~Dwadzieścia dni do rozpoczęcia Polowania~
— Malfoy.
Nazwisko szkolnego wroga
wymknęło się z ust Hermiony, nim zdążyła się opanować. I to
wcale nie dlatego, że nagle wzięło ją na sentymenty i zechciała
powspominać, jak to panicz Malfoy obdarowywał ją uroczymi
komplementami. Albo, że gość z Francji do złudzenia go
przypominał. On nim był.
— Dla ciebie pan Malfoy,
Granger — odparł melodyjnym, nieco znudzonym tonem. — Nie
spoufalaj się zbytnio.
Arystokrata przechadzał
się po gabinecie, przyglądając się jego wyposażeniu. Zatrzymał
się przy biurku i przesunął palcem po blacie.
— Widzę, że brytyjskie
Ministerstwo Magii za nic ma współpracę z Francją i jesteście
zupełnie nieprzygotowani na moją wizytę — rzekł, rozcierając w
palcach drobinki kurzu. — Ktoś mógłby to uznać za zniewagę —
dodał, w końcu się do niej odwracając. Oparł się o biurko
i położył dłonie na jego krawędziach, a nienaganny czarny
garnitur napiął się na szerokich ramionach. Teraz gdy się z nią
zrównał, zaczął przyglądać się dziewczynie.
Hermiona nie pozostawała
mu dłużna. Jak zwykle, biło od niego bogactwo, pewność siebie
i duma z nutą pogardy, czającą się w leciutko uniesionym
kąciku ust. Jego podłużna twarz, którą zapamiętała z Hogwartu,
nabrała męskich rysów za sprawą wyrazistych kości policzkowych
i mocnego, nieco szpiczastego podbródka z cieniem zarostu.
Świnia się nie ogoliła.
— Przytyłaś —
oznajmił, przerywając chwilę ciszy.
Zmrużyła oczy. Owszem,
niedawno nawiązała namiętny romans z czekoladą po śmierci
Krzywołapka, jednak już zrzuciła dodatkowe trzy kilogramy.
— Ty za to nic się nie
zmieniłeś. Rozwojem społecznym nadal jesteś na etapie
pryszczatego nastolatka.
Blondyn uniósł brew.
Zaskoczyła go, jednak nie było w tym nic dziwnego, że wyostrzył
jej się charakter, skoro pracowała w takim, a nie innym miejscu.
Chociaż wyglądało na to, że poza tym, wszystko było po staremu.
Te same zachowawcze stroje, ten sam piegowaty nosek i zarozumiały
ton. No i te włosy... Niemal się zaśmiał, gdy dziewczyna, jakby
wyczuwając jego spojrzenie, sięgnęła do nich ręką, by nieco je
okiełznać, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała.
— Radziłbym zważać na
słowa. Stoję wyżej od ciebie.
— Czyżby?
Draco uśmiechnął się
wrednie, jakby tylko czekał na to pytanie.
— Mhm. Jestem zastępcą
szefa Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Ty
tylko sekretarką. Patil zdążyła mi już o tym powiedzieć —
dodał, widząc jej spojrzenie. Nagle skrzywił się z niechęcią. —
O tym i o wielu innych rzeczach... Tak czy inaczej, dzielą
nas dwa szczeble — podsumował, wyraźnie z tego zadowolony.
— Jeden. Dziś zostanę
asystentką.
— I jesteś tego taka
pewna? Siedzę tu od pół godziny, nie dostałem nawet podstawowych
dokumentów, a Patil nadal nie przyniosła mi tej cholernej kawy.
Jak na zawołanie drzwi
otworzyły się, a do środka wpadła Parvati z filiżanką. Nie
przejmując się tym, iż obecna tu dwójka zdawała sobie sprawę,
że ich podsłuchiwała, z uśmiechem postawiła filiżankę na
biurku.
— Pańska kawa.
— Czuję się
zaszczycony, że w końcu ją dostałem — powiedział arystokrata z
sarkastycznym uśmiechem.
Dziewczyna nic sobie z
tego nie zrobiła.
— Życzy sobie pan
czegoś jeszcze?
— Możesz nas zostawić.
Parvati skinęła głową.
Wychodząc, zrobiła minę do Hermiony i niewątpliwie wróciła do
swojego poprzedniego zajęcia.
Kasztanowłosa
odchrząknęła, z powrotem przyciągając na siebie uwagę Malfoya.
— Jeśli chodzi o
dokumenty, mam je przy sobie — sekretarka podeszła do rozsuwanych
drzwi prowadzących do pokoju konferencyjnego i weszła do środka,
zajmując miejsce przy podłużnym stole. Rozdzieliła trzymane przez
siebie teczki i położyła połowę z nich naprzeciw siebie,
próbując stłumić w sobie poczucie niesprawiedliwości. — Teczki
zawierają propozycje miejsc w Wielkiej Brytanii, w których mogłoby
się odbyć Sympozjum Wiedzy Czarodziejskiej. Dołączyłam do nich
wstępne kosztorysy. Mamy też przygotowaną listę najlepszych usług
cateringowych dostępnych na rynku oraz prezenterów, którzy mogliby
pokierować galę przyznawania nagród. Już się z nimi
skontaktowałam, wszyscy wyrażają chęć podjęcia z nami
współpracy.
Draco rozsiadł się na
krześle, rozpinając marynarkę. Pocierał wargi, co zapewne miało
ukryć jego uśmiech. Świadomie czy nie, robił to nieudolnie.
— Która z nich —
zaczął, wskazując ruchem głowy na teczki — zawiera listę
miejsc?
— Ta druga. Do każdego
z nich dołączony jest adres najbliższego hotelu...
— To jest do wyrzucenia,
Granger.
To jedno zdanie zdołało
zabić profesjonalizm dziewczyny, która, pomimo ewidentnej niechęci
Dracona, dzielnie starała się go utrzymywać.
— Dlaczego? — spytała
rozdrażniona, przypuszczając, że jego decyzja jest podyktowana
zwykłą złośliwością.
— Dlatego, że
francuskie Ministerstwo Magii z racji tego, że cały pomysł powstał
właśnie tam, chce, aby pierwsza edycja odbyła się w Paryżu —
wyjaśnił łaskawie arystokrata, wzruszając ramionami. — Catering
i prezenterów sam przejrzę. Interesuje mnie jednak inna
rzecz...
— Jaka? — spytała
dziewczyna, przeczuwając, iż cokolwiek by to nie było, będzie to
jej gwóźdź do trumny.
— Dlaczego nie zajęłaś
się najważniejszą sprawą?
Hermiona zamrugała.
— To znaczy?
— Powinienem mieć tu
wykaz najważniejszych odkryć czarodziejów z Wysp, Europy i obu
Ameryk. Zatem dlaczego ich nie widzę? — zastanawiał się Draco,
wspierając głowę na dłoni. Wbił w sekretarkę spojrzenie,
jakby z góry zakładał, że to niedopatrzenie było jej winą.
— Och.
— No właśnie. Och.
Dziewczyna zmarszczyła
gniewnie brwi.
— To nie przeze mnie.
Poprzednia asystentka...
Draco zacmokał, udając
wielki zawód.
— Nieładnie, Granger.
Nie wolno zrzucać swojej winy na współpracowników.
— Na Miłość Merlina,
ona się upiła i zniszczyła wszystkie swoje zapiski! — krzyknęła
Hermiona, podrywając się z miejsca.
Jak on śmiał lekceważyć
jej pracę i obwiniać za cudze wybryki?
