~Dziewiętnaście dni do rozpoczęcia Polowania~
Najciszej jak tylko mogła,
wślizgnęła się do środka i zamknęła drzwi. Smuga światła
rzucanego przez uliczną latarnię stopniowo malała, aż w końcu
znikła, pozostawiając korytarz niemal w całkowitym mroku.
Odstawiła torebkę na podłogę i wyjęła różdżkę, wracając
pamięcią do dzisiejszego poranka. Być może w pośpiechu po prostu
zapomniała zamknąć drzwi.
Weszła w głąb
korytarza, ostrożnie stawiając każdy krok, chcąc zniwelować
stukot własnych obcasów. W napięciu nasłuchiwała
jakichkolwiek odgłosów, które świadczyłyby o tym, że nie jest w
mieszkaniu sama, jednak pomieszczenie skąpane było w martwej ciszy.
Opuściła powoli różdżkę, w duchu śmiejąc się z własnych
lęków... i wtedy to usłyszała. Powolne stąpanie po
drewnianej podłodze. Przybrało na sile, zupełnie jakby intruz
przestał obawiać się tego, że może zostać odkryty. Po chwili do
cichych szmerów dołączył jeszcze jeden dźwięk. Coś jakby...
mlaskanie?
— Co ty tu robisz? —
spytała oburzona, spoglądając w twarz Ronalda Weasleya, oświetloną
przez światło wydobywające się z jej różdżki. W normalnych
warunkach, do których z całą pewnością nie należało zakradanie
się do jej mieszkania i niemalże przyprawienie jej o atak serca,
zapewne ucieszyłaby się na widok przyjaciela, zwłaszcza gdy
potrzebowała wyrzucić z siebie stres dzisiejszego dnia.
— Emm... niespodzianka?
— rzucił, wzruszając ramionami
W czasie gdy jej tętno
przemieszczało się ze stanu „zagrożenia
zawałem”
do „w
normie”,
Hermiona dokładniej przyjrzała się sylwetce chłopaka i odkryła,
co było źródłem owego mlaskania. Jej źrenice zwęziły się
niebezpiecznie na widok trzymanego przez niego półmiska z
kurczakiem.
— Powiedz mi, że to nie
jest moja kolacja — powiedziała na pozór spokojnie, chwytając
się naiwnej nadziei.
— To nie jest twoja
kolacja — odpowiedział z pełnymi ustami. — Hej! — wykrzyknął
oburzony, gdy dziewczyna wyrwała mu półmisek z ręki i skierowała
się w stronę kuchni, lawirując po ciemku między meblami.
— Na Godryka, Ron, nie
możesz przychodzić tu bez zapowiedzi, w dodatku jak jakiś
włamywacz i wyjadać mi całą zawartość lodówki — napomniała
go, odstawiając pozostałość swojej kolacji na kuchenny blat przy
akompaniamencie pustego żołądka. — Gdybyś się zapowiedział to
może i bym coś przygotowała, a tak mam tylko wczorajszego
kurczaka... a raczej to, co z niego zostało... i trochę
ziemniaków...
— I górę żarcia w
salonie — wtrącił Ron, podkradając z półmiska ostatnie udko.
— Hę?
— Ginny wpadła na
pomysł, żeby odwiedzić cię w nowym mieszkaniu. Mówiłem:
niespodzianka. Chodź — powiedział, chwytając ją wolną ręką i
prowadząc do salonu. — Zobaczcie, kto w końcu przyszedł.
— Cioć-a — wyrzucił
z siebie z trudem dwuletni James, wyrywając się z ramion ojca.
Podbiegł do Hermiony i wyszczerzył zęby, wyczekująco
podnosząc ręce.
Dziewczyna schyliła się,
by go podnieść i omal nie straciła własnych zębów, gdy
zniecierpliwiony brzdąc podskoczył i owinął ramionka wokół jej
szyi.
— Hej, skarbie. Długo
czekaliście? — spytała, przeczesując palcami czarną czuprynę.
— Ze dwie godzinki —
odpowiedziała Ginny, siadając na jedynym w tym pokoju krześle.
Hermiona wstrzymała
oddech. Kupiła ten stary mebel na wyprzedaży garażowej i pomimo
widocznych oznak ciężkiego życia, właścicielka zarzekała się,
że jest „solidne
i stabilne jak puls cholernej teściowej”.
Niemniej jednak minęło kilka sekund, a krzesło nie załamało się
pod ciężarną przyjaciółką.
Zerknęła na niski,
drewniany stoliczek, który nabyła od tej samej kobiety i
uśmiechnęła się na widok przygotowanej przez przyjaciół
kolacji. Jak mogła ich nie kochać?
— Co ci tak długo
zajęło? — spytał Harry, siadając na stercie kartonowych pudeł
ustawionych przy stoliku jako prowizoryczne krzesło. — Rogers
nigdy cię tak nie przytrzymywał.
— Rogers nie —
przyznała kasztanowłosa, odstawiając małego na podłogę. — Za
to dla Malfoya to chyba będzie norma.
Wzrok całej trójki
wylądował na niej. Niczego nieświadomy James zachichotał i zaczął
bawić się pustymi kartonami.
— Jak to dla Malfoya? —
wypalił Ron z ręką zamarłą w połowie drogi do ust.
— Jest moim nowym
szefem. Tymczasowym — dodała, siadając na odwróconej do góry
nogami donicy. — To on jest tym gościem z Francji. A to, co jest w
tym wszystkim najgorsze, to to — przerwała na chwilę, ściągając
z obolałych stóp szpilki — że ma zadecydować o moim
awansie — zakończyła, odrzucając ze złością buty w kąt.
— A więc wrócił do
kraju — mruknął Harry, dokańczając krojenie chleba.
Dziewczyna wzięła od
niego kromkę i zaczęła nakładać na nią przygotowane produkty,
wolną ręką rozmasowując nogę.
— Nie wiem, czy wrócił,
czy przeniósł się na czas organizacji. Mam tylko nadzieję, że
szybko skończymy i zniknie mi z oczu.
— Czyli w ogóle się
nie zmienił?
Ron prychnął i z
politowaniem spojrzał na młodszą siostrę.
— Malfoy? Proszę cię...
— Nie znasz go takim,
jakim jest teraz, Ron. Mógł się zmienić, zrozumieć swoje błędy,
założyć rodzinę i poczuć... — Ginny nagle urwała i
zmarszczyła brwi. — Co ja pieprzę? — zdziwiła się,
oskarżająco patrząc na swój pokaźny brzuch.
Podczas gdy jej brat
przewracał oczami, pozostali parsknęli śmiechem.
— Jak bardzo jest źle?
James, nie wkładaj tam palców! — ryknął Harry, rzucając się
za szkrabem, który z ciekawością badał kontakt. Wyjął
różdżkę i skierował ją w stronę nowego obiektu zainteresowania
syna, tworząc blokadę.
— Czepiał się? —
dopytywał Ron, dobierając się do jedzenia.
— Czepiał, wywyższał
i jasno dał do zrozumienia, że to Parvati zostanie zastępcą.
Ginny prychnęła
gniewnie.
— Ta przygłupia gęś?
— Nie jest taka zła...
— mruknął jej brat, jednak widząc spojrzenia pań, dodał —
Choć głupia jak but.
— Daj spokój, Ron. Ona
interesowała się tobą tylko dlatego, że jesteś znany —
przypomniał przyjacielowi Harry, rozglądając się po pokoju. —
Są tu gdzieś jeszcze gniazdka? — spytał Hermionę.
— Za tamtym biurkiem. A
gdy tylko usłyszała o problemach w małżeństwie Rogersa, rzuciła
cię i zaczęła latać wokół niego.
Auror posłał
przyjaciółce spojrzenie, jednak nic nie powiedział, postanawiając
wyładować swoje niezadowolenie na jedzeniu.
— Zmieńmy temat.
Mówisz, że Malfoy jest miły jak zawsze?
Dziewczyna upiła łyk
herbaty, zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Jest... wredny. Ale
inaczej niż w Hogwarcie.
— To znaczy? — spytała
Ginny. — Kochanie, zostaw ten widelec...
— Po prostu zmądrzał —
wzruszyła ramionami. — Ani razu nie nawiązał do mojego
pochodzenia. Za to przy każdej okazji podkreśla, jak bardzo, jego
zdaniem, jestem niekompetentna.
— Nie możesz dać mu
się sprowokować — poradził jej Harry, a jej usta mimowolnie
drgnęły, gdy przypomniała sobie, ile razy sama dawała mu taką
radę. — Być może Rogers zmądrzeje i cofnie swoją decyzję —
dodał, wracając na miejsce.
— Z Patil skaczącą
wokół niego? Nie sądzę — Ginny wypowiedziała na głos obawy
przyjaciółki. — Owinęła go sobie wokół palca i pewnie wie o
rzeczach, które jej kochaś wolałby do końca życia trzymać w
ukryciu. Musiałby się stać cud, żebyś dostała ten awans.
