czwartek, 5 lipca 2018

Szala przeznaczenia


Hermiona Granger siedziała. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ulokowała się na drzewie, z przerażeniem wczepiając palce w masywny pień, jednocześnie obserwując znikającą wśród zarośli sylwetkę Dracona Malfoya, uciekającego przed dzikiem. Ach, no i oczywiście ostatni, choć niemniej istotny fakt. Znajdowali się w średniowieczu.
— Jasna... cholera — wydukała, wlepiając wzrok w krzaki, za którymi zniknął jej towarzysz i ich nowy, agresywny przyjaciel. — Niedobrze. — Nerwowym gestem sięgnęła do piersi, gdzie powinien spoczywać zmieniacz czasu. Sapnęła, nie wyczuwając go i zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła. — Bardzo niedobrze.
Spojrzała na ziemię, niemal od razu odnajdując go pośród liści i traw. Już szykowała się do skoku, gdy ponownie usłyszała krzyk Dracona, który nagle wypadł zza krzaków i zaczął nieudolnie wspinać się na sąsiednie drzewo. Chwile po tym, jak jego nogi oderwały się od ziemi, jego napastnik wbiegł na polanę i rzucił się na zajmowane przez niego schronienie.
— Granger — wysapał Draco, obejmując wszystkimi kończynami pień. — Jeśli nas znajdą i będą chcieli spalić, zażądam, żeby spalono cię na osobnym stosie! A najlepiej w osobnej wiosce!
— Jeżeli najpierw nie pożre cię dzik, szybkonogi — odparła kąśliwie Hermiona. — Mamy problem.
Arystokrata posłał jej niedowierzające spojrzenie.
— No co ty nie powiesz? — Niemal zapiszczał, a gdy jego drzewo zatrzęsło się niebezpiecznie, ryknął: — Spokój tam na dole! Jaki problem?
— Upuściłam zmieniacz. Leży obok niego — skinęła głową na zwierzę.
Draco rozchylił usta, zacisnął je w wąską linię, a na końcu głośno warknął.
— Osobiście uzbieram dla ciebie chrust.
— Jeśli twój nowy przyjaciel oszczędzi ci ręce.
Milczał przez chwilę, a jego oczy stopniowo zmieniały się w coraz węższe szparki. Dawno niewidziana przez nią żyłka na skroni blondyna teraz wyraźnie się odznaczała. Nawet nie podejrzewała, jak mocno świerzbiły go ręce, żeby w końcu coś jej zrobić. W tej chwili cierpliwości zazdrościli mu nawet aniołowie.
— Jakieś sugestie, Granger? — spytał, siląc się na spokój.
— Ja odciągnę jego uwagę, ty zabierz mu zmieniacz.
— Dlaczego to ja jestem mięsem armatnim? To TY go upuściłaś!
— Ale ty nie masz na swoim drzewie broni — odpowiedziała, sięgając po szyszkę. Zerwała ją i spojrzała na Dracona. — Gotowy?
— Nie.
— Teraz!
Dziewczyna rzuciła pierwszą szyszką, potem następną i kolejną, całkowicie przyciągając uwagę dzika. Pomimo tego, arystokrata nadal siedział w bezruchu na drzewie. Powoli puścił pień i ku zdumieniu Hermiony, zaczął zdejmować koszulę.
— Zamierzasz z nim iść na gołe pięści? Może nie zauważyłeś, ale to nie są zapasy w kisielu.
— Grabisz sobie, Granger. Naprawdę sobie grabisz — burknął, zdejmując spodnie.
Gdy w ślad za nimi poszła bielizna, dziewczyna ponownie skupiła się na zwierzęciu.
— Teraz zaczynam obawiać się o dzika...
Nie odpowiedział. Zamiast tego przywołał w myślach obraz wilka. Coś blokowało ich magię, uniemożliwiając rzucanie zaklęć. Mógł mieć tylko nadzieję, że blokada nie obejmowała jego zdolności.
Zamiast jego burkliwej odpowiedzi Hermiona usłyszała ciche tupnięcie, a sekundę później przez oczami mignęło jej coś białego i ogromnego. W milczeniu obserwowała toczącą się na dole walkę między dzikiem a potężnym, szczerzącym kły wilkiem. Na sam ich widok przeszyły ją dreszcze i jeszcze mocniej chwyciła gałąź, wdzięczna, że nie musi schodzić w dół.
Rzucili się na siebie. Dzik zaszarżował, celując prosto w łeb wilka. Ten w ostatniej chwili uskoczył i głośno warcząc, skoczył na przeciwnika, próbując przygnieść go swoim ciężarem. Zaczęli toczyć się po ziemi, aż w końcu wilk wbił pazury w mniejsze ciało i wgryzł się w szyję. Dzik definitywnie przeszedł do historii.
Oniemiała dziewczyna, spojrzała na Dracona, jednak drzewo było puste, nie licząc ubrań zwisających z najniższej gałęzi. Raz jeszcze spojrzała na wilka i szczęka jej opadła, gdy na własne oczy zobaczyła, jak zmienia się on w dobrze znaną jej sylwetkę.
— Malfoy — wydukała, po czym krótko krzyknęła, gdy gałąź, na której siedziała, trzasnęła i z hukiem wylądowała na arystokracie.
Syknęła, gdy upadek przypomniał jej o nadal posiniaczonym ramieniu. Powoli podparła się na rękach i uniosła, rozłączając swoje obolałe ciało z nagim ciałem Dracona. Spodziewała się, że zepchnie ją z siebie, przeklnie albo chociaż jęknie z bólu, jednak on nadal leżał nieruchomo.
— Malfoy? — szepnęła zmartwiona i nie bez wysiłku przewróciła go na plecy. — Malfoy, słyszysz mnie?
Widząc, jak jego usta delikatnie się poruszają, nachyliła się nad nim.
— Co?
— Poszedłem na solo z dzikiem, Granger. Fuck yeah...
— Okey... — powiedziała wolno, odgarniając mu włosy z czoła. — Nie ruszaj się. Chyba masz wstrząs mózgu. Ile widzisz palców?
Draco zmarszczył brwi, wpatrując się w jej dłoń. Głowił się i trudził, aż w końcu po długim czasie, rzucił:
— W chuj dużo.
— Malfoy! Widzisz cokolwiek?
— Widzę cię pośrodku nocy, przechodzisz milcząco przez pokój i znikasz za jasną łąką dywanu. W ilu księżycach zabrakło twoich odbić?
Hermiona wolno usiadła obok niego. Złapała go za rękę, jednocześnie oglądając jego rozciętą skroń. Wierzchem dłoni musnęła jego policzek, zrzucając z niego drobne kamyki i grudki ziemi. Gdy skończyła, zamachała palcem tuż przed jego oczami. Zamrugał gwałtownie i zaczął recytować kolejny wiersz.
— Jam twój niewolnik, cóż mi więc przystoi, jak tylko czekać chwili twojego zachcenia? Mój czas nic niewart, chyba w służbie twojej i tylko twego słuchać mi zlecenia. Tak wielkim błaznem miłości, że w twej woli czyń, co zapragniesz, nic go nie zaboli...
— Shakespeare.
Draco spojrzał na nią z zaskoczeniem i powoli skinął głową.
— Tak, Shakespeare. Granger?
— Tak?
— Jaja mi marzną.
Hermiona parsknęła śmiechem i, kręcąc głową, wstała, by przynieść mu jego ubrania. Wspięła się na palce i ściągając jego rzeczy, westchnęła.
— Wolałam już, jak mówiłeś wierszem — powiedziała, wracając do niego.
Przykucnęła i wyciągnęła dłoń, by pomóc mu usiąść. Gdy znaleźli się twarzą w twarz, ze wzruszeniem wyszeptał:
— Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie, ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił...
Wypowiedziawszy ostatnie słowo, sam stracił przytomność.