— I nie zdołałaś tego
odrobić? Z tego, co mi wiadomo, wakat na stanowisko asystentki jest
od niemal tygodnia.
— Dla twojej
wiadomości...
Jej wypowiedź została
przerwana przez jej własne ciało. Brzuch dziewczyny przypomniał
sobie o pominiętym śniadaniu.
Draco zaśmiał się cicho
i spojrzał na nią pobłażliwie.
— Chciałaś coś
powiedzieć?
Zacisnęła pięści,
próbując zignorować zarówno nasilający się ból w podbrzuszu,
jak i rumieniec wpływający na jej twarz.
— Dla twojej wiadomości
— wysyczała przez zęby — lista została sporządzona na nowo.
Blondyn rozejrzał się
teatralnie.
— Więc gdzie się
znajduje?
— Aktualnie u naszego
nadzorcy, który dziś rano został zwolniony.
Arystokrata zerknął na
drzwi. Lada chwila ktoś miał tu wejść, czego wytrącona z
równowagi sekretarka nie zauważyła.
„A to pech...”
Sięgnął po swoją kawę
i upił łyk, nie spuszczając z niej spojrzenia. Skrzywił się,
odstawił kubek i przystawił do niego koniec różdżki,
podgrzewając zawartość, jednak nawet to nie przemieniło podanej
mu lury w prawdziwą kawę.
— I nie pomyślałaś,
żeby na wszelki wypadek zrobić dla siebie kopię zapasową.
— Nie jestem
jasnowidzem, Malfoy — warknęła dziewczyna, po czym zesztywniała,
słysząc głos swojego przełożonego.
— Granger. Może
powinnaś wrócić do siebie? — zaproponował pan Rogers, jasno
dając jej do zrozumienia, że czeka ją nieprzyjemna rozmowa.
Hermiona przełknęła
ślinę, ignorując nieprzyjemną gorycz porażki. Skinęła głową
i wyszła z sali konferencyjnej, zostawiając ich samych. Mogła
mieć tylko nadzieję, że Malfoy nie przedstawi całej sytuacji w
jeszcze gorszym świetle. Naiwną nadzieję.
Choć minęło osiem lat,
Draco Malfoy nadal pozostawał wrednym, cynicznym, wywyższającym
się draniem. Co prawda ani razu nie nazwał jej szlamą, ale
wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nadal uważa ją za kogoś
gorszego od siebie. Ciekawe tylko, czy powodem takiego zachowania
była wpajana od dzieciństwa pogarda dla osób jej pokroju, którą
starał się stonować ze względu na etykietę sprawowanego przez
niego stanowiska, czy może najzwyczajniej w świecie nie liczył
się z osobami gorzej usytuowanymi od niego samego.
Otworzyła gwałtownie
drzwi i gniewnym krokiem podeszła do swojego biurka, nie zwracając
uwagi na Parvati, która tylko cudem odskoczyła na czas i ocaliła
swój nos od złamania.
— Co się stało? —
spytała szeptem, podążając za Hermioną.
— Nienawidzę go —
burknęła, przeszukując szafki w poszukiwaniu jakichkolwiek
przekąsek. — Oberwało mi się za alkoholizm eks asystentki,
skorumpowanego nadzorcę i za to, że Francja nie leży na Wyspach.
— Lisa nie była
alkoholiczką — wtrąciła druga sekretarka, siadając na jej
biurku. — Przynajmniej do czasu, aż nie odkryła, że jej facet
kręci z jej matką...
Kasztanowłosa przerwała
poszukiwania i wyprostowała się, by posłać jej spojrzenie, które
jasno mówiło, że jest to ostatnia rzecz, o której teraz chciałaby
rozmawiać.
— Dlaczego mi nie
powiedziałaś, że to on tam jest?
— A czy to by coś
zmieniło? — rzuciła obronnie panna Patil. — Poza tym, jeśli
chodzi o mnie, to wydaje się być nieco bardziej... ułożony. I
seksy.
Hermiona skrzywiła się.
Doskonale wiedziała, o co jej chodziło. Malfoy oznaczał galeony,
wpływy i jeszcze więcej galeonów. Z trudem powstrzymała dreszcz
na myśl o nich... kopulujących. Fuj.
— Seksy? Seksy jest
Brandon McGonerry albo Aaron Johnson. Przy nim nawet stary Harry jest
seksowny.
Tym razem nie zdołała
się powstrzymać i wzdrygnęła się na wzmiankę o bezzębnym
portierze. Jego obraz zdołał dopiero odsunąć brzuch dziewczyny,
który ponownie dał o sobie znać.
— Uua — mruknęła
Parvati, odpychając się od biurka. — Chcesz kanapkę?
— A masz dwie? —
spytała z nagłym ożywieniem.
Akurat, gdy ich rozmowa
skierowała się na interesujące tematy, do środka wszedł młody
chłopak, zapewne jeden z początkujących pracowników obsługi
departamentu.
— Biuro szefa współpracy
czarodziejów to tutaj? — spytał, poprawiając okulary.
Parvati zmierzyła go
wzrokiem i wróciła na swoje miejsce.
— Tak. O co chodzi? —
zagadnęła Hermiona.
— Mam dokumenty do
przekazania. Jacyś odkrywcy.
Dziewczyna poderwała się
z miejsca, dziękując Merlinowi za tę odrobinę łaski. Podeszła
do niego i odebrała teczki, mamrocząc podziękowania.
— To coś ważnego? —
spytała Parvati, zerkając na niesiony przez Hermionę stosik.
— Mhm. To przez to
Malfoy suszył mi głowę. Między innymi...
— Pomogę ci —
oznajmiła po chwili namysłu, mając nadzieję, że jeśli pojawi
się z ważnymi dokumentami, przełożony zobaczy ją w lepszym
świetle.
Nim Hermiona zdążyła
cokolwiek powiedzieć, druga sekretarka zabrała część teczek i
weszła do gabinetu. Dziewczyna przewróciła oczami i podążyła za
nią, by stoczyć drugą rundę. Parvati zatrzymała się przed
drzwiami do sali konferencyjnej, mrugnęła do Hermiony i zapukała.
— Wejść.
— Przepraszam, że
przeszkadzamy, ale właśnie otrzymałam spis odkrywców.
— Nareszcie. Dobrze, że
jesteście, muszę z wami porozmawiać — oznajmił pan Rogers.
Odkładając teczki na
stół, sekretarki wymieniły spojrzenia. Nadeszła ta chwila. Awans
dla jednej z nich. Stanęły obok siebie i czekały na dalszy ciąg.
— W związku z... nagłym
zamieszaniem, jakie wybuchło w Ministerstwie, zwolniono lub
zawieszono na czas rozstrzygnięcia rozpraw wielu pracowników,
również w naszym departamencie. Tak jest między innymi z naszym
nadzorcą, którego obowiązki przejmę do czasu zakończenia jego
procesu. — Tu ich przełożony przerwał na chwilę i z
grymasem potarł kozią bródkę. Dla wszystkich było jasne, że nie
jest to dla niego spełnienie marzeń. — Rozmawiałem już z panem
Malfoyem, który zgodził się kontynuować współpracę z nami,
pomimo tych okoliczności. W związku z tym, że na czas nieokreślony
przydzielono mi dodatkowe obowiązki, będziecie pracować nad sprawą
sympozjum z naszym gościem, który zajmie moje biuro. Oczekuję
codziennych sprawozdań na godzinę osiemnastą w gabinecie nadzorcy.