Wybacz, kochanie — rzuciła ze współczującym uśmiechem do
Hermiony.
Sekretarka machnęła
dłonią.
— Sama doskonale o tym
wiem. Teraz, z Malfoyem tylko czekającym na moją wpadkę? Prędzej
stracę tę pracę.
— Tępy gnojek —
mruknął Ron, pożerając kolejną kanapkę. — To czemu jeszcze
tam pracujesz? Możesz robić wiele innych rzeczy.
— Na przykład?
— Bo ja wiem...
— Możemy załatwić ci
posadę w biurze aurorów na podobnym stanowisku — zaproponował
Harry.
— Albo możesz pracować
jako doradca do kontaktów z mediami w drużynie Harpii. Odkąd
poszłam na urlop, radzą sobie coraz gorzej...
Nagle Ron klasnął w
dłonie.
— Albo — zaczął z
ożywieniem — mogłabyś napisać książkę. No wiesz, o Harrym, o
tych wszystkich latach w Hogwarcie i o tym, jak szukaliśmy
horkruksów... do tej pory każdemu odmawiał, ale dla ciebie
zrobiłby wyjątek. Prawda, Harry?
— Ron, przez trzy lata
przygotowywałam się do tej pracy. Robiłam po dwa kursy naraz,
odbyłam staże, wiem dosłownie wszystko o międzynarodowym prawie
czarodziejów. Nie zrobiłam tego po to, żeby pisać książkę,
całymi dniami wypełniać raporty o kradzieżach albo ustalać
terminy wywiadów drużyny Quidditcha — spojrzała po przyjaciołach
i uśmiechnęła się do nich. — Wiem, że chcecie mi pomóc i
jestem wdzięczna, ale chce robić coś, co ma znaczenie nie tylko
dla czarodziei żyjących na Wyspach, ale dla nas wszystkich. Jeżeli
wylecę, trudno, ale sama na pewno nie odejdę. A jeśli jednak
stanie się cud i Parvati powinie się noga... kiedyś musi się to
stać.
Harry westchnął i
wypuścił z objęć syna. Trudno było go utrzymać w miejscu dłużej
niż dwie minuty.
— Tylko kiedy...
— Wtedy, kiedy wyjdzie
za Rogersa. Skoro będzie ustatkowana, to po co miałaby pracować? —
wyjaśniła Ginny. — Albo, kiedy ten stary dureń zmieni zabawkę.
A miałam go za mądrego faceta...
— Bo nim jest —
wtrąciła Hermiona. — Tylko przechodzi kryzys wieku średniego.
Ciężarna zamyśliła
się, przygryzając wargę.
— Hmm... ciekawe, czy ma
jakieś fetysze...
— Ginn — jej mąż
pokręcił głową. — Mnie bardziej zastanawia, co Malfoy robił
przez ten czas. Po wojnie po prostu zniknął...
— A teraz tak po prostu
pojawia się i ma lepszą pozycję od Hermiony — dorzucił drugi
auror. — Czy to nie dziwne, że zaszedł tak daleko? W ogóle, kto
go zatrudnił? Były Śmierciożerca w takim miejscu? Hmm... Myślę,
że warto to sprawdzić — mruknął, wymieniając spojrzenia z
przyjacielem.
— Nie! — sprzeciwiła
się Hermiona w momencie, gdy Ginny rzuciła stanowczo:
— Nie ma mowy. Jeszcze
brakuje, żeby przyłapano was na myszkowaniu wokół szychy z
Paryża. Już wystarczy, że musieliście płacić karę za
dobieranie się do akt Goyle'a.
— Byliśmy po prostu
ciekawi...
Dalsza część rozmowy
szybko wyleciała z pamięci Hermiony. Dziewczyna wbiła wzrok w
dłonie, zastanawiając się, jak długo potrwa całe to
przedstawienie Malfoya ze stawianiem Parvati na piedestale. Czy gdyby
odpowiednio wyłożyła sytuację panu Aidenowi, ten zmusiłby go do
powierzenia jej sensownych zadań? Jednego była pewna: nastał dla
niej trudny czas kawy i pogardy.
Tymczasem pochłonięci
sporem Harry, Ron i Ginny byli zbyt zaabsorbowani, by zauważyć, jak
mały chłopczyk z uśmiechem obserwuje coraz mocniejsze falowanie
blokady, a gdy ta w końcu znikła, zdziwiony popatrzył na swoją
magiczną dłoń i zbliżył ją do gniazdka.
***
Draco stanął przed
lustrem, zamaszystym ruchem stawiając kołnierzyk granatowej
koszuli. Sięgnął po powieszony na klamce krawat i wyćwiczonymi
ruchami zawiązał go w schludny supeł. Zaczesał włosy w tył
i przejechał dłonią po policzku.
Niespełna dwie minuty
później, wyszedł z łazienki, narzucając na siebie marynarkę. Z
beznamiętną miną, usiadł przy stole i niemal automatycznie zaczął
jeść śniadanie. W samotności. W cichym, zimnym, pozbawionym życia
apartamencie.
Czuł fantomowy dotyk
kobiecej dłoni. Położyła ją na biodrze i powoli zaczęła
przesuwać ku żebrom, drażniąc się z jego ciałem. Tak jak za
każdym razem, gdy to robiła, odebrało mu dech. Poczuł słodko
drażniące uczucie paznokci sunących po skórze, lecz wszystko to
było niczym w porównaniu do muśnięcia wilgotnych ust na jego
szyi.
Dzień dobry, kochanie.
Porcelanowa
miseczka pękła. Jej zawartość wylądowała na jego idealnym
garniturze. Idealnej fryzurze. Idealnej twarzy.
Wbił
wzrok w drobne skaleczenie na dłoni, skąd wypłynęła pojedyncza
kropla krwi. Przez chwilę patrzył, jak spływa z kostki i ląduje
na kciuku, nim jednak dotarła do stołu, otarł ją i podniósł z
kolan chusteczkę, by usunąć resztki śniadania z twarzy. Zerknął
na zegarek i po oczyszczeniu garnituru, chwycił teczkę i wszedł do
kominka.
Podobnie
jak wczorajszego dnia, powitały go szmery i irytująca gadanina
plotkar. Pracownicy nadal żyli wczorajszą informacją, przekazując
sobie najnowsze smaczki z odbywających się procesów.
„Typowe”
— pomyślał, przywołując windę. „Zamiast
siedzieć w biurach, próbując ogarnąć ten burdel, wolą
plotkować.”
Wszedł
do środka, wraz z garstką pracowników. Przesunął się w kąt,
robiąc miejsce dla starej sekretarki i chwycił się barierki.
Winda gwałtownie cofnęła się, po czym pognała w górę, co
chwilę się zatrzymując. Wraz z każdym piętrem, malutkie
pomieszczenie coraz bardziej pustoszało, aż w końcu został sam.
Podszedł do drzwi i odchylił głowę, poprawiając krawat. To
właśnie wtedy drzwi rozchyliły się, ukazując mężczyznę,
którego nie widział od ośmiu lat.
Zmienił
się. Nie był ani tak postawny, ani tak dumny, jak go zapamiętał.
Wydawał się niższy, bardziej wątły, choć prezentował się
nienagannie i nie wyglądał na człowieka, którym można pomiatać
bez ponoszenia żadnych konsekwencji. No, chyba że jest się Czarnym
Panem.
Ich
spojrzenia się spotkały. Starszy mężczyzna otworzył usta,
wydawało się, że już miał coś powiedzieć, jednak nim to
nastąpiło, Draco sztywno skinął mu głową i minął go bez
żadnego słowa. Szedł z uniesioną głową, nie wiedząc, że jego
ojciec wpatruje się w niego, chłonąc wzrokiem każdy jego krok, aż
do momentu, w którym drzwi widny zamknęły się, a on nie mógł
zrobić nic innego, jak tylko wyszeptać jego imię.
Arystokrata wszedł do
biura, zastając w nim obie sekretarki. O cokolwiek się kłóciły,
zrezygnowały z dalszej walki ze względu na jego przybycie. Zerknął
na Parvati, która z zawiścią wgapiała się w koperty trzymane
przez drugą sekretarkę.
—
Jakiś problem? — spytał, przechodząc do swojego gabinetu.
Kobiety
posłusznie ruszyły za nim. Podszedł do biurka i położywszy na
nim teczkę, zaczął wyjmować przygotowane dokumenty.
—
Spytałem was o coś — rzucił, wertując kartki. — To od was
zależy, jak długo będziecie tu stać. Weźcie tylko pod uwagę to,
że będziecie musiały odrobić ten czas, pracując po godzinach.
—
Nie ma żadnego problemu — odpowiedziała Hermiona, chcąc jak
najszybciej wrócić do swoich obowiązków. Zacisnęła szczękę,
by nie dorzucić czegoś jeszcze. Czuła się jak dziecko karcone
przez rodzica.
Parvati
prychnęła gniewnie.
—
Ona ukradła moją korespondencję.
Draco
rzucił Hermionie surowe spojrzenie znad dokumentów. Aż zadrżała.
