Jednak pomimo to, że wiem od Cyriusa, jak
stronisz od jakiegokolwiek kontaktu z nami, podejmę tę próbę —
tę i każdą kolejną, bo głęboko wierzę, że kiedyś coś
sprawi, że otworzysz kopertę i dasz mi szansę wszystko naprawić.
Wiem,
że nie stworzyliśmy ci z ojcem prawdziwego domu. Takiego, w którym
czułbyś się bezpiecznie i do którego chciałbyś z utęsknieniem
wracać. Wiem, że zawiedliśmy jako rodzice i jako ludzie. Że
spadło na Ciebie jarzmo naszych czynów. Że musiałeś płacić za
nasze błędy. Teraz je rozumiem i szczerze ich żałuję. Jestem
pewna, że ojciec także, jednak jest zbyt dumny, by się do tego
przyznać. Pewnie mi nie uwierzysz, ale wasze spotkanie
w Ministerstwie bardzo go poruszyło.
Przez
te wszystkie lata zastanawiam się, jaki jesteś. Kim stał się mój
Draco. Co lubisz jadać na śniadanie i czy nadal potajemnie marzysz
o stworzeniu swojej własnej drużyny Quidditcha, która już w
pierwszym sezonie zdobędzie mistrzostwo Wysp. Czekaj, jak miała się
nazywać? Ach, tak: Zaczadziałe kociołki. Ostatnio nawet podczas
pakowania rzeczy do przeprowadzki znalazłam godło drużyny,
narysowane przez Ciebie dziecięcymi farbkami. Może wydawać Ci się
to śmieszne, ale zabieramy je ze sobą do nowego domu —
będzie tam na Ciebie czekać —
tak samo, jak my.
Nie
miej za złe Cyriusowi tego, że dał nam znać, co u Ciebie słychać.
Chce dla Ciebie jak najlepiej i nawet nie wiesz, jak bardzo jestem mu
wdzięczna za to, że opiekował się Tobą przez te wszystkie lata —
choć nie raz przeklinałam go w myślach za to, że skrupulatnie
odmawiał udzielenia nam jakichkolwiek informacji na Twój temat.
Mam
nadzieję, że prezent przypadnie Ci do gustu —
Cyrius wspomniał o tym, że w wolnych chwilach lubisz malować.
Bardzo
chciałabym móc Cię w końcu spotkać —
zobaczyć na własne oczy tego dostojnego, poważnego mężczyznę, o
którym opowiadał mi Twój ojciec. Wiem jednak, że może być
jeszcze na to zbyt wcześnie. I całkowicie to rozumiem. Proszę Cię
tylko o jedno: o twoje zdjęcie. Zdjęcie prawdziwego Ciebie,
uśmiechniętego, w ramionach ukochanej dziewczyny, a nie
dystyngowanego urzędnika, którego podobiznę udało mi się
wychwycić w relacjach prasowych.
Całuję,
Mama
Jeszcze długo po przeczytaniu listu, Draco siedział na podłodze,
ściskając pergamin w dłoni. Słowa matki rozbrzmiewały mu w
głowie, zupełnie jakby stała tu przed nim i mówiła to wszystko,
o czym pisała.
Nie wierzył w to. Nie wierzył, by ot tak się zmienili, że
zrozumieli, co mu zrobili i szczerze wszystkiego żałowali. Dla
niego byli potworami i wolałby stać i oglądać na własne oczy,
jak Gabrielle zdradza go z Nickiem, niż się z nimi spotkać.
A jednak wstał, wyrwał ze swojego dziennika kartkę i zapakował ją
do koperty, wysyłając matce jeden ze swoich autoportretów.
Obserwował, jak sowa znika w ciemnościach, udając przed samym
sobą, że nie czuje, jak jego oczy stają się coraz bardziej
wilgotne.
***
Po dniach spędzonych w swoim apartamencie Draco naprawdę cieszył
się z powrotu do pracy i wizji nieprzespanych przez nią nocy. Tak
jak mówiła Hermiona, większość pracowników wzięła dodatkowe
dni wolne, by przedłużyć czas pustych rozmów i objadania się
wypiekami. Wszystko wskazywało więc na to, że on i jego przyszła
asystentka będą mieli sporo do roboty, zwłaszcza że Aiden Rogers
wyjechał na parę dni w sprawach biznesowych. Draco nie zdziwiłby
się, gdyby po powrocie Ministerstwo poznało jego nową kochankę.
— Gran... ger — dokończył wolno, z niezadowoleniem spoglądając
na jej puste biurko.
— Wyszła na chwilę, musiała skoczyć do sklepu.
Blondyn odwrócił się i spojrzał na Iana, który niemal wyskoczył
zza swojego stanowiska. Nerwowo poprawił okulary i zerknął na
drzwi do gabinetu Malfoya.
— Do sklepu — powtórzył Draco, pocierając podbródek.
Westchnął, jednak nie skomentował tego, pamiętając o tym, że
sekretarka teoretycznie miała urlop. Skinął głową i ruszył
przed siebie.
— Proszę pana! — wrzasnął rudzielec, gdy blondyn już miał
naciskać klamkę.