Aiden Rogers zamyślił
się na chwilę, zastanawiając się, czy przekazał wszystkie
informacje. Po krótkiej chwili skinął głową i podszedł do
Malfoya z wyciągniętą dłonią.
— To wszystko. Mam
nadzieję, że będzie nam się razem dobrze pracować.
Arystokrata wstał,
posyłając mu wyćwiczony, beznamiętny uśmiech.
— Również żywię taką
nadzieję.
Hermiona patrzyła na nich
nieobecnym wzrokiem. Miała pracować, Merlin wie ile, z Malfoyem,
nad organizacją sympozjum. Jeśli wytrzyma to psychicznie, od razu
powinni ją kanonizować. Nie umknęło jednak jej uwadze to, że jej
przełożony wychodził, nie poruszając jeszcze jednej, istotnej
kwestii.
— A...
— A nasz awans? —
wypaliła Parvati, z nadzieją patrząc na mężczyznę.
Rogers zerknął na nie
przez ramię. Obie wstrzymały oddech, kiedy otworzył usta, jednak
jakby się rozmyślił i z powrotem je zamknął.
— Nie... nie potrafię
zdecydować. Przykro mi, ale nie ma teraz na to czasu. Chociaż... —
posłał szybkie spojrzenie do Malfoya. Hermionie się to nie
spodobało. — Myślę, że opinia osoby z zewnątrz bardzo mi
pomoże. Tak... pan Malfoy zadecyduje, której z was bardziej należy
się awans. Ach, zanim wyjdę... Panno Patil, była jakaś
korespondencja do mnie?
— Owszem — burknęła
niezadowolona sekretarka, wbijając w przełożonego wzrok
bazyliszka. — Wyjca od byłej żony o treści: Aiden, Aiden, ty
stary capie, zapłać alimenty.
Mężczyzna zaśmiał się,
próbując ukryć tym skrępowanie.
— Łapczywa wiedźma.
Zasada numer jeden, chłopcze — zwrócił się do arystokraty —
nigdy się nie żeń. A już na pewno nie dwukrotnie — dodał,
zerkając na Parvati. — Panno Patil, proszę na słówko.
Gdy tylko zostali sami,
Draco przeniósł stalowe spojrzenie na Hermionę. Usiadł i splótł
dłonie, wspierając podbródek na palcach wskazujących. Kącik jego
bladych warg uniósł się w kpiącym uśmieszku, którego chętnie
pozbyłaby się za pomocą tych cholernych teczek. Ewentualnie
krzesła.
— A więc dziś miałaś
dostać awans — rzucił, unosząc jasną brew.
— Tak — odpowiedziała,
siląc się na spokój. Nie mogła dać mu się sprowokować... Choć
w razie niefortunnego wypadku na swoje usprawiedliwienie miała szok
spowodowany spotkaniem z nim, nasilający się głód i pierwszy
dzień okresu.
— Jakie to... przykre —
zakończył po chwili zastanowienia. — Czy prócz was jest ktoś
jeszcze, kto będzie bezpośrednio ze mną pracował? Na przykład
zastępca?
— Zastępca jest... —
dziewczyna skrzywiła się, szukając odpowiednich wyjaśnień. —
Jest niedysponowany.
— Z powodu?
— Urlopu zdrowotnego.
Mężczyzna uniósł brwi.
— Pozwolono mu na urlop
w czasie organizacji tak ważnego wydarzenia? — zdziwił się.
— Nie mieli wyjścia. Ma
problemy natury psychicznej.
— A ściślej?
— Przechodzi załamanie
nerwowe z powodu śmierci złotej rybki.
W pierwszej chwili twarz
Dracona Malfoya nie wyrażała żadnych emocji. Spoglądał na
sekretarkę beznamiętnym wzrokiem, zupełnie jakby nie dotarła do
niego absurdalność wypowiedzianych przez nią słów. Zdołał
odezwać się dopiero po chwili, pytając:
— Żartujesz sobie teraz
ze mnie, prawda?
— Bynajmniej.
Draco przeczesał włosy.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż tutejszemu Ministerstwu
daleko od ideału, tym bardziej że wiedział, jakie osoby sprawowały
i nadal sprawują ważne stanowiska. Nie spodziewał się jednak
tego, że brytyjskie realia tak bardzo odbiegają od standardów, do
których zdołał przywyknąć podczas swojej pracy w Paryżu. A
już na pewno nie był przygotowany na cyrk, którego miał wątpliwą
przyjemność być świadkiem. Wiedział, że przydzielone mu zadanie
nie będzie lekkie, jednak nie spodziewał się aż takich przeszkód.
— Nie miałem
świadomości, że brytyjskie Ministerstwo aż tak się stoczyło.
Korupcja, hazard, pijane asystentki, zastępca wariat i dwie
sekretarki, jedna kochanica szefa, druga nie potrafi sobie
zorganizować czasu tak, aby zdążyć ze śniadaniem...
— To się nie powtórzy
— oznajmiła Hermiona beznamiętnym tonem.
— Wiem — odparł,
patrząc jej w oczy. Niewypowiedziana groźba zawisła między nim a
sekretarką, podkreślając dzielący ich dystans. — Zawołaj tu
Patil, chce z nią przejrzeć i pogrupować najnowszą listę.
— A ja?
— Co ty?
— Uważam, że również
powinnam przy tym być, chociażby po to, żebyś... żeby pan —
poprawiła się szybko dziewczyna, zaciskając pięści — mógł
sprawiedliwie ocenić nasze umiejętności i wkład w
przedsięwzięcie.
— Ależ Granger, to
zajęcie góra dla dwóch osób. Może po prostu próbujesz podkraść
koleżance zadanie? Zastanawiam się, czy pan Rogers potrzebuje kogoś
tak zawistnego na stanowisku asystentki... Jeśli nie możesz znaleźć
sobie czegoś do roboty, możesz posprzątać moje biuro.
Hermionie opadła szczęka.
Nie po to kończyła szereg staży, dodatkowych szkoleń i harowała
tu od pięciu lat po to, żeby sprzątać!
— Posprzątać? —
powtórzyła, wpatrując się w niego tępym wzrokiem.
— Tak, Granger,
posprzątać. Uporządkować. Doprowadzić do ładu.
— Nie jestem od tego —
prychnęła.
Arystokrata nachylił się
w jej stronę i spytał:
— W takim razie, od
czego jesteś?
— Od wszystkiego innego
— wysyczała, czując, jak mężczyzna bagatelizuje jej
dotychczasową pracę.
— Kolejny dowód na to,
że jeśli coś jest od wszystkiego, to tak naprawdę nie nadaje się
do niczego — skwitował krótko. Wstał i wcisnął jej odrzucone
przez siebie teczki z listą miejsc. Nachylił się, by byli na tym
samym poziomie i powiedział wolno, jakby miała problem ze
zrozumieniem tego, co mówił: — A teraz wyjdź, znajdź Patil i
zajmij się moim gabinetem, a może nie poinformuję Rogersa, że
chcesz podciąć skrzydełka jego kochance.
Dziewczyna odebrała od
niego teczki i z trudem się uśmiechnęła.
— Czy potrzebuje pan ode
mnie czegoś jeszcze? — spytała, jednocześnie wyobrażając
sobie, jak wbija mu obcas między oczy.
— To wszystko.
Wyszła, z trudem
powstrzymując się od kłapnięcia drzwiami. Przeszła do sekcji dla
sekretarek i rzuciła teczki na swoje biurko.
Parvati podskoczyła i
odwróciła się od lustra, przy którym poprawiała fryzurę.
