sobota, 2 września 2017

Czas kawy i pogardy

~Dwadzieścia dni do rozpoczęcia Polowania~

— Malfoy.
Nazwisko szkolnego wroga wymknęło się z ust Hermiony, nim zdążyła się opanować. I to wcale nie dlatego, że nagle wzięło ją na sentymenty i zechciała powspominać, jak to panicz Malfoy obdarowywał ją uroczymi komplementami. Albo, że gość z Francji do złudzenia go przypominał. On nim był.
— Dla ciebie pan Malfoy, Granger — odparł melodyjnym, nieco znudzonym tonem. — Nie spoufalaj się zbytnio.
Arystokrata przechadzał się po gabinecie, przyglądając się jego wyposażeniu. Zatrzymał się przy biurku i przesunął palcem po blacie.
— Widzę, że brytyjskie Ministerstwo Magii za nic ma współpracę z Francją i jesteście zupełnie nieprzygotowani na moją wizytę — rzekł, rozcierając w palcach drobinki kurzu. — Ktoś mógłby to uznać za zniewagę — dodał, w końcu się do niej odwracając. Oparł się o biurko i położył dłonie na jego krawędziach, a nienaganny czarny garnitur napiął się na szerokich ramionach. Teraz gdy się z nią zrównał, zaczął przyglądać się dziewczynie.
Hermiona nie pozostawała mu dłużna. Jak zwykle, biło od niego bogactwo, pewność siebie i duma z nutą pogardy, czającą się w leciutko uniesionym kąciku ust. Jego podłużna twarz, którą zapamiętała z Hogwartu, nabrała męskich rysów za sprawą wyrazistych kości policzkowych i mocnego, nieco szpiczastego podbródka z cieniem zarostu.
Świnia się nie ogoliła.
— Przytyłaś — oznajmił, przerywając chwilę ciszy.
Zmrużyła oczy. Owszem, niedawno nawiązała namiętny romans z czekoladą po śmierci Krzywołapka, jednak już zrzuciła dodatkowe trzy kilogramy.
— Ty za to nic się nie zmieniłeś. Rozwojem społecznym nadal jesteś na etapie pryszczatego nastolatka.
Blondyn uniósł brew. Zaskoczyła go, jednak nie było w tym nic dziwnego, że wyostrzył jej się charakter, skoro pracowała w takim, a nie innym miejscu. Chociaż wyglądało na to, że poza tym, wszystko było po staremu. Te same zachowawcze stroje, ten sam piegowaty nosek i zarozumiały ton. No i te włosy... Niemal się zaśmiał, gdy dziewczyna, jakby wyczuwając jego spojrzenie, sięgnęła do nich ręką, by nieco je okiełznać, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała.
— Radziłbym zważać na słowa. Stoję wyżej od ciebie.
— Czyżby?
Draco uśmiechnął się wrednie, jakby tylko czekał na to pytanie.
— Mhm. Jestem zastępcą szefa Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Ty tylko sekretarką. Patil zdążyła mi już o tym powiedzieć — dodał, widząc jej spojrzenie. Nagle skrzywił się z niechęcią. — O tym i o wielu innych rzeczach... Tak czy inaczej, dzielą nas dwa szczeble — podsumował, wyraźnie z tego zadowolony.
— Jeden. Dziś zostanę asystentką.
— I jesteś tego taka pewna? Siedzę tu od pół godziny, nie dostałem nawet podstawowych dokumentów, a Patil nadal nie przyniosła mi tej cholernej kawy.
Jak na zawołanie drzwi otworzyły się, a do środka wpadła Parvati z filiżanką. Nie przejmując się tym, iż obecna tu dwójka zdawała sobie sprawę, że ich podsłuchiwała, z uśmiechem postawiła filiżankę na biurku.
— Pańska kawa.
— Czuję się zaszczycony, że w końcu ją dostałem — powiedział arystokrata z sarkastycznym uśmiechem.
Dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła.
— Życzy sobie pan czegoś jeszcze?
— Możesz nas zostawić.
Parvati skinęła głową. Wychodząc, zrobiła minę do Hermiony i niewątpliwie wróciła do swojego poprzedniego zajęcia.
Kasztanowłosa odchrząknęła, z powrotem przyciągając na siebie uwagę Malfoya.
— Jeśli chodzi o dokumenty, mam je przy sobie — sekretarka podeszła do rozsuwanych drzwi prowadzących do pokoju konferencyjnego i weszła do środka, zajmując miejsce przy podłużnym stole. Rozdzieliła trzymane przez siebie teczki i położyła połowę z nich naprzeciw siebie, próbując stłumić w sobie poczucie niesprawiedliwości. — Teczki zawierają propozycje miejsc w Wielkiej Brytanii, w których mogłoby się odbyć Sympozjum Wiedzy Czarodziejskiej. Dołączyłam do nich wstępne kosztorysy. Mamy też przygotowaną listę najlepszych usług cateringowych dostępnych na rynku oraz prezenterów, którzy mogliby pokierować galę przyznawania nagród. Już się z nimi skontaktowałam, wszyscy wyrażają chęć podjęcia z nami współpracy.
Draco rozsiadł się na krześle, rozpinając marynarkę. Pocierał wargi, co zapewne miało ukryć jego uśmiech. Świadomie czy nie, robił to nieudolnie.
— Która z nich — zaczął, wskazując ruchem głowy na teczki — zawiera listę miejsc?
— Ta druga. Do każdego z nich dołączony jest adres najbliższego hotelu...
— To jest do wyrzucenia, Granger.
To jedno zdanie zdołało zabić profesjonalizm dziewczyny, która, pomimo ewidentnej niechęci Dracona, dzielnie starała się go utrzymywać.
— Dlaczego? — spytała rozdrażniona, przypuszczając, że jego decyzja jest podyktowana zwykłą złośliwością.
— Dlatego, że francuskie Ministerstwo Magii z racji tego, że cały pomysł powstał właśnie tam, chce, aby pierwsza edycja odbyła się w Paryżu — wyjaśnił łaskawie arystokrata, wzruszając ramionami. — Catering i prezenterów sam przejrzę. Interesuje mnie jednak inna rzecz...
— Jaka? — spytała dziewczyna, przeczuwając, iż cokolwiek by to nie było, będzie to jej gwóźdź do trumny.
— Dlaczego nie zajęłaś się najważniejszą sprawą?
Hermiona zamrugała.
— To znaczy?
— Powinienem mieć tu wykaz najważniejszych odkryć czarodziejów z Wysp, Europy i obu Ameryk. Zatem dlaczego ich nie widzę? — zastanawiał się Draco, wspierając głowę na dłoni. Wbił w sekretarkę spojrzenie, jakby z góry zakładał, że to niedopatrzenie było jej winą.
— Och.
— No właśnie. Och.
Dziewczyna zmarszczyła gniewnie brwi.
— To nie przeze mnie. Poprzednia asystentka...
Draco zacmokał, udając wielki zawód.
— Nieładnie, Granger. Nie wolno zrzucać swojej winy na współpracowników.
— Na Miłość Merlina, ona się upiła i zniszczyła wszystkie swoje zapiski! — krzyknęła Hermiona, podrywając się z miejsca.