— Może te spody od słoików nie są dla ciebie wystarczające,
ale powinieneś wiedzieć, że jestem niewiele starszy od ciebie i
nie ma potrzeby wydzierać się jakby ktoś nastanął ci na jaja,
MacPhee.
— Oczywiście, przepraszam — wybąkał Ian, czerwieniąc się po
same koniuszki uszu.
Draco czekał, aż chłopak powie, o co chodzi, ten jednak milczał,
przestawiając z nogi na nogę tak szybko, że można było odnieść
wrażenia, że zaczął tańczyć przed przełożonym.
— Powiesz wreszcie, o co chodzi? Czym może najpierw dokończysz
robienie dziury w podłodze?
— Chodzi o to... — wyjąkał Ian — że... ktoś zapomniał
zamknąć okna w pańskim gabinecie! Tak! — wykrzyknął, szybko
podchodząc do Dracona i ujmując jego łokieć. — Niech pan tam
jeszcze nie wchodzi, jeszcze się pan przeziębi — dodał,
odciągając go od drzwi.
Arystokrata zmarszczył brwi, zbyt zaskoczony zachowaniem rudzielca,
by cokolwiek powiedzieć. Wciągnął głęboko powietrze, jednak nie
wychwycił charakterystycznej woni alkoholu.
— Dziękuję... za... troskę — warknął, wyszarpując swoje
ramię z uścisku. — Poradzę sobie.
— Ale niech pan tam nie wchodzi — jęknął niemal płaczliwie
MacPhee.
Draco zignorował go, wszedł do środka i z hukiem zatrzasnął
drzwi.
— Banda wariatów — burknął, podchodząc do biurka.
Odkładając teczkę, kątem oka zobaczył, że zostawione tu
dokumenty zostały przez kogoś zniszczone. Zacisnął gniewnie zęby
i porwał jedną z kartek, jednak szczeka mu opadła, gdy zobaczył
wymalowane na niej serduszka. Szybko chwycił kolejną i wytrzeszczył
oczy na coś, co przypominało połączenie wieloryba i jednorożca.
— Granger? — wyszeptał z niedowierzaniem.
Prócz niego, tylko ona i Rogers mieli dostęp do gabinetu. Tylko
dlaczego jego sekretarka ćwiczyła swoje marne umiejętności na
ważnych dokumentach?
— Nie wolno mówić do kogoś po nazwisku — oznajmił dziecięcy
głos poważnym i rzeczowym tonem. — To bardzo niekulturalne.
Draco momentalnie odwrócił się i z przerażeniem zrobił krok w
tył, lądując na fotelu.
— Co do...?
Ave my!
Rozdział dodany z poślizgiem, ale zdążyłyśmy się już odzwyczaić od sprawdzania 40-stronicowych tworów i najzwyczajniej w świecie nie zdążyłyśmy go dodać. Postaramy się, żeby następny był krótszy :)
Rozdział rzucił nieco więcej światła na postać Dracona, ale światło to raczej było wątłe, bo znacznie więcej dowiemy się w bliżej nieokreślonej przyszłości. No ale zarys ogólny jest, no i w końcu się wyjaśniło co to za zegarek, który zdaje się intrygował większość z Was.
Jak myślicie, kogo zastał w swoim gabinecie Malfoy? Prawidłowa odpowiedź zostanie nagrodzona wirtualnie przesłanymi buziakami :)
Oczywiście wizerunek Vincenta możecie podziwiać w Dzienniku Dracona Malfoya.
Jakoś dzisiaj nasze mózgi pracują jak roboty i nie jesteśmy w stanie złożyć ładnego zdania. Także żegnamy się i uciekamy na zakupy ("O zgrozo, jak ja nie znoszę zakupów").
Rozdział dodany z poślizgiem, ale zdążyłyśmy się już odzwyczaić od sprawdzania 40-stronicowych tworów i najzwyczajniej w świecie nie zdążyłyśmy go dodać. Postaramy się, żeby następny był krótszy :)
Rozdział rzucił nieco więcej światła na postać Dracona, ale światło to raczej było wątłe, bo znacznie więcej dowiemy się w bliżej nieokreślonej przyszłości. No ale zarys ogólny jest, no i w końcu się wyjaśniło co to za zegarek, który zdaje się intrygował większość z Was.
Jak myślicie, kogo zastał w swoim gabinecie Malfoy? Prawidłowa odpowiedź zostanie nagrodzona wirtualnie przesłanymi buziakami :)
Oczywiście wizerunek Vincenta możecie podziwiać w Dzienniku Dracona Malfoya.
Jakoś dzisiaj nasze mózgi pracują jak roboty i nie jesteśmy w stanie złożyć ładnego zdania. Także żegnamy się i uciekamy na zakupy ("O zgrozo, jak ja nie znoszę zakupów").
[Blog bierze udział w inicjatywie Katalogu Granger pod chwytliwą nazwą "Promujemy Świeżaki" Jeśli znajdziecie chwilkę, możecie wpaść o TUTAJ i dowiedzieć się, z czym to się je. A jeżeli wasze pokłady wolnego czasu są nieograniczone... bo na przykład jesteście emerytami, to możecie też zapoznać się ze wszystkimi zgłoszonymi do zabawy opowiadaniami i w tej oto ANKIECIE wyrazić swoją opinię.]
