sobota, 9 września 2017

To wszystko

~Dziewiętnaście dni do rozpoczęcia Polowania~

Najciszej jak tylko mogła, wślizgnęła się do środka i zamknęła drzwi. Smuga światła rzucanego przez uliczną latarnię stopniowo malała, aż w końcu znikła, pozostawiając korytarz niemal w całkowitym mroku. Odstawiła torebkę na podłogę i wyjęła różdżkę, wracając pamięcią do dzisiejszego poranka. Być może w pośpiechu po prostu zapomniała zamknąć drzwi.
Weszła w głąb korytarza, ostrożnie stawiając każdy krok, chcąc zniwelować stukot własnych obcasów. W napięciu nasłuchiwała jakichkolwiek odgłosów, które świadczyłyby o tym, że nie jest w mieszkaniu sama, jednak pomieszczenie skąpane było w martwej ciszy. Opuściła powoli różdżkę, w duchu śmiejąc się z własnych lęków... i wtedy to usłyszała. Powolne stąpanie po drewnianej podłodze. Przybrało na sile, zupełnie jakby intruz przestał obawiać się tego, że może zostać odkryty. Po chwili do cichych szmerów dołączył jeszcze jeden dźwięk. Coś jakby... mlaskanie?
— Co ty tu robisz? — spytała oburzona, spoglądając w twarz Ronalda Weasleya, oświetloną przez światło wydobywające się z jej różdżki. W normalnych warunkach, do których z całą pewnością nie należało zakradanie się do jej mieszkania i niemalże przyprawienie jej o atak serca, zapewne ucieszyłaby się na widok przyjaciela, zwłaszcza gdy potrzebowała wyrzucić z siebie stres dzisiejszego dnia.
— Emm... niespodzianka? — rzucił, wzruszając ramionami
W czasie gdy jej tętno przemieszczało się ze stanu zagrożenia zawałem do w normie, Hermiona dokładniej przyjrzała się sylwetce chłopaka i odkryła, co było źródłem owego mlaskania. Jej źrenice zwęziły się niebezpiecznie na widok trzymanego przez niego półmiska z kurczakiem.
— Powiedz mi, że to nie jest moja kolacja — powiedziała na pozór spokojnie, chwytając się naiwnej nadziei.
— To nie jest twoja kolacja — odpowiedział z pełnymi ustami. — Hej! — wykrzyknął oburzony, gdy dziewczyna wyrwała mu półmisek z ręki i skierowała się w stronę kuchni, lawirując po ciemku między meblami.
— Na Godryka, Ron, nie możesz przychodzić tu bez zapowiedzi, w dodatku jak jakiś włamywacz i wyjadać mi całą zawartość lodówki — napomniała go, odstawiając pozostałość swojej kolacji na kuchenny blat przy akompaniamencie pustego żołądka. — Gdybyś się zapowiedział to może i bym coś przygotowała, a tak mam tylko wczorajszego kurczaka... a raczej to, co z niego zostało... i trochę ziemniaków...
— I górę żarcia w salonie — wtrącił Ron, podkradając z półmiska ostatnie udko.
— Hę?
— Ginny wpadła na pomysł, żeby odwiedzić cię w nowym mieszkaniu. Mówiłem: niespodzianka. Chodź — powiedział, chwytając ją wolną ręką i prowadząc do salonu. — Zobaczcie, kto w końcu przyszedł.
— Cioć-a — wyrzucił z siebie z trudem dwuletni James, wyrywając się z ramion ojca. Podbiegł do Hermiony i wyszczerzył zęby, wyczekująco podnosząc ręce.
Dziewczyna schyliła się, by go podnieść i omal nie straciła własnych zębów, gdy zniecierpliwiony brzdąc podskoczył i owinął ramionka wokół jej szyi.
— Hej, skarbie. Długo czekaliście? — spytała, przeczesując palcami czarną czuprynę.
— Ze dwie godzinki — odpowiedziała Ginny, siadając na jedynym w tym pokoju krześle.
Hermiona wstrzymała oddech. Kupiła ten stary mebel na wyprzedaży garażowej i pomimo widocznych oznak ciężkiego życia, właścicielka zarzekała się, że jest solidne i stabilne jak puls cholernej teściowej. Niemniej jednak minęło kilka sekund, a krzesło nie załamało się pod ciężarną przyjaciółką.
Zerknęła na niski, drewniany stoliczek, który nabyła od tej samej kobiety i uśmiechnęła się na widok przygotowanej przez przyjaciół kolacji. Jak mogła ich nie kochać?
— Co ci tak długo zajęło? — spytał Harry, siadając na stercie kartonowych pudeł ustawionych przy stoliku jako prowizoryczne krzesło. — Rogers nigdy cię tak nie przytrzymywał.
— Rogers nie — przyznała kasztanowłosa, odstawiając małego na podłogę. — Za to dla Malfoya to chyba będzie norma.
Wzrok całej trójki wylądował na niej. Niczego nieświadomy James zachichotał i zaczął bawić się pustymi kartonami.
— Jak to dla Malfoya? — wypalił Ron z ręką zamarłą w połowie drogi do ust.
— Jest moim nowym szefem. Tymczasowym — dodała, siadając na odwróconej do góry nogami donicy. — To on jest tym gościem z Francji. A to, co jest w tym wszystkim najgorsze, to to — przerwała na chwilę, ściągając z obolałych stóp szpilki — że ma zadecydować o moim awansie — zakończyła, odrzucając ze złością buty w kąt.
— A więc wrócił do kraju — mruknął Harry, dokańczając krojenie chleba.
Dziewczyna wzięła od niego kromkę i zaczęła nakładać na nią przygotowane produkty, wolną ręką rozmasowując nogę.
— Nie wiem, czy wrócił, czy przeniósł się na czas organizacji. Mam tylko nadzieję, że szybko skończymy i zniknie mi z oczu.
— Czyli w ogóle się nie zmienił?
Ron prychnął i z politowaniem spojrzał na młodszą siostrę.
— Malfoy? Proszę cię...
— Nie znasz go takim, jakim jest teraz, Ron. Mógł się zmienić, zrozumieć swoje błędy, założyć rodzinę i poczuć... — Ginny nagle urwała i zmarszczyła brwi. — Co ja pieprzę? — zdziwiła się, oskarżająco patrząc na swój pokaźny brzuch.
Podczas gdy jej brat przewracał oczami, pozostali parsknęli śmiechem.
— Jak bardzo jest źle? James, nie wkładaj tam palców! — ryknął Harry, rzucając się za szkrabem, który z ciekawością badał kontakt. Wyjął różdżkę i skierował ją w stronę nowego obiektu zainteresowania syna, tworząc blokadę.
— Czepiał się? — dopytywał Ron, dobierając się do jedzenia.
— Czepiał, wywyższał i jasno dał do zrozumienia, że to Parvati zostanie zastępcą.
Ginny prychnęła gniewnie.
— Ta przygłupia gęś?
— Nie jest taka zła... — mruknął jej brat, jednak widząc spojrzenia pań, dodał — Choć głupia jak but.
— Daj spokój, Ron. Ona interesowała się tobą tylko dlatego, że jesteś znany — przypomniał przyjacielowi Harry, rozglądając się po pokoju. — Są tu gdzieś jeszcze gniazdka? — spytał Hermionę.
— Za tamtym biurkiem. A gdy tylko usłyszała o problemach w małżeństwie Rogersa, rzuciła cię i zaczęła latać wokół niego.
Auror posłał przyjaciółce spojrzenie, jednak nic nie powiedział, postanawiając wyładować swoje niezadowolenie na jedzeniu.
— Zmieńmy temat. Mówisz, że Malfoy jest miły jak zawsze?
Dziewczyna upiła łyk herbaty, zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Jest... wredny. Ale inaczej niż w Hogwarcie.
— To znaczy? — spytała Ginny. — Kochanie, zostaw ten widelec...
— Po prostu zmądrzał — wzruszyła ramionami. — Ani razu nie nawiązał do mojego pochodzenia. Za to przy każdej okazji podkreśla, jak bardzo, jego zdaniem, jestem niekompetentna.
— Nie możesz dać mu się sprowokować — poradził jej Harry, a jej usta mimowolnie drgnęły, gdy przypomniała sobie, ile razy sama dawała mu taką radę. — Być może Rogers zmądrzeje i cofnie swoją decyzję — dodał, wracając na miejsce.
— Z Patil skaczącą wokół niego? Nie sądzę — Ginny wypowiedziała na głos obawy przyjaciółki. — Owinęła go sobie wokół palca i pewnie wie o rzeczach, które jej kochaś wolałby do końca życia trzymać w ukryciu. Musiałby się stać cud, żebyś dostała ten awans. Wybacz, kochanie — rzuciła ze współczującym uśmiechem do Hermiony.
Sekretarka machnęła dłonią.
— Sama doskonale o tym wiem. Teraz, z Malfoyem tylko czekającym na moją wpadkę? Prędzej stracę tę pracę.
— Tępy gnojek — mruknął Ron, pożerając kolejną kanapkę. — To czemu jeszcze tam pracujesz? Możesz robić wiele innych rzeczy.
— Na przykład?
— Bo ja wiem...
— Możemy załatwić ci posadę w biurze aurorów na podobnym stanowisku — zaproponował Harry.
— Albo możesz pracować jako doradca do kontaktów z mediami w drużynie Harpii. Odkąd poszłam na urlop, radzą sobie coraz gorzej...
Nagle Ron klasnął w dłonie.
— Albo — zaczął z ożywieniem — mogłabyś napisać książkę. No wiesz, o Harrym, o tych wszystkich latach w Hogwarcie i o tym, jak szukaliśmy horkruksów... do tej pory każdemu odmawiał, ale dla ciebie zrobiłby wyjątek. Prawda, Harry?
— Ron, przez trzy lata przygotowywałam się do tej pracy. Robiłam po dwa kursy naraz, odbyłam staże, wiem dosłownie wszystko o międzynarodowym prawie czarodziejów. Nie zrobiłam tego po to, żeby pisać książkę, całymi dniami wypełniać raporty o kradzieżach albo ustalać terminy wywiadów drużyny Quidditcha — spojrzała po przyjaciołach i uśmiechnęła się do nich. — Wiem, że chcecie mi pomóc i jestem wdzięczna, ale chce robić coś, co ma znaczenie nie tylko dla czarodziei żyjących na Wyspach, ale dla nas wszystkich. Jeżeli wylecę, trudno, ale sama na pewno nie odejdę. A jeśli jednak stanie się cud i Parvati powinie się noga... kiedyś musi się to stać.
Harry westchnął i wypuścił z objęć syna. Trudno było go utrzymać w miejscu dłużej niż dwie minuty.
— Tylko kiedy...
— Wtedy, kiedy wyjdzie za Rogersa. Skoro będzie ustatkowana, to po co miałaby pracować? — wyjaśniła Ginny. — Albo, kiedy ten stary dureń zmieni zabawkę. A miałam go za mądrego faceta...
— Bo nim jest — wtrąciła Hermiona. — Tylko przechodzi kryzys wieku średniego.
Ciężarna zamyśliła się, przygryzając wargę.
— Hmm... ciekawe, czy ma jakieś fetysze...
— Ginn — jej mąż pokręcił głową. — Mnie bardziej zastanawia, co Malfoy robił przez ten czas. Po wojnie po prostu zniknął...
— A teraz tak po prostu pojawia się i ma lepszą pozycję od Hermiony — dorzucił drugi auror. — Czy to nie dziwne, że zaszedł tak daleko? W ogóle, kto go zatrudnił? Były Śmierciożerca w takim miejscu? Hmm... Myślę, że warto to sprawdzić — mruknął, wymieniając spojrzenia z przyjacielem.
— Nie! — sprzeciwiła się Hermiona w momencie, gdy Ginny rzuciła stanowczo:
— Nie ma mowy. Jeszcze brakuje, żeby przyłapano was na myszkowaniu wokół szychy z Paryża. Już wystarczy, że musieliście płacić karę za dobieranie się do akt Goyle'a.
— Byliśmy po prostu ciekawi...
Dalsza część rozmowy szybko wyleciała z pamięci Hermiony. Dziewczyna wbiła wzrok w dłonie, zastanawiając się, jak długo potrwa całe to przedstawienie Malfoya ze stawianiem Parvati na piedestale. Czy gdyby odpowiednio wyłożyła sytuację panu Aidenowi, ten zmusiłby go do powierzenia jej sensownych zadań? Jednego była pewna: nastał dla niej trudny czas kawy i pogardy.
Tymczasem pochłonięci sporem Harry, Ron i Ginny byli zbyt zaabsorbowani, by zauważyć, jak mały chłopczyk z uśmiechem obserwuje coraz mocniejsze falowanie blokady, a gdy ta w końcu znikła, zdziwiony popatrzył na swoją magiczną dłoń i zbliżył ją do gniazdka.