Jak on śmiał lekceważyć jej pracę i obwiniać za cudze wybryki?
— I nie zdołałaś tego odrobić? Z tego, co mi wiadomo, wakat na stanowisko asystentki jest od niemal tygodnia.
— Dla twojej wiadomości...
Jej wypowiedź została przerwana przez jej własne ciało. Brzuch dziewczyny przypomniał sobie o pominiętym śniadaniu.
Draco zaśmiał się cicho i spojrzał na nią pobłażliwie.
— Chciałaś coś powiedzieć?
Zacisnęła pięści, próbując zignorować zarówno nasilający się ból w podbrzuszu, jak i rumieniec wpływający na jej twarz.
— Dla twojej wiadomości — wysyczała przez zęby — lista została sporządzona na nowo.
Blondyn rozejrzał się teatralnie.
— Więc gdzie się znajduje?
— Aktualnie u naszego nadzorcy, który dziś rano został zwolniony.
Arystokrata zerknął na drzwi. Lada chwila ktoś miał tu wejść, czego wytrącona z równowagi sekretarka nie zauważyła.
A to pech...
Sięgnął po swoją kawę i upił łyk, nie spuszczając z niej spojrzenia. Skrzywił się, odstawił kubek i przystawił do niego koniec różdżki, podgrzewając zawartość, jednak nawet to nie przemieniło podanej mu lury w prawdziwą kawę.
— I nie pomyślałaś, żeby na wszelki wypadek zrobić dla siebie kopię zapasową.
— Nie jestem jasnowidzem, Malfoy — warknęła dziewczyna, po czym zesztywniała, słysząc głos swojego przełożonego.
— Granger. Może powinnaś wrócić do siebie? — zaproponował pan Rogers, jasno dając jej do zrozumienia, że czeka ją nieprzyjemna rozmowa.
Hermiona przełknęła ślinę, ignorując nieprzyjemną gorycz porażki. Skinęła głową i wyszła z sali konferencyjnej, zostawiając ich samych. Mogła mieć tylko nadzieję, że Malfoy nie przedstawi całej sytuacji w jeszcze gorszym świetle. Naiwną nadzieję.
Choć minęło osiem lat, Draco Malfoy nadal pozostawał wrednym, cynicznym, wywyższającym się draniem. Co prawda ani razu nie nazwał jej szlamą, ale wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nadal uważa ją za kogoś gorszego od siebie. Ciekawe tylko, czy powodem takiego zachowania była wpajana od dzieciństwa pogarda dla osób jej pokroju, którą starał się stonować ze względu na etykietę sprawowanego przez niego stanowiska, czy może najzwyczajniej w świecie nie liczył się z osobami gorzej usytuowanymi od niego samego.
Otworzyła gwałtownie drzwi i gniewnym krokiem podeszła do swojego biurka, nie zwracając uwagi na Parvati, która tylko cudem odskoczyła na czas i ocaliła swój nos od złamania.
— Co się stało? — spytała szeptem, podążając za Hermioną.
— Nienawidzę go — burknęła, przeszukując szafki w poszukiwaniu jakichkolwiek przekąsek. — Oberwało mi się za alkoholizm eks asystentki, skorumpowanego nadzorcę i za to, że Francja nie leży na Wyspach.
— Lisa nie była alkoholiczką — wtrąciła druga sekretarka, siadając na jej biurku. — Przynajmniej do czasu, aż nie odkryła, że jej facet kręci z jej matką...
Kasztanowłosa przerwała poszukiwania i wyprostowała się, by posłać jej spojrzenie, które jasno mówiło, że jest to ostatnia rzecz, o której teraz chciałaby rozmawiać.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś, że to on tam jest?
— A czy to by coś zmieniło? — rzuciła obronnie panna Patil. — Poza tym, jeśli chodzi o mnie, to wydaje się być nieco bardziej... ułożony. I seksy.
Hermiona skrzywiła się. Doskonale wiedziała, o co jej chodziło. Malfoy oznaczał galeony, wpływy i jeszcze więcej galeonów. Z trudem powstrzymała dreszcz na myśl o nich... kopulujących. Fuj.
— Seksy? Seksy jest Brandon McGonerry albo Aaron Johnson. Przy nim nawet stary Harry jest seksowny.
Tym razem nie zdołała się powstrzymać i wzdrygnęła się na wzmiankę o bezzębnym portierze. Jego obraz zdołał dopiero odsunąć brzuch dziewczyny, który ponownie dał o sobie znać.
— Uua — mruknęła Parvati, odpychając się od biurka. — Chcesz kanapkę?
— A masz dwie? — spytała z nagłym ożywieniem.
Akurat, gdy ich rozmowa skierowała się na interesujące tematy, do środka wszedł młody chłopak, zapewne jeden z początkujących pracowników obsługi departamentu.
— Biuro szefa współpracy czarodziejów to tutaj? — spytał, poprawiając okulary.
Parvati zmierzyła go wzrokiem i wróciła na swoje miejsce.
— Tak. O co chodzi? — zagadnęła Hermiona.
— Mam dokumenty do przekazania. Jacyś odkrywcy.
Dziewczyna poderwała się z miejsca, dziękując Merlinowi za tę odrobinę łaski. Podeszła do niego i odebrała teczki, mamrocząc podziękowania.
— To coś ważnego? — spytała Parvati, zerkając na niesiony przez Hermionę stosik.
— Mhm. To przez to Malfoy suszył mi głowę. Między innymi...
— Pomogę ci — oznajmiła po chwili namysłu, mając nadzieję, że jeśli pojawi się z ważnymi dokumentami, przełożony zobaczy ją w lepszym świetle.
Nim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć, druga sekretarka zabrała część teczek i weszła do gabinetu. Dziewczyna przewróciła oczami i podążyła za nią, by stoczyć drugą rundę. Parvati zatrzymała się przed drzwiami do sali konferencyjnej, mrugnęła do Hermiony i zapukała.
— Wejść.
— Przepraszam, że przeszkadzamy, ale właśnie otrzymałam spis odkrywców.
— Nareszcie. Dobrze, że jesteście, muszę z wami porozmawiać — oznajmił pan Rogers.
Odkładając teczki na stół, sekretarki wymieniły spojrzenia. Nadeszła ta chwila. Awans dla jednej z nich. Stanęły obok siebie i czekały na dalszy ciąg.
— W związku z... nagłym zamieszaniem, jakie wybuchło w Ministerstwie, zwolniono lub zawieszono na czas rozstrzygnięcia rozpraw wielu pracowników, również w naszym departamencie. Tak jest między innymi z naszym nadzorcą, którego obowiązki przejmę do czasu zakończenia jego procesu. — Tu ich przełożony przerwał na chwilę i z grymasem potarł kozią bródkę. Dla wszystkich było jasne, że nie jest to dla niego spełnienie marzeń. — Rozmawiałem już z panem Malfoyem, który zgodził się kontynuować współpracę z nami, pomimo tych okoliczności. W związku z tym, że na czas nieokreślony przydzielono mi dodatkowe obowiązki, będziecie pracować nad sprawą sympozjum z naszym gościem, który zajmie moje biuro. Oczekuję codziennych sprawozdań na godzinę osiemnastą w gabinecie nadzorcy.