Nie skracajcie kolejnego rozdziału, taka długość bardzo pasuje i dostarcza wiecej radości oraz frajdy z czytania :D
OdpowiedzUsuńVincenta od razu polubiłam i wydaje mi sie, że już tego nie zmienię ;pp
Patil nareszcie dostała za swoje i mam nadzieję, że już więcej nie będę musiała patrzeć na tego babsztyla.
Co do Gabrielle to nie lubie jej jeszcze bardziej niż wcześniej i obawiam się, że rzeczywiście może zaszkodzić Hermionie i to bardzo. W ogóle to tak sie uśmiałam przy czytaniu tego rozdziału!!!!!! Uśmiech nadal nie schodzi mi z twarzy od momentu pojawienia się go, ale scena z dwoma nagimi paniami była bezcenna.
Podoba mi się ukazanie relacji, a raczej jej braku między Draconem a jego rodzicami. :D
Strasznie mnie ciekawi to kogo ujrzał Malfoy w swoim gabinecie. Gabrielle mi tu nie pasuje i skłaniam się do tego, że to była jednak Hermiona jakimś cudem w wieku dziecięcym xdd
Życzę weny i przesyłam buziaki ;*
Chociaż nie czekajcie, bo niby jakim cudem to miałaby być młoga Gryfonka? (to głupie) Własnie jak opublkiowałam ten kometarz uzmysłowiłam sobie, że to co napisałam jest nieprawdopodbne i może to rozwiazanie tej zagadki będzie trafniejsze.
UsuńOtóż po chwili namysłu przypomniałam sobie, jeszcze jedną postać, o której nic nie wiemy. Pewnie to ta Mała, która jest u Margaret. Wydaje mi się że to jakaś rodzina Hermiony, ale chyba raczej nie siostra bo tak to by raczej spędziła Święta wraz z rodzicami, może to jej jakaś kuzynka? W każdym razie to ciekawa kwestia. Jeśli to prawda to coś czuję, że Hermiona dostanie niezłą reprymendę, strach ścisnął me serce na myśl o tym co może zrobić Malfoy.
WOW. Rozdział powalający, nie tylko długość ale rowniez niesamowicie ciekawy. Bardzo przyjemnie się czytało, a pewnymi momentami uśmiech tak mi się cisnął na twarz, że aż nie mogłam się powstrzymać. Relacja Draco-Hermiona rozwija się, ale bardzo fajnie, powolutku. Cholernie mnie ciekawi kwestia osoby, która "napadła" na biuro Malfoya. A może to mały James haha? Nie mam pojęcia, ale jeśli widzę tylko u Was nowy rozdział banan na twarzy się pojawia! Super pomysły, treść, sposób pisana. Jestem w Was absolutnie zakochana. I jaka konsekwencja! Super, tak trzymać. Daleko znajdziecie z takim fajnym podejściem. Co mogę więcej powiedzieć? Ubostwiam Was, czekam na kolejny rozdział. Niech wena będzie z Wami i powodzenia w tygodniu, bo pewnie kupę roboty macie ��
OdpowiedzUsuńPozdrawiam jeszcze raz!
- N.
#ŚwieżakiKG
OdpowiedzUsuńDobra, czas na ostatnie opowiadanie z akcji Świeżaków! „Polowanie na czarownice” zostawiłam sobie na koniec, widząc że publikujecie naprawdę długie rozdziały i chcąc je przeczytać na spokojnie.
Na początku muszę przyznać, że najbardziej byłam zaintrygowana opisem, bo z podobną historią ZDECYDOWANIE nigdy nie miałam do czynienia. Byłam więc bardzo strasznie ciekawa, jak do tego wszystkiego dojdzie; i jak widzę, na razie wprowadzacie nas w całą akcję, przedstawiacie bohaterów, relacje między nimi, z czego jestem naprawdę szczęśliwa, bo daje nam to jakiś obraz do późniejszych wydarzeń.
Uwielbiam Waszego Malfoya! Jest taki chłodny, zdystansowany, sarkastyczny... W prawdziwym życiu nie znoszę takich facetów, no ale halo, Malfoy to Malfoy. :D W niektórych momentach, mimo że Gabrielle to straszna... (wstawić odpowiednie słowo), to było mi jej szkoda, ale można by rzec, że sobie zasłużyła. Jeśli chodzi jednak o scenę w łazience razem z nią i Hermioną w roli głównej... płakałam ze śmiechu! Obawiam się, że mama zaczęła podejrzewać mnie o jakieś problemy psychiczne, ale co mam poradzić, skoro ta scena była tak komiczna. :D
Są postacie których nie znoszę ze względu na ich charakter (na przykład Parvati), ale są też te, które uwielbiam — czyli mały James! Uwielbiam tego brzdąca i jak tylko o nim myślę, to od razu na mojej buźce pojawia się uśmiech. No kocham małe dzieci, co poradzić.