Może nie wiedziała wiele o dorosłym Malfoyu, ale jednego była
pewna: w ustawianiu ludzi nie miał sobie równych.
—
Prywatną?
—
Między innymi.
— To
nie tak! — zaprzeczyła żarliwie Hermiona, piorunując wzrokiem
współpracownicę. Miała nieprzyjemne wrażenie, że jest tylko
widzem i może wyłącznie obserwować, jak nieuchronnie zbliża się
koniec jej kariery w Ministerstwie. — To nie była kradzież —
wyjaśniła już nieco spokojniejszym tonem, wracając wzrokiem do
przełożonego. — Wiedziałam, że Parvati jest zajęta, więc
zajęłam się jej zadaniami, w tym korespondencją. Dzisiaj chciałam
zrobić tak samo i zabrałam poranną pocztę na swoje biurko.
Parvati zobaczyła swoje nazwisko na jednej z kopert
i... wysunęła pochopne wnioski.
—
Pochopne wnioski? — powtórzyła panna Patil. — Zabrała mój
list. I mój przydział. To ja jestem za to odpowiedzialna.
„Bo
nie potrafisz nic innego”
— pomyślała kasztanowłosa, jednak tę uwagę roztropnie
zachowała dla siebie.
Draco
odłożył w końcu dokumenty, a raczej odrzucił je na blat, i
usiadł za biurkiem.
—
Granger, to kolejny raz, gdy chcesz podciąć skrzydła
współpracownicy — zaczął, rozpinając guzik marynarki.
Spojrzał
znacząco na Hermionę, by zrozumiała, że celowo powtórzył ten
zwrot, co mogło oznaczać dla niej jedno: rozmowę z Rogersem.
— Ja
wcale...
—
Ale w porządku. To jak najbardziej w porządku — dodał, a kącik
jego ust drgnął niemal niezauważalnie.
Parvati
opadła szczęka.
—
Jak to w porządku?!
Blondyn
uniósł dłoń, zapobiegając nadchodzącej tyradzie.
—
Skoro panna Granger jest tak żądna twoich obowiązków, niech je
przejmie. Najlepiej wszystkie.
Sekretarki
spojrzały po sobie.
—
Wszystkie? — powtórzyły, jednak o ile panna Patil była tym
zachwycona, panna Granger wyglądała, jakby za chwilę miała
zemdleć.
Draco
odsunął się na obrotowym krześle i sięgnął do szuflady,
wyciągając aktówkę i kałamarz. Chwycił swoje czarne pióro i
zanurzył końcówkę w atramencie, mówiąc:
—
Tak, wszystkie. Patil, przeniesiesz się do sali konferencyjnej,
będziesz mi tam potrzebna przez cały dzień. Musimy dokończyć
segregację i sporządzić wstępne kontrakty. Później zajmiemy się
hotelami — dodał, składając zamaszysty podpis. — Możecie iść.
Hermiona
ani drgnęła. Odczekała chwilę, a gdy zostali sami, przystąpiła
do kontrataku.
—
Pan Rogers nie bez powodu ma dwie sekretarki.
—
Nie? — spytał Draco, odkładając pióro.
Oparł
się wygodnie i splótł dłonie, wpatrując się w nią z lekkim
uśmiechem.
—
Nie. Ponieważ jedna osoba, nieważne jak utalentowana by nie była,
nie jest w stanie uporać się z tym wszystkim sama.
Arystokrata
zamyślił się na chwilę.
—
Być może. A być może po prostu szukasz wymówki w razie
niepowodzenia.
Hermiona
uśmiechnęła się zjadliwie.
—
Zapewniam pana, że nigdy nie musiałam szukać wymówki.
Podejmowałam się tylko takich zadań, do których posiadałam
niezbędne umiejętności.
— W
takim razie, co tu ty robisz? — spytał.
—
Pracuję.
—
Nie, nie, ty nie pracujesz — zaprzeczył, unosząc palec. — Ty
tylko udajesz, że pracujesz. Ale od tej chwili to się zmieni.
Przez
długi czas mierzyli się wzrokiem. Widać było, że dziewczyna ma
wiele do powiedzenia, jednak z jej ust nie wydobyło się ani jedno
słowo. Wzięła głęboki wdech i próbując ignorować ukłucie
porażki i poniżenia, które namawiało ją do ciągnięcia tej
potyczki, wyszła z gabinetu.
Widząc
ją, Parvati uśmiechnęła się słodko. Oparła się o biurko i
bębniąc w blat palcami, spytała:
—
Czy mogę dostać swój list?
Hermiona
po prostu machnęła różdżką, sprawiając, że jedna z kopert
poszybowała w stronę sekretarki, lądując na jej twarzy. Kobieta
cmoknęła z irytacją i ściskając w ręku list, spytała:
— A
ty dokąd?
—
Muszę stawić się u Rogersa — skłamała, nawet się nie
zatrzymując.
Wyszła
na korytarz i skręciła w lewo, kierując się do łazienki.
Podeszła do umywalki i nachyliła się, by opłukać twarz zimną
wodą. To dopiero drugi dzień, a Malfoy już sprawił, że musiała
uspokajać się w ten sposób. Ale nie miała zamiaru się poddawać.
Wytrzyma to. Skoro była w stanie przeżyć awantury Sofii, wpadki
Parvati i ciążowe wahania nastroju Ginny, przeżyje i Malfoya.
Przecież nie przeniósł się tu na stałe. Miesiąc? Dwa? I wróci
do swojej Francji. A za rok całkowicie skończą pracę z tamtejszym
Ministerstwem i nigdy więcej nie zobaczy tej blond glizdy.
Hermiona
pokiwała głową do swojego odbicia.
—
Mhm. Tak właśnie będzie — powiedziała pewnym tonem. —
Zobaczymy, kto nie da rady.
Wróciła
do biura, ignorując robiącą kawę Parvati. Zajęła swoje miejsce
i wróciła do rozdzielania korespondencji. Widząc, że dwa listy
zaadresowane są do arystokraty, z niezadowoleniem przygryzła wargę.
Znowu musiała do niego pójść.
***
W
czasie gdy Hermiona przebywała w łazience, Draco samodzielnie
zaczął przygotowywać kontrakty. Nie zamierzał zlecić tego
Parvati, wolał osobiście sporządzić tak ważne dokumenty.
Otworzył swój dziennik, szukając przygotowanej poprzedniego dnia
listy i zabrał się do pracy.
—
Czegoś ci trzeba? — spytała panna Patil, wpadając
bezceremonialnie do środka.
Draco
przymknął oczy. Odłożył pióro, nie chcąc zniszczyć tego, co
do tej pory stworzył i spojrzał na sekretarkę.
—
Powiedz mi, Patil, czy wiesz, od czego są drzwi?
Dziewczyna
zmarszczyła brwi.
— Ja
tylko chciałam...
—
Następnym razem zapukaj. A to, że oberwało się Granger, a nie
tobie, nie oznacza, że możesz mi mówić na ty — pouczył ją,
ponownie chwytając pióro. — Gdy skończysz z tamtym, możesz
przejść do konferencyjnej.
—
Oczywiście. Czegoś pan potrzebuje? — zapytała, plując sobie w
brodę. Za każdym razem, gdy próbowała zmniejszyć dystans między
nią a przełożonym, ten sprowadzał ją do parteru. Musiał istnieć
jakiś sposób na to, aby przestał widzieć w niej tylko sekretarkę.
—
Kawy.
—
Panie Malfoy.
Obydwoje
spojrzeli w stronę kominka, skąd dobywał się głos. Arystokrata
wstał i ruchem dłoni wyprosił sekretarkę, podchodząc do kominka.
Wymierzył w niego różdżką. Już po chwili wśród płomieni
pojawiła się głowa jego przełożonego.
—
Pan Bonnet. Nie spodziewałem się tak szybkiego kontaktu —
przyznał zaskoczony Draco, automatycznie przerzucając się na
francuski.
Wydawało
mu się, że w tym momencie szef wzruszył ramionami.
—
Chciałem upewnić się, że współpraca przebiega pomyślnie i na
jakim etapie pan się znajduje. A więc?
Draco
zmarszczył brwi. No bo co on do tej pory zdołał zdziałać?
— No
cóż... Na tę chwilę mamy listę odkryć i kończymy ich podział.
Ponadto wytypowaliśmy firmę cateringową i prezenterów na
poszczególne dni sympozjum. Właśnie rozpoczynam pracę nad
kontraktami.
Cisza,
jaka w tej chwili zapadła, była aż nadto wymowna.
—
Tylko tyle?
— W
tutejszych warunkach ciężko cokolwiek osiągnąć. Zapewniam
jednak, że jutro przed południem na pana biurku znajdą się
dokumenty nie tylko z dotychczasowymi decyzjami, ale też kontrakt
podpisany przez Abelarda Lavine'a.