Aiden Rogers zamyślił się na chwilę, zastanawiając się, czy przekazał wszystkie informacje. Po krótkiej chwili skinął głową i podszedł do Malfoya z wyciągniętą dłonią.
— To wszystko. Mam nadzieję, że będzie nam się razem dobrze pracować.
Arystokrata wstał, posyłając mu wyćwiczony, beznamiętny uśmiech.
— Również żywię taką nadzieję.
Hermiona patrzyła na nich nieobecnym wzrokiem. Miała pracować, Merlin wie ile, z Malfoyem, nad organizacją sympozjum. Jeśli wytrzyma to psychicznie, od razu powinni ją kanonizować. Nie umknęło jednak jej uwadze to, że jej przełożony wychodził, nie poruszając jeszcze jednej, istotnej kwestii.
— A...
— A nasz awans? — wypaliła Parvati, z nadzieją patrząc na mężczyznę.
Rogers zerknął na nie przez ramię. Obie wstrzymały oddech, kiedy otworzył usta, jednak jakby się rozmyślił i z powrotem je zamknął.
— Nie... nie potrafię zdecydować. Przykro mi, ale nie ma teraz na to czasu. Chociaż... — posłał szybkie spojrzenie do Malfoya. Hermionie się to nie spodobało. — Myślę, że opinia osoby z zewnątrz bardzo mi pomoże. Tak... pan Malfoy zadecyduje, której z was bardziej należy się awans. Ach, zanim wyjdę... Panno Patil, była jakaś korespondencja do mnie?
— Owszem — burknęła niezadowolona sekretarka, wbijając w przełożonego wzrok bazyliszka. — Wyjca od byłej żony o treści: Aiden, Aiden, ty stary capie, zapłać alimenty.
Mężczyzna zaśmiał się, próbując ukryć tym skrępowanie.
— Łapczywa wiedźma. Zasada numer jeden, chłopcze — zwrócił się do arystokraty — nigdy się nie żeń. A już na pewno nie dwukrotnie — dodał, zerkając na Parvati. — Panno Patil, proszę na słówko.
Gdy tylko zostali sami, Draco przeniósł stalowe spojrzenie na Hermionę. Usiadł i splótł dłonie, wspierając podbródek na palcach wskazujących. Kącik jego bladych warg uniósł się w kpiącym uśmieszku, którego chętnie pozbyłaby się za pomocą tych cholernych teczek. Ewentualnie krzesła.
— A więc dziś miałaś dostać awans — rzucił, unosząc jasną brew.
— Tak — odpowiedziała, siląc się na spokój. Nie mogła dać mu się sprowokować... Choć w razie niefortunnego wypadku na swoje usprawiedliwienie miała szok spowodowany spotkaniem z nim, nasilający się głód i pierwszy dzień okresu.
— Jakie to... przykre — zakończył po chwili zastanowienia. — Czy prócz was jest ktoś jeszcze, kto będzie bezpośrednio ze mną pracował? Na przykład zastępca?
— Zastępca jest... — dziewczyna skrzywiła się, szukając odpowiednich wyjaśnień. — Jest niedysponowany.
— Z powodu?
— Urlopu zdrowotnego.
Mężczyzna uniósł brwi.
— Pozwolono mu na urlop w czasie organizacji tak ważnego wydarzenia? — zdziwił się.
— Nie mieli wyjścia. Ma problemy natury psychicznej.
— A ściślej?
— Przechodzi załamanie nerwowe z powodu śmierci złotej rybki.
W pierwszej chwili twarz Dracona Malfoya nie wyrażała żadnych emocji. Spoglądał na sekretarkę beznamiętnym wzrokiem, zupełnie jakby nie dotarła do niego absurdalność wypowiedzianych przez nią słów. Zdołał odezwać się dopiero po chwili, pytając:
— Żartujesz sobie teraz ze mnie, prawda?
— Bynajmniej.
Draco przeczesał włosy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż tutejszemu Ministerstwu daleko od ideału, tym bardziej że wiedział, jakie osoby sprawowały i nadal sprawują ważne stanowiska. Nie spodziewał się jednak tego, że brytyjskie realia tak bardzo odbiegają od standardów, do których zdołał przywyknąć podczas swojej pracy w Paryżu. A już na pewno nie był przygotowany na cyrk, którego miał wątpliwą przyjemność być świadkiem. Wiedział, że przydzielone mu zadanie nie będzie lekkie, jednak nie spodziewał się aż takich przeszkód.
— Nie miałem świadomości, że brytyjskie Ministerstwo aż tak się stoczyło. Korupcja, hazard, pijane asystentki, zastępca wariat i dwie sekretarki, jedna kochanica szefa, druga nie potrafi sobie zorganizować czasu tak, aby zdążyć ze śniadaniem...
— To się nie powtórzy — oznajmiła Hermiona beznamiętnym tonem.
— Wiem — odparł, patrząc jej w oczy. Niewypowiedziana groźba zawisła między nim a sekretarką, podkreślając dzielący ich dystans. — Zawołaj tu Patil, chce z nią przejrzeć i pogrupować najnowszą listę.
— A ja?
— Co ty?
— Uważam, że również powinnam przy tym być, chociażby po to, żebyś... żeby pan — poprawiła się szybko dziewczyna, zaciskając pięści — mógł sprawiedliwie ocenić nasze umiejętności i wkład w przedsięwzięcie.
— Ależ Granger, to zajęcie góra dla dwóch osób. Może po prostu próbujesz podkraść koleżance zadanie? Zastanawiam się, czy pan Rogers potrzebuje kogoś tak zawistnego na stanowisku asystentki... Jeśli nie możesz znaleźć sobie czegoś do roboty, możesz posprzątać moje biuro.
Hermionie opadła szczęka. Nie po to kończyła szereg staży, dodatkowych szkoleń i harowała tu od pięciu lat po to, żeby sprzątać!
— Posprzątać? — powtórzyła, wpatrując się w niego tępym wzrokiem.
— Tak, Granger, posprzątać. Uporządkować. Doprowadzić do ładu.
— Nie jestem od tego — prychnęła.
Arystokrata nachylił się w jej stronę i spytał:
— W takim razie, od czego jesteś?
— Od wszystkiego innego — wysyczała, czując, jak mężczyzna bagatelizuje jej dotychczasową pracę.
— Kolejny dowód na to, że jeśli coś jest od wszystkiego, to tak naprawdę nie nadaje się do niczego — skwitował krótko. Wstał i wcisnął jej odrzucone przez siebie teczki z listą miejsc. Nachylił się, by byli na tym samym poziomie i powiedział wolno, jakby miała problem ze zrozumieniem tego, co mówił: — A teraz wyjdź, znajdź Patil i zajmij się moim gabinetem, a może nie poinformuję Rogersa, że chcesz podciąć skrzydełka jego kochance.
Dziewczyna odebrała od niego teczki i z trudem się uśmiechnęła.
— Czy potrzebuje pan ode mnie czegoś jeszcze? — spytała, jednocześnie wyobrażając sobie, jak wbija mu obcas między oczy.
— To wszystko.
Wyszła, z trudem powstrzymując się od kłapnięcia drzwiami. Przeszła do sekcji dla sekretarek i rzuciła teczki na swoje biurko.