Tworzycie genialne, czasem zabawne dialogi, pasujące do każdej sytuacji, aż buzia się cieszy, kiedy takie dobre opowiadanie pojawia się w blogosferze.
W każdym razie — jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko dalej będzie wyglądać, jak postanowicie rozegrać akcję i jak dojdzie do ujawnienia magicznego świata. Ach, zacieram ręce i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Może i rozdziały są bardzo długie, ale za to jakie pełne akcji!
Powodzenia w pisaniu!
M.
Czytałam kilka godzić na zmiane z obowiązkami domowymi ale przeczytałam i może się powtarzam ale jesteście rewelacyjne. A co do gościa Malfoya to sądzę że to mały Potter. Pozdrawiam cieplutko w te zimne dni. 😊
OdpowiedzUsuńJeszcze przypomniała mi sie ta dziewczynka ... w sumie to już bardziej ją bym obstawiała skoro rodzice granger jej nie zabrali... no już sama nie wiem.
UsuńTak, to musi być ona! Na 100%
UsuńZaznaczę od razu, że czytając rozdział co jakiś czas myślałam "o, mam już to od czego zacząć komentarz" tyle tylko, że po lekturze sama już nie wiem od czego zacząć, tyle tego było :) Ale to dobrze, bo tyle się działo, że nie sposób było się oderwać - chociaż niestety dwukrotnie musiałam (przez telefon, który od kilku dni mnie bojkotuje), no i dopiero teraz znalazłam chwilkę na to, by coś naskrobać :)
OdpowiedzUsuńNo to może na początek tytułowe "Blizny". Naprawdę szkoda mi było Dracona, na pewno nie było mu łatwo i na pewno nie jest łatwo teraz, zwłaszcza po tylu latach bez żadnego kontaktu z rodziną. Co by nie mówił i nie robił pewnie ciężko to przeżywa no i dał o tym znać choćby wysyłając matce ten rysunek. Mam nadzieję, że to był pierwszy krok do pogodzenia się z rodzicami, bo chłopak oprócz pracy nie ma w swoim życiu zbyt wiele. Trochę to smutne i nic dziwnego, że jest, jaki jest. Martwię się tylko czy zdąży się dogadać z rodzicami, bo przecież do polowania zostało już niewiele czasu i obawiam się trochę tego, że później może już nie być okazji. A scena z wizytą Narcyzy w jego biurze była taka hm... ciężka i przygnębiająca jak pogoda za oknem. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co ta kobieta musiała czuć wiedząc, że kilka metrów dalej jest jej syn. Dracona pewnie też to obeszło bo przecież nie mógł usiedzieć za biurkiem... więc może jeśli Hermiona pomimo jego polecenia wpuściła ją do środka zdołaliby się dogadać. No ale tego już się nie dowiemy.
No ale pewnie nie byłybyście sobą, gdybyście do jednego rozdziału nie wplotły obok dość cięższych tematów akcji w paryskiej łazience :D (i bardzo dobrze, bo w innym wypadku tego depresyjnego nastroju nie byłoby w stanie poprawić nawet kakałko). Mydlany Mściciel jest HITEM rozdziału! Absolutny zwycięzca, chociaż zwolnienie Patil i ciasteczko po tym też było niczego sobie :)
Vincent to niezłe ciacho, w dodatku z interesującym darem, także mam nadzieję, że poświęcicie mu nieco więcej uwagi w kolejnych rozdziałach :)
No i została sprawa, która będzie mi zaprzątać głowę przez cały następny tydzień, czyli ten KTOŚ. Na początku myślałam, że to nasz kochany urwis James... ale on chyba jeszcze nie mówi zbyt płynnie. Jakieś podejrzenia mam i czuję, że z tej niezapowiedzianej wizyty może wyniknąć niezły galimatias. Uciekam spać, licząc na to, że przyśni mi się Vincent :) Pozdrawiam i życzę dużo weny, K.
Witam :)
OdpowiedzUsuńRozdział - cudo. Długość idealna i jeżeli mogę coś dodać to nie zgadzam się na krótsze rozdziały - ba jestem przeciwna! Jak trzeba będzie zrobię petycję o to, żeby minimalna długość rozdziału to było 30 stron :)
No to teraz przejdźmy do konkretów. Od czego by tu zacząć? Logicznie by było od początku, ale tyle się wydarzyło w tym rozdziale, że już sama nie wiem. Może jakoś wątkami uda mi się z grubsza powiedzieć, co mi na sercu siedzi.
Patil - no cóż... jestem rozczarowana, że ta flądra jeszcze stąpa po ziemi... No, ale jakoś zrekompensowałyście mi to tym, że została zwolniona i tak cudownie potraktowana przez Draco. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że tak szybko ją zwolni - myślałam, że specjalnie ją zostawi, żeby patrzeć jak dopieka Granger. Jednak.. no cóż pan Malfoy mnie zadziwił. Czy po za tym, że była pustakiem mogę już zacząć się doszukiwać innych powodów dla których ją zwolnił? Chyba za szybko, żeby mieszać w to jakieś głębsze uczucia.