***

Draco stanął przed lustrem, zamaszystym ruchem stawiając kołnierzyk granatowej koszuli. Sięgnął po powieszony na klamce krawat i wyćwiczonymi ruchami zawiązał go w schludny supeł. Zaczesał włosy w tył i przejechał dłonią po policzku.
Niespełna dwie minuty później, wyszedł z łazienki, narzucając na siebie marynarkę. Z beznamiętną miną, usiadł przy stole i niemal automatycznie zaczął jeść śniadanie. W samotności. W cichym, zimnym, pozbawionym życia apartamencie.
Czuł fantomowy dotyk kobiecej dłoni. Położyła ją na biodrze i powoli zaczęła przesuwać ku żebrom, drażniąc się z jego ciałem. Tak jak za każdym razem, gdy to robiła, odebrało mu dech. Poczuł słodko drażniące uczucie paznokci sunących po skórze, lecz wszystko to było niczym w porównaniu do muśnięcia wilgotnych ust na jego szyi.
Dzień dobry, kochanie.
Porcelanowa miseczka pękła. Jej zawartość wylądowała na jego idealnym garniturze. Idealnej fryzurze. Idealnej twarzy.
Wbił wzrok w drobne skaleczenie na dłoni, skąd wypłynęła pojedyncza kropla krwi. Przez chwilę patrzył, jak spływa z kostki i ląduje na kciuku, nim jednak dotarła do stołu, otarł ją i podniósł z kolan chusteczkę, by usunąć resztki śniadania z twarzy. Zerknął na zegarek i po oczyszczeniu garnituru, chwycił teczkę i wszedł do kominka.
Podobnie jak wczorajszego dnia, powitały go szmery i irytująca gadanina plotkar. Pracownicy nadal żyli wczorajszą informacją, przekazując sobie najnowsze smaczki z odbywających się procesów.
Typowe — pomyślał, przywołując windę. Zamiast siedzieć w biurach, próbując ogarnąć ten burdel, wolą plotkować.
Wszedł do środka, wraz z garstką pracowników. Przesunął się w kąt, robiąc miejsce dla starej sekretarki i chwycił się barierki. Winda gwałtownie cofnęła się, po czym pognała w górę, co chwilę się zatrzymując. Wraz z każdym piętrem, malutkie pomieszczenie coraz bardziej pustoszało, aż w końcu został sam. Podszedł do drzwi i odchylił głowę, poprawiając krawat. To właśnie wtedy drzwi rozchyliły się, ukazując mężczyznę, którego nie widział od ośmiu lat.
Zmienił się. Nie był ani tak postawny, ani tak dumny, jak go zapamiętał. Wydawał się niższy, bardziej wątły, choć prezentował się nienagannie i nie wyglądał na człowieka, którym można pomiatać bez ponoszenia żadnych konsekwencji. No, chyba że jest się Czarnym Panem.
Ich spojrzenia się spotkały. Starszy mężczyzna otworzył usta, wydawało się, że już miał coś powiedzieć, jednak nim to nastąpiło, Draco sztywno skinął mu głową i minął go bez żadnego słowa. Szedł z uniesioną głową, nie wiedząc, że jego ojciec wpatruje się w niego, chłonąc wzrokiem każdy jego krok, aż do momentu, w którym drzwi widny zamknęły się, a on nie mógł zrobić nic innego, jak tylko wyszeptać jego imię.
Arystokrata wszedł do biura, zastając w nim obie sekretarki. O cokolwiek się kłóciły, zrezygnowały z dalszej walki ze względu na jego przybycie. Zerknął na Parvati, która z zawiścią wgapiała się w koperty trzymane przez drugą sekretarkę.
— Jakiś problem? — spytał, przechodząc do swojego gabinetu.
Kobiety posłusznie ruszyły za nim. Podszedł do biurka i położywszy na nim teczkę, zaczął wyjmować przygotowane dokumenty.
— Spytałem was o coś — rzucił, wertując kartki. — To od was zależy, jak długo będziecie tu stać. Weźcie tylko pod uwagę to, że będziecie musiały odrobić ten czas, pracując po godzinach.
— Nie ma żadnego problemu — odpowiedziała Hermiona, chcąc jak najszybciej wrócić do swoich obowiązków. Zacisnęła szczękę, by nie dorzucić czegoś jeszcze. Czuła się jak dziecko karcone przez rodzica.
Parvati prychnęła gniewnie.
— Ona ukradła moją korespondencję.
Draco rzucił Hermionie surowe spojrzenie znad dokumentów. Aż zadrżała. Może nie wiedziała wiele o dorosłym Malfoyu, ale jednego była pewna: w ustawianiu ludzi nie miał sobie równych.
— Prywatną?
— Między innymi.
— To nie tak! — zaprzeczyła żarliwie Hermiona, piorunując wzrokiem współpracownicę. Miała nieprzyjemne wrażenie, że jest tylko widzem i może wyłącznie obserwować, jak nieuchronnie zbliża się koniec jej kariery w Ministerstwie. — To nie była kradzież — wyjaśniła już nieco spokojniejszym tonem, wracając wzrokiem do przełożonego. — Wiedziałam, że Parvati jest zajęta, więc zajęłam się jej zadaniami, w tym korespondencją. Dzisiaj chciałam zrobić tak samo i zabrałam poranną pocztę na swoje biurko. Parvati zobaczyła swoje nazwisko na jednej z kopert i... wysunęła pochopne wnioski.
— Pochopne wnioski? — powtórzyła panna Patil. — Zabrała mój list. I mój przydział. To ja jestem za to odpowiedzialna.
Bo nie potrafisz nic innego — pomyślała kasztanowłosa, jednak tę uwagę roztropnie zachowała dla siebie.
Draco odłożył w końcu dokumenty, a raczej odrzucił je na blat, i usiadł za biurkiem.
— Granger, to kolejny raz, gdy chcesz podciąć skrzydła współpracownicy — zaczął, rozpinając guzik marynarki.
Spojrzał znacząco na Hermionę, by zrozumiała, że celowo powtórzył ten zwrot, co mogło oznaczać dla niej jedno: rozmowę z Rogersem.
— Ja wcale...
— Ale w porządku. To jak najbardziej w porządku — dodał, a kącik jego ust drgnął niemal niezauważalnie.
Parvati opadła szczęka.
— Jak to w porządku?!
Blondyn uniósł dłoń, zapobiegając nadchodzącej tyradzie.
— Skoro panna Granger jest tak żądna twoich obowiązków, niech je przejmie. Najlepiej wszystkie.
Sekretarki spojrzały po sobie.
— Wszystkie? — powtórzyły, jednak o ile panna Patil była tym zachwycona, panna Granger wyglądała, jakby za chwilę miała zemdleć.
Draco odsunął się na obrotowym krześle i sięgnął do szuflady, wyciągając aktówkę i kałamarz. Chwycił swoje czarne pióro i zanurzył końcówkę w atramencie, mówiąc:
— Tak, wszystkie. Patil, przeniesiesz się do sali konferencyjnej, będziesz mi tam potrzebna przez cały dzień. Musimy dokończyć segregację i sporządzić wstępne kontrakty. Później zajmiemy się hotelami — dodał, składając zamaszysty podpis. — Możecie iść.
Hermiona ani drgnęła. Odczekała chwilę, a gdy zostali sami, przystąpiła do kontrataku.
— Pan Rogers nie bez powodu ma dwie sekretarki.
— Nie? — spytał Draco, odkładając pióro.
Oparł się wygodnie i splótł dłonie, wpatrując się w nią z lekkim uśmiechem.
— Nie. Ponieważ jedna osoba, nieważne jak utalentowana by nie była, nie jest w stanie uporać się z tym wszystkim sama.
Arystokrata zamyślił się na chwilę.
— Być może. A być może po prostu szukasz wymówki w razie niepowodzenia.
Hermiona uśmiechnęła się zjadliwie.
— Zapewniam pana, że nigdy nie musiałam szukać wymówki. Podejmowałam się tylko takich zadań, do których posiadałam niezbędne umiejętności.
— W takim razie, co tu ty robisz? — spytał.
— Pracuję.
— Nie, nie, ty nie pracujesz — zaprzeczył, unosząc palec. — Ty tylko udajesz, że pracujesz. Ale od tej chwili to się zmieni.
Przez długi czas mierzyli się wzrokiem. Widać było, że dziewczyna ma wiele do powiedzenia, jednak z jej ust nie wydobyło się ani jedno słowo. Wzięła głęboki wdech i próbując ignorować ukłucie porażki i poniżenia, które namawiało ją do ciągnięcia tej potyczki, wyszła z gabinetu.
Widząc ją, Parvati uśmiechnęła się słodko. Oparła się o biurko i bębniąc w blat palcami, spytała:
— Czy mogę dostać swój list?
Hermiona po prostu machnęła różdżką, sprawiając, że jedna z kopert poszybowała w stronę sekretarki, lądując na jej twarzy. Kobieta cmoknęła z irytacją i ściskając w ręku list, spytała:
— A ty dokąd?
— Muszę stawić się u Rogersa — skłamała, nawet się nie zatrzymując.
Wyszła na korytarz i skręciła w lewo, kierując się do łazienki. Podeszła do umywalki i nachyliła się, by opłukać twarz zimną wodą. To dopiero drugi dzień, a Malfoy już sprawił, że musiała uspokajać się w ten sposób. Ale nie miała zamiaru się poddawać. Wytrzyma to. Skoro była w stanie przeżyć awantury Sofii, wpadki Parvati i ciążowe wahania nastroju Ginny, przeżyje i Malfoya. Przecież nie przeniósł się tu na stałe. Miesiąc? Dwa? I wróci do swojej Francji. A za rok całkowicie skończą pracę z tamtejszym Ministerstwem i nigdy więcej nie zobaczy tej blond glizdy.
Hermiona pokiwała głową do swojego odbicia.
— Mhm. Tak właśnie będzie — powiedziała pewnym tonem. — Zobaczymy, kto nie da rady.
Wróciła do biura, ignorując robiącą kawę Parvati. Zajęła swoje miejsce i wróciła do rozdzielania korespondencji. Widząc, że dwa listy zaadresowane są do arystokraty, z niezadowoleniem przygryzła wargę. Znowu musiała do niego pójść.