***

Zapach krwi jeszcze nigdy nie był dla niej tak drażniący. Ciche uderzenia łez spadających na posadzkę nigdy nie były tak donośne. Opuściła wzrokiem oczy zamarłe w przerażeniu, które miało już trwać wieczność i wbiła puste spojrzenie w swoje dłonie. Krople szkarłatu spływały z palców, dołączając do niemego lamentu słonych kropel, znaczących policzki Hermiony.
Była boleśnie świadoma różdżki, wbijającej się w jej ciało, jakby niemal krzyczała do niej kpiąco: tak łatwo mogłaś temu zapobiec! Wystarczyło jedno, krótkie zaklęcie i Aiden Rogers nie byłby martwy.
Nie żyje — szepnęła cicho.
Parvati pokręciła gorączkowo głową, gdy jej piękną twarz wykrzywił ból. Szloch wstrząsnął jej ciałem i opadła niemal bezwładnie na ciało. Wtuliła się w zakrwawioną, nieruchomą pierś, mocno zaciskając na niej pięści.
Choć nie chciała i nie mogła na to patrzeć, Hermiona nie potrafiła odwrócić wzroku. Przeklinała to, że mimo łez nadal wyraźnie widziała kochanków w ich ostatnim objęciu. Skryła twarz w dłoniach, uciekając od tego obrazu, otarła łzy i nieświadomie przysłoniła uszy, by nie słyszeć rozpaczy Parvati i kłótni pozostałych osób. Zmusiła zdrętwiałe ciało do tego, by powoli wstało i w tym momencie uświadomiła sobie, że cała jej twarz pokryta jest krwią.
Coś w niej pękło. Głęboka rysa w jej wnętrzu w końcu przebiła się na drugą stronę jej jestestwa, dzieląc je na pół.
Kurwa, zamknijcie się! — ryknęła, odwracając się do mężczyzn.
Zapadła cisza zakłócana jedynie przez lament panny Patil.

***

Hermiona rozejrzała się czujnie dookoła i przykucnęła na ziemi, szukając ran, które mogła przeoczyć. Starła dłonią liście i błoto pokrywające klatkę piersiową Malfoya, dokładnie obejrzała kończyny, szukając złamań. Gdy skończyła, wytarła brudne dłonie o spodnie i zaczęła go ubierać. Sprawnie nasunęła skarpety i po chwili zdołała wsunąć mu na nogi spodnie. Próbowała naciągnąć je jak najwyżej, w końcu jednak poddała się i narzuciła na jego biodra pomiętą koszulę. Instynktownie drgnęła, gdy usłyszała cichy śmiech.
— Podobało ci się?
— Podobało co? — burknęła i zmęczona oparła się o drzewo.
Nadal nie otwierając oczu, Draco uśmiechnął się.
— To, co widziałaś.
— Mówisz o pięknym siniaku w kształcie racicy na twoim pośladku? — rzuciła, nadal czujnie przyglądając się otoczeniu. — Jest piękny. Z pewnością skusi niejedną miłośniczkę dziczyzny.
— Jesteś nieznośna, Granger.
— Bądź cicho. Myślę.
— Możesz myśleć głośno? — mruknął, a gdy nie otrzymał odpowiedzi, otworzył oczy i spojrzał na nią. — Dziwnie mi.
Zaniepokojona dziewczyna nachyliła się nad nim.
— Dziwnie to znaczy jak? Nie wstawaj jeszcze — delikatnie pchnęła go z powrotem na ziemię.
— Jestem słaby. Obraz mi czasem wiruje — dodał, przysłaniając twarz ramieniem. — Mam wrażenie, że zaraz znów coś na mnie wyskoczy, a cisza tylko to potęguje. Granger? — spytał cicho, gdy nic nie odpowiedziała.
W końcu usłyszał jej ciche westchnienie. Wiedząc, że dopiął swego, rozluźnił się, czekając na jej głos.
— Zastanawiam się, jak wrócić do naszych czasów.
— Roślina...
— Wiem, że roślina — przerwała mu poirytowana. Z roztargnieniem potarła czoło, szukając jakiegokolwiek wyjścia z ich sytuacji. Udało im się uchwycić szansę na odwrócenie biegu wydarzeń. Szansa ta w zatrważającym tempie wyrywała im się z garści. — Tylko nie wiemy jaka i gdzie jej szukać. Znam okazy najbardziej powszechne i wyjątkowe, zagrożone i te, które lepiej omijać szerokim łukiem. W żadnej książce nie znalazłam o niej najmniejszej wzmianki.
Draco usiadł niepewnie, powoli podciągając się do siadu. Włożył koszulę i bez skrępowania dopiął spodnie.
— Może to roślina, która w naszych czasach nie istnieje — zanucił pod nosem, po czym ponownie upadł.