Parvati podskoczyła i odwróciła się od lustra, przy którym poprawiała fryzurę.
— Co się stało?
— Ta przeklęta glizda w blond peruce czeka na ciebie w gabinecie. Będziecie zajmować się sympozjum, podczas gdy ja... Mały, śmierdzący, niewydarzony gnojek — warknęła, zamykając szafkę. Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech na uspokojenie. — Mogę cię teraz prosić o tę kanapkę?
Parvati zamrugała, po czym po chwili zachichotała sztucznie.
— A wiesz... zupełnie zapomniałam, że już ją zjadłam. Głuptasek ze mnie — dodała, machając ręką. — Lecę do Malfoya... Pana Malfoya. Trzymaj za mnie kciuki.
Hermiona odprowadziła koleżankę wzrokiem, zatrzymując swoje spojrzenie na wysokich szpilkach drugiej sekretarki. Gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami gabinetu Malfoya, powiedziała pod nosem:
— Jasne, połamania nóg, Parvati.
Minuty wlokły się niemiłosiernie, jednak nawet głośne tykanie zegara nie było w stanie zagłuszyć donośnych pomruków żołądka, który coraz bardziej doniośle manifestował swój protest. Nie wierząc, że to robi, młoda kobieta wstała zza biurka i weszła do gabinetu swojego tymczasowego szefa. Oparła ręce na biodrach i rozejrzała się po schludnym i uprzątanym pomieszczeniu, szukając czegokolwiek, co mogło nie spełniać standardów delegacji z Francji.
— Aha, rzeczywiście. Syf jak cholera — mamrotała pod nosem, usuwając kłęby kurzu, które istniały tylko w wyobraźni Malfoya. — Pedancik jeden.
Kilka machnięć różdżką później straciła zapał do sprzątania wyimaginowanego bałaganu. Kilkukrotnie przestawiła dokumenty na biurku, by zdecydować, pod jakim kątem prezentują się najlepiej i wyszła z gabinetu, opierając się pokusie podsłuchania tego, co się dzieje w sali konferencyjnej. Miała przecież swoją godność i nie zamierzała się zniżać do poziomu co poniektórych.
Usiadła za swoim biurkiem, mimowolnie stukając paznokciami o jego blat, odmierzając tym samym czas do przerwy obiadowej. O ile do tego czasu jej żołądek nie postanowi strawić się sam. Nie mogła uwierzyć, że to Parvati, a nie ona, omawiała właśnie najnowsze odkrycia i wynalazki magii. Dziewczyna, której zainteresowanie postępem naukowym czarodziejów zatrzymało się na etapie Sumów!
Spojrzała z niesmakiem na miejsce, które zajmowała jej koleżanka, zagracone stertą czasopism, a także katalogami z kosmetykami i podeszła do biurka z zamiarem przejęcia części jej dzisiejszych obowiązków. Doskonale wiedziała, że dzięki dodatkowemu zajęciu, jakim było flirtowanie z Malfoyem w celu ukradnięcia jej awansu, dziewczyna nie da sobie rady z resztą zadań. Dopiero teraz dotarł do niej absurd rywalizacji o promocję z kimś tak niezorganizowanym i skrajnie nieodpowiedzialnym.
Przeszukała stertę papierów i zmrużyła oczy, widząc drugie śniadanie panny Patil, które rzekomo już zdążyła zjeść. Ignorując coraz głośniejsze pomruki brzucha i mdłości na dźwięk perlistego śmiechu koleżanki, dobiegającego z sali konferencyjnej, porwała z biurka listę zadań i dzisiejszą korespondencję, zabierając się do pracy. Sprawnie rozdzieliła dokumenty pomiędzy te dotyczące departamentu oraz listy prywatne jego pracowników. W trakcie wprowadzania ostatnich danych do listy płac usłyszała znajomy głos, dochodzący z korytarza. Z nadzieją wyszła zza biurka i wychyliła głowę na korytarz.
— Oliver!
Brunet przeprosił swojego rozmówcę i odwrócił się w jej stronę, posyłając dziewczynie szczery uśmiech.
Oliver Wood w ogóle nie zmienił się od czasów Hogwartu. Nadal pałał miłością do Quidditcha, był energiczny i z łatwością nawiązywał kontakt z ludźmi. Jedyną różnicą były nieliczne zmarszczki w okolicach oczu, pojawiające się przy uśmiechu, przez co wyglądał na najsympatyczniejszego pracownika Ministerstwa.
— W czym mogę pomóc pięknej damie?
Hermiona przygryzła wargę, nagle tracąc rezon. Przełknęła ślinę i zrobiła krok do tyłu, powoli cofając się w głąb biura.
— Wiesz co, to w sumie nic ważnego — wydukała.
— Hermiona...
Kobieta rozejrzała się wokół i uroczo się rumieniąc, wyjaśniła jednym tchem:
— Bo chodzi o to, że... mamy dzisiaj w biurze nieco zamieszania w związku z przybyciem delegacji z Paryża i jeszcze nie miałam okazji niczego zjeść... a zapomniałam zabrać ze sobą drugiego śniadania. Kupisz mi kanapkę?
Oliver uśmiechnął się szeroko, rozbawiony jej zakłopotaniem.
— Nie ma sprawy. Masz wolny wieczór? — spytał nagle, dając znać wcześniejszemu rozmówcy, by poczekał na niego przy swoim przydziale. Skinął głową i ponownie skierował całą swoją uwagę na Hermionę. — Pomyślałem, że skoro ostatnio tak dobrze nam się pracowało, moglibyśmy gdzieś wyskoczyć. Razem.
Początkowe zaskoczenie z wolna ustąpiło miejsca radości. Tak. Miała ochotę spędzić czas z Oliverem. Z miłym, inteligentnym, uczynnym Oliverem, który kupi jej kanapkę. Był tylko jeden problem.
— Nie wiem, czy będę mogła... — zaczęła niepewnie, zerkając w stronę drzwi do gabinetu Malfoya i zamarła, widząc go, opartego o jej biurko. Przyglądał się im z założonymi rękami, stukając palcem w przedramię. Gdyby w słownikach widniałaby ilustracja niezadowolenia, z pewnością przedstawiałaby ona jej nowego szefa.
— Nie przypominam sobie, Granger, bym pozwolił ci opuścić stanowisko — oznajmił nadzwyczaj spokojnym, acz zimnym tonem. — Czyżbyś skończyła sprzątać?
— Wyszłam tylko na chwilę, bo...
— Nie obchodzą mnie twoje wyjaśnienia. Nie omieszkam wspomnieć panu Rogersowi o tym incydencie. —Dopiero teraz zwrócił uwagę na rozmówcę swojej sekretarki i z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem zwrócił się do chłopaka: — Miło cię widzieć, Wood. Niezmiernie się cieszę, że zdołałeś sobie znaleźć jakieś inne zajęcie. To musiało być straszne... Taka poważna kontuzja na samym początku kariery — dodał, cmokając z politowaniem, po czym z powrotem skupił swoją uwagę na dziewczynie. — Nie będę tolerował więcej takiej niesubordynacji. Ze względu na dawne czasy, dam ci dobrą radę, Granger: jeśli zależy ci na awansie, to skończ flirty i weź się w końcu do roboty. Przynieś nam dwie kawy — dodał, po czym wrócił do sali konferencyjnej.