Błysk
aprobaty, jaki pojawił się w oczach pana Bonneta, nieco uspokoił
Dracona. Nie było łatwo przekonać do współpracy czarodzieja,
którego kunszt był najbliższy umiejętnościom goblinów, jednak
wysiłek ten opłacił się arystokracie.
—
Wyśmienicie. Jednak na pańskim miejscu, nieco bym przyśpieszył,
jeśli chce się pan wyrobić w terminie. Nie chciałbym się na panu
zawieść, panie Malfoy.
—
Oczywiście, że nie — powiedział blondyn, gdy płomienie
przybrały normalny wygląd. Ugasił je i powrócił do poprzedniego
zajęcia. I tym razem nie trwało długo, nim ktoś mu nie przerwał.
—
Wejść — niemal warknął, zastanawiając się, kto tym razem
odciągnął go od pracy.
„Ach, no tak.
Granger...”
—
Pańska poczta — oznajmiła, wchodząc do gabinetu i zanim Draco
zdołał spytać, czy jest ona aż tak istotna, że musi mu
przerywać, dodała: — Jeden z francuskiego Ministerstwa, przyszedł
dosłownie przed chwilą. Drugi jest prywatny.
—
Podaj mi je — rzucił, sięgając po koperty.
Wyciągając
nogi przed siebie, rozsiadł się w fotelu i odebrał od sekretarki
listy. Pozorne rozluźnienie zniknęło, gdy tylko zobaczył, od kogo
jest jeden z nich.
Gabrielle.
—
Panie Malfoy...?
Wydawał
się nie słyszeć jej słów. Nadal nie odrywał wzroku od
pochyłego, niezbyt schludnego pisma. Mógł niemal zobaczyć, jak
smukła dłoń delikatnym ruchem wodzi piórem po pergaminie. Zapewne
drobna, złota bransoletka drgała leciutko wraz z każdym jej
ruchem.
—
Malfoy?
Zamrugał,
przenosząc wzrok na Hermionę. Przez chwilę wpatrywał się w nią
nieobecnym wzrokiem, jednak w końcu odłożył list z
Ministerstwa na biurko i oddając jej ten drugi, rzekł:
—
Pozbądź się tego. I każdego następnego.
Zaskoczona
sekretarka przyjęła kopertę. Zachowanie przełożonego ją
zaintrygowało, jednak nie na tyle, by porzuciła chęć skorzystania
z nieobecności Parvati i porozmawiania z nim sam na sam. Nie zdając
sobie sprawy, jak bardzo nieroztropnym jest drażnienie go w tym
momencie, odchrząknęła, wyczekująco się w niego wpatrując.
Mężczyzna
nie zareagował od razu. Dopiero gdy skończył wprowadzać ostatnie
poprawki do leżącego przed nim pergaminu, uniósł wzrok znad
dokumentów i oziębłym tonem zapytał:
—
Nie zrozumiałaś czegoś?
—
Chciałam porozmawiać — powiedziała bez ogródek.
Malfoy
odrzucił pióro i odwrócił się w jej stronę, rozpościerając
ramiona w przyjaznym geście, choć z jego oczu biła zimna furia.
— A
więc rozmawiajmy, bo mamy przecież całą masę wolnego czasu! Co
tam kontrakty, zbliżające się terminy, kiedy pani Granger
zachciało się rozmawiać.
— To
zajmie tylko chwilę...
—
Tak, Granger, z tym że moja chwila, w przeciwieństwie do twojej,
jest warta galeony. Czy ty myślisz, że organizacja takiego
przedsięwzięcia to coś tak banalnego, że wystarczy tylko machnąć
różdżką i już? Otóż nie, Granger, oprócz różdżki trzeba
mieć jeszcze trochę oleju w głowie, czyli coś, czego obydwu wam
brakuje i przez co wszystko muszę robić sam.
—
Właśnie o tym chciałam porozmawiać! — odpowiedziała Hermiona,
nieświadomie podnosząc głos. — Przepraszam — dodała szybko,
widząc, jak brew jej przełożonego powoli się unosi. —
Przepraszam, ale nie musiałby pan wszystkiego robić sam, gdyby
tylko wybrał pan kogoś kompetentnego do pomocy.
—
Zaręczam ci, że gdybym miał kogoś takiego, nie zawahałbym się
poprosić go o pomoc — skwitował krótko, z satysfakcją
obserwując, jak na twarz jego sekretarki wypływają rumieńce.
Uważając
rozmowę za zakończoną, ponownie odwrócił się do biurka, jednak
zanim zdążył cokolwiek zrobić, usłyszał cichy, acz stanowczy i
pewny siebie głos panny Granger:
—
Nie śmiem w to wątpić. Przecież stawianie na szali sukcesu
takiego światowego przedsięwzięcia z chęcią podreperowania
swojego upadłego ego byłoby czymś skrajnie nieodpowiedzialnym i
niegodnym piastowanego przez pana stanowiska, panie Malfoy.
Wiedziała,
że poniesie konsekwencje wypowiedzenia tych słów, jednak nie
potrafiła się powstrzymać. Z uniesioną głową wpatrywała
się w blondyna, gdy ten powoli ponownie odwracał się w jej stronę.
—
Chciałabyś dodać coś jeszcze?
—
Tak — odpowiedziała szybko, zanim zdrowy rozsądek nakazałby jej
milczeć. — Jestem tu, gdzie jestem, nie bez powodu.
Przygotowywałam się do tej pracy latami, przeszłam wiele kursów i
szkoleń. Jestem dokładna, zorganizowana i kompetentna, w
przeciwieństwie do Parvati, która osiągnęła to wszystko... —
tu na chwilę zrobiła pauzę, szukając odpowiednich słów, które
nie byłyby zbyt ordynarne i prostackie — na kolanach!
— A
więc musi być bardzo pobożna — odparł spokojnie Malfoy. — O,
Patil, dobrze, że jesteś — oznajmił, gdy chwilę później druga
z sekretarek weszła do biura. Poczekał, aż dziewczyna postawi na
stole filiżankę z kawą i uważnie obserwując reakcję
Hermiony, dodał: — Dopilnujesz, by ten kontrakt znalazł się
u pana Abelarda Lavine'a nie później niż o osiemnastej. To
jeden z naszych najważniejszych współpracowników, więc postaraj
się to załatwić szybko i sprawnie, najlepiej jeszcze przed
lunchem. Jutro rano chcę widzieć podpisane dokumenty u siebie na
biurku. — Włożył niezbędne pergaminy do teczki i podał ją
Parvati. — A ty — powiedział, zwracając się do drugiej
sekretarki — możesz już wracać do swoich zajęć, z którymi z
całą pewnością sobie poradzisz, bo przecież zrobiłaś szereg
kursów i masz odpowiednie kwalifikacje.
Wściekła
Hermiona wróciła na swoje miejsce pracy, próbując przełknąć
gorzki smak porażki. Liczyła na to, że jej argumenty przemówią
Malfoyowi do rozumu, jednak najwyraźniej przeliczyła się, jeśli
sądziła, iż ma do czynienia z osobą dojrzałą i
odpowiedzialną.
Humoru
nie poprawiała jej leżąca na biurku sterta papierów, która z
godziny na godzinę zdawała się powiększać, za sprawą przejęcia
przez nią wszystkich obowiązków Parvati.
—
Cholerna glizda — warknęła i zabrała się za segregowanie tego,
co pozostało jej do zrobienia.
Zmarszczyła
brwi i z zaciekawieniem przyjrzała się kopercie, z którą wróciła
z biura Malfoya. Pachniała bzem i cynamonem. Korciło ją, by
do niej zajrzeć i dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej
Gabrielle, jednak pokusa ta znikła w momencie, w którym oczami
wyobraźni zobaczyła wściekłą twarz jej przełożonego, na wieść
o tym, że czytała jego prywatną korespondencję. Poza tym nie była
wścibska. Zasadniczo.
Wzięła
do ręki różdżkę i spaliła kopertę, zajmując się pozostałymi
obowiązkami, za wszelką cenę starając się wymazać z pamięci
obraz tryumfującej Parvati.
—
Dziękuję za obdarzenie mnie zaufaniem, panie Malfoy —
szczebiotała druga sekretarka, niesamowicie z siebie dumna. —
Czy mogę zrobić coś jeszcze?
— Na
początek skup się na tym, by zrobić dobrze tę jedną rzecz —
powiedział Draco z kpiną w głosie. — I lepiej, żebyś nie
nawaliła — zagroził.
Miał
mieszane uczucia wobec powierzania Patil jakichkolwiek zadań, które
nie mieściłyby się w sekwencji „Przynieś
- zanieś”,
jednak chęć utemperowania Granger była zbyt silna. Poza tym
kontrakt był uzgodniony i przygotowany, więc pozostało tylko
dopilnować, by znalazł się u starego Abelarda na czas, co też
zdążył dość dosadnie wyjaśnić pannie Patil.
—
Zawołaj Granger.