***

Wycie alarmu stawało się niemal nie do wytrzymania. Słyszeli dudnienie kroków nadchodzących oddziałów, wystrzały i tępe odgłosy uderzeń, jednak nadal nikt nie wszedł środka.
Hermiona otoczyła ich starym, niemal rozsypującym się w palcach cienkim sznurkiem i przytknęła jego końcówkę do głównej części zmieniacza czasu. Coś głośno pstryknęło i oba jego elementy połączyły się.
Szybciej — ponaglał ją Draco, celując różdżką w drzwi.
Dziewczyna obróciła ciężką, drewnianą kulę i przełknęła ślinę.
Draco...
Co?!
Nie wiem jak to zrobić — wyznała z przerażeniem w oczach. — Potrzebuję więcej czasu.
Arystokrata rzucił szybkie spojrzenie w dół i zaklął. Zamiast typowego zegara ujrzał dwa rzędy małych pokręteł i kilka dziwnych znaków wyrytych pod każdym z nich.
My nie mamy żadnego czasu, Granger!
Zamarli, czując potężną i mroczną siłę. Nawet czas ukorzył się przed nią, płynąc nieco wolniej. Krew w ich żyłach zaprzestała szaleńczego biegu, serce stanęło, nie ważąc się wydać najcichszego dźwięku w obawie, że zwróci na siebie uwagę owej siły. Ich ciała w jednej chwili pokryły się potem.
Malfoy... Czujesz to?
Drgnęli, gdy drzwi ugięły się przed siłą rzuconego w nie ciężaru. Usłyszeli wrzask Lloyda, który nagle ucichł, a gdy opuścili wzrok, ujrzeli krwawą rzekę, przepływającą przez szczelinę między drzwiami a posadzką. Klamka zadrżała, otwierając przejście, a do środka wpadła oderwana od reszty ciała ręka. Ręka odziana w resztki garnituru i smugi szkarłatu.
Krzyk uwiązł w ich gardłach. Wszystko, co mogli robić, to wpatrywać się w nieruchomą dłoń nadal zaciśniętą wokół różdżki. Dopiero donośny stukot obcasów sprawił, że Hermiona zamknęła oczy i mocno obejmując Dracona, przeniosła ich w pierwsze miejsce, jakie wpadło jej do głowy.
Tu musi być jakaś wskazówka — wydyszała, nerwowo obracając przedmiot w dłoniach. — To prototyp. Musi mieć proste działanie.
Nabrała gwałtownie powietrza, gdy blondyn mocno chwycił jej podbródek i szarpnął go w górę. W jego przekrwionych oczach żarzył się niemal szaleńczy błysk.
Po prostu się, kurwa, zamknij i pomyśl. Lloyd nie zginął po to, żebyś zmarnowała ostatnią szansę nas wszystkich — warknął, po czym wypuścił ją i wyrwał z jej dłoni różdżkę.
Odsunął się na tyle, na ile pozwalał mu na to otaczający ich sznur i uniósł różdżki, celując nimi w dwie strony. Czujnie obserwował linię drzew, jednak były to tylko pozory. W głębi siebie wiedział, że jest to już koniec i znienawidzone przez niego łzy rozmazały obraz nocnego nieba, ciemnej, gęstej trawy i wysokich drzew. Z każdą kolejną sekundą opuszczała go wola walki, aż w końcu zupełnie przestał zwracać uwagę na to, czy ktoś ich już tu znalazł.
Dick? Dick, Dick, Dick... — powtarzała, wpatrując się w wydrapany w tylnej części zmieniacza napis. — Nie znam takiego czarodzieja. Te runy są inne — niemal krzyknęła, wpatrując się w dziwne znaki, które tylko częściowo przypominały te, które doskonale znała. Niektóre wydawały się być połączeniem kilku różnych run, aż w końcu nie wiedziała, czy to, czym manipulowała, było dniami, miesiącami czy może latami. Intuicyjnie zaczęła ustawiać pokrętła, decydując się podnieść rękawicę rzuconą przez los.
Gdzieś nieopodal rozległo się głośne uderzenie. Tuż po tym usłyszała całą serię charakterystycznych dźwięków.
Hermiono?
Poderwała głowę i spojrzała na Dracona, studiującego jej twarz ze smutkiem w oczach. Gdzieś za nią wiatr rozniósł ciche trzaski łamanych gałązek.
Ja...
Padł strzał. Dziewczyna objęła rozpaczliwie ramionami jego talię, kciukiem naciskając największy przycisk. Wiatr, który unosił jej loki i smagał nimi policzki, zwolnił, aż w końcu całkowicie stanął.
Nie tylko on się zatrzymał. Obydwoje spojrzeli na kulę, która zamarła tuż przed nimi. W ciszy i narastającej radości obserwowali, jak powoli zaczyna się cofać, stopniowo nabierając tempa, aż w końcu zarówno ona, jak i wszystko dookoła straciło ostrość i zaczęło wirować.
Coś jest nie tak! — ryknęła Hermiona, próbując przekrzyczeć narastający szum.
Wokół nich zaczęło tworzyć się coś, co przypominało małe tornado. Jego siła była wystarczająca, by po chwili ich stopy oderwały się od ziemi. Złapali się za ręce, z przerażeniem obserwując, jak unoszą się coraz wyżej, aż w końcu wszystko nagle ustało.
Arystokrata sapnął, gdy silne uderzenie wypchnęło powietrze z jego płuc. Zamrugał, jednak świat nadal wirował, był wyczerpany i obolały, a jednak w jego sercu nieśmiało rodziło się szczęście.
Udało się?
Hermiona powoli usiadła, rozcierając ramię. Omiotła wzrokiem pobliskie drzewa i wzruszyła ramionami, gdy nie zauważyła żadnego łowcy czarownic.
Chyba tak. Ale to, co się wydarzyło... Nie podobało mi się to.
Mi też — przyznał. — Zwłaszcza ta ostatnia część. Ty też czujesz się taka...
Wyczerpana? Tak. Może tak po prostu działa ten prototyp? — zastanawiała się, szukając w trawie swojej różdżki. — Co chciałeś mi powiedzieć? — spytała nagle z zaciekawieniem w głosie.
Draco niepewnie wstał i zmarszczył brwi.
Powinniśmy przenieść się i znaleźć nasze obecne wcielenia. Myślę, że to od nich powinniśmy zacząć — oznajmił, zmieniając temat. Zauważył jej zgubę i nie patrząc na Hermionę, rzucił w jej stronę różdżkę. — Im szybciej zaczniemy, tym lepiej. W którym dokładnie momencie jesteśmy?
Dziewczyna westchnęła, jednak nie próbowała ponowić pytania. Chwyciła różdżkę i wstała, otrzepując się z ziemi.
Cofnęłam nas na sam początek.
Początek czego?
Naszej pracy. — Wyjaśniła, zerkając na zegarek. — Właśnie po raz pierwszy mieszasz mnie z błotem i wypominasz dodatkowe kilogramy.
Spojrzał na nią, unosząc kącik ust w złośliwym uśmieszku.
Och.
No właśnie. Och. — Wyciągnęła w jego stronę dłoń. — Zaczynamy od ciebie czy ode mnie?
Spojrzał na jej rękę i jego uśmiech niemal natychmiast zniknął, jakby sama myśl o dotykaniu jej była dla niego wstrętna. Dziewczyna dostrzegła to i w jednej chwili stała się tak samo spięta, jak on. Sztywno złapała jego rękę, czekając w milczeniu na decyzję.
Myślę, że będzie lepiej, jeśli najpierw pójdziemy do mnie, Granger — powiedział w końcu. — Ty w tej chwili możesz zareagować na mnie nieco nerwowo.
Skinęła głową, przyznając mu w milczeniu rację.
Draco przymknął oczy, przywołując obraz swojego apartamentu, jednak zamiast przenieść się do niego razem z Hermioną, nadal stał na środku polany.
Hmm... może ja spróbuję — zaproponowała dziewczyna, czym zasłużyła sobie na jego poirytowane spojrzenie.
To z przemęczenia — odpowiedział z wyższością i ponowił próbę. — Co, do cholery... Granger?
Ja też nie mogę — wydukała.
W ciszy uniosła różdżkę i wycelowała nią w pobliski krzak. Machnęła krótko, spodziewając się, że stanie on w płomieniach, jednak nic takiego się nie wydarzyło.
Granger? — warknął, powoli odwracając się do niej. — Coś ty zrobiła?
Cofnęła się, nerwowo potrząsając głową.
To nie moja wina.