— To jest to zamieszanie, przez które chodzisz głodna? — spytał Wood, z niesmakiem wskazując głową na drzwi, za którymi zniknął Malfoy.
— Długo by opowiadać — westchnęła zrezygnowana. — Słuchaj, jeśli chodzi o nasze wyjście... Może innym razem. Sam widzisz.
— Jasne. Zaraz ci coś przyniosę.

***

Parvati Patil była niezwykłą kobietą. W trakcie rozmowy dotyczącej organizacji sympozjum potrafiła wpleść smaczki z życia prywatnego pracowników całego Ministerstwa, wieści o najnowszych wyprzedażach i kolejnego pokazu Which Witch? mającego odbyć się niedługo w Paryżu. Miała jeszcze jedną, wyjątkową cechę. Wywoływała irytację u Dracona szybciej niż panna Granger.
Widząc, jak jego sekretarka rozpoczyna kolejny monolog, odchylił się na krześle i wbił wzrok w sufit, wędrując myślami do swojego apartamentu w Paryżu. Zaraz jednak przed oczami pojawiła mu się twarz Gabrielle i chcąc odsunąć od siebie ten obraz, począł zastanawiać się, jak wygląda lokum w Anglii, przydzielone mu na czas pobytu w kraju. I ile czasu minie, nim przeszłość przypomni sobie o nim. Wiedział, że przy tych okolicznościach to nieuniknione, jednak nie mógł powstrzymać irytacji, mając świadomość tego, że wszelkie jego starania mogą pójść na marne. Nie mógł jednak odmówić szefostwu, musiał się tu przenieść i dopilnować wszelkich szczegółów. Zwłaszcza jeśli chciał na stałe zatrzymać swoją nową posadę. Poza tym potrzebował zmienić otoczenie, by zdystansować się od tego, co wydarzyło się w Paryżu.
— ... zawsze chciałam zwiedzić. Rozumiesz, zobaczyć wnętrze na własne oczy. Z chęcią pojadę z tobą na to spotkanie. Nie martw się, wszystko przygotuję... a po spotkaniu moglibyśmy zwiedzić Czarodziejskie Ogrody. Słyszałam, że jest tam bardzo... romantycznie.
— Parvati, zamilcz.
Sekretarka przerwała w połowie zdania i powoli zamknęła usta. Dyskretnie zerknęła na swój dekolt i przełknęła gorzką myśl o tym, że tanie zagrywki tym razem nie pomogą jej zgarnąć całej puli. Przywołała na twarz delikatny uśmiech, jednocześnie zaciskając dłoń na segregatorze, robiącym jej za podkładkę.
— A czy jest coś jeszcze, co mogłabym dla ciebie zrobić? — zapytała, uśmiechając się sugestywnie.
— Owszem — odpowiedział blondyn, wracając do wertowania pergaminów. — Możesz pójść do Granger i powiedzieć jej, żeby zrobiła mi jeszcze jedną kawę.
Parvati odłożyła segregator i wstała, poprawiając spódnicę. Owinęła kosmyk włosów wokół palca i usiadła na krańcu stołu obok przełożonego, po czym oznajmiła:
— Ależ nie ma potrzeby, by angażować Hermionę w naszą pracę. Ja mogę zaparzyć ci tej kawy, to żaden kłopot — jazgotała dalej tym samym przesłodzonym do granic możliwości głosem.
— Nie — zaprotestował. — To Granger ma mi zrobić kawę, a ty masz tu wrócić i robić to, co do tej pory.
— To znaczy?
— Udawać, że do czegokolwiek się nadajesz — skwitował, nie podnosząc głowy znad dokumentów.
Promienny uśmiech, który utrzymywał się na twarzy Parvati od samego rana, spełzł w mgnieniu oka, zostawiając na niej wyraz osłupienia. Nie przywykła do tego, że ktokolwiek jest w stanie oprzeć się jej urokowi. Wstała, energicznym gestem odgarnęła włosy do tyłu i wyszła z sali konferencyjnej. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, na powrót przywołała szeroki uśmiech na twarz i weszła do pomieszczenia, które zajmowała razem z drugą sekretarką. Przeszła sprężystym krokiem przez biuro i wyjęła ze swojej torebki kosmetyczkę.
— Draco prosi o jeszcze jedną kawę — oznajmiła, pokrywając wargi krwistą czerwienią.
— Draco? — spytała oschle Hermiona.
— Tak, pan Malfoy. Mnie nie musisz robić.
— Ach, tak?
— Uwierz mi, kochana, przy takim mężczyźnie nie potrzebuję sobie dodatkowo podnosić ciśnienia — powiedziała Parvati, wachlując się dłonią. — Wykształcony, elokwentny, szarmancki... świetnie nam się wspólnie pracuje — dodała, z satysfakcją obserwując, jak jej koleżanka pochmurnieje. — No i opowiedział mi tyle ciekawych rzeczy o Paryżu. Obiecał nawet, że oprowadzi mnie po Czarodziejskich Ogrodach przy okazji spotkania służbowego z jego zwierzchnikami.
— Z pewnością Aiden będzie tym faktem zachwycony — odpowiedziała z przekąsem Hermiona, czując, że jej sympatia do współpracownicy oddala się w bliżej nieokreślonym kierunku.
— Kochana, zamiast wtykać nosek w nie swoje sprawy, zajęłabyś się pracą. Lepiej, żeby nie musiał czekać na tę kawę zbyt długo — powiedziała Parvati, pstrykając palcami w kierunku stolika z kawą.
Pstryknęła. Naprawdę na nią pstryknęła.
— Kawa już się robi — oznajmiła panna Patil, nie tracąc frywolnego sposobu bycia, zupełnie jakby nie była świadoma niechęci, jaką darzył ją Draco Malfoy.
Niezrażona brakiem odpowiedzi, weszła w głąb sali i z zaciekawieniem przyjrzała się tarczy kieszonkowego zegarka trzymanego przez jej przełożonego. Mężczyzna delikatnie gładził kciukiem pękniętą taflę szkła, podniszczonego przez ząb czasu urządzenia, zdając się nie zauważyć jej powrotu. Kobieta zmarszczyła brwi, zastanawiając się, dlaczego ktoś pokroju Malfoya nosi coś tak... pospolitego i bezwartościowego. Wskazówki zegara pewnie lata temu stanęły w bezruchu, przestając odmierzać czas i czyniąc go bezużytecznym.
— Mogę go zanieść do działu technicznego — oznajmiła, wyciągając rękę po urządzenie. — Z pewnością go naprawią.
— Nie — uciął arystokrata, strącając jej dłoń, po czym schował zegarek do kieszeni kamizelki. — Uporządkuj alfabetycznie listę czarodziei, biorących udział w sympozjum.
Hermiona ze złością wpatrywała się w drzwi do sali konferencyjnej, za którymi zniknęła Parvati. Nie sądziła, że rywalizacja o stanowisko aż tak odmieni jej koleżankę. Między nimi zdarzały się sprzeczki czy też nieporozumienia, wynikające z odmiennej natury obu pań, jednak nigdy nie okazywały sobie otwarcie wrogości... do czasu pojawienia się Dracona Malfoya i nierównej walki o stanowisko asystentki. Mając w jego osobie sojusznika, Parvati czuła się nietykalna i zapewne już widziała się w nowym biurze.