Gabrielle - ta to ma tupet. No po prostu nie. Nie daruję Wam jak jej nie "uszkodzicie" jakoś w znaczącym stopniu. Strasznie działa mi na nerwy. Jest natrętna. Strasznie natrętna. Mściwa. Bezczelna. Jednak sytuacja w łazience - mistrzostwo. Nie sądziłam, że tak szybko Draco z Hermioną będą mieli „bliższe” spotkanie. Jakaś nagość. Takie tam. Niemniej jednak… Panie Malfoy, co to za bezczelne obmacywanie NAGIEJ sekretarki? Z racji tego, że Draco jest zdrowym i rasowym mężczyzną wnioskuję, że spodobało mu się dotykanie Granger - chyba się nie mylę prawda? :D Nie mogę się doczekać tego, jak kiedyś (o ile będą mieli takową okazję - tfu muszą mieć taką sposobność ) będą już w jeszcze bliższych kontaktach i wtedy znajdą się w podobnej sytuacji… Rozmarzyłam się. Bardzo. Za bardzo. No, ale o tym mam nadzieję jeszcze kiedyś porozmawiamy :D Wydaje mi się, że przez takie nachodzenie Gabrielle i to, że Draco chce jej dopiec relacja pomiędzy Hermioną a Draco narodzi się szybciej i intensywniej. Obym miała rację :D
Vincent - po pierwsze uwielbiam Iana więc jak zobaczyłam że wygląd Vincenta to wygląd Iana to tym bardziej się rozmarzyłam. Coś mi się wydaje, że Vincent może próbować jakoś zbliżyć się do Granger. W późniejszych rozdziałach może wyniknąć z tego ogroooomna rywalizacja pomiędzy Draco a nim. Oczywiście nie ma on najmniejszych szans przy Draco. Jednak jakoś coś mi podpowiada, że może być niezły trójkąt. Oj zdecydowanie niezły. Sytuacja z pokoju sekretarek. Umarłam. Kilka razy. Nie ma co - zrobił piorunujące pierwsze wrażenie na Granger. Bardzo kulturalnie z nim postąpiła - ja na jej miejscu pewnie rzuciłabym mu się do aorty i ją przegryzła ( nie dziwcie się - pandy są wyjątkowo agresywnymi zwierzętami. Podobno głodna niekarmiona panda może zjeść człowieka - ale takie rzeczy dzieją się tylko w Chinach. Jeszcze jesteśmy w Polsce więc się nie obawiajcie mnie :D ). Zaskoczyła mnie rozmowa pomiędzy Draco i Vincentem. Nie sądziłam, że Draco przyjmie to wszystko tak normalnie. Myślałam raczej, że jak Vincent zacznie komplementować Granger to on wyskoczy z jakimś tekstem typu „upadłeś z bardzo wysoka” albo „zainwestuj w okulary” - tymczasem on siedział i nic się nie odzywał. A jak wszyscy wiemy milczenie oznacza że się z kimś zgadzamy. No no Malfoy - DO DZIEŁA!
Wydaje mi się, że do współpracy we Francji nie dojdzie - nie zrozumcie mnie źle, ale wydaje mi się, że jak już to nie będzie to na takich zasadach jak to przedstawiacie. Oczywiści do tego jeszcze wiele rozdziałów przed nami, ale jakoś tak pomyślałam, że nie wydaje mi się. Pewnie się mylę, ale takie jest moje odczucie. Nie wykluczam tego, że Hermiona zamieszka we Francji albo Malfoy w Londynie. Wszystko zależy od tytułowego polowania na czarownice. Na razie nie jestem sobie w stanie wyobrazić polowania… Na czym będzie polegało ratowanie świata magii. Jak daleko wstecz trzeba będzie się przenieść - może do czasów Hogwartu? Kto to wie… Może jeszcze do czasu przed Voldemortem?
W końcu rozwiązałyście tajemnicę zegarka! Nie myślałam, że tak się to wyjaśni - liczyłam na jakąś zagadkową historię, gdzie każdy będzie musiał się domyślać przez długie rozdziały co jak i dlaczego i dopiero w końcowych rozdziałach wyjawicie prawdę. Niemniej jednak rozwiązanie tajemnicy zegarka to dalej jest kropla w oceanie niewiadomych. No może już w nie oceanie - tylko w morzu. Zawsze to jakiś mniejszy zbiornik.
UsuńBardzo jestem zadowolona z rozwoju relacji Draco Hermiona. Czytając momenty w których Draco UŚMIECHAŁ się do Hermiony - rozpływałam się. Takie małe, pierwsze niepozorne gesty są najlepsze. Bo to jest taki dreszczyk emocji u czytających - jak to się potoczy, czy on już myśli jakoś inaczej o niej, czy ona taktuje go jak normalnego człowieka - czy dalej przypisuje do niego karteczkę z napisem „Śmierciożerca”? Jak oboje się czuli podczas ich kontaktu? Czy to było skrępowanie - czy może wdarło się lekkie podniecenie? :D
Scena z Narcyzą, z czytaniem listu, prezentem. Nie powiem wzruszyłam się. Samo potraktowanie przez Narcyzę, Hermiony. Szok. Myślałam, że dalej będzie się odnosić do niej jak do gorszego sortu. Tymczasem ona życzyła jej Wesołych Świąt. Mały gest, ale bardzo znaczący. Draco chyba przez Granger zaczyna mięknąć w sprawie dotyczącej rodziców. Kartka na święta, otworzenie paczki, odesłanie portretu. Gdyby nie to, że Granger jest małym chodzącym natrętem tak by się nie zadziało. Bardzo dobrze, że go do tego popchnęła. Idzie wszystko JAK NA RAZIE w dobrym kierunku. Ciekawe, jak to wszystko potoczy się dalej?