Sekretarka
z gracją podniosła się z krzesła i wyszła z biura, zastając
swoją koleżankę w ferworze pracy. I choć początkowo była
zadowolona z takiego obrotu spraw, na widok zawalonej robotą
współpracownicy zaczęła jej współczuć. Przez moment przeszło
jej przez myśl, by wstawić się za nią u Malfoya, jednak
wiedziała, że nie może zrezygnować z szansy na awans, którą
daje jej wyraźna niechęć ich przełożonego żywiona wobec
Hermiony.
—
Pan Malfoy cię wzywa — powiedziała, zwracając na siebie uwagę
dziewczyny.
— Z
pewnością to coś ważnego i niecierpiącego zwłoki — rzuciła
pod nosem sekretarka. — Jak na przykład kawa albo kurz na jego
biurku — marudziła dalej, podpisując ostatnie dokumenty, które
następnie oznaczyła pieczęcią Ministerstwa. — Przyszedł do
ciebie list — dodała, wskazując na biurko Parvati, po czym
zapukała do drzwi i weszła do gabinetu Malfoya.
—
Tak? — spytała, gdy pochłonięty swoją pracą arystokrata nie
zauważył jej przybycia. Czekając, aż skończy, zerknęła na
leżące na biurku skrupulatne notatki na temat zagadnień omawianych
na sympozjum.
—
Zrobisz kopię tych dokumentów i jak najszybciej wyślesz je do
mojego biura w Paryżu — polecił, podając jej plik dokumentów.
—
Coś jesz...
— To
wszystko.
Hermiona
wróciła do swojego biurka, po czym wyczarowała jeszcze jeden
stolik, by zrobić miejsce na nowe pergaminy. Wzięła różdżkę i
zaczęła sporządzać jeszcze jeden egzemplarz dokumentów. Zanim
drzwi do gabinetu Malfoya zdążyły się zamknąć za Parvati,
usłyszała pytanie drugiej sekretarki:
—
Mogę jakoś pomóc?
—
Chyba ci już powiedziałem, co masz zrobić — odparł blondyn, gdy
dziewczyna usiadła przed jego biurkiem.
Parvati
uśmiechnęła się.
— A
czy miałby pan coś przeciwko, gdybym wyszła wcześniej na obiad?
Jestem umówiona z Aidenem — dodała, widząc jego rozdrażnione
spojrzenie.
— A
co z kontraktem?
—
Ależ oczywiście, zajmę się tym zaraz po powrocie — oznajmiła z
uśmiechem, w myślach wciąż odczytując liścik od Rogersa.
—
Nie. Zrobisz to przed wyjściem, później możesz robić, co chcesz.
Oczekuję cię nie później niż za godzinę.
—
Dziękuję — powiedziała i niemal wybiegła z biura, chcąc się
przygotować na spotkanie.
Gdy
skończyła poprawiać makijaż, zerknęła na zegarek. Nie chcąc
kazać Aidenowi czekać, schowała kontrakt do torebki, z myślą, że
równie dobrze może go wysłać po obiedzie. Przecież do
osiemnastej zostało jeszcze kilka godzin.
Podczas
gdy panna Patil razem z panem Rogersem okupowała gabinet nadzorcy,
Draco coraz bardziej tonął w papierkowej robocie. W czymś,
czym powinny zajmować się sekretarki.
Cmoknął
z irytacją i rzucił mordercze spojrzenie zegarowi, którego głośne
tykanie tylko przypominało mu o tym, jak bardzo jest ze
wszystkim w tyle. I jak bardzo Parvati Patil jest spóźniona. Jeśli
chodziło o drugą sekretarkę, uparcie wierzył, iż powierzenie jej
istotniejszego zadania jest równoznaczne z samobójstwem, choć sam
przed sobą musiał przyznać, że fundamentem jego wiary jest
przeszłość. Nie potrafił bądź też nie chciał przezwyciężyć
tego, co budziła w nim jej obecność. Przebywanie obok Granger, a
zapewne i obok Pottera i Weasleya, było dla niego powrotem do
przeszłości, której nienawidził i od której odciął się równo
osiem lat temu. Jej widok przenosił go do Malfoy Manor, a także do
pierwszych dni w Paryżu. I dlatego tak bardzo jej nie znosił. A
zapewne Pottera i Weasleya także. Ta trójka była policzkiem
od dawnych czasów.
—
Patil! — zawołał, zapełniając swoim pismem skrawek pergaminu. —
Patil!
Ponownie
zerknął na zegar. Jeszcze nie wróciła.
Przeniósł
wzrok na swoje biurko. Nie było mowy, żeby porzucił bieżące
zajęcie. Zgrzytając zębami, zawołał drugą sekretarkę.
—
Tak?
„Przynajmniej
reaguje.”
—
Podejdź tu — rzucił, podając jej pergamin. — Zarezerwujesz
stolik w lokalu. Datę, nazwę i ilość miejsc masz zapisaną.
—
Zająć się zezwoleniem na teleportację międzynarodową? —
spytała, widząc francuską nazwę.
—
Dla dwóch osób.
Hermiona
przygryzła wnętrze policzka. Zabierał Patil do Francji. Na kolację
biznesową.
—
Coś jeszcze? — spytała, dumna, że w żaden sposób nie zdradziła
kotłującej się w niej zazdrości.
—
Zajmij się moim lunchem.
—
Stolik w restauracji?
Tym
razem zaprzeczył.
—
Zamów coś dla mnie i przynieś do konferencyjnej. Koszty uwzględnij
w rozrachunku delegacji. To wszystko — oznajmił, nawet na nią nie
patrząc. Całkowicie koncentrował się na swoim zadaniu, ignorując
zarówno jej niezadowolenie, jak i ciężar małego zegarka, który
zdawał się powiększać i wypalać dziurę w kieszeni marynarki,
jak zawsze w jej obecności.
Dziewczyna
wróciła do siebie. Usiadła przy biurku i ze złością otworzyła
szafkę, wyciągając z niej paczkę ciasteczek. Wertując księgę w
poszukiwaniu adresu restauracji, wolną ręką pochłaniała swój
dzisiejszy obiad. Gdyby choć na chwilę wyszła z biura, niemożliwe
byłoby wyrobienie się z dzisiejszymi obowiązkami. Wgryzła się
w przekąskę, jednak nawet karmelowe nadzienie nie zdołało
ostudzić jej oburzenia.
— To
wszystko — powtórzyła po raz kolejny, naśladując głos
przełożonego. — Zamów mi lunch, Granger. Zarezerwuj stolik,
Granger. Tylko się nie przepracuj, Granger.
Gdyby
tylko stać ją było na poświęcenie jednego ciastka, z chęcią
rzuciłaby nim w drzwi do jego biura. Jednak w ogólnym
rozrachunku siedzenie do późna z jednym ciastkiem mniej nie było
warte tej okruszyny satysfakcji.
Wodząc
piórem po pergaminie, myślała o tym, jak bardzo w ciągu ostatnich
dni znienawidziła te dwa słowa. To wszystko. Jedno, krótkie
zdanie podłamywało jej ambicje i niszczyło nadzieję na to, że w
końcu dostanie zadanie godne jej predyspozycjom.
Wypisywała
właśnie adres, gdy do biura wróciła Parvati. Z uśmiechem
zadowolenia zerknęła na stertę papierów na biurku
współpracownicy. Hermiona zignorowała to. Kto na miejscu Patil nie
byłby zadowolony? Jednak gdy tylko wzrok drugiej sekretarki spoczął
na jej przekąsce, wiedziała, że coś się szykuje.
— Tu
nie wolno jeść — oznajmiła, powoli podchodząc do jej biurka. —
Od tego jest stołówka w określonych godzinach.
—
Dziękuję za troskę, Parvati. Też ci o czymś przypomnę —
rzuciła Hermiona, nie przerywając jedzenia. Pochyliła się i
wyjęła z szuflady magazyn. — Zamawianie prenumeraty czasopisma
modowego na koszt Ministerstwa również jest zabronione.
Panna
Patil odebrała od niej swoją własność.
— I
zapewne doniesiesz o tym Draconowi? — spytała, dobrze wiedząc, że
Hermiona nie narazi się na kolejne kazanie o podkopywaniu
współpracowników. Uśmiechnęła się szerzej, gdy odpowiedziało
jej milczenie. — Zgadnij — zaczęła, wyraźnie przepełniona
dumą — kto pojedzie wkrótce do Paryża?
—
Wracasz od pana Rogersa, prawda?
—
Nie wtykaj nosa...
—
Patil!
Tym
razem to Hermiona była tą, która się uśmiechnęła.
—
Pan Malfoy chyba zorientował się, że w końcu wróciłaś.
Kasztanowłosa
chwyciła kopertę i wyszła z biura, by poprosić kogoś z obsługi
departamentu o wysłanie go. Wracając, natknęła się na Olivera,
którego przeprosiła za odwołany lunch, tłumacząc się nawałem
pracy.
— To
nic. Po prostu daj znać, gdy będziesz miała wolny czas.
Wolny
czas. Prawie się zaśmiała.