To TY bawiłaś się zmieniaczem! — wrzasnął, nachylając się nad nią
Ale to TY mnie poganiałeś!
Draco zaśmiał się krótko.
Nie wiem, czy zauważyłaś, ale goniło nas wesołe stadko morderców. Zapewniam cię, że nie chcieli z nami powymieniać się ploteczkami. Czy ty w ogóle wiedziałaś, co robisz? Miałaś choć raz zmieniacz czasu w rękach? Widziałaś go, czytałaś o nim?
Tak, oczywiście, że tak — wtrąciła, nim zdołał się rozkręcić. — Żaden zmieniacz nie wygląda jak ten, nie zachowuje się jak ten i nie odbiera mocy jak ten. Przestań obwiniać mnie za coś, co nie jest moją winą. — Widząc, że chce coś powiedzieć, zakryła mu usta dłonią i gdyby nie powaga sytuacji, zaśmiałaby się na widok jego oburzonej miny. — Mamy zadanie do wykonania i to nim powinniśmy się w tej chwili martwić. Najpierw przekonamy samych siebie, wspólnie poszukamy źródła problemu, a jeśli nam się to nie uda, informujemy Ministerstwo i zabijamy to od środka. Jakieś obiekcje? Świetnie — rzuciła, ignorując jego gniewne pomruki. — Idziemy.
Niby gdzie? — spytał, gromiąc ją wzrokiem. — Wysłałaś nas na zadupie.
Nie zatrzymała się. Nie mając wyboru, Draco podążył za nią.
Za tamtymi drzewami jest ulica. Złapiemy coś. I pamiętaj, im mniej ludzi wie...
Wolałbym od razu poinformować Ministerstwo, Granger. Im szybciej zaczną się organizować, tym większe mamy szanse na to, by zmienić przyszłość.
Dziewczyna skrzywiła się, po raz kolejny słysząc tę jakże kuszącą propozycję. Tak byłoby najłatwiej, przygotować pozostałych i odsunąć się w cień, spokojnie obserwując rozwój wypadków.
Sam mówiłeś, że w Ministerstwie musiał być szczur — mruknęła, przedzierając się przez gęste krzewy.
Syknęła cicho, gdy jedna z gałęzi wymknęła się z jej z uścisku i uderzyła ją w twarz.
Szczur? — powtórzył, unosząc na nią brew.
Szczur, kret, co za różnica. Cholera! — syknęła, gdy na jej policzku pojawiła się kolejny ślad po uderzeniu. — Poprzednio tu tego nie było.
Jesteś pewna, że nie zabłądziłaś?
Zgromiła go wzrokiem.
Ostatnio zrobiłeś się bardzo uszczypliwy. I chyba wiem dlaczego.
Przystanął na chwilę, odpowiadając na jej spojrzenie, po czym prychnął pod nosem i bez słowa wyminął Hermionę.
Draco, daj spokój...
Nie mów do mnie Draco.
Och, błagam o wybaczenie, wielmożny Malfoyu, za urażenie twojego majestatu. Me usta są niegodne, by wypowiadać twoje imię. Żywię jednak głęboką nadzieję, że przez moją ignorancję nie dostaniesz wrzodów na twym jakże szlachetnym siedzeniu. Założyłam jednak, że jesteś na tyle wszechstronnie wykształcony, że będziesz w stanie jednocześnie iść, rozmawiać i oddychać.
Pomimo szelestu liści i chrzęstu gruntu pod ich stopami usłyszała, jak arystokrata zazgrzytał zębami. Nie odpowiedział jej w żaden sposób, jedynie przyśpieszył kroku.
Zamierzasz milczeć? — zapytała po kilku minutach.
Zamierzam działać, Granger — warknął, nawet nie kryjąc swojej złości.
Odsunął gwałtownie gałąź i puścił, nie czując żadnych wyrzutów sumienia, gdy usłyszał kolejne sapnięcie dziewczyny. Nie chciał wciągać się w żadne dyskusje, bo wiedział, jaki temat chciała poruszyć. Nie widział sensu w ckliwych pogadankach, wolał skupić się na wykonaniu misji, jaka ciążyła im na barkach.
Z każdym kolejnym krokiem jej uwagę stopniowo przyciągał narastający hałas. Nie do końca była wstanie go określić, było tam donośne dudnienie i okropny chrzęst metalu lub czegoś podobnego. Marszcząc brwi, wymieniła z Malfoyem podejrzliwe spojrzenia.
Blondyn podszedł do ostatniej przeszkody, jaka dzieliła ich od drogi i rozsunął gęste łodygi, by móc przez nie zerknąć na drugą stronę. Chwilę stał tam w całkowitym bezruchu, aż w końcu Hermiona przykucnęła obok niego i spojrzała mu przez ramię.
O... ooo — wymamrotała przeciągle, mocno zaciskając pięść na jego ramieniu.
Odprowadzili wzrokiem niecodzienne zjawisko. Dopiero gdy zniknęło im z oczu, arystokrata puścił gałęzie i powoli odwrócił się do dziewczyny.
O.... ooo? Tylko tyle masz do powiedzenia? O... ooo?! Granger, idiotko, o ile ty nas cofnęłaś?!
Hermiona wyprostowała się, nerwowo wiercąc butem w ziemi.
No cóż... Jestem prawie pewna, że cofnęłam nas o dwa miesiące.
Prawie pewna?
No tak na dziewięćdziesiąt cztery procent...
GRANGER!!!
Podskoczyła, przezornie zwiększając odległość między nimi.
Może nie jest tak, jak ci się wydaje — powiedziała, sama niezbyt do tego przekonana. — Może rzeczywiście pomyliłam drogę i gdzieś w pobliżu jest turniej...
WYSŁAŁAŚ NAS DO ŚREDNIOWIECZA!!! DO PIERDOLONEGO ŚREDNIOWIECZA! Do czasów, gdzie za samo kichnięcie szło się na stos! Oddaj to — warknął, wystawiając dłoń po zmieniacz. — Oddaj to w tej chwili albo nie ręczę za siebie.
Hermiona zerwała go z szyi i cisnęła zmieniaczem w Dracona.
Proszę bardzo.
Blondyn zręcznie złapał go i posyłając ostatnie mordercze spojrzenie w jej stronę, zaczął obracać urządzenie w dłoniach. Nagle pociągnął nosem i zaklął, gdy upewnił się, że to, co czuł, rzeczywiście było spalenizną.
Tylko nie to — szepnął, uważnie przyglądając się zmieniaczowi. Przypadkiem musnął niewielki przycisk i drewniana kula rozpadła się na dwie części.
Coś ty zrobił? — spytała zduszonym głosem Hermiona.
Nie mam pojęcia... Co ty...? — zaczął, widząc, jak dziewczyna kuca przed nim. Coś powąchała i wyprostowała się, trzymając w dłoni na wpół spalony płatek kwiatu.
To nie zmieniacz się popsuł, tylko to — mruknęła, oglądając płatek pod każdym kątem. Nie zauważając poczynań Malfoya, ciągnęła: — Nie wiem, co to... Jest fioletowe, ale gdy się przyjrzysz, widać cienkie, złote żyłki. — Oderwała malutki kawałek i włożyła do ust. — Słodkie — zauważyła ze zdziwieniem. — Wiesz, jaka to roślina? Malfoy! — krzyknęła, gdy ten otoczył ją sznurkiem, wepchnął do środka zmieniacza parę zerwanych kwiatków i zaczął ustawiać jego pokrętła. — Malfoy, to nie zadziała.
Nie słuchał jej. Gdy skończył swoje dzieło, nacisnął główny przycisk i z nadzieją zacząć wypatrywać towarzyszącego im wcześniej tornada. Gdy nic takiego się nie pojawiło, ponownie rzucił zmieniacz Hermionie i zaczął głośno przeklinać.
Kurwa! Cholera! Gówno! Skurwysyn! Niech to szlag! No kurwa mać!
Malfoy...
Ja pierdolę! Kurwa! Chujnia!
Malfoy, zamknij się! — wrzasnęła w końcu dziewczyna, zakrywając mu usta. — Potrzebuję cię myślącego. Błagam, nie panikuj.
O nie, Granger — oświadczył doniośle, oddalając się od niej. — Nie panikowałem od ośmiu lat. Od ośmiu lat! Dopóki znowu nie wpieprzyłaś się w moje życie. Mam chęć na atak paniki i będę go miał. Łapiesz? — spytał, celując w nią palcem, po czym wrócił do swojej litanii.
Twój atak paniki może sprowadzić na nas większe kłopoty — zauważyła, wkładając tajemniczy płatek z powrotem do zmieniacza.
Draco zaśmiał się lodowato.
Och, ciekawe, co jeszcze mogłoby nam się przytrafić.
Jak na zawołanie dostali odpowiedź. Zza ich pleców rozniosło się coś jakby... chrumkanie? Powoli odwrócili się i jednocześnie rzucili do ucieczki.