Sekretarka wzięła głęboki wdech i wróciła do pracy. Uporządkowała i wysłała do pana Rogersa listę podań o zgodę na teleportację międzynarodową i zagotowała wodę w czajniku, w myślach pocieszając się tym, że jeszcze kilka dni z kawą w roli głównej, a pana Malfoya czeka przymusowy urlop zdrowotny z powodu nadciśnienia.
— Bunt goblinów? Krach na giełdzie? Masowa ucieczka z Azkabanu? — zaczął wymieniać arystokrata na widok Hermiony. — A może jest jakiś inny powód, dla którego musiałem czekać na tę kawę aż tak długo?
— Przygotowywałam zestawienie dla pana Rogersa — oznajmiła dziewczyna, stawiając kawę na stole.
— Ach, tak.
Mężczyzna upił łyk kawy i skrzywił się.
— Okropna — oznajmił, z drwiną patrząc w oczy sekretarki, po czym odstawił filiżankę na tacę.
— Czy życzy pan sobie czegoś jeszcze? — spytała, ledwo panując nad drżeniem głosu.
— Parvati, podaj jej tę listę — polecił, skinieniem głowy wskazując na plik pergaminów, który po chwili znalazł się w rękach Hermiony. — Załącz ją do raportu dla Aidena. To wszystko.
Dziewczyna wróciła do pomieszczenia dla sekretarek, z hukiem odstawiając tacę na stolik. Machnęła różdżką, by oczyścić obryzganą kawą ścianę i, zgrzytając zębami, zerknęła na zegarek. W pośpiechu wróciła na swoje miejsce pracy i przejrzała listę, którą dała jej Parvati. Podczas ich kilkumiesięcznej współpracy zdążyła wyrobić sobie nawyk sprawdzania wszystkiego, co wyszło spod rąk jej koleżanki z Hogwartu. Oczywiście nie zawsze było to konieczne, jednak Hermiona była zdania, że lepiej dmuchać na zimne niż później musieć ponieść konsekwencje niekompetencji Parvati. Gdy upewniła się, że wszystko jest, jak należy, wpięła dodatkowe pergaminy do raportu dla pana Aidena i schowała wszystko do teczki, po czym opuściła biuro.
Zbliżała się osiemnasta i administracyjne działy Ministerstwa Magii powoli pustoszały, otulając wszystko nienaganną ciszą. Szybkie i zdecydowane kroki dziewczyny dudniły na korytarzu, burząc panujący tu senny nastrój. Zerknęła na zegarek, poprawiła żakiet i weszła do gabinetu nadzorcy, gdzie powinien znajdować się jej przełożony.
Zmarszczyła brwi na widok sprzątaczki, polerującej masywne biurko.
— Zastałam pana Rogersa?
— Niestety, kochanieńka. Wyszedł z biura nie dalej jak piętnaście minut temu — odpowiedziała kobieta, wracając do swojego zajęcia.
— A wie pani dokąd?
— Wspominał coś o dzielnicy handlowej — oznajmiła sprzątaczka, porządkując dokumenty na biurku — i jakimś zakładzie produkcyjnym — dodała po chwili zastanowienia. — Więcej nie wiem.
Dziewczyna podziękowała i skierowała się do swojego biura po torebkę i różdżkę, po drodze kiwając głową na pożegnanie Parvati, która najwyraźniej nie przejmowała się czymś tak błahym, jak dostarczenie szefowi raportu na czas.
— Przepraszam — wymamrotała, gdy omal nie wpadła na wychodzącego z biura Dracona Malfoya.
Przesunęła się, chcąc umożliwić mu wyjście na korytarz, dokładnie w tym samym momencie, gdy mężczyzna zrobił to samo. Natychmiast się odsunęła, ponownie nieopatrznie zastawiając mu drogę.
Arystokrata westchnął poirytowany i odsunął się, przepuszczając ją w przejściu.
— Czy jest coś, co mogę dla pana zrobić? Potrzebuje pan czegoś na jutro?
— Tylko kompetentnych pracowników. I może jeszcze dodatkową perukę w moim ulubionym odcieniu blondu... ewentualnie paru niewydarzonych gnojków do towarzystwa — oznajmił, a perfidny uśmiech na jego twarzy powiększał się proporcjonalnie do przerażenia dziewczyny, gdy dotarło do niej, że Parvati powtórzyła wszystko, co o nim mówiła po wyjściu z sali konferencyjnej. — Do widzenia, Granger — powiedział cicho, a jego pełne satysfakcji spojrzenie było zapowiedzią nadchodzących kłopotów.
Gdy została sama, miała ochotę zacząć walić głową w ścianę. Ale jeszcze nie teraz. Najpierw zaniesie ten przeklęty raport swojemu szefowi, a później zastanowi się, czy maleńki wstrząs to wystarczający pretekst do pobytu w Mungu.
Żeby jeszcze tylko była w stanie zapomnieć o obowiązkach.
Przeniosła się do dzielnicy handlowej i zadrżała lekko. Wieczór nie należał do najcieplejszych, co tylko wzmocniło poirytowanie panny Granger. Westchnęła ciężko, rozglądając się wokół i drgnęła, gdy coś otarło się o jej nogę. Zerknęła w dół i z grymasem na twarzy strząsnęła z nogi papierową torbę miotaną przez podmuchy wiatru. Przycisnęła do siebie teczkę i pewnym krokiem ruszyła naprzód, rozglądając się za swoim szefem. W okolicy były dwa zakłady produkcyjne, do których Aiden Rogers mógł się udać. Oczywiście istniała też możliwość, że po spotkaniu skoczył do baru. Najchętniej wróciłaby do domu, gdzie zaszyłaby się z jakąś książką, jednak musiała omówić z nim decyzje podjęte przez Malfoya, zanotować uwagi Rogersa i przedstawić je blond gliździe, nim ta przekaże wieści do Paryża.
Dwadzieścia minut później, zawiedziona, wychodziła z pierwszego zakładu. Zerknęła na ciemniejące niebo i skierowała się do zachodniej części dzielnicy handlowej. Nie minęło wiele czasu, jak jej uszu dobiegł dźwięk strzaskanej szyby i charakterystyczny odgłos teleportacji.
Odruchowo wyjęła różdżkę i skręciła w boczną alejkę, skąd wybrzmiewały wyzwiska i soczyste przekleństwa.
— Wy skurwisklątki! Bździągwy przebrzydłe! Chędożone... Och — zakłopotał się niski człowieczek na widok Hermiony. — Bry wieczór — burknął, odwracając się do niej.
Brwi dziewczyny poszybowały w górę.
— Jesteś goblinem — wypaliła, spoglądając na niego z zaciekawieniem.
Gobliny nie zwykły przebywać w dzielnicy handlowej. Właściwie, w ogóle nie utrzymywały kontaktów z czarodziejami, nie licząc Gringotta. Jednak bardziej niż jego obecność tym miejscu dziwił ją wygląd goblina.
— Pół goblinem — doprecyzował, wzruszając ramionami.