***

W czasie gdy Hermiona przebywała w łazience, Draco samodzielnie zaczął przygotowywać kontrakty. Nie zamierzał zlecić tego Parvati, wolał osobiście sporządzić tak ważne dokumenty. Otworzył swój dziennik, szukając przygotowanej poprzedniego dnia listy i zabrał się do pracy.
— Czegoś ci trzeba? — spytała panna Patil, wpadając bezceremonialnie do środka.
Draco przymknął oczy. Odłożył pióro, nie chcąc zniszczyć tego, co do tej pory stworzył i spojrzał na sekretarkę.
— Powiedz mi, Patil, czy wiesz, od czego są drzwi?
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
— Ja tylko chciałam...
— Następnym razem zapukaj. A to, że oberwało się Granger, a nie tobie, nie oznacza, że możesz mi mówić na ty — pouczył ją, ponownie chwytając pióro. — Gdy skończysz z tamtym, możesz przejść do konferencyjnej.
— Oczywiście. Czegoś pan potrzebuje? — zapytała, plując sobie w brodę. Za każdym razem, gdy próbowała zmniejszyć dystans między nią a przełożonym, ten sprowadzał ją do parteru. Musiał istnieć jakiś sposób na to, aby przestał widzieć w niej tylko sekretarkę.
— Kawy.
— Panie Malfoy.
Obydwoje spojrzeli w stronę kominka, skąd dobywał się głos. Arystokrata wstał i ruchem dłoni wyprosił sekretarkę, podchodząc do kominka. Wymierzył w niego różdżką. Już po chwili wśród płomieni pojawiła się głowa jego przełożonego.
— Pan Bonnet. Nie spodziewałem się tak szybkiego kontaktu — przyznał zaskoczony Draco, automatycznie przerzucając się na francuski.
Wydawało mu się, że w tym momencie szef wzruszył ramionami.
— Chciałem upewnić się, że współpraca przebiega pomyślnie i na jakim etapie pan się znajduje. A więc?
Draco zmarszczył brwi. No bo co on do tej pory zdołał zdziałać?
— No cóż... Na tę chwilę mamy listę odkryć i kończymy ich podział. Ponadto wytypowaliśmy firmę cateringową i prezenterów na poszczególne dni sympozjum. Właśnie rozpoczynam pracę nad kontraktami.
Cisza, jaka w tej chwili zapadła, była aż nadto wymowna.
— Tylko tyle?
— W tutejszych warunkach ciężko cokolwiek osiągnąć. Zapewniam jednak, że jutro przed południem na pana biurku znajdą się dokumenty nie tylko z dotychczasowymi decyzjami, ale też kontrakt podpisany przez Abelarda Lavine'a.
Błysk aprobaty, jaki pojawił się w oczach pana Bonneta, nieco uspokoił Dracona. Nie było łatwo przekonać do współpracy czarodzieja, którego kunszt był najbliższy umiejętnościom goblinów, jednak wysiłek ten opłacił się arystokracie.
— Wyśmienicie. Jednak na pańskim miejscu, nieco bym przyśpieszył, jeśli chce się pan wyrobić w terminie. Nie chciałbym się na panu zawieść, panie Malfoy.
— Oczywiście, że nie — powiedział blondyn, gdy płomienie przybrały normalny wygląd. Ugasił je i powrócił do poprzedniego zajęcia. I tym razem nie trwało długo, nim ktoś mu nie przerwał.
— Wejść — niemal warknął, zastanawiając się, kto tym razem odciągnął go od pracy.
Ach, no tak. Granger...
— Pańska poczta — oznajmiła, wchodząc do gabinetu i zanim Draco zdołał spytać, czy jest ona aż tak istotna, że musi mu przerywać, dodała: — Jeden z francuskiego Ministerstwa, przyszedł dosłownie przed chwilą. Drugi jest prywatny.
— Podaj mi je — rzucił, sięgając po koperty.
Wyciągając nogi przed siebie, rozsiadł się w fotelu i odebrał od sekretarki listy. Pozorne rozluźnienie zniknęło, gdy tylko zobaczył, od kogo jest jeden z nich.
Gabrielle.
— Panie Malfoy...?
Wydawał się nie słyszeć jej słów. Nadal nie odrywał wzroku od pochyłego, niezbyt schludnego pisma. Mógł niemal zobaczyć, jak smukła dłoń delikatnym ruchem wodzi piórem po pergaminie. Zapewne drobna, złota bransoletka drgała leciutko wraz z każdym jej ruchem.
— Malfoy?
Zamrugał, przenosząc wzrok na Hermionę. Przez chwilę wpatrywał się w nią nieobecnym wzrokiem, jednak w końcu odłożył list z Ministerstwa na biurko i oddając jej ten drugi, rzekł:
— Pozbądź się tego. I każdego następnego.
Zaskoczona sekretarka przyjęła kopertę. Zachowanie przełożonego ją zaintrygowało, jednak nie na tyle, by porzuciła chęć skorzystania z nieobecności Parvati i porozmawiania z nim sam na sam. Nie zdając sobie sprawy, jak bardzo nieroztropnym jest drażnienie go w tym momencie, odchrząknęła, wyczekująco się w niego wpatrując.
Mężczyzna nie zareagował od razu. Dopiero gdy skończył wprowadzać ostatnie poprawki do leżącego przed nim pergaminu, uniósł wzrok znad dokumentów i oziębłym tonem zapytał:
— Nie zrozumiałaś czegoś?
— Chciałam porozmawiać — powiedziała bez ogródek.
Malfoy odrzucił pióro i odwrócił się w jej stronę, rozpościerając ramiona w przyjaznym geście, choć z jego oczu biła zimna furia.
— A więc rozmawiajmy, bo mamy przecież całą masę wolnego czasu! Co tam kontrakty, zbliżające się terminy, kiedy pani Granger zachciało się rozmawiać.
— To zajmie tylko chwilę...
— Tak, Granger, z tym że moja chwila, w przeciwieństwie do twojej, jest warta galeony. Czy ty myślisz, że organizacja takiego przedsięwzięcia to coś tak banalnego, że wystarczy tylko machnąć różdżką i już? Otóż nie, Granger, oprócz różdżki trzeba mieć jeszcze trochę oleju w głowie, czyli coś, czego obydwu wam brakuje i przez co wszystko muszę robić sam.
— Właśnie o tym chciałam porozmawiać! — odpowiedziała Hermiona, nieświadomie podnosząc głos. — Przepraszam — dodała szybko, widząc, jak brew jej przełożonego powoli się unosi. — Przepraszam, ale nie musiałby pan wszystkiego robić sam, gdyby tylko wybrał pan kogoś kompetentnego do pomocy.
— Zaręczam ci, że gdybym miał kogoś takiego, nie zawahałbym się poprosić go o pomoc — skwitował krótko, z satysfakcją obserwując, jak na twarz jego sekretarki wypływają rumieńce.
Uważając rozmowę za zakończoną, ponownie odwrócił się do biurka, jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić, usłyszał cichy, acz stanowczy i pewny siebie głos panny Granger:
— Nie śmiem w to wątpić. Przecież stawianie na szali sukcesu takiego światowego przedsięwzięcia z chęcią podreperowania swojego upadłego ego byłoby czymś skrajnie nieodpowiedzialnym i niegodnym piastowanego przez pana stanowiska, panie Malfoy.
Wiedziała, że poniesie konsekwencje wypowiedzenia tych słów, jednak nie potrafiła się powstrzymać. Z uniesioną głową wpatrywała się w blondyna, gdy ten powoli ponownie odwracał się w jej stronę.
— Chciałabyś dodać coś jeszcze?
— Tak — odpowiedziała szybko, zanim zdrowy rozsądek nakazałby jej milczeć. — Jestem tu, gdzie jestem, nie bez powodu. Przygotowywałam się do tej pracy latami, przeszłam wiele kursów i szkoleń. Jestem dokładna, zorganizowana i kompetentna, w przeciwieństwie do Parvati, która osiągnęła to wszystko... — tu na chwilę zrobiła pauzę, szukając odpowiednich słów, które nie byłyby zbyt ordynarne i prostackie — na kolanach!
— A więc musi być bardzo pobożna — odparł spokojnie Malfoy. — O, Patil, dobrze, że jesteś — oznajmił, gdy chwilę później druga z sekretarek weszła do biura. Poczekał, aż dziewczyna postawi na stole filiżankę z kawą i uważnie obserwując reakcję Hermiony, dodał: — Dopilnujesz, by ten kontrakt znalazł się u pana Abelarda Lavine'a nie później niż o osiemnastej. To jeden z naszych najważniejszych współpracowników, więc postaraj się to załatwić szybko i sprawnie, najlepiej jeszcze przed lunchem. Jutro rano chcę widzieć podpisane dokumenty u siebie na biurku. — Włożył niezbędne pergaminy do teczki i podał ją Parvati. — A ty — powiedział, zwracając się do drugiej sekretarki — możesz już wracać do swoich zajęć, z którymi z całą pewnością sobie poradzisz, bo przecież zrobiłaś szereg kursów i masz odpowiednie kwalifikacje.