Co do tego kto jest w gabinecie to chyba oczywiste - Margaret. Skoro była na Święta u Hermiony to nie mogła jej przecież zostawić samej w domu. To, gdzie ten mój buziak? :D
Aaaaa i czemu nie ma rudowłosego Iana w Dzienniku? Dalej mnie intryguje czemu Malfoy napisał przy portrecie Gabrielle - „Gabrielle tępe ciele” - tak samo jak nazwał ją James. Nie wierzę w czysty przypadek dla tego zabiegu.
Kończę już ten nieskładny komentarz, bo ledwo na oczy patrzę. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Pozdrawiam, czekam z utęsknieniem - i nie obrażę się jak rozdział będzie podobnej długości.
Panda :)
Cudo! CUDEŃKO. Pragnę więcej<3
OdpowiedzUsuńSiedzę i wgapiam się w ekran, zastanawiając się jak zacząć, bo przyznam się szczerze, że do tej pory byłam cichym i w zasadzie niewidocznym czytelnikiem... Chyba 'cześć' będzie odpowiednie. Zatem: Cześć :)
OdpowiedzUsuńJak już zdążyłam wspomnieć nie zdarza mi się często uzewnętrzniać na publicznych forach, ale widocznie coś skłoniło mnie do wtrącenia swoich przysłowiowych trzech groszy, więc mogę już mówić o Waszym niemałym sukcesie.
Na bloga weszłam zaintrygowana miniaturką bloga na jednej z grup poświęconej opowiadaniom fanfiction (tak przy okazji: szablon cudowny, niby prosty, ale przez to przyjazny dla oka, no i te detale np. 'Łowcy Czarownic' - jednym słowem widać, że pomyślałyście o wszystkim). Dopiero później przeczytałam opis fabuły... no i przepadłam. Po ciągłym czytaniu ff, które z grubsza oparte są na określonych schematach (nie mówię, że złych!) Wasza historia jest jak powiew świeżego powietrza. Naprawdę dość długo 'siedzę' w Dramione i myślałam już, że dotarłam do takiego miejsca, w którym nic już nie będzie w stanie mnie zaskoczyć, a tu proszę. Zresztą, nie tylko za pomysł na fabułę należą Wam się brawa, ale też za kreacje bohaterów - nie tylko tych pierwszoplanowych (choć założę się, że nie ma nikogo, komu nie miękłyby nogi na samą wzmiankę o Draconie Malfoyu, któremu tajemnicza przeszłość i wynikające z niej życiowe rozterki tylko dodają uroku) ale przede wszystkim tych, którzy w gruncie rzeczy są tylko tak zwanym 'tłem' i przez to są potraktowani po macoszemu, przez co poza nadaniem im imion i określeniu wyglądu autorzy często nie poświęcają im zbyt wiele uwagi. Z tego, co zdążyłam zauważyć nie tylko stworzyłyście całkiem nowe postacie, ale dałyście im tożsamość, przez co są one autentyczne i prawdziwe. A to duży plus. W opowiadaniach nieraz miałam dość bezbarwnych postaci ale też i takich, które były wykreowane w sposób sztuczny na zasadzie 'on będzie wredny i pyskaty, bo tak'. Mam wrażenie, że w 'Polowaniu' na wszystko ma gdzieś swój powód, nawet jeśli czytelnik nie zdaje sobie (jeszcze) z tego sprawy. I choć czasem chciałabym wiedzieć coś już teraz, cierpliwie czekam, bo wiem, że zdradzicie to w odpowiednim momencie (jak choćby ta postać, którą widział Draco... albo raczej wydawało się mu, że ją widzi. Czy rzeczywiście jest ważna czy to tylko zmyłka, którą chciałyście odwrócić uwagę od czegoś innego? Ciekawość mnie zżera, więc mam nadzieję, że zostanie to wyjaśnione już wkrótce). To tak tytułem krótkiego wstępu :)
Skoro już dodaję swój pierwszy komentarz pod tym właśnie rozdziałem, wypadałoby się do niego odnieść choć w kilku zdaniach. Vincent. Postać bardzo ciekawa i z racji tego, że nadałyście mu wygląd Iana (bardzo oryginalny sposób przedstawienia postaci w Dzienniku Dracona Malfoya, a to, że wplotłyście to rysowanie do akcji stanowi dodatkowy plus) nawet mogłabym go pokochać ale... nie ufam mu. Coś mi się wydaje, że może być prawdziwym czarnym charakterem i nieźle namącić, zwłaszcza po tym jak wyraźnie ma się ku Hermionie. No ale z drugiej strony Draco chyba mu ufa, ale skoro to empata to pewnie łatwo mu oszukać innych. Pozwólcie, że panią Parvati przemilczę, nie dlatego, że jest (a raczej była) zbędna, tylko po prostu nie mam cierpliwości do tego rodzaju kobiet. Moment z ciasteczkiem - uroczy, choć z nutką kpiny ze strony Malfoya. No ale nie zmieniło to tego, że było to równie słodkie jak to kawowe ciasteczko. Do tego stopnia, że czytałam kilka razy.