— Co się stało?
— Ta przeklęta glizda w
blond peruce czeka na ciebie w gabinecie. Będziecie zajmować się
sympozjum, podczas gdy ja... Mały, śmierdzący, niewydarzony gnojek
— warknęła, zamykając szafkę. Wyprostowała się i wzięła
głęboki oddech na uspokojenie. — Mogę cię teraz prosić o tę
kanapkę?
Parvati zamrugała, po
czym po chwili zachichotała sztucznie.
— A wiesz... zupełnie
zapomniałam, że już ją zjadłam. Głuptasek ze mnie — dodała,
machając ręką. — Lecę do Malfoya... Pana Malfoya. Trzymaj za
mnie kciuki.
Hermiona odprowadziła
koleżankę wzrokiem, zatrzymując swoje spojrzenie na wysokich
szpilkach drugiej sekretarki. Gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami
gabinetu Malfoya, powiedziała pod nosem:
— Jasne, połamania nóg,
Parvati.
Minuty wlokły się
niemiłosiernie, jednak nawet głośne tykanie zegara nie było w
stanie zagłuszyć donośnych pomruków żołądka, który coraz
bardziej doniośle manifestował swój protest. Nie wierząc, że to
robi, młoda kobieta wstała zza biurka i weszła do gabinetu swojego
tymczasowego szefa. Oparła ręce na biodrach i rozejrzała się po
schludnym i uprzątanym pomieszczeniu, szukając czegokolwiek, co
mogło nie spełniać standardów „delegacji
z Francji”.
— Aha, rzeczywiście.
Syf jak cholera — mamrotała pod nosem, usuwając kłęby kurzu,
które istniały tylko w wyobraźni Malfoya. — Pedancik jeden.
Kilka machnięć różdżką
później straciła zapał do sprzątania wyimaginowanego bałaganu.
Kilkukrotnie przestawiła dokumenty na biurku, by zdecydować, pod
jakim kątem prezentują się najlepiej i wyszła z gabinetu,
opierając się pokusie podsłuchania tego, co się dzieje w sali
konferencyjnej. Miała przecież swoją godność i nie zamierzała
się zniżać do poziomu co poniektórych.
Usiadła za swoim
biurkiem, mimowolnie stukając paznokciami o jego blat, odmierzając
tym samym czas do przerwy obiadowej. O ile do tego czasu jej żołądek
nie postanowi strawić się sam. Nie mogła uwierzyć, że to
Parvati, a nie ona, omawiała właśnie najnowsze odkrycia i
wynalazki magii. Dziewczyna, której zainteresowanie postępem
naukowym czarodziejów zatrzymało się na etapie Sumów!
Spojrzała z niesmakiem na
miejsce, które zajmowała jej koleżanka, zagracone stertą
czasopism, a także katalogami z kosmetykami i podeszła do biurka z
zamiarem przejęcia części jej dzisiejszych obowiązków. Doskonale
wiedziała, że dzięki dodatkowemu zajęciu, jakim było flirtowanie
z Malfoyem w celu ukradnięcia jej awansu, dziewczyna nie da sobie
rady z resztą zadań. Dopiero teraz dotarł do niej absurd
rywalizacji o promocję z kimś tak niezorganizowanym i skrajnie
nieodpowiedzialnym.
Przeszukała stertę
papierów i zmrużyła oczy, widząc drugie śniadanie panny Patil,
które rzekomo już zdążyła zjeść. Ignorując coraz głośniejsze
pomruki brzucha i mdłości na dźwięk perlistego śmiechu
koleżanki, dobiegającego z sali konferencyjnej, porwała z biurka
listę zadań i dzisiejszą korespondencję, zabierając się do
pracy. Sprawnie rozdzieliła dokumenty pomiędzy te dotyczące
departamentu oraz listy prywatne jego pracowników. W trakcie
wprowadzania ostatnich danych do listy płac usłyszała znajomy
głos, dochodzący z korytarza. Z nadzieją wyszła zza biurka i
wychyliła głowę na korytarz.
— Oliver!
Brunet przeprosił swojego
rozmówcę i odwrócił się w jej stronę, posyłając dziewczynie
szczery uśmiech.
Oliver Wood w ogóle nie
zmienił się od czasów Hogwartu. Nadal pałał miłością do
Quidditcha, był energiczny i z łatwością nawiązywał
kontakt z ludźmi. Jedyną różnicą były nieliczne zmarszczki w
okolicach oczu, pojawiające się przy uśmiechu, przez co wyglądał
na najsympatyczniejszego pracownika Ministerstwa.
— W czym mogę pomóc
pięknej damie?
Hermiona przygryzła
wargę, nagle tracąc rezon. Przełknęła ślinę i zrobiła krok do
tyłu, powoli cofając się w głąb biura.
— Wiesz co, to w sumie
nic ważnego — wydukała.
— Hermiona...
Kobieta rozejrzała się
wokół i uroczo się rumieniąc, wyjaśniła jednym tchem:
— Bo chodzi o to, że...
mamy dzisiaj w biurze nieco zamieszania w związku z przybyciem
delegacji z Paryża i jeszcze nie miałam okazji niczego
zjeść... a zapomniałam zabrać ze sobą drugiego śniadania.
Kupisz mi kanapkę?
Oliver uśmiechnął się
szeroko, rozbawiony jej zakłopotaniem.
— Nie ma sprawy. Masz
wolny wieczór? — spytał nagle, dając znać wcześniejszemu
rozmówcy, by poczekał na niego przy swoim przydziale. Skinął
głową i ponownie skierował całą swoją uwagę na Hermionę. —
Pomyślałem, że skoro ostatnio tak dobrze nam się pracowało,
moglibyśmy gdzieś wyskoczyć. Razem.
Początkowe zaskoczenie z
wolna ustąpiło miejsca radości. Tak. Miała ochotę spędzić czas
z Oliverem. Z miłym, inteligentnym, uczynnym Oliverem, który kupi
jej kanapkę. Był tylko jeden problem.
— Nie wiem, czy będę
mogła... — zaczęła niepewnie, zerkając w stronę drzwi do
gabinetu Malfoya i zamarła, widząc go, opartego o jej biurko.
Przyglądał się im z założonymi rękami, stukając palcem w
przedramię. Gdyby w słownikach widniałaby ilustracja
niezadowolenia, z pewnością przedstawiałaby ona jej nowego szefa.
— Nie przypominam sobie,
Granger, bym pozwolił ci opuścić stanowisko — oznajmił
nadzwyczaj spokojnym, acz zimnym tonem. — Czyżbyś skończyła
sprzątać?
— Wyszłam tylko na
chwilę, bo...
— Nie obchodzą mnie
twoje wyjaśnienia. Nie omieszkam wspomnieć panu Rogersowi o tym
incydencie. —Dopiero teraz zwrócił uwagę na rozmówcę swojej
sekretarki i z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem zwrócił
się do chłopaka: — Miło cię widzieć, Wood. Niezmiernie się
cieszę, że zdołałeś sobie znaleźć jakieś inne zajęcie. To
musiało być straszne... Taka poważna kontuzja na samym początku
kariery — dodał, cmokając z politowaniem, po czym z powrotem
skupił swoją uwagę na dziewczynie. — Nie będę tolerował
więcej takiej niesubordynacji. Ze względu na dawne czasy, dam ci
dobrą radę, Granger: jeśli zależy ci na awansie, to skończ
flirty i weź się w końcu do roboty. Przynieś nam dwie kawy —
dodał, po czym wrócił do sali konferencyjnej.