Wściekła Hermiona wróciła na swoje miejsce pracy, próbując przełknąć gorzki smak porażki. Liczyła na to, że jej argumenty przemówią Malfoyowi do rozumu, jednak najwyraźniej przeliczyła się, jeśli sądziła, iż ma do czynienia z osobą dojrzałą i odpowiedzialną.
Humoru nie poprawiała jej leżąca na biurku sterta papierów, która z godziny na godzinę zdawała się powiększać, za sprawą przejęcia przez nią wszystkich obowiązków Parvati.
— Cholerna glizda — warknęła i zabrała się za segregowanie tego, co pozostało jej do zrobienia.
Zmarszczyła brwi i z zaciekawieniem przyjrzała się kopercie, z którą wróciła z biura Malfoya. Pachniała bzem i cynamonem. Korciło ją, by do niej zajrzeć i dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej Gabrielle, jednak pokusa ta znikła w momencie, w którym oczami wyobraźni zobaczyła wściekłą twarz jej przełożonego, na wieść o tym, że czytała jego prywatną korespondencję. Poza tym nie była wścibska. Zasadniczo.
Wzięła do ręki różdżkę i spaliła kopertę, zajmując się pozostałymi obowiązkami, za wszelką cenę starając się wymazać z pamięci obraz tryumfującej Parvati.
— Dziękuję za obdarzenie mnie zaufaniem, panie Malfoy — szczebiotała druga sekretarka, niesamowicie z siebie dumna. — Czy mogę zrobić coś jeszcze?
— Na początek skup się na tym, by zrobić dobrze tę jedną rzecz — powiedział Draco z kpiną w głosie. — I lepiej, żebyś nie nawaliła — zagroził.
Miał mieszane uczucia wobec powierzania Patil jakichkolwiek zadań, które nie mieściłyby się w sekwencji Przynieś - zanieś, jednak chęć utemperowania Granger była zbyt silna. Poza tym kontrakt był uzgodniony i przygotowany, więc pozostało tylko dopilnować, by znalazł się u starego Abelarda na czas, co też zdążył dość dosadnie wyjaśnić pannie Patil.
— Zawołaj Granger.
Sekretarka z gracją podniosła się z krzesła i wyszła z biura, zastając swoją koleżankę w ferworze pracy. I choć początkowo była zadowolona z takiego obrotu spraw, na widok zawalonej robotą współpracownicy zaczęła jej współczuć. Przez moment przeszło jej przez myśl, by wstawić się za nią u Malfoya, jednak wiedziała, że nie może zrezygnować z szansy na awans, którą daje jej wyraźna niechęć ich przełożonego żywiona wobec Hermiony.
— Pan Malfoy cię wzywa — powiedziała, zwracając na siebie uwagę dziewczyny.
— Z pewnością to coś ważnego i niecierpiącego zwłoki — rzuciła pod nosem sekretarka. — Jak na przykład kawa albo kurz na jego biurku — marudziła dalej, podpisując ostatnie dokumenty, które następnie oznaczyła pieczęcią Ministerstwa. — Przyszedł do ciebie list — dodała, wskazując na biurko Parvati, po czym zapukała do drzwi i weszła do gabinetu Malfoya.
— Tak? — spytała, gdy pochłonięty swoją pracą arystokrata nie zauważył jej przybycia. Czekając, aż skończy, zerknęła na leżące na biurku skrupulatne notatki na temat zagadnień omawianych na sympozjum.
— Zrobisz kopię tych dokumentów i jak najszybciej wyślesz je do mojego biura w Paryżu — polecił, podając jej plik dokumentów.
— Coś jesz...
— To wszystko.
Hermiona wróciła do swojego biurka, po czym wyczarowała jeszcze jeden stolik, by zrobić miejsce na nowe pergaminy. Wzięła różdżkę i zaczęła sporządzać jeszcze jeden egzemplarz dokumentów. Zanim drzwi do gabinetu Malfoya zdążyły się zamknąć za Parvati, usłyszała pytanie drugiej sekretarki:
— Mogę jakoś pomóc?
— Chyba ci już powiedziałem, co masz zrobić — odparł blondyn, gdy dziewczyna usiadła przed jego biurkiem.
Parvati uśmiechnęła się.
— A czy miałby pan coś przeciwko, gdybym wyszła wcześniej na obiad? Jestem umówiona z Aidenem — dodała, widząc jego rozdrażnione spojrzenie.
— A co z kontraktem?
— Ależ oczywiście, zajmę się tym zaraz po powrocie — oznajmiła z uśmiechem, w myślach wciąż odczytując liścik od Rogersa.
— Nie. Zrobisz to przed wyjściem, później możesz robić, co chcesz. Oczekuję cię nie później niż za godzinę.
— Dziękuję — powiedziała i niemal wybiegła z biura, chcąc się przygotować na spotkanie.
Gdy skończyła poprawiać makijaż, zerknęła na zegarek. Nie chcąc kazać Aidenowi czekać, schowała kontrakt do torebki, z myślą, że równie dobrze może go wysłać po obiedzie. Przecież do osiemnastej zostało jeszcze kilka godzin.
Podczas gdy panna Patil razem z panem Rogersem okupowała gabinet nadzorcy, Draco coraz bardziej tonął w papierkowej robocie. W czymś, czym powinny zajmować się sekretarki.
Cmoknął z irytacją i rzucił mordercze spojrzenie zegarowi, którego głośne tykanie tylko przypominało mu o tym, jak bardzo jest ze wszystkim w tyle. I jak bardzo Parvati Patil jest spóźniona. Jeśli chodziło o drugą sekretarkę, uparcie wierzył, iż powierzenie jej istotniejszego zadania jest równoznaczne z samobójstwem, choć sam przed sobą musiał przyznać, że fundamentem jego wiary jest przeszłość. Nie potrafił bądź też nie chciał przezwyciężyć tego, co budziła w nim jej obecność. Przebywanie obok Granger, a zapewne i obok Pottera i Weasleya, było dla niego powrotem do przeszłości, której nienawidził i od której odciął się równo osiem lat temu. Jej widok przenosił go do Malfoy Manor, a także do pierwszych dni w Paryżu. I dlatego tak bardzo jej nie znosił. A zapewne Pottera i Weasleya także. Ta trójka była policzkiem od dawnych czasów.
— Patil! — zawołał, zapełniając swoim pismem skrawek pergaminu. — Patil!
Ponownie zerknął na zegar. Jeszcze nie wróciła.
Przeniósł wzrok na swoje biurko. Nie było mowy, żeby porzucił bieżące zajęcie. Zgrzytając zębami, zawołał drugą sekretarkę.
— Tak?
Przynajmniej reaguje.
— Podejdź tu — rzucił, podając jej pergamin. — Zarezerwujesz stolik w lokalu. Datę, nazwę i ilość miejsc masz zapisaną.
— Zająć się zezwoleniem na teleportację międzynarodową? — spytała, widząc francuską nazwę.
— Dla dwóch osób.
Hermiona przygryzła wnętrze policzka. Zabierał Patil do Francji. Na kolację biznesową.
— Coś jeszcze? — spytała, dumna, że w żaden sposób nie zdradziła kotłującej się w niej zazdrości.
— Zajmij się moim lunchem.
— Stolik w restauracji?
Tym razem zaprzeczył.
— Zamów coś dla mnie i przynieś do konferencyjnej. Koszty uwzględnij w rozrachunku delegacji. To wszystko — oznajmił, nawet na nią nie patrząc. Całkowicie koncentrował się na swoim zadaniu, ignorując zarówno jej niezadowolenie, jak i ciężar małego zegarka, który zdawał się powiększać i wypalać dziurę w kieszeni marynarki, jak zawsze w jej obecności.
Dziewczyna wróciła do siebie. Usiadła przy biurku i ze złością otworzyła szafkę, wyciągając z niej paczkę ciasteczek. Wertując księgę w poszukiwaniu adresu restauracji, wolną ręką pochłaniała swój dzisiejszy obiad. Gdyby choć na chwilę wyszła z biura, niemożliwe byłoby wyrobienie się z dzisiejszymi obowiązkami. Wgryzła się w przekąskę, jednak nawet karmelowe nadzienie nie zdołało ostudzić jej oburzenia.
— To wszystko — powtórzyła po raz kolejny, naśladując głos przełożonego. — Zamów mi lunch, Granger. Zarezerwuj stolik, Granger. Tylko się nie przepracuj, Granger.
Gdyby tylko stać ją było na poświęcenie jednego ciastka, z chęcią rzuciłaby nim w drzwi do jego biura. Jednak w ogólnym rozrachunku siedzenie do późna z jednym ciastkiem mniej nie było warte tej okruszyny satysfakcji.
Wodząc piórem po pergaminie, myślała o tym, jak bardzo w ciągu ostatnich dni znienawidziła te dwa słowa. To wszystko. Jedno, krótkie zdanie podłamywało jej ambicje i niszczyło nadzieję na to, że w końcu dostanie zadanie godne jej predyspozycjom.