***

Draco jęknął cicho, stając się coraz bardziej świadomym bólu, jaki zawładnął jego głową. Przez chwilę nie wiedział, gdzie jest i, co ważniejsze, dlaczego tu jest, jednak wspomnienia szybko go dogoniły. Coś, co blokowało magię, nie obejmowało w pełni jego przemiany. Jednak będąc w ciele wilka, czuł się słabszy, wolniejszy i wrażliwszy na obrażenia, niż zwykle.
Spiął się, słysząc głośny syk gdzieś nieopodal niego. Odruchowo spojrzał w tamtym kierunku i zmrużył oczy, widząc lichy jeszcze płomień.
Pomyślałam, że w naszym wypadku lepiej trzymać się lasu niż całkowicie otwartej przestrzeni — powiedziała Hermiona, dorzucając drewna. Łakome płomienie natychmiast je objęły. — Zaciągnęłam cię nieco dalej, żeby światło nie było widoczne z drogi — dodała, widząc, jak zaczyna otrzepywać się z ziemi. — Dobrze się czujesz?
Skinął krótko głową i usiadł naprzeciw niej.
— Jak długo byłem nieprzytomny?
— Nieco ponad trzy godziny. Myślę, że powinniśmy, póki co, przemieszczać się, trzymając się obrzeży lasu.
Blondyn powoli pokręcił głową.
— A jak wtedy znajdziemy kwiat? — rzucił, rozglądając się dookoła, jakby w nadziei, że cudownym sposobem znajdzie roślinę. — Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem, Granger. A jest tylko jeden sposób, żeby zdobyć potrzebne informacje. No... właściwie dwa, ale domyślam się, że ci się to nie spodoba.
— Zamieniam się w słuch.
Draco chwycił jedną z suchych gałązek i wyjął z kieszeni niewielki nożyk.
— Nie liczyłbym na to, że gdzieś coś wyczytamy, Granger. Cała wiedza jest w rękach klasztorów, zakonów czy czego tam jeszcze... Włamanie się i przeszukanie ich zbirów bez magii jest niemożliwe. — Nagle zaśmiał się gorzko. — Nawet nie wiemy, w którym dokładnie momencie się znajdujemy i na jakim etapie stoi tutejsza wiedza i przepisywanie jej na papier.
— Więc albo dyskretnie podpytujemy ludzi i się rozglądamy, albo... — urwała, zerkając na nożyk, zagłębiający się w drewnie.
— Albo zdobywamy wiedzę w nieco mniej humanitarny sposób — mruknął, zręcznym ruchem odcinając kolejny kawałek. Widząc jej minę, dodał: — Mi też się to nie podoba, Granger. Zwłaszcza że nasze szanse na przeżycie nie napawają optymizmem.
W milczeniu przypatrywała się, jak dalej struga w drewnie. Nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby stać się oprawcą. Albo stać i pozwalać na to Draconowi.
— Nie, Malfoy. Nie pozwolę ci na to.
— Więc co twoim zdaniem powinniśmy zrobić? Co? Wtopić się w tłum i dożyć tu szczęśliwej starości? — syknął, nachylając się w jej stronę. Chłód w jego oczach na chwilę odebrał jej mowę. — Nie wiem, Granger, może dla ciebie jest to jakieś wyjście, ale nie dla mnie. Zapomniałaś, ilu ludzi czeka tam, w naszych czasach, na jakikolwiek ratunek?
— Nie za cenę życia niewinnych osób — szepnęła. — Nie za cenę twojego sumienia.
— Ono i tak jest już zniszczone!
Hermiona instynktownie zacisnęła pięści, widząc, jak gwałtownie wstaje. Nie spuszczali z siebie wzroku, aż w końcu dziewczyna spojrzała na jego szybko unoszącą się i opadającą klatkę piersiową. W głowie po raz kolejny odegrała jej się scena sprzed kilku dni. Ona, kuląca się w stercie śmieci i Draco... odbierający życie.
Zamrugała, wracając do chwili obecnej i ze współczuciem spojrzała na arystokratę. Cieszyła się, że siedzi tyłem do niej, wiedziała, że to, co teraz odbijało się w jej oczach, błędnie wziąłby za litość.
— Nie jest — powiedziała tak cicho, że nie miała pewności, czy ją usłyszał. — I zrobię wszystko, by tak pozostało.
Wstała, by dorzucić drewna do przygasającego ognia. Po drodze potknęła się o gałąź, którą Draco w gniewie odrzucił od siebie. Zauważając coś niezwykłego, pochyliła się i podniosła ją. W górnej części, tam, gdzie była najszersza, wyrzeźbił różę. Ze smutkiem musnęła palcami wzór, zastanawiając się, dlaczego jego doskonale widoczny ból, rozdarcie i piękno, które potrafił wytworzyć w kilku prostych ruchach, tak nią zawładnęło.
Ponuro spojrzała w płomienie, na nowo rozpamiętując słowa Parvati.