— To jest to
zamieszanie, przez które chodzisz głodna? — spytał Wood, z
niesmakiem wskazując głową na drzwi, za którymi zniknął Malfoy.
— Długo by opowiadać —
westchnęła zrezygnowana. — Słuchaj, jeśli chodzi o nasze
wyjście... Może innym razem. Sam widzisz.
— Jasne. Zaraz ci coś
przyniosę.
***
Parvati Patil była
niezwykłą kobietą. W trakcie rozmowy dotyczącej organizacji
sympozjum potrafiła wpleść smaczki z życia prywatnego pracowników
całego Ministerstwa, wieści o najnowszych wyprzedażach i kolejnego
pokazu Which Witch? mającego odbyć się niedługo w Paryżu.
Miała jeszcze jedną, wyjątkową cechę. Wywoływała irytację u
Dracona szybciej niż panna Granger.
Widząc, jak jego
sekretarka rozpoczyna kolejny monolog, odchylił się na krześle i
wbił wzrok w sufit, wędrując myślami do swojego apartamentu w
Paryżu. Zaraz jednak przed oczami pojawiła mu się twarz Gabrielle
i chcąc odsunąć od siebie ten obraz, począł zastanawiać się,
jak wygląda lokum w Anglii, przydzielone mu na czas pobytu w kraju.
I ile czasu minie, nim przeszłość przypomni sobie o nim. Wiedział,
że przy tych okolicznościach to nieuniknione, jednak nie mógł
powstrzymać irytacji, mając świadomość tego, że wszelkie jego
starania mogą pójść na marne. Nie mógł jednak odmówić
szefostwu, musiał się tu przenieść i dopilnować wszelkich
szczegółów. Zwłaszcza jeśli chciał na stałe zatrzymać swoją
nową posadę. Poza tym potrzebował zmienić otoczenie, by
zdystansować się od tego, co wydarzyło się w Paryżu.
— ... zawsze chciałam
zwiedzić. Rozumiesz, zobaczyć wnętrze na własne oczy. Z chęcią
pojadę z tobą na to spotkanie. Nie martw się, wszystko
przygotuję... a po spotkaniu moglibyśmy zwiedzić Czarodziejskie
Ogrody. Słyszałam, że jest tam bardzo... romantycznie.
— Parvati, zamilcz.
Sekretarka przerwała w
połowie zdania i powoli zamknęła usta. Dyskretnie zerknęła na
swój dekolt i przełknęła gorzką myśl o tym, że tanie zagrywki
tym razem nie pomogą jej zgarnąć całej puli. Przywołała na
twarz delikatny uśmiech, jednocześnie zaciskając dłoń na
segregatorze, robiącym jej za podkładkę.
— A czy jest coś
jeszcze, co mogłabym dla ciebie zrobić? — zapytała, uśmiechając
się sugestywnie.
— Owszem —
odpowiedział blondyn, wracając do wertowania pergaminów. —
Możesz pójść do Granger i powiedzieć jej, żeby zrobiła mi
jeszcze jedną kawę.
Parvati odłożyła
segregator i wstała, poprawiając spódnicę. Owinęła kosmyk
włosów wokół palca i usiadła na krańcu stołu obok
przełożonego, po czym oznajmiła:
— Ależ nie ma potrzeby,
by angażować Hermionę w naszą pracę. Ja mogę zaparzyć ci tej
kawy, to żaden kłopot — jazgotała dalej tym samym przesłodzonym
do granic możliwości głosem.
— Nie — zaprotestował.
— To Granger ma mi zrobić kawę, a ty masz tu wrócić i robić
to, co do tej pory.
— To znaczy?
— Udawać, że do
czegokolwiek się nadajesz — skwitował, nie podnosząc głowy znad
dokumentów.
Promienny uśmiech, który
utrzymywał się na twarzy Parvati od samego rana, spełzł w
mgnieniu oka, zostawiając na niej wyraz osłupienia. Nie przywykła
do tego, że ktokolwiek jest w stanie oprzeć się jej urokowi.
Wstała, energicznym gestem odgarnęła włosy do tyłu i wyszła z
sali konferencyjnej. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, na powrót
przywołała szeroki uśmiech na twarz i weszła do pomieszczenia,
które zajmowała razem z drugą sekretarką. Przeszła sprężystym
krokiem przez biuro i wyjęła ze swojej torebki kosmetyczkę.
— Draco prosi o jeszcze
jedną kawę — oznajmiła, pokrywając wargi krwistą czerwienią.
— Draco? — spytała
oschle Hermiona.
— Tak, pan Malfoy. Mnie
nie musisz robić.
— Ach, tak?
— Uwierz mi, kochana,
przy takim mężczyźnie nie potrzebuję sobie dodatkowo podnosić
ciśnienia — powiedziała Parvati, wachlując się dłonią. —
Wykształcony, elokwentny, szarmancki... świetnie nam się wspólnie
pracuje — dodała, z satysfakcją obserwując, jak jej koleżanka
pochmurnieje. — No i opowiedział mi tyle ciekawych rzeczy o
Paryżu. Obiecał nawet, że oprowadzi mnie po Czarodziejskich
Ogrodach przy okazji spotkania służbowego z jego zwierzchnikami.
— Z pewnością Aiden
będzie tym faktem zachwycony — odpowiedziała z przekąsem
Hermiona, czując, że jej sympatia do współpracownicy oddala się
w bliżej nieokreślonym kierunku.
— Kochana, zamiast
wtykać nosek w nie swoje sprawy, zajęłabyś się pracą. Lepiej,
żeby nie musiał czekać na tę kawę zbyt długo — powiedziała
Parvati, pstrykając palcami w kierunku stolika z kawą.
Pstryknęła. Naprawdę na
nią pstryknęła.
— Kawa już się robi —
oznajmiła panna Patil, nie tracąc frywolnego sposobu bycia,
zupełnie jakby nie była świadoma niechęci, jaką darzył ją
Draco Malfoy.
Niezrażona brakiem
odpowiedzi, weszła w głąb sali i z zaciekawieniem
przyjrzała się tarczy kieszonkowego zegarka trzymanego przez jej
przełożonego. Mężczyzna delikatnie gładził kciukiem pękniętą
taflę szkła, podniszczonego przez ząb czasu urządzenia, zdając
się nie zauważyć jej powrotu. Kobieta zmarszczyła brwi,
zastanawiając się, dlaczego ktoś pokroju Malfoya nosi coś tak...
pospolitego i bezwartościowego. Wskazówki zegara pewnie lata
temu stanęły w bezruchu, przestając odmierzać czas i czyniąc go
bezużytecznym.
— Mogę go zanieść do
działu technicznego — oznajmiła, wyciągając rękę po
urządzenie. — Z pewnością go naprawią.
— Nie — uciął
arystokrata, strącając jej dłoń, po czym schował zegarek do
kieszeni kamizelki. — Uporządkuj alfabetycznie listę czarodziei,
biorących udział w sympozjum.
Hermiona ze złością
wpatrywała się w drzwi do sali konferencyjnej, za którymi zniknęła
Parvati. Nie sądziła, że rywalizacja o stanowisko aż tak odmieni
jej koleżankę. Między nimi zdarzały się sprzeczki czy też
nieporozumienia, wynikające z odmiennej natury obu pań, jednak
nigdy nie okazywały sobie otwarcie wrogości... do czasu pojawienia
się Dracona Malfoya i nierównej walki o stanowisko asystentki.