Wypisywała właśnie adres, gdy do biura wróciła Parvati. Z uśmiechem zadowolenia zerknęła na stertę papierów na biurku współpracownicy. Hermiona zignorowała to. Kto na miejscu Patil nie byłby zadowolony? Jednak gdy tylko wzrok drugiej sekretarki spoczął na jej przekąsce, wiedziała, że coś się szykuje.
— Tu nie wolno jeść — oznajmiła, powoli podchodząc do jej biurka. — Od tego jest stołówka w określonych godzinach.
— Dziękuję za troskę, Parvati. Też ci o czymś przypomnę — rzuciła Hermiona, nie przerywając jedzenia. Pochyliła się i wyjęła z szuflady magazyn. — Zamawianie prenumeraty czasopisma modowego na koszt Ministerstwa również jest zabronione.
Panna Patil odebrała od niej swoją własność.
— I zapewne doniesiesz o tym Draconowi? — spytała, dobrze wiedząc, że Hermiona nie narazi się na kolejne kazanie o podkopywaniu współpracowników. Uśmiechnęła się szerzej, gdy odpowiedziało jej milczenie. — Zgadnij — zaczęła, wyraźnie przepełniona dumą — kto pojedzie wkrótce do Paryża?
— Wracasz od pana Rogersa, prawda?
— Nie wtykaj nosa...
— Patil!
Tym razem to Hermiona była tą, która się uśmiechnęła.
— Pan Malfoy chyba zorientował się, że w końcu wróciłaś.
Kasztanowłosa chwyciła kopertę i wyszła z biura, by poprosić kogoś z obsługi departamentu o wysłanie go. Wracając, natknęła się na Olivera, którego przeprosiła za odwołany lunch, tłumacząc się nawałem pracy.
— To nic. Po prostu daj znać, gdy będziesz miała wolny czas.
Wolny czas. Prawie się zaśmiała.
Co rusz wychodząc, załatwiając kolejne sprawy, widziała, jak coraz mniej pracowników Ministerstwa przemierza korytarze. Wręczyła raport panu Rogersowi, który na szczęście zgodził się przejrzeć go samemu i jutro z rana osobiście przedstawić swoje ewentualne uwagi i wróciła do biura, gdzie Parvati Patil szykowała się do wyjścia.
— Do zobaczenia — rzuciła na pożegnanie.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w drzwi, za którymi znikła druga sekretarka. Wywyższała się, chwaliła i stała się wredna, odkąd rywalizowały o awans. Zastanawiała się, czy tylko to jest przyczyną tymczasowej zmiany jej zachowania, czy po prostu nie musiała już podtrzymywać tej pozornej przyjaźni. Miała nadzieję, że w grę wchodziła pierwsza opcja, bowiem w przypadku drugiej, gdy Parvati zostanie już asystentką możliwe, że najlepiej dla Hermiony rzeczywiście będzie, jeśli zmieni zatrudnienie. Porzucając swoje rozważania, wróciła do pracy, nie wiedząc, że w pokoju obok została jeszcze jedna osoba.
Draco nie zamierzał wracać do domu. I tak nie zasnąłby dzisiejszej nocy. Zbyt wiele myśli kotłowało się w jego głowie, skutecznie tuszując potrzebę snu. Wiedząc o tym, postanowił zostać w biurze i nadgonić robotę. Kontrakty były gotowe, jutro wystarczyło tylko je wysłać i udać się do hotelu, by podpisać umowę i odebrać rozkład sal. A gdy tylko dostaną wiadomość zwrotną od najwybitniejszych czarodziei, będą mogli zacząć z rozsadzeniem części naukowej. Następnie zajmą się pozostałymi gośćmi i zatrudnieniem ludzi, którzy popracują nad przemówieniami i oprawą, tym samym zabierając część obowiązków z jego barków. Dwa tygodnie, może trzy i powinno być wszystkim lżej. Zwłaszcza jemu, gdy minie potrzeba obserwacji jego poczynań przez francuskie Ministerstwo.
Odłożył pióro i przetarł oczy. Potrzebował krótkiej przerwy. Litery i cyfry zaczęły mienić mu się w oczach, co mogło przecież doprowadzić do błędu w raporcie dla jego przełożonych.
Założył nogi na biurko i z przyzwyczajenia sięgnął po swój notes. Bez większego zainteresowania przerzucał jego strony, aż w końcu dotarł do pustej kartki. Niezupełnie pustej, jak okazało się po dłuższym przyglądaniu się jej. W górnej części widoczna była cienka linia. Ołówek jakby sam znalazł się w jego dłoni. Leniwie zaczął muskać kartkę, pozostawiając na nim otarcia grafitu. Przedłużył cienką linię, delikatnie wyginając ją ku górze. Przekrzywił głowę, wpatrując się w nią. Wyglądała jak zarys dolnej powieki.
Zerknął na dorysowane wcześniej bazgroły, jednak im dłużej przyglądał się całości, widział skrawek oka, cień delikatnej żuchwy i niewyraźny kształt włosów.
Wyprostował się i położył notes na blacie, nachylając się nad nim. Zaczął z zapałem pracować nad rysunkiem, łącząc, tworząc, cieniując. Jednocześnie zdawał się chwilowo zapomnieć o czekającej na wypełnienie ostatniej stronie raportu. Tak dawno nie rysował, jednak nadal wiedział jak wprawić ołówek w ruch, by ten stworzył realistyczny portret.
Odchylił się, jakby oceniając całokształt, przytrzymując ołówek między wargami. Po krótkiej chwili zmarszczył brwi, po czym z cieniem złośliwego uśmiechu na ustach dorysował kubek z kawą. Teraz było idealnie.
Zerknął na zegar i zamarł, widząc wskazywaną przez niego godzinę. Siedział tu stanowczo za długo.
Pośpiesznie skończył raport, schował go do walizki i przeszedł przez biuro sekretarek, niemal nie zauważając siedzącej tam Hermiony.
— Do widzenia — mruknęła, najwidoczniej już kończąc swoją pracę i zbierając swoje rzeczy.
— Co ci tyle zajęło, Granger? — spytał, podchodząc do niej. Przyjął od niej plik pergaminów i uniósł brew. — Ach tak, zupełnie zapomniałem, że u was odbywa się to w kwietniu. W takim razie nie będziesz zajmowała się dłużej korespondencją.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Odruch dobrej woli?
— Nie zamierzam być obciążany dodatkowymi kosztami za twoją pracę po godzinach.
I tyle, jeśli chodzi o dobrą wolę Dracona Malfoya.
— W takim razie Parvati znowu się tym zajmie?
— Nie. Znajdź kogoś z obsługi departamentu, kto będzie na tyle kompetentny, że sobie z tym poradzi. Jeśli są jeszcze inne drobne zajęcia, które uznasz za wystarczająco łatwe do wykonania przez kogoś innego, również je rozdziel. Bądź jednak łaskawa mnie o tym poinformować.
— Oczywiście.
— I zrób coś jutro z twarzą — dodał, patrząc na jej podkrążone oczy. — Makijaż, operacja plastyczna, eliksir. Cokolwiek, byle byś nie wyglądała tak... jak teraz.
— Oczywiście.
Była albo zbyt zmęczona, albo zbyt szczęśliwa wizją jutrzejszego dnia z mniejszą ilością obowiązków, by jakkolwiek zareagować na jego słowa.
Arystokrata pokręcił z dezaprobatą głową i wyszedł na korytarz, którym bezmyślnie przechadzał się strażnik. Wyminął go i skierował się do windy. Czekając na jej przybycie, oparł się o przeciwległą ścianę, rozmasowując kark. Jutro powinno być lepiej.
Z tą myślą odepchnął się od przyjemnie chłodnej ściany, słysząc cichy dźwięk, sygnalizujący przybycie windy. Drzwi powoli rozchyliły się, ukazując leżącą na podłodze postać.
— Cholera — syknął Draco, na widok krwi, leniwie sączącej się z ucha nieprzytomnego mężczyzny. Przykucnął przy nim, by sprawdzić puls. Żył.
— Septimus...
Słysząc cichy szept, błyskawicznie wyjął różdżkę i się odwrócił. Na korytarzu nie widział nikogo, jednak całe jego ciało mówiło mu, że coś czai się w ciemnościach. Czuł nieprzyjemny chłód na karku, zupełnie jakby ktoś stał tuż za nim i wypuszczał lodowaty oddech wprost na wrażliwą skórę.
— Pokaż się — rozkazał, jednak jego głos rozniósł się echem po korytarzu, nie wyciągając z mroku żadnej postaci.
Zacieśnił uchwyt na różdżce i spróbował wstać, jednak czyjaś ręka gwałtownie zacisnęła się na jego nadgarstku.
— Nie... nie idź. Głowa. Moja głowa... — wycharczał mężczyzna, z trudem łapiąc dech.
Draco posłał patronusa po pomoc. Jednocześnie drzwi windy powoli zaczęły się zamykać. Nie mógł zauważyć, jak srebrzysty wilk, gnając przez korytarz, na ułamek sekundy oświetla skrawek czarnej szaty.