***

Kochałaś go?
Parvati owinęła się szczelniej kocem, mimowolnie spoglądając na widoczne krzywizny zakrytego ciała.
Kochałam? — szepnęła cicho, zwijając się na posłaniu. — Nie. Ale to jednak boli. Bardzo boli. — Zadrżała pomimo okrycia. — Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym nie uparła się, żeby zabrał mnie na spotkanie z Larrym. Wtedy mnie by tu nie było, nie martwiłby się i nie zostawiłby tu dla mnie broni. Być może gdyby Aiden mógł się bronić...
Nie myśl tak o tym — wtrąciła Hermiona, kładąc się naprzeciw niej. — Gdybym zrobiła to, gdybym zrobiła tamto... Gdybym mogła cofnąć czas, wiele rzeczy zrobiłabym inaczej — powiedziała po chwili, nie mogąc się powstrzymać. — Wiedząc, co mnie czeka, poważnie zastanowiłabym się nad pracą w Ministerstwie.
Obie zerknęły na rozmawiającego z Loydem Malfoya i wymieniły smutne uśmiechy.
Co jest między wami?
Hermiona ze zmieszaniem spojrzała na Pannę Patil i uniosła wysoko brwi, gdy zrozumiała, o co jej chodziło.
Nic — odpowiedziała krótko.
Mhm. Jasne.
O co ci chodzi?
Parvati wzruszyła ramionami.
Po prostu dostrzegam więcej niż inni.
Albo dostrzegasz to, czego nie ma — rzuciła kasztanowłosa, przewracając oczami.
Sama myśl, że między nimi coś mogło być, była niedorzeczna. Dwoje dawnych wrogów, tak całkowicie odmiennych zakochujący się w czasie wojny? Dla niej to brzmiało jak fabuła do taniego romansidła. Taniego i beznadziejnego.
Och, daj spokój. Nie próbuj zamydlić mi oczu — nakłaniała ją szeptem Parvati, nachylając się w jej stronę.
Hermiona podniosła się, gromiąc ją wzrokiem.
Naprawdę teraz naszła cię ochota na wymianę plotek?
Patil wyraźnie posmutniała. Odruchowo zerknęła na ciało i z powrotem położyła się na posłaniu.
Przydałoby nam się trochę normalności — szepnęła tak smutno, że słowa same wydostały się z ust Hermiony.
Naprawdę między nami nic nie ma. On dbał o mnie, ja dbałam o niego. To wszystko.
Druga z kobiet prychnęła pod nosem.
Jakoś w to nie wierzę — oznajmiła sceptycznym tonem. — Skoro już doszłaś do siebie i przeszła ci faza gniewu na wszystko i wszystkich, dlaczego nadal wściekasz się na niego? A muszę ci powiedzieć, moja droga — wtrąciła tonem znawcy — że są tylko dwa powody, dla którego kobieta wścieka się na mężczyznę bez powodu.
Tylko dwa?
To pytanie nieco zbiło ją z tropu.
No cóż... — powiedziała przeciągle. — Jeśli chodzi o waszą dwójkę, stawiam na te dwa powody. Albo wybrałaś go sobie na kozła ofiarnego, żeby odreagować to wszystko albo jesteś na niego zła, bo podświadomie wiesz, jak naprawdę jest i próbujesz samą siebie przekonać, że on nic dla ciebie nie znaczy a sama świadomość, że jednak coś do niego czujesz, roznosi cię od środka.
Parvati?
Tak?
Idź już spać.
Czarnowłosa prychnęła, patrząc wyniośle na wiercącą się po posłaniu Hermionę.
Zapamiętaj moje słowa: prędzej czy później to, przed czym uciekasz, ugryzie się w tyłek, nieważne jak szybko będziesz biec.
Wygłosiwszy swoją przepowiednię, po raz kolejny położyła się i okryła wysłużonym kocem. Przez długi czas leżała w ciszy, aż w końcu Hermiona nabrała przekonania, że Parvati zasnęła. Ona jednak, próbując zapomnieć o Aidenie, nawet na chwilę nie pozwoliła myślom oderwać się od rzekomego romansu Malfoya i Granger.
Naprawdę nic, a nic? — wypaliła w końcu, na co Hermiona głośno jęknęła i naciągnęła koc na twarz.
Nic, a nic — mruknęła, krzywiąc się na wspomnienie niedawnego "nic".
Drgnęła, gdy poczuła muśnięcie palców na swoich wargach. Za zdziwieniem spojrzała na swoją dłoń, po czym ze złością zacisnęła pięść i opuściła ją na ziemię. Zamknęła oczy, wbrew swojej woli zaczynając rozliczać się z samą sobą. Dobrze wiedziała, że tamten pocałunek nie był niczym. Był czymś, co przy każdym wspomnieniu sprawiało, że zerkała na Dracona, chcąc po prostu do niego podejść, stanąć przy nim i czuć jego bliskość. Zastanawiała się, czy i on odczuwał to samo, ponieważ tak jak Hermiona, Draco unikał najmniejszego dotyku między nimi. Uczestnicząc w naradach zawsze stali najdalej, podając sobie posiłki, robili to tak, by ich palce przypadkiem się nie musnęły i choć doskonale wiedzieli, co robili, żadne nie próbowało tego zmieniać.
Odsunęła koc z twarzy i odwróciła się, szukając wygodniejszej pozycji. Wzrokiem od razu odszukała siedzącego na drugim końcu sejfu Dracona. Za każdym razem gdy to robiła, czuła pragnienie go i wyrzuty sumienia, z powodu tego, co czuła i tego, co zrobiła. Wiedziała, że nie miała innego wyjścia, ale zmuszenie go do pocałunku tuż po tym, czego dokonał, budziło obrzydzenie do niej samej.
Jakby czując, że mu się przygląda, Draco zerknął na nią przez ramię i spotkał się z jej spojrzeniem. Oboje odwrócili wzrok w tym samym momencie. To tylko upewniło Hermionę, że bez względu na to, co mogłaby do niego poczuć w przyszłości, musiała to urwać właśnie teraz. To nie był czas miłości ale wojny, brutalności i krwi. Musieli skupić się na walce.
Skrzywiła się, przypominając sobie słowa stare i niemal wyblakłe w jej pamięci.
"Dumbledore byłby bardzo szczęśliwy, widząc, że na świecie przybyło trochę miłości."
"To tylko pożądanie" — broniła się w myślach. "Pożądanie i być może zauroczenie. Nic ponadto."
Nic a nic — powtórzyła na głos.
Hę?
Nic takiego, Parvati. Dobranoc.
Dobranoc... Jak noc na stercie szmat ma być dobra? Oddałabym wszystko, żeby mieć znowu dawne problemy — mruknęła sennie Patil, na co Hermiona skinęła głową. — Móc wrócić do tamtego życia.
Gdyby tylko został choć jeden zmieniacz czasu — westchnęła, zamykając oczy.
Został.
Hmm?
Został jeden — powtórzyła Parvati.
Hermiona natychmiast poderwała się z ziemi, wpatrując się w nią intensywnie.
Jesteś pewna? — spytała cicho, nie śmiąc mieć nadziei, że to wszystko nie było tylko jej kolejnym snem.
Patil skinęła głową.
Usłyszałam, jak rozmawiali o tym Niewymowni. Aiden i ja... — urwała na chwilę, spoglądając na jego ciało. Brązowe oczy zaszły mgłą, kiedy myślami wróciła do jednego z wielu potajemnych spotkań. Nagle odchrząknęła i ponownie spojrzała na Hermionę. — Zatrzymali jeden egzemplarz ze względów historycznych — wyjaśniła. — Ponoć to pierwszy skonstruowany zmieniacz czasu.
Kasztanowłosa poderwała się z miejsca.
Słyszeliście?
Grający w kącie mężczyźni odwrócili się w jej stronę.
Co takiego? — spytali niemal równocześnie.
Jest jeden zmieniacz czasu. Możemy wszystko naprawić — szepnęła, przytykając drżącą dłoń do ust.
Zaczęła nerwowo przemierzać sejf, czując zarówno podniecenie i radość, jak i przerażenie i ciężar odpowiedzialności.
Wiesz, gdzie dokładnie on jest? — zwróciła się do Parvati, która po chwili skinęła głową.
Tak, ale nie liczcie, że was tam zaprowadzę — burknęła, unosząc dłonie. — Nie mam zamiaru wystawiać stąd czubka nosa.
Wiemy — zapewnił ją pogardliwie Draco, wbijając w nią nieprzychylne spojrzenie, po czym skierował uwagę na Hermionę. — Trzeba będzie opracować plan jak zakraść się do Ministerstwa...
A dlaczego mamy się zakradać? — przerwała mu Hermiona.
Przez chwilę wpatrywał się w nią, po czym powoli się uśmiechnął.
Czy tylko ja nie wiem, o co chodzi? — spytał Vincenta Larry.
Po ich szaleńczych spojrzeniach i sadystycznych uśmiechach wnioskuję, że chcą po prostu przenieść się do Ministerstwa i zrobić jedną wielką rozpierduchę. Czy tak?
Czy wam do końca odjebało? — wykrztusiła Patil, podchodząc do reszty.— To jest niewykonalne! Równie dobrze moglibyście wyjść na zewnątrz i wrzeszczeć: Hej, tutaj mam takie ładne czoło, brakuje mi w nim tylko dziury! Efekt będzie taki sam...
Jeśli tak — kontynuował Lloyd, ignorując ją — potrzebujecie zasłony dymnej.
Draco zerknął na niego przez ramię.
Masz jakiś pomysł.
Korzystając z jego nieuwagi, Larry zatarł ręce i z chciwym uśmiechem zwinął ze stolika nożyk Dracona, który w następnym rozdaniu miał być jego wkupnym.
Może pomysł to za dużo powiedziane, ale mógłbym przenieść się zaraz po was w nieco innym miejscu. Część z nich powinna zająć się mną.
Zapadła cisza, w czasie której Lloyd znalazł się pod ostrzałem ich wymownych spojrzeń.
Jesteś pewny? — spytał arystokrata. — To misja samobójcza.
My mamy przynajmniej szansę na znalezienie zmieniacza i przeniesienie się — dodała Hermiona.
Vincent uchylił usta, jednak zanim coś powiedział, nagle uderzył w stół. Ręka Larry'ego, sięgająca po jego stawkę błyskawicznie odskoczyła na miejsce.
Mnie akurat nie uda ci się okraść — oświadczył z mściwym uśmiechem. — Mademoiselle — mruknął do niej. — Twoja troska jest jak miód na moje serce, jednak musisz przyznać, że jak nikt inny nadaje się do tego zadania. Kto inny jest w zastępstwie? Panna Patil wyraziła swoje stanowisko. Macie mnie, dziecko albo goblina, który wyda was, gdy przyjdzie czas na ratowanie tyłka.
Larry wyszczerzył zęby i uroczo wzruszył ramionami.
Takie życie.
Nie znajdziecie nikogo innego. Nasz czas się kończy, dzielą nas dni do odkrycia przez nich drugiego wyjścia z sejfu. To nasza jedyna szansa. No i nie ukrywam, że liczę na to, że cofniecie się w czasie, zanim mnie dopadną — dodał z typowym dla siebie uśmiechem samca alfa. — Przez całe swoje życie ukrywałem przed światem cząstkę mojej osoby. Nie chcę do końca robić tego z całym sobą.
Larry zmarszczył brwi i podejrzliwie zerknął na empatę.
Jesteś gejem?
Cofniemy się przed tym — powiedział pewnie Draco, po czym szepnął do przyjaciela: — Nie chcę zabrzmieć jak płaczliwa baba, ale jeśli jeszcze raz odpierdolisz numer w stylu umarłem ale zmartwychwstałem, to ci wpierdolę.
Lloyd z poważną miną poklepał go po ramieniu.
To wcale nie brzmiało płaczliwie.
Serio?
Nie. To było żałosne.
To, co chcecie zrobić, jest szalone, niebezpieczne i na pewno wam się nie uda — rzucił Larry, bujając się na krześle. Nagle klasnął w ręce tak głośno, że Mała wybudziła się ze snu i sennym jeszcze wzrokiem powiodła po nich wzrokiem. — Jak mogę wam pomóc? — spytał, nie tracąc dobrego humoru.
Panna Patil uniosła brew.
Jak możesz im pomóc, skoro z nimi nie idziesz? — spytała, na co goblin skinął głową na stos urządzeń, które przez resztę postrzegane były jako góra złomu.
Prócz monet, trzymam tu moje najlepsze wytwory. Być może coś z tego wam się przyda.
Mężczyźni porzucili grę, zaczynając przeglądać przedmioty. Z nowo narodzoną nadzieją, brali do rąk kolejne z nich. W tym czasie Hermiona podeszła do Parvati, przyglądającej się temu wszystkiemu z rezerwą.
Chciałabym cię o coś prosić — zaczęła, przyciągając jej uwagę.
Nie ma mowy — rzuciła nerwowo. — Nie namówisz mnie...
Nie o to chodzi. Chodzi o moją siostrę. Obiecaj mi, że się nią zaopiekujesz, jeśli nam się nie uda.
Patil przygryzła wargę, wpatrując się w rysującą coś dziewczynkę. Jej wahanie było doskonale widoczne, jednak coś sprawiło, że w końcu powoli skinęła głową.
Masz moje słowo.
Zaskoczona drgnęła, gdy Hermiona przytuliła ją. Dziewczyna skinęła jej głową i podeszła do siostry.
Co to jest? — spytała, kucając obok niej.
Mała odłożyła kredkę i z dumą pokazała jej swoje dzieło.
Zgadnij.
Emm... Kanarek.
Młodsza Granger skrzywiła się.
To portret Malfoya. Co się dzieje? Bo coś się dzieje, prawda?
Hermiona skinęła głową i zapraszająco rozłożyła ramiona. Jej siostra odrzuciła kredkę i chętnie się w nią wtuliła.
Przyszłam porozmawiać — wyjaśniła.
O czym?
O wszystkim.
Nie mogła tego zrobić. Nie była w stanie tak od razu wyjaśnić jej, co miała zamiar zrobić i jak niewielkie są szanse na to, że jeszcze kiedyś przytulą się tak jak teraz.
Och, świetnie. Czy teraz powiesz mi, o co dokładnie chodzi z tym seksem?
Hermiona zaśmiała się cicho, wspominając dzień, w którym po raz pierwszy zadała jej to pytanie. Zatęskniła za biurem, stosem papierów i zapachem kawy, od którego w tamtym czasie dostawała nudności.
Powiem — szepnęła z uśmiechem i zaczęła mówić.

