Hermiona Granger siedziała. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby
nie fakt, że ulokowała się na drzewie, z przerażeniem
wczepiając palce w masywny pień, jednocześnie obserwując
znikającą wśród zarośli sylwetkę Dracona Malfoya, uciekającego
przed dzikiem. Ach, no i oczywiście ostatni, choć niemniej istotny
fakt. Znajdowali się w średniowieczu.
— Jasna... cholera — wydukała, wlepiając wzrok w krzaki, za
którymi zniknął jej towarzysz i ich nowy, agresywny przyjaciel. —
Niedobrze. — Nerwowym gestem sięgnęła do piersi, gdzie powinien
spoczywać zmieniacz czasu. Sapnęła, nie wyczuwając go i zaczęła
nerwowo rozglądać się dookoła. — Bardzo niedobrze.
Spojrzała na ziemię, niemal od razu odnajdując go pośród liści
i traw. Już szykowała się do skoku, gdy ponownie usłyszała krzyk
Dracona, który nagle wypadł zza krzaków i zaczął nieudolnie
wspinać się na sąsiednie drzewo. Chwile po tym, jak jego nogi
oderwały się od ziemi, jego napastnik wbiegł na polanę i rzucił
się na zajmowane przez niego schronienie.
— Granger — wysapał Draco, obejmując wszystkimi kończynami
pień. — Jeśli nas znajdą i będą chcieli spalić, zażądam,
żeby spalono cię na osobnym stosie! A najlepiej w osobnej wiosce!
— Jeżeli najpierw nie pożre cię dzik, szybkonogi — odparła
kąśliwie Hermiona. — Mamy problem.
Arystokrata posłał jej niedowierzające spojrzenie.
— No co ty nie powiesz? — Niemal zapiszczał, a gdy jego drzewo
zatrzęsło się niebezpiecznie, ryknął: — Spokój tam na dole!
Jaki problem?
— Upuściłam zmieniacz. Leży obok niego — skinęła głową na
zwierzę.
Draco rozchylił usta, zacisnął je w wąską linię, a na końcu
głośno warknął.
— Osobiście uzbieram dla ciebie chrust.
— Jeśli twój nowy przyjaciel oszczędzi ci ręce.
Milczał przez chwilę, a jego oczy stopniowo zmieniały się w coraz
węższe szparki. Dawno niewidziana przez nią żyłka na skroni
blondyna teraz wyraźnie się odznaczała. Nawet nie podejrzewała,
jak mocno świerzbiły go ręce, żeby w końcu coś jej zrobić. W
tej chwili cierpliwości zazdrościli mu nawet aniołowie.
— Jakieś sugestie, Granger? — spytał, siląc się na spokój.
— Ja odciągnę jego uwagę, ty zabierz mu zmieniacz.
— Dlaczego to ja jestem mięsem armatnim? To TY go upuściłaś!
— Ale ty nie masz na swoim drzewie broni — odpowiedziała,
sięgając po szyszkę. Zerwała ją i spojrzała na Dracona. —
Gotowy?
— Nie.
— Teraz!
Dziewczyna rzuciła pierwszą szyszką, potem następną i kolejną,
całkowicie przyciągając uwagę dzika. Pomimo tego, arystokrata
nadal siedział w bezruchu na drzewie. Powoli puścił pień i ku
zdumieniu Hermiony, zaczął zdejmować koszulę.
— Zamierzasz z nim iść na gołe pięści? Może nie zauważyłeś,
ale to nie są zapasy w kisielu.
— Grabisz sobie, Granger. Naprawdę sobie grabisz — burknął,
zdejmując spodnie.
Gdy w ślad za nimi poszła bielizna, dziewczyna ponownie skupiła
się na zwierzęciu.
— Teraz zaczynam obawiać się o dzika...
Nie odpowiedział. Zamiast tego przywołał w myślach obraz wilka.
Coś blokowało ich magię, uniemożliwiając rzucanie zaklęć. Mógł
mieć tylko nadzieję, że blokada nie obejmowała jego zdolności.