Hmmm dość długo zastanawiałyśmy się nad tym, co by tu napisać. Rozdział jaki jest, każdy już zapewne wie, kolejny dzień z biurowego życia za nami, ale rzuciłyśmy nieco więcej światła na stosunek Malfoya do panny Granger, oraz to dlaczego jest, jaki jest. Nieco więcej akcji czeka nas w rozdziale trzecim... ale to dopiero za tydzień. Do tego czasu zostawiamy Was z nową kartką z Dziennika Dracona Malfoya oraz zarezerwowanym specjalnie dla Was miejscem na komentarze pod rozdziałem :)

Do następnego!

17 komentarzy:

  1. Podoba mi się, zaczyna się robić coraz ciekawiej a sam pomysł i tytuł mnie zaitrygował. Czekam na kolejny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Witajcie witajcie
    Rozdział jak zwykle przecudowny. Już nie mogę doczekać się kolejnego. Dopiero teraz mogłam otworzyć Dziennik Malfoya i szczerze pierwszy raz tak pozytywnie zostałam zaskoczona genialne przedstawienie bohaterów. Życzę weny i pozdrawiam cieplutko😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć dziewczyny :)
    Zacznę od tego, że bardzo podoba mi się sposób w jaki piszecie - z zachowaną równowagą pomiędzy opisami i dialogami, a przede wszystkim poprawnie, jeśli chodzi o język, przez co nie idzie się oderwać od czytania ;) Bardzo podobał mi się opis spotkania-niespodzianki i kreacja Harry'ego i Rona i to, że nadal mają skłonności do węszenia :D James... ten mały szkrab absolutnie skradł moje serce. A teraz najważniejsze: Malfoy. Już po tych kilku rozdziałach wiem, że to ten typ Malfoya, którego szukam w opowiadaniach, arogancki, sarkastyczny, wredny... nic tylko się zakochać i paść mu do stóp :D Hermionie szczerze współczuję, Parvati nie znoszę i tylko czekam aż karma się o nią upomni i wyląduje w rynsztoku razem ze swoim kochasiem.
    To chyba by było na tyle, życzę weny i czekam na kolejny rozdział. K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co prawda to dopiero drugi rozdział "Polowania na czarownice", ale wiem że to opowiadanie będzie fantastyczne. Już teraz mogę zauważyć, że poczyniłyście duży postęp od "Naucz mnie latać". To fanfiction jest bardziej dojrzałe, co działa na plus.
    Co do fabuły... Pomysł jest niesamowity! Nigdy nie spotkałam się z taką tematyką i opowiadaniu okołopotterowskim. Mam nadzieję, że uda Wam się to przedstawić w jak najlepszy sposób.
    Widzę, że Draco ma swoje demony. Chyba jak każdy, kto przeżył wojnę. Po zachowaniu Hermiony gdy myślała, że ktoś jest w jej domu też wnioskuję, że widma wojny nadal nad nią ciążą. Cieszę się, że Miona ma wsparcie w przyjaciołach i mam nadzieję, że przyjaciele Draco również się pojawią.
    Ściskam i czekam na kolejny rozdział.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejo hejooo :D
    Czytając ten rozdział, zdałam sobie sprawę, jak strasznie niesprawiedliwy jest nasz żywot. Sytuacja Hermiony jest wręcz dramatyczna, wszak Malfoy za punkt honoru postanowił sobie sprowadzić ją do parteru. I jeśli jeszcze kiedykolwiek odważę się narzekać na mojego szefa, klnę się na wszystko, że wrócę myślami do tego rozdziału i dramatu, jaki postanowił zafundować Hermionie Draco. Dopiero teraz zauważam, że wszak inni mogą mieć gorzej, prawda? ;p
    Jeśli w jakikolwiek sposób moja psychika była do tej pory uśpiona, teraz czytając ten rozdział, mam niejakie przebłyski geniuszu, co przyznaję, nie zdarza mi się zbyt często. Otóż nawiązując do zachowanie Dracona i tergo, jak to wyimaginowana niewiasta spłatała mu figla w tym rozdziale, śmiem twierdzić, że w Paryżu działo się znacznie więcej, niż początkowo przypuszczałam. No bo może blondas dorwał tam jakąś dziewoję, która niestety poległa, gdy tylko zdążyli uwić sobie gniazdko? To by wyjaśniało jego zachowanie, które dzieki Wam udało mi się zinterpretować na swój własny, dziwny sposób :D
    OOO! A może ta jego dziewoja opuściła ten świat nieprzypadkowo? Może stało się przez to cale tytulowe polowanie? Wtedy skłonna bym była przyznać panu nadąsanemu parę dodatkowych plusów, które w w tym rozdziale dostał jedynie za wyrzucenie Patil (serio, ta idiotka sprawia, że zaczynam się samoczynnie uruchamiać )
    Teraz też dopiero dostałam olśnienia, że ten przepiękny wilk, widniejący na motywie może nie być tylko zachcianką autorek, a patronusem Draco?! Hmmm... wiem, daleko mi do Sherlocka, ale będę się starać. Obiecuję.
    Kończąc, mam jedynie nadzieję, że nie oświeciłam Was moją dedukcją do tego stopnia, że Was oślepiło.
    Pozdrawiam, chylę czoła, biję pokłony i czekam na więcej!
    Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hermiona nie ma łatwego życia ostatnimi czasy, to prawda, ale Draco ma swoje powody, by zachowywać się tak, a nie inaczej - więcej o tym wkrótce. Paryż był dla niego dość istotnym przystankiem na życiowej drodze - więcej o tym też kiedyś będzie. Odwrotnie niż w "Naucz mnie latać" informacje o życiorysie bohaterów, jacy są i dlaczego takimi się stali postanowiłyśmy zdradzać oszczędnie i powoli :) Wyimaginowana niewiasta Dracona istnieje naprawdę - więcej o niej wkrótce (żyje i niestety ma się dobrze). Coś tak czujemy, że w następnym rozdziale Draco nazbiera znacznie więcej plusów - więcej o tym w następnym rozdziale XD

      PS: [top secret] Drąż wilka dalej :) Choć musimy przyznać, że początkowo pojawił się w nagłówku tylko dlatego, że żadne zdjęcie Toma do niego nie pasowało. No ale nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy nie wymyśliły do tego odpowiedniej historii.
      Pozdrawiamy i zapraszamy ponownie :)

      Usuń
    2. Jeśli kiedykolwiek chciałybyście zdradzić nieco więcej z życiorysu bohaterów, to obiecuję, że będę milczeć, jak grób. Buzia na kłódkę i te sprawy, więc bez krępacji możecie rozwijać swe myśli dalej :D
      Jeśli wyimaginowana dziewoja Dracona naprawdę istnieje i ma się na tyle dobrze, że przyjdzie jej do glowy, by postawić stopę na Londyńskiej ziemi, wiedzcie, że użyję wszelkiej siły przymusu... yhm... perswazji, by wykurzyć ją z powrotem na kontynent. Możecie jej to przekazać już teraz, niech zapobiegawczo zacznie ćwiczyć Ju jitsu.