Gdy okazało się, że pojadą razem na tę kolację do Paryża, byłam niemal pewna, że przedstawicie spotkanie z przełożonymi Malfoya, być moze nieco wytworności i elegancji ze strony Hermiony, które wyją na jaw po tym, jak panna Granger porzuci stroje biurowe ale CZEGOŚ TAKIEGO się nie spodziewałam. Gdy Hermiona zobaczyła w lustrze otwierające się drzwi byłam przekonana, że do pokoju wrócił Malfoy i że może być ciekawie... nie sądziłam tylko, że aż tak! Z dość dużą częstotliwością zdarzają im się te 'incydenty', a jeszcze bardziej mnie dziwi, że potrafią po tym wszystkim przejść do porządku dziennego, zupełnie jakby nic się nie stało (bo jednak to, co się stało w Paryżu to nie jest wcale taki mały 'incydent'). I znów intuicja mi podpowiada, że przez te ich spychanie tych tematów na dalszy plan kiedyś mogą popłynąć i nie zdążą się w porę opamiętać. Zgadzam się z Pandą - całkiem pewne, że nie przyjdzie im pracować razem w Paryżu - przecież to już piąty rozdział... a z tego, co pisałyście 'Polowanie' rozpocznie się w siódmym (chyba, że pod 'BUM' miałyście na myśli coś innego), więc musiałybyście naprawdę zrobić duży przeskok czasowy, a na to się raczej nie zanosi przez tą młodą osóbkę na końcu rozdziału. Jeśli mam zgadywać to ta tajemnicza 'Mała' z rozmowy telefonicznej z rodzicami Hermiony. Ale równie dobrze to może być, powiedzmy, dziecko Dracona. Po trójkącie Gabrielle-Hermiona-Draco nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Ale to chyba dobrze.
UsuńChyba wszystko co chciałam, to napisałam. Cierpliwie czekam na więcej, bo dobre opowiadanie to jest to, czego mi trzeba w te zimne i paskudne dni. Patrząc na długość tego komentarza chyba nie ryzykuję, mówiąc, że równie długiego nie napiszę. Wracam do mojej niewidoczności, ale chciałam tylko zaznaczyć, że jestem, czytam i mi się podoba. Teraz tylko wypadałoby się podpisać, najlepiej tak, żeby się jakoś wyróżnić, a że najlepiej w tym sprawdzają się jakieś abstrakcyjne nazwy, niech będzie: Pluszowy Miś.
Hejo hejooo ;D
OdpowiedzUsuńZaprawdę, zaprawdę powiadam Wam, jeśli kiedykolwiek uda mi się napisać komentarz u Was na czas będzie to oznaczało, że albo mam jakiś przymusowy urlop w pracy, a swój zdobyty w ten sposób wolny czas przeznaczam na twórcze myślenie, albo totalny armagedon, co szczerze mówiąc jest bardziej prawdopodobną opcją.
Tak czy inaczej przybyłam, zobaczyłam, wchłonęłam... Czy jak to tam leciało, a teraz zapragnęłam podzielić się z Wami moimi przemyśleniami.
Po pierwsze primo, Amanda.. yyy wróć! Gabryśka, którą obsadziłyście jedną z blondwłosych aktorek, które lubię oglądać, a która w rzeczywistoście faktycznie jest Amandą, po prostu mnie uruchomiła.
Gdyby nie seria niefortunnych zdarzeń, w czasie których świecąca tym i owym Hermiona natrafiła w objęcia niewidomego 9chwilowo) Dracona, znienawidziłabym ją wręcz na wskroś. A tak moja nienawiść sięga jedynie 11 punktów w 10 stopniowej skali, co jak dla niej powinno byc obiecującym wynikiem :D
Nie będę rozpisywać się nad sytuacją pomiędzy Draco a Hermioną, gdyż nie zwykłam ślinić się podczas wieczornego przesiadywania przed ekranem monitora, toteż ten fragment odpuszczę Wam ostatecznie ;D
I jeśli macie jakikolwiek wpływ na panna D., to błagam powiedzcie mu, żeby udostępnił mi swój sprzęcior do użytku zewnętrznego, a ja postaram się go oddać w nienaruszonym stanie. O przybory do rysowania mi chodziło, zbereźniki jedne! ;D
A teraz ten tego, zapragnę się pożegnać. A więc:
Padłam, leżę i nie wstaję.
jak to ja...