Co
rusz wychodząc, załatwiając kolejne sprawy, widziała, jak coraz
mniej pracowników Ministerstwa przemierza korytarze. Wręczyła
raport panu Rogersowi, który na szczęście zgodził się przejrzeć
go samemu i jutro z rana osobiście przedstawić swoje ewentualne
uwagi i wróciła do biura, gdzie Parvati Patil szykowała się do
wyjścia.
— Do
zobaczenia — rzuciła na pożegnanie.
Dziewczyna
przez chwilę wpatrywała się w drzwi, za którymi znikła druga
sekretarka. Wywyższała się, chwaliła i stała się wredna, odkąd
„rywalizowały”
o awans. Zastanawiała się, czy tylko to jest przyczyną tymczasowej
zmiany jej zachowania, czy po prostu nie musiała już podtrzymywać
tej pozornej przyjaźni. Miała nadzieję, że w grę wchodziła
pierwsza opcja, bowiem w przypadku drugiej, gdy Parvati zostanie już
asystentką możliwe, że najlepiej dla Hermiony rzeczywiście
będzie, jeśli zmieni zatrudnienie. Porzucając swoje rozważania,
wróciła do pracy, nie wiedząc, że w pokoju obok została jeszcze
jedna osoba.
Draco
nie zamierzał wracać do domu. I tak nie zasnąłby dzisiejszej
nocy. Zbyt wiele myśli kotłowało się w jego głowie, skutecznie
tuszując potrzebę snu. Wiedząc o tym, postanowił zostać w biurze
i nadgonić robotę. Kontrakty były gotowe, jutro wystarczyło tylko
je wysłać i udać się do hotelu, by podpisać umowę i odebrać
rozkład sal. A gdy tylko dostaną wiadomość zwrotną od
najwybitniejszych czarodziei, będą mogli zacząć z rozsadzeniem
części naukowej. Następnie zajmą się pozostałymi gośćmi i
zatrudnieniem ludzi, którzy popracują nad przemówieniami
i oprawą, tym samym zabierając część obowiązków z jego
barków. Dwa tygodnie, może trzy i powinno być wszystkim lżej.
Zwłaszcza jemu, gdy minie potrzeba obserwacji jego poczynań przez
francuskie Ministerstwo.
Odłożył
pióro i przetarł oczy. Potrzebował krótkiej przerwy. Litery i
cyfry zaczęły mienić mu się w oczach, co mogło przecież
doprowadzić do błędu w raporcie dla jego przełożonych.
Założył
nogi na biurko i z przyzwyczajenia sięgnął po swój notes. Bez
większego zainteresowania przerzucał jego strony, aż w końcu
dotarł do pustej kartki. Niezupełnie pustej, jak okazało się po
dłuższym przyglądaniu się jej. W górnej części widoczna była
cienka linia. Ołówek jakby sam znalazł się w jego dłoni. Leniwie
zaczął muskać kartkę, pozostawiając na nim otarcia grafitu.
Przedłużył cienką linię, delikatnie wyginając ją ku górze.
Przekrzywił głowę, wpatrując się w nią. Wyglądała jak zarys
dolnej powieki.
Zerknął
na dorysowane wcześniej bazgroły, jednak im dłużej przyglądał
się całości, widział skrawek oka, cień delikatnej żuchwy i
niewyraźny kształt włosów.
Wyprostował
się i położył notes na blacie, nachylając się nad nim. Zaczął
z zapałem pracować nad rysunkiem, łącząc, tworząc, cieniując.
Jednocześnie zdawał się chwilowo zapomnieć o czekającej na
wypełnienie ostatniej stronie raportu. Tak dawno nie rysował,
jednak nadal wiedział jak wprawić ołówek w ruch, by ten stworzył
realistyczny portret.
Odchylił
się, jakby oceniając całokształt, przytrzymując ołówek między
wargami. Po krótkiej chwili zmarszczył brwi, po czym z cieniem
złośliwego uśmiechu na ustach dorysował kubek z kawą. Teraz było
idealnie.
Zerknął
na zegar i zamarł, widząc wskazywaną przez niego godzinę.
Siedział tu stanowczo za długo.
Pośpiesznie
skończył raport, schował go do walizki i przeszedł przez biuro
sekretarek, niemal nie zauważając siedzącej tam Hermiony.
— Do
widzenia — mruknęła, najwidoczniej już kończąc swoją pracę i
zbierając swoje rzeczy.
— Co
ci tyle zajęło, Granger? — spytał, podchodząc do niej. Przyjął
od niej plik pergaminów i uniósł brew. — Ach tak, zupełnie
zapomniałem, że u was odbywa się to w kwietniu. W takim razie nie
będziesz zajmowała się dłużej korespondencją.
Dziewczyna
spojrzała na niego zaskoczona. Odruch dobrej woli?
—
Nie zamierzam być obciążany dodatkowymi kosztami za twoją pracę
po godzinach.
„I tyle, jeśli
chodzi o dobrą wolę Dracona Malfoya.”
— W
takim razie Parvati znowu się tym zajmie?
—
Nie. Znajdź kogoś z obsługi departamentu, kto będzie na tyle
kompetentny, że sobie z tym poradzi. Jeśli są jeszcze inne drobne
zajęcia, które uznasz za wystarczająco łatwe do wykonania przez
kogoś innego, również je rozdziel. Bądź jednak łaskawa mnie o
tym poinformować.
—
Oczywiście.
— I
zrób coś jutro z twarzą — dodał, patrząc na jej podkrążone
oczy. — Makijaż, operacja plastyczna, eliksir. Cokolwiek, byle byś
nie wyglądała tak... jak teraz.
—
Oczywiście.
Była
albo zbyt zmęczona, albo zbyt szczęśliwa wizją jutrzejszego dnia
z mniejszą ilością obowiązków, by jakkolwiek zareagować na jego
słowa.
Arystokrata
pokręcił z dezaprobatą głową i wyszedł na korytarz, którym
bezmyślnie przechadzał się strażnik. Wyminął go i skierował
się do windy. Czekając na jej przybycie, oparł się o przeciwległą
ścianę, rozmasowując kark. Jutro powinno być lepiej.
Z tą
myślą odepchnął się od przyjemnie chłodnej ściany, słysząc
cichy dźwięk, sygnalizujący przybycie windy. Drzwi powoli
rozchyliły się, ukazując leżącą na podłodze postać.
—
Cholera — syknął Draco, na widok krwi, leniwie sączącej się z
ucha nieprzytomnego mężczyzny. Przykucnął przy nim, by sprawdzić
puls. Żył.
—
Septimus...
Słysząc
cichy szept, błyskawicznie wyjął różdżkę i się odwrócił. Na
korytarzu nie widział nikogo, jednak całe jego ciało mówiło mu,
że coś czai się w ciemnościach. Czuł nieprzyjemny chłód na
karku, zupełnie jakby ktoś stał tuż za nim i wypuszczał lodowaty
oddech wprost na wrażliwą skórę.
—
Pokaż się — rozkazał, jednak jego głos rozniósł się echem po
korytarzu, nie wyciągając z mroku żadnej postaci.
Zacieśnił
uchwyt na różdżce i spróbował wstać, jednak czyjaś ręka
gwałtownie zacisnęła się na jego nadgarstku.
—
Nie... nie idź. Głowa. Moja głowa... — wycharczał mężczyzna,
z trudem łapiąc dech.
Draco
posłał patronusa po pomoc. Jednocześnie drzwi windy powoli zaczęły
się zamykać. Nie mógł zauważyć, jak srebrzysty wilk, gnając
przez korytarz, na ułamek sekundy oświetla skrawek czarnej szaty.
Hmmm dość długo zastanawiałyśmy się nad tym, co by tu napisać. Rozdział jaki jest, każdy już zapewne wie, kolejny dzień z biurowego życia za nami, ale rzuciłyśmy nieco więcej światła na stosunek Malfoya do panny Granger, oraz to dlaczego jest, jaki jest. Nieco więcej akcji czeka nas w rozdziale trzecim... ale to dopiero za tydzień. Do tego czasu zostawiamy Was z nową kartką z Dziennika Dracona Malfoya oraz zarezerwowanym specjalnie dla Was miejscem na komentarze pod rozdziałem :)
Do następnego!
Podoba mi się, zaczyna się robić coraz ciekawiej a sam pomysł i tytuł mnie zaitrygował. Czekam na kolejny rozdział ❤
OdpowiedzUsuńWitajcie witajcie
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle przecudowny. Już nie mogę doczekać się kolejnego. Dopiero teraz mogłam otworzyć Dziennik Malfoya i szczerze pierwszy raz tak pozytywnie zostałam zaskoczona genialne przedstawienie bohaterów. Życzę weny i pozdrawiam cieplutko😊
Cześć dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że bardzo podoba mi się sposób w jaki piszecie - z zachowaną równowagą pomiędzy opisami i dialogami, a przede wszystkim poprawnie, jeśli chodzi o język, przez co nie idzie się oderwać od czytania ;) Bardzo podobał mi się opis spotkania-niespodzianki i kreacja Harry'ego i Rona i to, że nadal mają skłonności do węszenia :D James... ten mały szkrab absolutnie skradł moje serce. A teraz najważniejsze: Malfoy. Już po tych kilku rozdziałach wiem, że to ten typ Malfoya, którego szukam w opowiadaniach, arogancki, sarkastyczny, wredny... nic tylko się zakochać i paść mu do stóp :D Hermionie szczerze współczuję, Parvati nie znoszę i tylko czekam aż karma się o nią upomni i wyląduje w rynsztoku razem ze swoim kochasiem.