Mając w jego osobie sojusznika, Parvati czuła się nietykalna i
zapewne już widziała się w nowym biurze.
Sekretarka wzięła
głęboki wdech i wróciła do pracy. Uporządkowała i wysłała do
pana Rogersa listę podań o zgodę na teleportację
międzynarodową i zagotowała wodę w czajniku, w myślach
pocieszając się tym, że jeszcze kilka dni z kawą w roli głównej,
a pana Malfoya czeka przymusowy urlop zdrowotny z powodu
nadciśnienia.
— Bunt goblinów? Krach
na giełdzie? Masowa ucieczka z Azkabanu? — zaczął wymieniać
arystokrata na widok Hermiony. — A może jest jakiś inny powód,
dla którego musiałem czekać na tę kawę aż tak długo?
— Przygotowywałam
zestawienie dla pana Rogersa — oznajmiła dziewczyna, stawiając
kawę na stole.
— Ach, tak.
Mężczyzna upił łyk
kawy i skrzywił się.
— Okropna — oznajmił,
z drwiną patrząc w oczy sekretarki, po czym odstawił filiżankę
na tacę.
— Czy życzy pan sobie
czegoś jeszcze? — spytała, ledwo panując nad drżeniem głosu.
— Parvati, podaj jej tę
listę — polecił, skinieniem głowy wskazując na plik pergaminów,
który po chwili znalazł się w rękach Hermiony. — Załącz ją
do raportu dla Aidena. To wszystko.
Dziewczyna wróciła do
pomieszczenia dla sekretarek, z hukiem odstawiając tacę na stolik.
Machnęła różdżką, by oczyścić obryzganą kawą ścianę i,
zgrzytając zębami, zerknęła na zegarek. W pośpiechu wróciła na
swoje miejsce pracy i przejrzała listę, którą dała jej Parvati.
Podczas ich kilkumiesięcznej współpracy zdążyła wyrobić sobie
nawyk sprawdzania wszystkiego, co wyszło spod rąk jej koleżanki z
Hogwartu. Oczywiście nie zawsze było to konieczne, jednak Hermiona
była zdania, że lepiej dmuchać na zimne niż później musieć
ponieść konsekwencje niekompetencji Parvati. Gdy upewniła się, że
wszystko jest, jak należy, wpięła dodatkowe pergaminy do raportu
dla pana Aidena i schowała wszystko do teczki, po czym opuściła
biuro.
Zbliżała się osiemnasta
i administracyjne działy Ministerstwa Magii powoli pustoszały,
otulając wszystko nienaganną ciszą. Szybkie i zdecydowane kroki
dziewczyny dudniły na korytarzu, burząc panujący tu senny nastrój.
Zerknęła na zegarek, poprawiła żakiet i weszła do gabinetu
nadzorcy, gdzie powinien znajdować się jej przełożony.
Zmarszczyła brwi na widok
sprzątaczki, polerującej masywne biurko.
— Zastałam pana
Rogersa?
— Niestety, kochanieńka.
Wyszedł z biura nie dalej jak piętnaście minut temu —
odpowiedziała kobieta, wracając do swojego zajęcia.
— A wie pani dokąd?
— Wspominał coś o
dzielnicy handlowej — oznajmiła sprzątaczka, porządkując
dokumenty na biurku — i jakimś zakładzie produkcyjnym —
dodała po chwili zastanowienia. — Więcej nie wiem.
Dziewczyna podziękowała
i skierowała się do swojego biura po torebkę i różdżkę, po
drodze kiwając głową na pożegnanie Parvati, która najwyraźniej
nie przejmowała się czymś tak błahym, jak dostarczenie szefowi
raportu na czas.
— Przepraszam —
wymamrotała, gdy omal nie wpadła na wychodzącego z biura Dracona
Malfoya.
Przesunęła się, chcąc
umożliwić mu wyjście na korytarz, dokładnie w tym samym momencie,
gdy mężczyzna zrobił to samo. Natychmiast się odsunęła,
ponownie nieopatrznie zastawiając mu drogę.
Arystokrata westchnął
poirytowany i odsunął się, przepuszczając ją w przejściu.
— Czy jest coś, co mogę
dla pana zrobić? Potrzebuje pan czegoś na jutro?
— Tylko kompetentnych
pracowników. I może jeszcze dodatkową perukę w moim ulubionym
odcieniu blondu... ewentualnie paru niewydarzonych gnojków do
towarzystwa — oznajmił, a perfidny uśmiech na jego twarzy
powiększał się proporcjonalnie do przerażenia dziewczyny, gdy
dotarło do niej, że Parvati powtórzyła wszystko, co o nim
mówiła po wyjściu z sali konferencyjnej. — Do widzenia, Granger
— powiedział cicho, a jego pełne satysfakcji spojrzenie było
zapowiedzią nadchodzących kłopotów.
Gdy została sama, miała
ochotę zacząć walić głową w ścianę. Ale jeszcze nie teraz.
Najpierw zaniesie ten przeklęty raport swojemu szefowi, a później
zastanowi się, czy maleńki wstrząs to wystarczający pretekst do
pobytu w Mungu.
Żeby jeszcze tylko była
w stanie zapomnieć o obowiązkach.
Przeniosła się do
dzielnicy handlowej i zadrżała lekko. Wieczór nie należał do
najcieplejszych, co tylko wzmocniło poirytowanie panny Granger.
Westchnęła ciężko, rozglądając się wokół i drgnęła, gdy
coś otarło się o jej nogę. Zerknęła w dół i z grymasem na
twarzy strząsnęła z nogi papierową torbę miotaną przez podmuchy
wiatru. Przycisnęła do siebie teczkę i pewnym krokiem ruszyła
naprzód, rozglądając się za swoim szefem. W okolicy były dwa
zakłady produkcyjne, do których Aiden Rogers mógł się udać.
Oczywiście istniała też możliwość, że po spotkaniu skoczył do
baru. Najchętniej wróciłaby do domu, gdzie zaszyłaby się z jakąś
książką, jednak musiała omówić z nim decyzje podjęte przez
Malfoya, zanotować uwagi Rogersa i przedstawić je blond gliździe,
nim ta przekaże wieści do Paryża.
Dwadzieścia minut
później, zawiedziona, wychodziła z pierwszego zakładu. Zerknęła
na ciemniejące niebo i skierowała się do zachodniej części
dzielnicy handlowej. Nie minęło wiele czasu, jak jej uszu dobiegł
dźwięk strzaskanej szyby i charakterystyczny odgłos teleportacji.
Odruchowo wyjęła różdżkę
i skręciła w boczną alejkę, skąd wybrzmiewały wyzwiska i
soczyste przekleństwa.
— Wy skurwisklątki!
Bździągwy przebrzydłe! Chędożone... Och — zakłopotał się
niski człowieczek na widok Hermiony. — Bry wieczór — burknął,
odwracając się do niej.
Brwi dziewczyny
poszybowały w górę.
— Jesteś goblinem —
wypaliła, spoglądając na niego z zaciekawieniem.
Gobliny nie zwykły
przebywać w dzielnicy handlowej. Właściwie, w ogóle nie
utrzymywały kontaktów z czarodziejami, nie licząc Gringotta.
Jednak bardziej niż jego obecność tym miejscu dziwił ją wygląd
goblina.
— Pół goblinem —
doprecyzował, wzruszając ramionami.