Pozdrawiam, Iva Nerda
Wspaniały rozdział i czekam z utęsknieniem na następny dziewczyny! ;)
OdpowiedzUsuńcześć! kiedy możemy spodziewać się rozdzialu? ten wyszedl oczywiście uroczy, piękny i jak zawsze bardzo dobrze napisany. pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńHej,jesteśmy właśnie w trakcie pisania:) Trochę nam jeszcze zostało i najwcześniej rozdział pojawi się w niedzielę późnym wieczorem. Pozdrawiamy i obiecujemy, że jest na co czekać... Chyba xp
Usuńah, z pewnością jest na co czekać! dawno nie trafiłam na bloga, który zarazem był tak mega ciekawy i fajnie, lekko napisany. powodzenia i życzę fajnej soboty!
UsuńHej :) Trafiłam tutaj z grupy Potterowskie opowiadania. Zaczęłam czytać z nudy, dawno nie czytałam nic z tego uniwersum. I muszę powiedzieć, że naprawdę dobre opowiadanie. Trochę błędów "logicznych" ale ogólnie kawał dobrego opowiadania. Czekam więc na kolejny rozdział :) I podpisuje się pod komentarzami u góry, rozdziały nie muszą być krótsze. Ja do tej pory czytałam to a raty, trochę w drodze do pracy, trochę z pracy, trochę w domu, i długość mi zupełnie nie przeszkadzała, a nawet lepiej, że rozdziały są tak długie bo jest co czytać :)
OdpowiedzUsuńDrogie Sappy i Cookie
OdpowiedzUsuńRozdział tak długi, że zajęło czytanie mi go cały dzień!Lubię nie krotkie odcinki, ale to jest dla mnie przesada :D w połowie zaczęłam się zastanawiać czy dany moment był jeszcze w tej części czy w poprzednim odcinku, poważnie. Nie mam już nastu lat i szkoly, ewentualnie pracy na głowie .a cała chaupe i małego szkraba. Co też nie pozwala mi na rozkoszowanie się treścią dowoli pisanej ciągiem. Z racji długości jest trochę literówek, których nawet we dwie nie dalyscie rady wychwycić.
Co do treści. Tu pojawił się funfel Draco, tak?Nie ładnie tak zabierać cudzą pracę sprzed nosa, ale jak się biznes kręci wokół kto pierwszy ten lepszy nic na to się nie poradzi. Dobrze, że blondyn zelżał z tonu i zaczął doceniać Hermionę, należało jej się. Poza tym chcąc zakończyć stare rozdziały musi zmienić do niej podejście, w końcu nic złego mu nigdy nie zrobiła,a on z przekonaniami rodzinnymi i Voldemorta obrażał ja o czym doskonale wie.
Gabriele jest niezła. Typowy stary Malfoy - albo dostanę co chce, albo cię zniszczę. Rozbawił mnie moment w Paryżu gdzie wparowała nago (nie licząc krawata) chcąc zrobić jakże cudna niespodziankę niedoszłemu narzeczonemu. Nie dziwię, się że Malfoy bez oporów się zamienił pokojami, gdzieś podświadomie mógł przeczuwać że ta glista się tu zjawi i będzie go nękać. Moment z golusieńką Hermiona taranującą przełożonego - mistrzostwo. Do tego on nie ma problemów by ją "zmacać" aby sprawdzić czy nie ma odzieży :D szkoda tylko, że nie wyjawili prawdziwych zamiarów tej bestii.
Ludzki Draco... To takie seksy i normalnie możnaby się zakochać hahaha.
Czy Hermiona ma siostrę? Skoro jej rodzice mieli wymazane wspomnienia o córce i czuli się może samotnie, dorobili się drugiego (pierwszego) dziecka? No nic innego mi nie przychodzi do głowy. No... Chyba że adoptowali, ale zareagowała na nazwisko, więc może jednak trafiłam? Już sobie wyobrażam jak bardzo się wkurzy. A Granger chyba się spali że wstydu i zażenowania. Nie będę wspominać, że jedna nogą to już jest w trumnie :O
Padam na twarz, więc postaram się przekazać to, co mi chodzi po głowie w miarę krótko, zwięźle i błyskotliwie 😃 Fajnie, że Draco i Hermiona o dziwo potrafią ze sobą normalnie rozmawiać, choć póki co tylko na tematy związane z pracą. Ale wkrótce się to pewnie zmieni za sprawą Vincenta. Coś mi się wydaje, że jego końskie zaloty wobec Hermiony obudzą zazdrość u Malfoya 😎 A Vincent pewnie nie odpuści po tym jak został przez nią zwyzywany od gówniarzy, więc empata może nieźle namieszać.
OdpowiedzUsuńNo i gwóźdź programu. Gabrielle i mydlany mściciel 😂 Granger i Malfoy na podłodze. Mistrzostwo.
Blizny. Szkoda mi chłopaka jak cholera. Jego rodziców też, a w szczególności Narcyzy, która będąc tak blisko syna, nie mogła z nim porozmawiać. Mam nadzieję, że dojdzie do jakiegoś pojednania między nimi, najlepiej jeszcze przed zapowiadanym BUM.
Coś czuję, że w następnym rozdziale będzie niezłe zamieszanie przez... Granger? A kto tam was wie, czy to Hermiona, kuzynka czy jeszcze ktoś inny.
Dobranoc, The Little Sparrow.