To chyba by było na tyle, życzę weny i czekam na kolejny rozdział. K.
Co prawda to dopiero drugi rozdział "Polowania na czarownice", ale wiem że to opowiadanie będzie fantastyczne. Już teraz mogę zauważyć, że poczyniłyście duży postęp od "Naucz mnie latać". To fanfiction jest bardziej dojrzałe, co działa na plus.
OdpowiedzUsuńCo do fabuły... Pomysł jest niesamowity! Nigdy nie spotkałam się z taką tematyką i opowiadaniu okołopotterowskim. Mam nadzieję, że uda Wam się to przedstawić w jak najlepszy sposób.
Widzę, że Draco ma swoje demony. Chyba jak każdy, kto przeżył wojnę. Po zachowaniu Hermiony gdy myślała, że ktoś jest w jej domu też wnioskuję, że widma wojny nadal nad nią ciążą. Cieszę się, że Miona ma wsparcie w przyjaciołach i mam nadzieję, że przyjaciele Draco również się pojawią.
Ściskam i czekam na kolejny rozdział.
A.
Hejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział, zdałam sobie sprawę, jak strasznie niesprawiedliwy jest nasz żywot. Sytuacja Hermiony jest wręcz dramatyczna, wszak Malfoy za punkt honoru postanowił sobie sprowadzić ją do parteru. I jeśli jeszcze kiedykolwiek odważę się narzekać na mojego szefa, klnę się na wszystko, że wrócę myślami do tego rozdziału i dramatu, jaki postanowił zafundować Hermionie Draco. Dopiero teraz zauważam, że wszak inni mogą mieć gorzej, prawda? ;p
Jeśli w jakikolwiek sposób moja psychika była do tej pory uśpiona, teraz czytając ten rozdział, mam niejakie przebłyski geniuszu, co przyznaję, nie zdarza mi się zbyt często. Otóż nawiązując do zachowanie Dracona i tergo, jak to wyimaginowana niewiasta spłatała mu figla w tym rozdziale, śmiem twierdzić, że w Paryżu działo się znacznie więcej, niż początkowo przypuszczałam. No bo może blondas dorwał tam jakąś dziewoję, która niestety poległa, gdy tylko zdążyli uwić sobie gniazdko? To by wyjaśniało jego zachowanie, które dzieki Wam udało mi się zinterpretować na swój własny, dziwny sposób :D
OOO! A może ta jego dziewoja opuściła ten świat nieprzypadkowo? Może stało się przez to cale tytulowe polowanie? Wtedy skłonna bym była przyznać panu nadąsanemu parę dodatkowych plusów, które w w tym rozdziale dostał jedynie za wyrzucenie Patil (serio, ta idiotka sprawia, że zaczynam się samoczynnie uruchamiać )
Teraz też dopiero dostałam olśnienia, że ten przepiękny wilk, widniejący na motywie może nie być tylko zachcianką autorek, a patronusem Draco?! Hmmm... wiem, daleko mi do Sherlocka, ale będę się starać. Obiecuję.
Kończąc, mam jedynie nadzieję, że nie oświeciłam Was moją dedukcją do tego stopnia, że Was oślepiło.
Pozdrawiam, chylę czoła, biję pokłony i czekam na więcej!
Iva Nerda
Hermiona nie ma łatwego życia ostatnimi czasy, to prawda, ale Draco ma swoje powody, by zachowywać się tak, a nie inaczej - więcej o tym wkrótce. Paryż był dla niego dość istotnym przystankiem na życiowej drodze - więcej o tym też kiedyś będzie. Odwrotnie niż w "Naucz mnie latać" informacje o życiorysie bohaterów, jacy są i dlaczego takimi się stali postanowiłyśmy zdradzać oszczędnie i powoli :) Wyimaginowana niewiasta Dracona istnieje naprawdę - więcej o niej wkrótce (żyje i niestety ma się dobrze). Coś tak czujemy, że w następnym rozdziale Draco nazbiera znacznie więcej plusów - więcej o tym w następnym rozdziale XD
UsuńPS: [top secret] Drąż wilka dalej :) Choć musimy przyznać, że początkowo pojawił się w nagłówku tylko dlatego, że żadne zdjęcie Toma do niego nie pasowało. No ale nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy nie wymyśliły do tego odpowiedniej historii.
Pozdrawiamy i zapraszamy ponownie :)
Jeśli kiedykolwiek chciałybyście zdradzić nieco więcej z życiorysu bohaterów, to obiecuję, że będę milczeć, jak grób. Buzia na kłódkę i te sprawy, więc bez krępacji możecie rozwijać swe myśli dalej :D
UsuńJeśli wyimaginowana dziewoja Dracona naprawdę istnieje i ma się na tyle dobrze, że przyjdzie jej do glowy, by postawić stopę na Londyńskiej ziemi, wiedzcie, że użyję wszelkiej siły przymusu... yhm... perswazji, by wykurzyć ją z powrotem na kontynent. Możecie jej to przekazać już teraz, niech zapobiegawczo zacznie ćwiczyć Ju jitsu.
Drążę wilka, drążę, ale on nie jest chyba z tego faktu zadowolony. Może to animag - Draco?
[Uwaga, SPOILER]
Usuń…
…
…
Wystarczy, że Draco poczyni odpowiednie hmm... kroki :)
Super!
OdpowiedzUsuńWitam się z Wami pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni :)
OdpowiedzUsuńJestem już przy końcówce "Naucz mnie latać" i stwierdziłam, a co mi tam, zacznę czytać równolegle to opowiadanie (oczywiście miałam zamiar je przeczytać, ale początkowo miałam plan, że zacznę dopiero jak skończę "Naucz mnie latać", ale niestety moja słaba wola i słabość do blondyna, a także niesamowita ciekawość, skłoniły mnie do tego, że nie wytrzymałam... no i właśnie spotykam się z Wami tutaj :D)
Na początek może powiem, a raczej napiszę - "czapki z głów”. Wasz wcześniejszy blog jest na prawdę świetny, ale mając świeże spojrzenie na oba opowiadania widać, jak bardzo się zmieniłyście (oczywiście na plus). „Naucz mnie latać” jest (oczywiście według mnie, nie wiem jak według innych) takim opowiadaniem bardziej hmm… humorystycznym? Nie wiem jak to ująć w słowa, więc nie zrozumcie mnie źle. Bardzo mi się podoba, jest dużo śmiesznych kwestii ( Salazar jest chyba moim ulubieńcem razem z Zabinim :D), sporo przygód, ale głowni bohaterowie są no takimi jeszcze dziećmi. To jak się do siebie odnoszą, no widać, że to są jeszcze nastolatkowie, dlatego cały wydźwięk tej historii jest zupełnie inny niż (przynajmniej jak mi się wydaje na razie po tych 3 rozdziałach) „Polowania na czarownice”. Tutaj mam wrażenie, że historia będzie dużo bardziej mroczna niż tam ( chociaż, jakby tak się zastanowić, to tam też wcale nie jest za kolorowo i bohaterom też nie jest do śmiechu - zwłaszcza w końcowych rozdziałach). Jednak widzę, że nie opuszcza Was poczucie humoru, bo niejednokrotnie zarówno czytając Naucz mnie latać jak i niektóre kwestie w tych rozdziałach śmiałam się do łez i nie mogłam się uspokoić. Takie rzeczy się na prawdę ceni! Uwielbiam Was za to. Mogłabym Was tutaj wychwalać przez dobre kilka godzin, no, ale niestety czas mi na to nie pozwala, bo jednak chciałabym napisać też coś sensownego na temat rozdziału i podzielić się z Wami (o ile Was to w jakiś sposób interesuje) swoimi przemyśleniami.