To wyjaśniało, dlaczego miał
łagodne, ludzkie rysy twarzy, pozbawione ostro zakończonego nosa,
podbródka i szpiczastych uszu. Cała reszta, wzrost, czarne
oczy i delikatnie wygięte paznokcie były typowe dla przedstawiciela
jego rasy. Prócz tego, wyróżniał się od wszystkich goblinów,
jakich w życiu widziała za sprawą nastroszonych, białych włosów
ułożonych w irokeza. Ze względu na odcięcie się od innych ras,
pół gobliny były równie rzadkie, co oswojone
stado testrali, a zobaczenie
jednego na własne oczy graniczyło z cudem.
— To... niezwykłe.
— To, że mój ojciec
puknął nimfę wodną?
Hermiona zamrugała,
zaskoczona jego słownictwem i bezpośredniością. Otworzyła usta,
a na jej policzki wpłynął rumieniec.
— Och... Przepraszam.
Zachowałam się niegrzecznie — dodała, próbując nie gapić się
na niego, co nie było takie łatwe, zwłaszcza gdy dostrzegła
tatuaż na jego ramieniu.
— Spoko. Przywykłem —
burknął, wchodząc zapewne do swojego warsztatu.
Kasztanowłosa przyjrzała
się zniszczeniom i prychnęła gniewnie pod nosem, widząc
namalowany na drzwiach napis. Mieszaniec. Skierowała różdżkę w
stronę budynku, usuwając czerwone litery i naprawiając szybę. Po
chwili wahania weszła do środka. Ktokolwiek napadł warsztat,
musiał naprawdę nienawidzić właściciela, który obecnie stał na
środku i klął, rozglądając się i szacując straty.
— Teraz to już
koniec... To mi zajmie wieki.
Słysząc jego
beznadziejny ton, ponowie rzuciła zaklęcie. Goblin drgnął na
widok naprawiających się mebli i zerknął za siebie, patrząc
na Hermionę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
— Dzięki — rzucił,
gdy wszystko wróciło na swoje miejsce. — Jesteś w porządku,
laska — dodał, siadając na schodach i wyciągając z kieszeni
cygaro.
— Często ci się to
zdarza? — spytała, powoli podchodząc do goblina.
Zaśmiał się ochryple.
Teraz gdy była tak blisko, mogła stwierdzić, że nie mógł mieć
więcej, jak trzydzieści lat. Chyba.
— Czy często? Cały
czas. Sama widziałaś. Mieszaniec.
Hermiona skrzywiła się,
gdy poczuła woń cygara.
— Co to tak właściwie
jest? — spytała, patrząc na niego podejrzliwie.
— A ty co? Jedna z
nadzoru? — zaśmiał się z własnego żartu.
— Gorzej. Z
Ministerstwa.
Goblin spojrzał na nią,
na cygaro i znowu na nią, po czym puścił do niej oczko.
— W takim razie to
lecznicze zioła. Nie musiałaś tego robić — zmienił temat,
wskazując głową na wystawę.
— Wiesz, kto to zrobił?
Goblin pokręcił głową.
Sięgnął za siebie i przerzucił długi warkocz na ramię.
— Nie znam tych
popieprzeńców. Wcześniej to były inne gobliny. Są na mnie złe,
bo nie mam problemów ze sprzedawaniem swoich wyrobów czarodziejom.
No i za to, że jestem mieszańcem — goblin zamyślił się na
chwilę i uśmiechnął się krzywo. — Najwidoczniej teraz
zaczęło to przeszkadzać czarodziejom. Tym razem to byli oni.
Pewnie myślą, że jeden z moich napadł na wiedźmę i tak oto
powstałem ja.
Dziewczyna odłożyła
teczkę na komodę i oparła się o nią, zakładając ramiona na
piersi.
— To niedorzeczne.
— Nie musisz mi tego
mówić, laska — zgodził się z nią goblin. — To pieprzeni
rasiści. Od samego otwarcia warsztatu mam problemy — dodał,
przechodząc do sąsiedniego pomieszczenia.
— Powinieneś zgłosić
to do Ministerstwa — doradziła mu, przechadzając się po
warsztacie. Podeszła do gabloty i musnęła szkło, za którym
skrywały się misternie zdobione pierścienie. Takie wykonanie
świadczyło o niebywałych umiejętnościach goblina. — To musi
się skończyć.
— I skończy. Zamierzam
zamknąć warsztat — oznajmił, wracając do Hermiony. — To
dziwne. Nie zginęło nic, prócz prostych koegzystorów...
— Zamierzasz tak po
prostu odejść? Mogę ci jakoś pomóc...
Goblin porwał z blatu
motocyklową kurtkę i założył ją, zakrywając tatuaż z
roznegliżowaną nimfą wodną. Podwinął rękawy, posyłając jej
smutny uśmiech.
— Miło, ale jestem już
tym wszystkim zmęczony. Jutro wynoszę się stąd w cholerę i
wracam do domu. Jeszcze raz, dzięki za pomoc, laska — dodał,
wyciągając ku niej dłoń przyozdobioną pierścieniami.
Sekretarka uścisnęła
ją.
— Hermiona.
— Larry. To pseudonim —
wyjaśnił, wzruszając ramionami. — Też byś ukrywała swoje
imię, gdyby nadała ci je nimfa wodna. Może w łóżku są
hardcorowymi babkami, ale umysłowo nie są zbyt tęgie.
— Nie wiem, nie miałam
okazji sprawdzić.
Larry wybuchnął gromkim
śmiechem. Wyrzucił końcówkę cygara (Hermiona mocno trzymała się
tej wiary) i poklepał dziewczynę po udzie.
— Lubię się, laska.
Może wyskoczymy gdzieś razem? — spytał, wychodząc z warsztatu.
Zamknął drzwi i ze złośliwym uśmieszkiem spojrzał na nią,
czekając na odpowiedź.
— Nie sądzę, żebym
miała teraz czas. Przykro mi.
Goblin zachichotał i
ruszył przed siebie.
— Nie wiesz, co tracisz,
laska, nie wiesz, co tracisz — zdołała jeszcze usłyszeć, nim
zniknął za rogiem.
Po godzinie poszukiwań
Hermionie w końcu udało się odnaleźć przełożonego.
Przedstawiła raport, zanotowała uwagi i z myślą, że stanowczo
zażąda podwyżki, przeniosła się do zaułka, nieopodal swojego
domu. Schowała różdżkę i ruszyła w kierunku bliźniaka.
Z zewnątrz niczym nie
wyróżniał się od pozostałych budynków: piętrowy, z beżowymi
ścianami, czarnymi wykończeniami i niewielką kępką zieleni.
Jednak jeszcze tydzień temu wnętrze błagało o remont. Dzięki
własnym oszczędnościom, pomocy rodziców, a także odrobiny magii
udało jej się odratować większą część, czyniąc z ruiny swoje
własne gniazdko.
Przeszukując torebkę w
poszukiwaniu kluczy, kiwnęła głową sąsiadowi i weszła po
niewielkich schodkach. Wetknęła klucz w zamek i zmarszczyła brwi,
gdy ten nie chciał się obrócić. Nacisnęła klamkę, a ta
ustąpiła bez oporów.
Ktoś był w środku.
Zgodnie z obietnicą, dodajemy rozdział w terminie :) Co prawda ledwo widzimy na oczy, bo dopiero wstałyśmy po odsypianiu nocki w robocie, ale Cookie zrzuciła ze mnie kołdrę, mówiąc: "Mamy obowiązki, capie". Obowiązki spełnione, wracamy do łóżka.
PS1: W zakładce "Dziennik Dracona Malfoya" pojawił się pierwszy wpis, przybliżający nieco sylwetkę jednej z głównych postaci opowiadania.