To wyjaśniało, dlaczego miał łagodne, ludzkie rysy twarzy, pozbawione ostro zakończonego nosa, podbródka i szpiczastych uszu. Cała reszta, wzrost, czarne oczy i delikatnie wygięte paznokcie były typowe dla przedstawiciela jego rasy. Prócz tego, wyróżniał się od wszystkich goblinów, jakich w życiu widziała za sprawą nastroszonych, białych włosów ułożonych w irokeza. Ze względu na odcięcie się od innych ras, pół gobliny były równie rzadkie, co oswojone stado testrali, a zobaczenie jednego na własne oczy graniczyło z cudem.
— To... niezwykłe.
— To, że mój ojciec puknął nimfę wodną?
Hermiona zamrugała, zaskoczona jego słownictwem i bezpośredniością. Otworzyła usta, a na jej policzki wpłynął rumieniec.
— Och... Przepraszam. Zachowałam się niegrzecznie — dodała, próbując nie gapić się na niego, co nie było takie łatwe, zwłaszcza gdy dostrzegła tatuaż na jego ramieniu.
— Spoko. Przywykłem — burknął, wchodząc zapewne do swojego warsztatu.
Kasztanowłosa przyjrzała się zniszczeniom i prychnęła gniewnie pod nosem, widząc namalowany na drzwiach napis. Mieszaniec. Skierowała różdżkę w stronę budynku, usuwając czerwone litery i naprawiając szybę. Po chwili wahania weszła do środka. Ktokolwiek napadł warsztat, musiał naprawdę nienawidzić właściciela, który obecnie stał na środku i klął, rozglądając się i szacując straty.
— Teraz to już koniec... To mi zajmie wieki.
Słysząc jego beznadziejny ton, ponowie rzuciła zaklęcie. Goblin drgnął na widok naprawiających się mebli i zerknął za siebie, patrząc na Hermionę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
— Dzięki — rzucił, gdy wszystko wróciło na swoje miejsce. — Jesteś w porządku, laska — dodał, siadając na schodach i wyciągając z kieszeni cygaro.
— Często ci się to zdarza? — spytała, powoli podchodząc do goblina.
Zaśmiał się ochryple. Teraz gdy była tak blisko, mogła stwierdzić, że nie mógł mieć więcej, jak trzydzieści lat. Chyba.
— Czy często? Cały czas. Sama widziałaś. Mieszaniec.
Hermiona skrzywiła się, gdy poczuła woń cygara.
— Co to tak właściwie jest? — spytała, patrząc na niego podejrzliwie.
— A ty co? Jedna z nadzoru? — zaśmiał się z własnego żartu.
— Gorzej. Z Ministerstwa.
Goblin spojrzał na nią, na cygaro i znowu na nią, po czym puścił do niej oczko.
— W takim razie to lecznicze zioła. Nie musiałaś tego robić — zmienił temat, wskazując głową na wystawę.
— Wiesz, kto to zrobił?
Goblin pokręcił głową. Sięgnął za siebie i przerzucił długi warkocz na ramię.
— Nie znam tych popieprzeńców. Wcześniej to były inne gobliny. Są na mnie złe, bo nie mam problemów ze sprzedawaniem swoich wyrobów czarodziejom. No i za to, że jestem mieszańcem — goblin zamyślił się na chwilę i uśmiechnął się krzywo. — Najwidoczniej teraz zaczęło to przeszkadzać czarodziejom. Tym razem to byli oni. Pewnie myślą, że jeden z moich napadł na wiedźmę i tak oto powstałem ja.
Dziewczyna odłożyła teczkę na komodę i oparła się o nią, zakładając ramiona na piersi.
— To niedorzeczne.
— Nie musisz mi tego mówić, laska — zgodził się z nią goblin. — To pieprzeni rasiści. Od samego otwarcia warsztatu mam problemy — dodał, przechodząc do sąsiedniego pomieszczenia.
— Powinieneś zgłosić to do Ministerstwa — doradziła mu, przechadzając się po warsztacie. Podeszła do gabloty i musnęła szkło, za którym skrywały się misternie zdobione pierścienie. Takie wykonanie świadczyło o niebywałych umiejętnościach goblina. — To musi się skończyć.
— I skończy. Zamierzam zamknąć warsztat — oznajmił, wracając do Hermiony. — To dziwne. Nie zginęło nic, prócz prostych koegzystorów...
— Zamierzasz tak po prostu odejść? Mogę ci jakoś pomóc...
Goblin porwał z blatu motocyklową kurtkę i założył ją, zakrywając tatuaż z roznegliżowaną nimfą wodną. Podwinął rękawy, posyłając jej smutny uśmiech.
— Miło, ale jestem już tym wszystkim zmęczony. Jutro wynoszę się stąd w cholerę i wracam do domu. Jeszcze raz, dzięki za pomoc, laska — dodał, wyciągając ku niej dłoń przyozdobioną pierścieniami.
Sekretarka uścisnęła ją.
— Hermiona.
— Larry. To pseudonim — wyjaśnił, wzruszając ramionami. — Też byś ukrywała swoje imię, gdyby nadała ci je nimfa wodna. Może w łóżku są hardcorowymi babkami, ale umysłowo nie są zbyt tęgie.
— Nie wiem, nie miałam okazji sprawdzić.
Larry wybuchnął gromkim śmiechem. Wyrzucił końcówkę cygara (Hermiona mocno trzymała się tej wiary) i poklepał dziewczynę po udzie.
— Lubię się, laska. Może wyskoczymy gdzieś razem? — spytał, wychodząc z warsztatu. Zamknął drzwi i ze złośliwym uśmieszkiem spojrzał na nią, czekając na odpowiedź.
— Nie sądzę, żebym miała teraz czas. Przykro mi.
Goblin zachichotał i ruszył przed siebie.
— Nie wiesz, co tracisz, laska, nie wiesz, co tracisz — zdołała jeszcze usłyszeć, nim zniknął za rogiem.
Po godzinie poszukiwań Hermionie w końcu udało się odnaleźć przełożonego. Przedstawiła raport, zanotowała uwagi i z myślą, że stanowczo zażąda podwyżki, przeniosła się do zaułka, nieopodal swojego domu. Schowała różdżkę i ruszyła w kierunku bliźniaka.
Z zewnątrz niczym nie wyróżniał się od pozostałych budynków: piętrowy, z beżowymi ścianami, czarnymi wykończeniami i niewielką kępką zieleni. Jednak jeszcze tydzień temu wnętrze błagało o remont. Dzięki własnym oszczędnościom, pomocy rodziców, a także odrobiny magii udało jej się odratować większą część, czyniąc z ruiny swoje własne gniazdko.
Przeszukując torebkę w poszukiwaniu kluczy, kiwnęła głową sąsiadowi i weszła po niewielkich schodkach. Wetknęła klucz w zamek i zmarszczyła brwi, gdy ten nie chciał się obrócić. Nacisnęła klamkę, a ta ustąpiła bez oporów.
Ktoś był w środku.




Zgodnie z obietnicą, dodajemy rozdział w terminie :) Co prawda ledwo widzimy na oczy, bo dopiero wstałyśmy po odsypianiu nocki w robocie, ale Cookie zrzuciła ze mnie kołdrę, mówiąc: "Mamy obowiązki, capie". Obowiązki spełnione, wracamy do łóżka.