***

Czyjaś silna dłoń przysłoniła jej usta. Szarpnęła się w tył, próbując uderzyć głową w podbródek napastnika. Ten zwinnie uchylił się, jednak jej nie puścił.
— Shhh...
Draco powoli puścił ją i przyłożył palec do ust. Wtedy usłyszała odgłos kroków, do którego po chwili dołączyły zachrypnięte głosy.
— Nic wartościowego! — krzyknął pierwszy z mężczyzn. — Trochę jedzenia, jakieś szmaty...
— Bierz wszystko.
— To samo — odezwał się kolejny, po czym zaklął szpetnie. — Stary Gilbert nie będzie zadowolony. A będzie jeszcze gorzej, jeśli nie wrócimy do gospody przed zmierzchem.
Któryś z nich głośno westchnął. Draco posłał dziewczynie zaniepokojone spojrzenie. Byli zbyt blisko nich. Wyjął z kieszeni nożyk i wcisnął do w zaciśniętą pięść Hermiony. Ta zerknęła w dół, pokręciła głową i spojrzała na niego znacząco.
— A ty? — powiedziała bezgłośnie.
Nie odpowiedział. Pozwolił tylko, by dostrzegła w jego oczach wilczy błysk. Pod cienką powłoką skóry czuł ukryte w nim zwierzę, gotowe do działania. Zszedł z niej i przykucnął, gotowy, by zmienić się w jednej chwili. Hermiona mocniej ścisnęła nożyk.
— Słyszeliście? — spytał jeden z mężczyzn. Po chwili usłyszeli miękki szelest, jakby zaczął powoli iść w ich stronę.
— Wracaj. To pewnie zając.
Nie słysząc odpowiedzi pierwszego z nich, ich ciała instynktownie spięły się do ataku. Rączka nożyka niemal ślizgała się w mokrej dłoni Hermiony.
— Will. Will! — usłyszeli nieco cichsze już wołanie, jakby mężczyzna w tym czasie zdążył się oddalić. — Nie mamy na to czasu.
Coś głośno trzasnęło tuż za rozłożystymi krzewami, oddzielającymi ich od nich. Dziewczyna kucnęła, gotowa skoczyć i stanąć do walki, jednak z każdą kolejną chwilą męskie głowy stawały się coraz bardziej odległe. Wymieniła z Draconem spojrzenia i powoli wyjrzała na drugą stronę.
— Poszli — mruknęła, zaraz jednak gwałtownie wciągnęła powietrze i rzuciła się w przód, niknąc z oczu arystokracie.
Blondyn zaklął pod nosem i z niezadowoleniem ruszył za nią, gotów wygarnąć jej głupotę. Zamarł, gdy zobaczył Hermionę pochylającą się nad dwoma ciałami.
— Martwi? — spytał cicho, jednak nie potrzebował odpowiedzi. Spojrzał na nią i zobaczył, że mimo tego, że starała się ignorować parę zakrwawionych ciał, zmarszczka między jej brwiami stawała się coraz bardziej wyraźna.
Powoli podszedł bliżej i przykucnął przy martwym mężczyźnie i jego biednej towarzyszce. Kiedyś zrobiłoby to na nim większe wrażenie, podobnie jak i na Hermionie. Teraz widok ten stanowił dla nich niemal codzienność.
— Myślisz o tym samym?
Ponuro skinęła głową, niechętnie wracając do ciał. Wyciągnęła drżącą dłoń ku martwej dziewczynie i walcząc z mdłościami i poczuciem winy, zaczęła ściągać z niej ubranie.
— Zdaje się, że masz swój sposób na wtopienie się w tłum — wychrypiała, skupiając się tylko i wyłącznie na swoich palcach. Gdy przypadkiem musnęła zimną skórę, odskoczyła, wyprostowała się i przytknęła wierzch dłoni do ust. Nim zdołała się odwrócić, usłyszał jej cichy szloch.
Przez długi czas obserwował jej drżącą sylwetkę, odwlekając moment, w którym miał dokończyć dzieła. Zamrugał szybko, przełknął głośno ślinę i nerwowo rozsznurował spodnie mężczyzny.
— Ja to zrobię — szepnął, mając wrażenie, że cokolwiek głośniejszego od lekkiego tchnienia było niestosowne.
— Nie. Nie musisz — odpowiedziała natychmiast, wracając do niego.
Gdy w ciszy ściągali kolejne rzeczy, Hermiona wyczuła coś dziwnego. Przesunęła w dłoniach materiał spódnicy i zmarszczyła brwi, słysząc nieśmiały szelest pergaminu. Wyjęła z kieszeni list i z trudem odczytała nieczytelne niemal słowa.