PS2: Dziękujemy za tak ciepłe przyjęcie nowego opowiadania i za liczne komentarze pod Prologiem :)
Do następnego, już za tydzień!
PS1: W zakładce "Dziennik Dracona Malfoya" pojawił się pierwszy wpis, przybliżający nieco sylwetkę jednej z głównych postaci opowiadania.
PS2: Dziękujemy za tak ciepłe przyjęcie nowego opowiadania i za liczne komentarze pod Prologiem :)
Do następnego, już za tydzień!
Rozdział bardzo fajny, Malfoy ja zwykle złosliwy, a Parvati jest tak mega wkurzająca, że jak tylko widziałam wzmiankę o niej to przewracałam oczami ;pp
OdpowiedzUsuńHmm bardzo spodobał mi się pierwszy rozdział. Był inny. Co nie oznacza,że zły. Od dłuższego czasu brakowało mi czegoś nowego. Można powiedzieć, że szukałam czegoś świeżego. Coś co będę mogła czytać na bieżąco. Generalnie zamysł na całe opowiadanie przypadł mi do gustu. Jeszcze z taką fabułą się nie spotkałam i to mi się podoba. Ciągły powtarzany schemat opowiadań zaczął mi się powoli nudzić. Zresztą sam tytuł ff "Polowanie na czarownice" mówi sam za siebie. Jest w nim coś tajemniczego, co mnie bardzo intryguję. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. (Właśnie w tym momencie skroluję bloga do góry i patrzę na datę publikacji kolejnego rozdziału)Łał kolejny już w następną sobotę. Mam nadzieję, że następny rozdział umili mi okropną sobotę. (Nie przepadam za sobotami, a niedziel nienawidzę)
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się wykreowany pół goblin. Nigdy nie czytałam czegoś podobnego w żadnym opowiadaniu więc duży PLUS dziewczyny. Samo spotkanie Hermiony z Larry było takim BUM.
Kończę ten komentarz bo nie chce się za bardzo rozpisywać i pisać jakieś głupoty przez przypadek.
Pozdrawiam ciepło,
Lirveni-A.W
Aaaa jakie super. Pozdrawiam cieplutko i do następnego😛😀😙
OdpowiedzUsuńAle wredna sucz z tej Parvati. Tylko tyle powiem, dziękuje i do widzenia :)
OdpowiedzUsuńSuper się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Nie mogłam się oderwać :)
OdpowiedzUsuńHejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńZapewne jeszcze nie możecie się otrząsnąć po moich ostatnich wypocinach pod Prologiem, a tu atakuję Was kolejnym zlepkiem przypadkowych słów, które ktoś mądry kiedyś nazwał komentarzem.
Otóż, wszem i wobec chciałam ogłosić (choć nie wiem, czy jest tu ktokolwiek, kogo ta informacja by zainteresowała), że nie cierpię Parvati. To tyle. Teraz zaspokojeni wiadomościami ze świata możemy w spokoju się rozstać.
Nie no, joke! Przecież nie podzieliłam się jeszcze z Wami arcyważnymi informacjami o moim stosunku do innych ludków, a więc tak: Hermionę popieram, Draco (mrrrr... nie wypowiem się dosłownie, z racji tego, że mogą to czytać osoby niepełnoletnie. Ale jak dotąd jest dupkiem), Wood (moja wielka, niespełniona miłość z czasów, kiedy pierwszy raz obejrzałam którąś z pierwszych części HP), a ten ich szef to zwykła Fu...rka. O figurkę się rozchodziło ;D
AAA no i jeszcze Goblin. Brawo dla tego pana, serio. Od razu przypadł mi do gustu. Nie to żebym gustowała w międzygatunkowej relacji z... na czym to ja...
Ogólnie chylę czółka i biję brawo! Czekając na wielki Bum-ek, o którym o zgrozo ciągle pamiętam, ślę pozdrowienia i wracam do goblina... tfu! Do rozdziału. Tak, do rozdziału.
A no i ślę wielkie pokłady cierpliwości dla Hermiony. Niechaj dziewczyna się trzyma, bo coś mi się wydaje, że załamanie nerwowe jest gdzieś blisko, wręcz na zakręcie.
Podsumowując: padłam, leżę i nie wstaję.
Iva Nerda
Bardzo przyjemny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam jeszcze dziennik Draco i zastanawiam się czy słowa "musze wrócić" oraz "Kontury niemal wyblakły, ale ja wiem, że nadal tam jest" nie są powiązane z zegarkiem kieszonkowym. Może Draco już odbył jakieś podróże w czasie i ma to na niego jakis wpływ :P Natomiast słowa "trzymaj dystans" są skierowane do Hermiony..hmm hmm hmm. Czekam na następny rozdział.
Uwielbiam motywy związany z podróżowaniem w czasie :)
- Kuz
Dobrze wiedzieć, że nic się nie zmienili. Fajnie, że Malfoy jest taki jaki jest ;) Za to go lubię ;D Dwulicowa suka z tej Parvari ;/ Niech ją Hermiona walnie jakimś zaklęciem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ale ja tęskniłam za waszym poczuciem humoru :) Rozdział świetny, jak zawsze. Mam nadzieję, że to Hermiona dostanie awans, a nie ta dwulicowa Patil :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Muszę przyznać, że odcinek powala na kolana! Potrafiłam sobie wyobrazić jak to wszystko wyglądało, niczym dobrze wyreżyserowany film. Chociaż trafiłam tu całkiem przypadkiem (roczny syn w niewiadomy mi sposób kliknął w link do Waszego bloga). To musiało być przeznaczenie :'D
OdpowiedzUsuńMalfoy idealnie się kontrolował, choć wciąż perfekcyjnie grał na nerwach Hermiony! Lepiej chyba już nie można było tego opisać.
Bardzo mnie zaciekawiła postać goblinowatego i mam nadzieję, że jeszcze spotka tę czarownicę, tak po prostu.
Pozdrawiam i przepraszam za mało treściwy komentarz, ale w domu armagedon przy roczniaku. I tak dobrze, że w kilka godzin przeczytałam pierwszy rozdział.
No, no, pierwszy rozdział za mną, więc pozwolę sobie napisać kilka słów o postaciach, takie moje pierwsze spostrzeżenia ☺ Podoba mi się Draco, dorosły Draco, taki oziębły, oschły, próbujący stworzyć odpowiedni dystans, chociaż taki na pokaz, bo już przy pierwszej wymianie zdań widać, że nie będzie to typowa relacja pracodawca-podwładny, panna Granger zdecydowanie sobie pozwala, a i Draco czasem rzuci jakaś uwagą nie na miejscu. Udało Wam się stworzyć fajny, biurowy klimat, no a wiadomo - gdzie biuro, tam i jakaś knująca osoba, której u Was na imię Parvati. Nie wiem czy znajdzie się osoba, która ją polubi, ja na pewno pierwszą nie będę 😁 Z tej rywalizacji o stołek asystentki może wynikąć wiele ciekawych sytuacji, że aż zacieram ręce, jak pomyślę, ile przed nami! Ciekawa jestem ile przy swojej ambicji jest w stanie zrobić Hermiona, byle tylko dopiąć swego. Faworyzowanie Parvati przez Malfoya musi być przecież niezłym impulsem do działania.
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego, jak tylko pędzić dalej, byle zdążyć przed postrachem na P.
Ps. Tak, chodziło mi o poniedziałek 😂
The Little Sparrow