      Drążę wilka, drążę, ale on nie jest chyba z tego faktu zadowolony. Może to animag - Draco?

      Usuń
    3. [Uwaga, SPOILER]



      Wystarczy, że Draco poczyni odpowiednie hmm... kroki :)

      Usuń
  6. Witam się z Wami pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni :)
    Jestem już przy końcówce "Naucz mnie latać" i stwierdziłam, a co mi tam, zacznę czytać równolegle to opowiadanie (oczywiście miałam zamiar je przeczytać, ale początkowo miałam plan, że zacznę dopiero jak skończę "Naucz mnie latać", ale niestety moja słaba wola i słabość do blondyna, a także niesamowita ciekawość, skłoniły mnie do tego, że nie wytrzymałam... no i właśnie spotykam się z Wami tutaj :D)
    Na początek może powiem, a raczej napiszę - "czapki z głów”. Wasz wcześniejszy blog jest na prawdę świetny, ale mając świeże spojrzenie na oba opowiadania widać, jak bardzo się zmieniłyście (oczywiście na plus). „Naucz mnie latać” jest (oczywiście według mnie, nie wiem jak według innych) takim opowiadaniem bardziej hmm… humorystycznym? Nie wiem jak to ująć w słowa, więc nie zrozumcie mnie źle. Bardzo mi się podoba, jest dużo śmiesznych kwestii ( Salazar jest chyba moim ulubieńcem razem z Zabinim :D), sporo przygód, ale głowni bohaterowie są no takimi jeszcze dziećmi. To jak się do siebie odnoszą, no widać, że to są jeszcze nastolatkowie, dlatego cały wydźwięk tej historii jest zupełnie inny niż (przynajmniej jak mi się wydaje na razie po tych 3 rozdziałach) „Polowania na czarownice”. Tutaj mam wrażenie, że historia będzie dużo bardziej mroczna niż tam ( chociaż, jakby tak się zastanowić, to tam też wcale nie jest za kolorowo i bohaterom też nie jest do śmiechu - zwłaszcza w końcowych rozdziałach). Jednak widzę, że nie opuszcza Was poczucie humoru, bo niejednokrotnie zarówno czytając Naucz mnie latać jak i niektóre kwestie w tych rozdziałach śmiałam się do łez i nie mogłam się uspokoić. Takie rzeczy się na prawdę ceni! Uwielbiam Was za to. Mogłabym Was tutaj wychwalać przez dobre kilka godzin, no, ale niestety czas mi na to nie pozwala, bo jednak chciałabym napisać też coś sensownego na temat rozdziału i podzielić się z Wami (o ile Was to w jakiś sposób interesuje) swoimi przemyśleniami.
    No, więc może po kolei. Zacznijmy od Prologu. Był zwyczajny, wiadomo jak to prolog, ale i tak był napisany w taki sposób, że potrafił mnie zaciekawić do tego stopnia, że od razu przeszłąm do dalszego rozdziału. Rozumiem, w Prologu nie można za wiele zdradzić, bo po co? Lepiej się pastwić nad czytelnikami w kolejnych rozdziałach i powoli dawać im strzępki informacji. Pierwszy rozdział, gdyby nie to, że jak już zdążyłam napisać wcześniej, mam słabość do pewnego blondyna, to pewnie miałabym chęć mordu w oczach. No w sumie teraz jakby nie patrzeć trochę mam, może nawet bardzo. Jednak o tym zaraz. Po pierwszym rozdziale zapałałam szczerą, prawdopodobnie nieodwzajemnioną i prawdopodobnie nieskończoną niechęcią do Parvati. No gdybym tam tylko była… Z pewnością wykopałabym ją z tego Ministerstwa tam, gdzie pieprz rośnie. Wystarczył by tylko mój jeden kopniak, w końcu jestem mistrzem kung fu. Szef Hermiony jest taki naiwny, że dał się omotać wokół palca Patil. Na całe szczęście Malfoy jej nie trawi i gdy ona się spoufala daje jej krótko do zrozumienia, że nie dla psa kiełbasa. Pod koniec rozdziału 1 myślałam, że w mieszkaniu Hermiona spotka Malfoya, który będzie na nią czekał z listą zadań, które ma wykonać na następny dzień, dlatego moje zdziwienie było ogromne, gdy w drugim rozdziale okazało się, że pierwszą rzeczą, którą Granger zobaczyła była ruda głowa Rona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W trakcie czytania tego rozdziału, z racji tego, że jestem stała w uczuciach, się nie zmieniły i chęć wypchnięcia Parvati stała się nie do wytrzymania. Może rozważycie to w kolejnych rozdziałach? Nie musi od razu umierać, ale paraliż brzmi kusząco :D. Mam nieodparte wrażenie (może coś przeoczyłam podczas czytania), ale chyba moja ulubiona bohaterka nie wysłała tego, co miała wysłać. W związku z czym… no cóż, żeby nie powiedzieć brzydko będzie miała PRZECHLAPANE. Dzięki czemu, może być tak, że Hermiona poleci do Paryża z Malfoyem. Cóż to by była za wyprawa… . Dialog Hermiony i Draco mnie zabił, konkretnie chodzi mi o moment, w którym Granger chciała powiedzieć, że to ona się nadaje do wykonywania tych zadań, a nie jej „pobożna” koleżanka Parvati. Made my day :D
      Jeszcze dwie sprawy i obiecuję - już kończę swoje nieskładne wypociny. W momencie, w którym Draco zaczął rysować coś w swoim dzienniku, nie przypuszczałabym, że to będzie Granger. I to ładna Granger. Sądziłam, że narysuje Gabrielle. Wydaje mi się, że (NIESTETY) poznamy ją bliżej w kolejnych rozdziałach, chyba, że w jej przypadku również odpowiada Wam wypchnięcie jej z okna, albo chociaż rzucenie pod pociąg? :D Obawiam się, że to była bardzo istotna kobieta dla Malfoya, myślę, że do tego stopnia istotna, że mogła nosić jakiś ładny pierścionek na serdecznym palcu. Jednak, nie uchodzi to mojej uwadze, że Draco czuje do niej niechęć. Na pewno musiała zajść mu za skórę. Zdrada? Kto wie… albo raczej kto by spróbował? Mając takiego blondyna dla siebie na pewno bym nie próbowała :D
      No i zakończenie… Tajemnicze, nie zdradzające żadnych szczegółów, dające pole do popisu z domysłami. Jestem bardzo ciekawa (po przeczytaniu wcześniejszych komentarzy) jaka historia związana będzie z wilkiem i Draco. To, że jest to jego patronus to na pewno nie wszystko. Animag? Być może. Jakaś klątwa? Możliwe. Przypadek? Nie sądzę. Wasz spoiler za wiele nie pomógł moim pomysłom, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, o ile wytrwałyście do końca moich nieskładnych wypocin.
      Pozdrawiam Was serdecznie :)
      Panda