PS1: W zakładce "Dziennik Dracona Malfoya" pojawił się pierwszy wpis, przybliżający nieco sylwetkę jednej z głównych postaci opowiadania.
PS2: Dziękujemy za tak ciepłe przyjęcie nowego opowiadania i za liczne komentarze pod Prologiem :)
Do następnego, już za tydzień!

12 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo fajny, Malfoy ja zwykle złosliwy, a Parvati jest tak mega wkurzająca, że jak tylko widziałam wzmiankę o niej to przewracałam oczami ;pp

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm bardzo spodobał mi się pierwszy rozdział. Był inny. Co nie oznacza,że zły. Od dłuższego czasu brakowało mi czegoś nowego. Można powiedzieć, że szukałam czegoś świeżego. Coś co będę mogła czytać na bieżąco. Generalnie zamysł na całe opowiadanie przypadł mi do gustu. Jeszcze z taką fabułą się nie spotkałam i to mi się podoba. Ciągły powtarzany schemat opowiadań zaczął mi się powoli nudzić. Zresztą sam tytuł ff "Polowanie na czarownice" mówi sam za siebie. Jest w nim coś tajemniczego, co mnie bardzo intryguję. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. (Właśnie w tym momencie skroluję bloga do góry i patrzę na datę publikacji kolejnego rozdziału)Łał kolejny już w następną sobotę. Mam nadzieję, że następny rozdział umili mi okropną sobotę. (Nie przepadam za sobotami, a niedziel nienawidzę)
    Bardzo spodobał mi się wykreowany pół goblin. Nigdy nie czytałam czegoś podobnego w żadnym opowiadaniu więc duży PLUS dziewczyny. Samo spotkanie Hermiony z Larry było takim BUM.
    Kończę ten komentarz bo nie chce się za bardzo rozpisywać i pisać jakieś głupoty przez przypadek.
    Pozdrawiam ciepło,
    Lirveni-A.W

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa jakie super. Pozdrawiam cieplutko i do następnego😛😀😙

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale wredna sucz z tej Parvati. Tylko tyle powiem, dziękuje i do widzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Nie mogłam się oderwać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejo hejooo :D
    Zapewne jeszcze nie możecie się otrząsnąć po moich ostatnich wypocinach pod Prologiem, a tu atakuję Was kolejnym zlepkiem przypadkowych słów, które ktoś mądry kiedyś nazwał komentarzem.
    Otóż, wszem i wobec chciałam ogłosić (choć nie wiem, czy jest tu ktokolwiek, kogo ta informacja by zainteresowała), że nie cierpię Parvati. To tyle. Teraz zaspokojeni wiadomościami ze świata możemy w spokoju się rozstać.
    Nie no, joke! Przecież nie podzieliłam się jeszcze z Wami arcyważnymi informacjami o moim stosunku do innych ludków, a więc tak: Hermionę popieram, Draco (mrrrr... nie wypowiem się dosłownie, z racji tego, że mogą to czytać osoby niepełnoletnie. Ale jak dotąd jest dupkiem), Wood (moja wielka, niespełniona miłość z czasów, kiedy pierwszy raz obejrzałam którąś z pierwszych części HP), a ten ich szef to zwykła Fu...rka. O figurkę się rozchodziło ;D
    AAA no i jeszcze Goblin. Brawo dla tego pana, serio. Od razu przypadł mi do gustu. Nie to żebym gustowała w międzygatunkowej relacji z... na czym to ja...
    Ogólnie chylę czółka i biję brawo! Czekając na wielki Bum-ek, o którym o zgrozo ciągle pamiętam, ślę pozdrowienia i wracam do goblina... tfu! Do rozdziału. Tak, do rozdziału.
    A no i ślę wielkie pokłady cierpliwości dla Hermiony. Niechaj dziewczyna się trzyma, bo coś mi się wydaje, że załamanie nerwowe jest gdzieś blisko, wręcz na zakręcie.
    Podsumowując: padłam, leżę i nie wstaję.
    Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo przyjemny rozdział :)
    Przeczytałam jeszcze dziennik Draco i zastanawiam się czy słowa "musze wrócić" oraz "Kontury niemal wyblakły, ale ja wiem, że nadal tam jest" nie są powiązane z zegarkiem kieszonkowym. Może Draco już odbył jakieś podróże w czasie i ma to na niego jakis wpływ :P Natomiast słowa "trzymaj dystans" są skierowane do Hermiony..hmm hmm hmm. Czekam na następny rozdział.
    Uwielbiam motywy związany z podróżowaniem w czasie :)

    - Kuz

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze wiedzieć, że nic się nie zmienili. Fajnie, że Malfoy jest taki jaki jest ;) Za to go lubię ;D Dwulicowa suka z tej Parvari ;/ Niech ją Hermiona walnie jakimś zaklęciem.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale ja tęskniłam za waszym poczuciem humoru :) Rozdział świetny, jak zawsze. Mam nadzieję, że to Hermiona dostanie awans, a nie ta dwulicowa Patil :/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Muszę przyznać, że odcinek powala na kolana! Potrafiłam sobie wyobrazić jak to wszystko wyglądało, niczym dobrze wyreżyserowany film. Chociaż trafiłam tu całkiem przypadkiem (roczny syn w niewiadomy mi sposób kliknął w link do Waszego bloga). To musiało być przeznaczenie :'D
    Malfoy idealnie się kontrolował, choć wciąż perfekcyjnie grał na nerwach Hermiony! Lepiej chyba już nie można było tego opisać.
    Bardzo mnie zaciekawiła postać goblinowatego i mam nadzieję, że jeszcze spotka tę czarownicę, tak po prostu.
    Pozdrawiam i przepraszam za mało treściwy komentarz, ale w domu armagedon przy roczniaku. I tak dobrze, że w kilka godzin przeczytałam pierwszy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  11. No, no, pierwszy rozdział za mną, więc pozwolę sobie napisać kilka słów o postaciach, takie moje pierwsze spostrzeżenia ☺ Podoba mi się Draco, dorosły Draco, taki oziębły, oschły, próbujący stworzyć odpowiedni dystans, chociaż taki na pokaz, bo już przy pierwszej wymianie zdań widać, że nie będzie to typowa relacja pracodawca-podwładny, panna Granger zdecydowanie sobie pozwala, a i Draco czasem rzuci jakaś uwagą nie na miejscu. Udało Wam się stworzyć fajny, biurowy klimat, no a wiadomo  - gdzie biuro, tam i jakaś knująca osoba, której u Was na imię Parvati. Nie wiem czy znajdzie się osoba, która ją polubi, ja na pewno pierwszą nie będę 😁 Z tej rywalizacji o stołek asystentki może wynikąć wiele ciekawych sytuacji, że aż zacieram ręce, jak pomyślę, ile przed nami! Ciekawa jestem ile przy swojej ambicji jest w stanie zrobić Hermiona, byle tylko dopiąć swego. Faworyzowanie Parvati przez Malfoya musi być przecież niezłym impulsem do działania.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko pędzić dalej, byle zdążyć przed postrachem na P.
    Ps. Tak, chodziło mi o poniedziałek 😂
    The Little Sparrow

    OdpowiedzUsuń