Helen,
Nie mogę się doczekać, aż wreszcie poznam tę dwójkę. Nie martw się, pracy na ziemi nigdy nie dość, coś się dla nich znajdzie. Gdy będą na miejscu, niech wstąpią do gospody Starego Gilberta, tam wskażą im drogę.
Lora

— Co to?
Bez słowa podała mu brudny zwitek, ściągając swoje ubrania.
— Gospoda musi być niedaleko stąd. Kimkolwiek jest Lora, nie wie, jak oni wyglądali — rzuciła, szybko nakładając szorstką w dotyku spódnicę. Spojrzała na koszulę i krew, znajdującą się w jej górnej części. Tłumiąc mdłości, narzuciła ją i rozpuściła włosy, odwracając się tyłem do Malfoya. — Zakrywają wszystko?
Skinął z roztargnieniem głową, rozpinając guziki swojej koszuli.
— Trzeba będzie znaleźć inne ubrania. Dowiedzieć się, kim ona jest. I znaleźć kwiat — dodał, z każdym słowem brzmiąc coraz bardziej ponuro.
Dziewczyna odwróciła się, wyciągając ku niemu dłoń.
— Zrobimy to wszystko.
Choć nie powiedziała wszystkiego, co chciała, słowa i tak zawisły między nimi. Nie mieli wyboru. Na szali przeznaczenia ich losy zaczęły niebezpiecznie opadać w dół.




Ave my!
I oto był on - rozdział w którym to, co jeszcze nie zostało wywrócone do góry nogami, zostało wywrócone i to w najbardziej wywrócony sposób z możliwych. Następna notka prawdopodobnie znowu będzie pochodzić z kronik, a z racji tego, że podobnie jak poprzednia będzie krótka, pojawi się zapewne szybciej. Zapewne.

Do następnego!

PS: Wszyscy dziękujemy Cookie, której się chciało. Jesteś najlepsza! <3
PS2: Udanych wakacji :)

12 komentarzy:

  1. Wow.
    Wow.
    Ale... Co to?
    Wow. Jestem elokwentna jak Potter na eliksirach, ale... O cholera.
    Podoba mi się. Czekałam i czekałam i widzę TO.
    Co to? Pomieszanie z poplątaniem i ogólnie WTF. Ale napisane genialnie, jak zwykle. Z jakiegoś powodu nie dziwi mnie, że Malfoy wykorzystuje każdą okazję do zdjęcia spodni. To takie w jego stylu :D
    Ja tu wrócę. Jutro. Tak myślę.
    Ciemno już i mój umysł też ciemny jest. Ale jak już tu jestem, to grzech nie zostawić po sobie śladu.
    Miłych wakacji!
    Pozdrawiam,
    A.C

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział długi i super. Nie mam siły na długie komentarze dlatego życzę miłych wakacji😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam, po prostu wielbię poczucie humoru i sposób bycia Draco w Waszej historii. Będę pewnie nudna, ale jako miłośniczka wszelkich wątków romansowych nie mogę doczekać się jego rozwinięcia między głównymi bohaterami. Że ciągnie ich do siebie to widać i słychać z kilometra, ale jakby przy okazji tych podchodów udało im się uratować świat było by wspaniale. Przyjemne z pożytecznym połączone, czego chcieć więcej. Liczę na owocną wpółpracę tej dwójki na tych dwóch polach. Pozdrawiam Was serdecznie drogie Autorki, dużo niesamowitych pomysłów życzę! Agata

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww *.* lecę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, przez chwilę na początku zaczęłam się zastanawiać czy mi coś jakoś bardzo umknęło, aż tak nie pamiętam poprzedniego rozdziału? Ale dobra wyjaśniło się to wasz specjalny zabieg żebyśmy wszyscy na początku mieli mindfuck. Rozdział jak zwykle cudowny, jestem ciekawa co zrobią Hermiona i Draco w średniowiecznej Anglii bez możliwości używania czarów. Dzięki wielkie i życzę wam dużo weny i dużo jej owoców. 😄

    OdpowiedzUsuń
  6. Drogie Cokie i Sappy.

    Wiem, ze Wy nie, ale ja jestem zauroczona tym rozdziałem! Akcja goni akcję. Teraźniejszość zmieszana z przeszłością, a i tak wciąż nie wiadomo o wszystkim. Nie wiemy jak zginął Adien. (Chyba dobrze pisze??) ani jakim cudem trafili na Larry'ego i Patil. Ba nawet odnalezienie Vincenta i małej Hermiony wciąż jest tajemnicą oraz dotarcie do zmieniacza czasu.
    Zabieg ten jest w moich oczach na plus.
    Bohaterowie przenoszą się do średniowiecza, w dodatku nie mogą korzystać z magii. Czy ma to cos wspólnego z runami i kryształami w tunelach?
    Tak wiele pytań i tak teraz mi smutno bo nie wiadomo kiedy znowu cos napiszecie. Mam nadzieję, ze jednak szybciej niż później. Mnie będzie bardzo brakować Waszej opowieści.
    Pozdrawiam i oczekuje na powrót.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szukają kwiatu który mieli ci dwoje na statku? Z kroniki?

    Pewnie już to pisałam ale od początku wiedziałam że wilk to Draco 8)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę mnie tu nie było, jednak byłam pewna, że jak już wrócę na jesień to na Waszym blogu będzie całkiem sporo rozdziałów..tak abym spokojnie mogła nadrobić poprawione wersję. Rzeczywiście mnie jednak zaskoczyła.Czyżby czarne chmury pojawiły się nad tym opowiadaniem? Mam nadzieję, że zła passa minie...w końcu: po każdej zimie przyjdzie w końcu wiosna :)))
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak się można z Wami skontaktować? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszamy do kontaktu poprzez e-mail: dramione.hilfmirfliegen@gmail.com

      Usuń
  10. Hej! Robiłam ostatnio porządek w zakładkach i natknęłam się na adres Waszego bloga. Korzystając więc z okazji, chciałabym zapytać, czy zamierzacie jeszcze kontynuować Wasze opowiadanie, lub może można Was znaleźć w jakimś innym miejscu w sieci? Bardzo podobał mi się Wasz styl pisania, więc chętnie poczytałabym jeszcze "coś" Waszego autorstwa. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć ;)
      Planujemy wznowić opowiadanie, jednak najpierw musimy podomykać swoje sprawy i uporać się z szarą rzeczywistością. Oprócz "Polowania" stworzyłyśmy opowiadanie "Naucz mnie latać", zachęcamy do lektury, jeśli jeszcze nie miałaś okazji :) (odnośnik do opowiadania po prawej stronie bloga, w sekcji "Księgi zakazane"; publikujemy je także na wattpadzie, jednak póki co dostępne są tam początkowe rozdziały). Pozdrawiamy :)

      Usuń