      Usuń
    2. Witaj, droga Pando :)
      Och, jak my lubimy takich czytelników, którzy główkują i dzielą się z nami swoimi domysłami. Ale za nim do tego przejedziemy, chcemy na samym początku podziękować Ci za ten komentarz, dzięki któremu być może uda nam się pokonać pewną zapaść piśmienniczą. Doszło do tego, że jedna z nas zaczęła się zastanawiać, czy warto kontynuować, ale teraz wiemy, że, cholera, tak!
      Poza tym druga z nas na szczęście (bądź też nieszczęście) jest zbyt uparta, by z czegokolwiek rezygnować, nawet jeśli przez moment obawialiśmy się tego, że to, co piszemy, ma sens tylko dla nas i w ogóle dopadł nas bezustanny stan beznadziei.
      'Naucz mnie latać' rzeczywiście jest zupełnie inne, choć fabuła toczyła się zaraz po wojnie, bohaterowie byli jeszcze nastolatkami, teraz każdy z nich startuje z większym bądź też mniejszym bagażem doświadczeń.
      Co do Twoich przewidywań - już wkrótce będziesz miała okazję się przekonać, czy są słuszne, jednakże jesteśmy pod wrażeniem, że poruszyłaś także te kwestie, o których dotychczas nie wspominaliśmy.
      Z racji tego, że już mienią mi się w oczach litery klawiatury, a jutro jakoś do pracy trzeba będzie wstać, żegnamy się już i życzymy dobrej nocy :)

      Usuń
    3. O Boże, jedna z was sie zastanawiała czy warto kontunować?! Bez obrazy, ale chyba zwariowałaś!!!! (dziwnie pisać, jak nie wiesz do której pisać, ale to nic) Wasza twórczosć jest po prostu cudowna, nie wiem jak mogło ci to przejść przez myśl, jestem z wami od dłuższego czasu, chociaż na NML nie pisałam zbyt często komentarzy, ale tutaj zamierzam dodawać chociaz 2 słowa pod każdym rozdziałem. A jesli kiedykolwiek zawiesicie to opowiadanie (broń Boże!!!!!) to znajdę was, przykuje jakoś do krzeseł, ale tak żebyscie mogły pisać i skończycie to cholernie dobrze zapowiadające się opowiadanie, a mam nadzieję, że napiszecie ich jeszcze mnóstwo.
      To by było chyba na tyle, więc do następnego :D

      Usuń
    4. Dokładnie! To ma sens, nie tylko dla Was :) wnioskuję po osobach komentujących to jest nas całkiem sporo :)
      Jestem ciekawa, czy niektóre z moich przypuszczeń są trafne, ale na pewno znajdę na to odpowiedź w kolejnych rozdziałach :)
      Już nie mogę się doczekać rozdziału :)

      Usuń
  7. Rozdział super, taki kolejny niby nic nie znaczący dzień, ale jak się skończył łohohoh, ciekawe do kogo należy ten skrawek szaty, której nie dojrzał Draco w ciemności i to spotkanie Dracona i jego ojca, takie króciótkie, ale mam nadzieję, że zobaczymy Lucjusza w kolejnych rozdziałach.
    No to ja również nawiążę do tego wilka :D Też myślałam, że Draco mógłby być animagiem, ale pierwsze co mi przyszło na myśl kiedy go zobaczyłam, było to, że jest wilkołakiem, albo nim zostanie, chociaż mogę się mylić. Bradzo mnie też zastanawia ta blizna na policzku Hermiony, kiedy i jak zostanie zrobiona, a raczej przez kogo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny odcinek i jeszcze lepsze zakończenie!
    Natłok ciężkiej pracy Hermiony przychodzi wam pisanie z lekkością. Bardzo dobrze się to czyta, ale momenty przeskoku między miejscami i bohaterami są mało widoczne. Przydałaby się jakaś spacja w treści by czytelnik od razu wiedział, że następuje zmiana.
    Ciekawie wyglądało spotkanie ojca z synem. Młody Malfoy wydał się udawać, że nie zna tego czarodzieja, a Lucjusz, cóż nie miał odwagi się do niego odezwać słowem. Wymówił jego imię do siebie tylko i wyłącznie.
    Zastanawia mnie zegarek, czuję, że będzie z nim grubo w niedalekiej przyszłości i dlaczego jest tak ważny i przypomina mu o Granger?
    Tyle niewiadomych, aż ciężko usiedzieć w miejscu! Jak się cieszę, że mam zaległości i nie brakuje mi tekstu do czytania ;) O ile maluch pozwoli mi na łapczywe pochłanianie treści :D
    I któż to po cichu atakuje czarodzieja w Ministerstwie?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Wczoraj około północy wydawało mi się to dobrym pomysłem: pójść spać i napisac tych kilka słów o przyzwoitej porze. No ale teraz mam taką pustkę w głowie, że pewnie nie uda mi się zawrzeć nawet połowy z tego, co się w niej znajdowało zaraz po przeczytaniu.
    Przede wszystkim Malfoy w roli szefa to zło wcielone. Ale to niesamowicie sexy. Szczerze współczuję Hermionie, jednocześnie podziwiając jej cierpliwość i determinacje. Na jej miejscu skorzystałabym z rady Rona i napisała książkę. A! Tekst o osiąganiu wszystkiego przez Parvati na kolanach bezbłędny 😀 Chyba, zgodnie w tytułem rozdziału, to wszystko.
    Prawie bym zapomniała o końcówce, dzięki której z o wiele większą dociekliwością będę przyglądać się wszytkim niuansom i innym interesującym wydarzeniom.
    Pozdrawiam, The Little Sparrow :)

    OdpowiedzUsuń