No, więc może po kolei. Zacznijmy od Prologu. Był zwyczajny, wiadomo jak to prolog, ale i tak był napisany w taki sposób, że potrafił mnie zaciekawić do tego stopnia, że od razu przeszłąm do dalszego rozdziału. Rozumiem, w Prologu nie można za wiele zdradzić, bo po co? Lepiej się pastwić nad czytelnikami w kolejnych rozdziałach i powoli dawać im strzępki informacji. Pierwszy rozdział, gdyby nie to, że jak już zdążyłam napisać wcześniej, mam słabość do pewnego blondyna, to pewnie miałabym chęć mordu w oczach. No w sumie teraz jakby nie patrzeć trochę mam, może nawet bardzo. Jednak o tym zaraz. Po pierwszym rozdziale zapałałam szczerą, prawdopodobnie nieodwzajemnioną i prawdopodobnie nieskończoną niechęcią do Parvati. No gdybym tam tylko była… Z pewnością wykopałabym ją z tego Ministerstwa tam, gdzie pieprz rośnie. Wystarczył by tylko mój jeden kopniak, w końcu jestem mistrzem kung fu. Szef Hermiony jest taki naiwny, że dał się omotać wokół palca Patil. Na całe szczęście Malfoy jej nie trawi i gdy ona się spoufala daje jej krótko do zrozumienia, że nie dla psa kiełbasa. Pod koniec rozdziału 1 myślałam, że w mieszkaniu Hermiona spotka Malfoya, który będzie na nią czekał z listą zadań, które ma wykonać na następny dzień, dlatego moje zdziwienie było ogromne, gdy w drugim rozdziale okazało się, że pierwszą rzeczą, którą Granger zobaczyła była ruda głowa Rona.
W trakcie czytania tego rozdziału, z racji tego, że jestem stała w uczuciach, się nie zmieniły i chęć wypchnięcia Parvati stała się nie do wytrzymania. Może rozważycie to w kolejnych rozdziałach? Nie musi od razu umierać, ale paraliż brzmi kusząco :D. Mam nieodparte wrażenie (może coś przeoczyłam podczas czytania), ale chyba moja ulubiona bohaterka nie wysłała tego, co miała wysłać. W związku z czym… no cóż, żeby nie powiedzieć brzydko będzie miała PRZECHLAPANE. Dzięki czemu, może być tak, że Hermiona poleci do Paryża z Malfoyem. Cóż to by była za wyprawa… . Dialog Hermiony i Draco mnie zabił, konkretnie chodzi mi o moment, w którym Granger chciała powiedzieć, że to ona się nadaje do wykonywania tych zadań, a nie jej „pobożna” koleżanka Parvati. Made my day :D
UsuńJeszcze dwie sprawy i obiecuję - już kończę swoje nieskładne wypociny. W momencie, w którym Draco zaczął rysować coś w swoim dzienniku, nie przypuszczałabym, że to będzie Granger. I to ładna Granger. Sądziłam, że narysuje Gabrielle. Wydaje mi się, że (NIESTETY) poznamy ją bliżej w kolejnych rozdziałach, chyba, że w jej przypadku również odpowiada Wam wypchnięcie jej z okna, albo chociaż rzucenie pod pociąg? :D Obawiam się, że to była bardzo istotna kobieta dla Malfoya, myślę, że do tego stopnia istotna, że mogła nosić jakiś ładny pierścionek na serdecznym palcu. Jednak, nie uchodzi to mojej uwadze, że Draco czuje do niej niechęć. Na pewno musiała zajść mu za skórę. Zdrada? Kto wie… albo raczej kto by spróbował? Mając takiego blondyna dla siebie na pewno bym nie próbowała :D
No i zakończenie… Tajemnicze, nie zdradzające żadnych szczegółów, dające pole do popisu z domysłami. Jestem bardzo ciekawa (po przeczytaniu wcześniejszych komentarzy) jaka historia związana będzie z wilkiem i Draco. To, że jest to jego patronus to na pewno nie wszystko. Animag? Być może. Jakaś klątwa? Możliwe. Przypadek? Nie sądzę. Wasz spoiler za wiele nie pomógł moim pomysłom, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, o ile wytrwałyście do końca moich nieskładnych wypocin.
Pozdrawiam Was serdecznie :)
Panda
Witaj, droga Pando :)
UsuńOch, jak my lubimy takich czytelników, którzy główkują i dzielą się z nami swoimi domysłami. Ale za nim do tego przejedziemy, chcemy na samym początku podziękować Ci za ten komentarz, dzięki któremu być może uda nam się pokonać pewną zapaść piśmienniczą. Doszło do tego, że jedna z nas zaczęła się zastanawiać, czy warto kontynuować, ale teraz wiemy, że, cholera, tak!
Poza tym druga z nas na szczęście (bądź też nieszczęście) jest zbyt uparta, by z czegokolwiek rezygnować, nawet jeśli przez moment obawialiśmy się tego, że to, co piszemy, ma sens tylko dla nas i w ogóle dopadł nas bezustanny stan beznadziei.
'Naucz mnie latać' rzeczywiście jest zupełnie inne, choć fabuła toczyła się zaraz po wojnie, bohaterowie byli jeszcze nastolatkami, teraz każdy z nich startuje z większym bądź też mniejszym bagażem doświadczeń.
Co do Twoich przewidywań - już wkrótce będziesz miała okazję się przekonać, czy są słuszne, jednakże jesteśmy pod wrażeniem, że poruszyłaś także te kwestie, o których dotychczas nie wspominaliśmy.
Z racji tego, że już mienią mi się w oczach litery klawiatury, a jutro jakoś do pracy trzeba będzie wstać, żegnamy się już i życzymy dobrej nocy :)
O Boże, jedna z was sie zastanawiała czy warto kontunować?! Bez obrazy, ale chyba zwariowałaś!!!! (dziwnie pisać, jak nie wiesz do której pisać, ale to nic) Wasza twórczosć jest po prostu cudowna, nie wiem jak mogło ci to przejść przez myśl, jestem z wami od dłuższego czasu, chociaż na NML nie pisałam zbyt często komentarzy, ale tutaj zamierzam dodawać chociaz 2 słowa pod każdym rozdziałem. A jesli kiedykolwiek zawiesicie to opowiadanie (broń Boże!!!!!) to znajdę was, przykuje jakoś do krzeseł, ale tak żebyscie mogły pisać i skończycie to cholernie dobrze zapowiadające się opowiadanie, a mam nadzieję, że napiszecie ich jeszcze mnóstwo.
UsuńTo by było chyba na tyle, więc do następnego :D
Dokładnie! To ma sens, nie tylko dla Was :) wnioskuję po osobach komentujących to jest nas całkiem sporo :)
UsuńJestem ciekawa, czy niektóre z moich przypuszczeń są trafne, ale na pewno znajdę na to odpowiedź w kolejnych rozdziałach :)
Już nie mogę się doczekać rozdziału :)
Rozdział super, taki kolejny niby nic nie znaczący dzień, ale jak się skończył łohohoh, ciekawe do kogo należy ten skrawek szaty, której nie dojrzał Draco w ciemności i to spotkanie Dracona i jego ojca, takie króciótkie, ale mam nadzieję, że zobaczymy Lucjusza w kolejnych rozdziałach.
OdpowiedzUsuńNo to ja również nawiążę do tego wilka :D Też myślałam, że Draco mógłby być animagiem, ale pierwsze co mi przyszło na myśl kiedy go zobaczyłam, było to, że jest wilkołakiem, albo nim zostanie, chociaż mogę się mylić. Bradzo mnie też zastanawia ta blizna na policzku Hermiony, kiedy i jak zostanie zrobiona, a raczej przez kogo.
Genialny odcinek i jeszcze lepsze zakończenie!
OdpowiedzUsuńNatłok ciężkiej pracy Hermiony przychodzi wam pisanie z lekkością. Bardzo dobrze się to czyta, ale momenty przeskoku między miejscami i bohaterami są mało widoczne. Przydałaby się jakaś spacja w treści by czytelnik od razu wiedział, że następuje zmiana.
Ciekawie wyglądało spotkanie ojca z synem. Młody Malfoy wydał się udawać, że nie zna tego czarodzieja, a Lucjusz, cóż nie miał odwagi się do niego odezwać słowem. Wymówił jego imię do siebie tylko i wyłącznie.
Zastanawia mnie zegarek, czuję, że będzie z nim grubo w niedalekiej przyszłości i dlaczego jest tak ważny i przypomina mu o Granger?
Tyle niewiadomych, aż ciężko usiedzieć w miejscu! Jak się cieszę, że mam zaległości i nie brakuje mi tekstu do czytania ;) O ile maluch pozwoli mi na łapczywe pochłanianie treści :D
I któż to po cichu atakuje czarodzieja w Ministerstwie?
Pozdrawiam
Wczoraj około północy wydawało mi się to dobrym pomysłem: pójść spać i napisac tych kilka słów o przyzwoitej porze. No ale teraz mam taką pustkę w głowie, że pewnie nie uda mi się zawrzeć nawet połowy z tego, co się w niej znajdowało zaraz po przeczytaniu.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim Malfoy w roli szefa to zło wcielone. Ale to niesamowicie sexy. Szczerze współczuję Hermionie, jednocześnie podziwiając jej cierpliwość i determinacje. Na jej miejscu skorzystałabym z rady Rona i napisała książkę. A! Tekst o osiąganiu wszystkiego przez Parvati na kolanach bezbłędny 😀 Chyba, zgodnie w tytułem rozdziału, to wszystko.
Prawie bym zapomniała o końcówce, dzięki której z o wiele większą dociekliwością będę przyglądać się wszytkim niuansom i innym interesującym wydarzeniom.
Pozdrawiam, The Little Sparrow :)