Zamiast jego burkliwej odpowiedzi Hermiona usłyszała ciche
tupnięcie, a sekundę później przez oczami mignęło jej coś
białego i ogromnego. W milczeniu obserwowała toczącą się na dole
walkę między dzikiem a potężnym, szczerzącym kły wilkiem. Na
sam ich widok przeszyły ją dreszcze i jeszcze mocniej chwyciła
gałąź, wdzięczna, że nie musi schodzić w dół.
Rzucili się na siebie. Dzik zaszarżował, celując prosto w łeb
wilka. Ten w ostatniej chwili uskoczył i głośno warcząc, skoczył
na przeciwnika, próbując przygnieść go swoim ciężarem. Zaczęli
toczyć się po ziemi, aż w końcu wilk wbił pazury w mniejsze
ciało i wgryzł się w szyję. Dzik definitywnie przeszedł do
historii.
Oniemiała dziewczyna, spojrzała na Dracona, jednak drzewo było
puste, nie licząc ubrań zwisających z najniższej gałęzi.
Raz jeszcze spojrzała na wilka i szczęka jej opadła, gdy na własne
oczy zobaczyła, jak zmienia się on w dobrze znaną jej sylwetkę.
— Malfoy — wydukała, po czym krótko krzyknęła, gdy gałąź,
na której siedziała, trzasnęła i z hukiem wylądowała na
arystokracie.
Syknęła, gdy upadek przypomniał jej o nadal posiniaczonym
ramieniu. Powoli podparła się na rękach i uniosła, rozłączając
swoje obolałe ciało z nagim ciałem Dracona. Spodziewała się, że
zepchnie ją z siebie, przeklnie albo chociaż jęknie z bólu,
jednak on nadal leżał nieruchomo.
— Malfoy? — szepnęła zmartwiona i nie bez wysiłku przewróciła
go na plecy. — Malfoy, słyszysz mnie?
Widząc, jak jego usta delikatnie się poruszają, nachyliła się
nad nim.
— Co?
— Poszedłem na solo z dzikiem, Granger. Fuck yeah...
— Okey... — powiedziała wolno, odgarniając mu włosy z czoła.
— Nie ruszaj się. Chyba masz wstrząs mózgu. Ile widzisz palców?
Draco zmarszczył brwi, wpatrując się w jej dłoń. Głowił się i
trudził, aż w końcu po długim czasie, rzucił:
— W chuj dużo.
— Malfoy! Widzisz cokolwiek?
— Widzę cię pośrodku nocy, przechodzisz milcząco przez pokój i
znikasz za jasną łąką dywanu. W ilu księżycach zabrakło twoich
odbić?
Hermiona wolno usiadła obok niego. Złapała go za rękę,
jednocześnie oglądając jego rozciętą skroń. Wierzchem dłoni
musnęła jego policzek, zrzucając z niego drobne kamyki i grudki
ziemi. Gdy skończyła, zamachała palcem tuż przed jego oczami.
Zamrugał gwałtownie i zaczął recytować kolejny wiersz.
— Jam twój niewolnik, cóż mi więc przystoi, jak tylko czekać
chwili twojego zachcenia? Mój czas nic niewart, chyba w służbie
twojej i tylko twego słuchać mi zlecenia. Tak wielkim błaznem
miłości, że w twej woli czyń, co zapragniesz, nic go nie
zaboli...
— Shakespeare.
Draco spojrzał na nią z zaskoczeniem i powoli skinął głową.
— Tak, Shakespeare. Granger?
— Tak?
— Jaja mi marzną.
Hermiona parsknęła śmiechem i, kręcąc głową, wstała, by
przynieść mu jego ubrania. Wspięła się na palce i ściągając
jego rzeczy, westchnęła.
— Wolałam już, jak mówiłeś wierszem — powiedziała, wracając
do niego.
Przykucnęła i wyciągnęła dłoń, by pomóc mu usiąść. Gdy
znaleźli się twarzą w twarz, ze wzruszeniem wyszeptał:
— Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie, ile cię trzeba
cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił...
Wypowiedziawszy ostatnie słowo, sam stracił przytomność.
***
Zapach
krwi jeszcze nigdy nie był dla niej tak drażniący. Ciche uderzenia
łez spadających na posadzkę nigdy nie były tak donośne. Opuściła
wzrokiem oczy zamarłe w przerażeniu, które miało już trwać
wieczność i wbiła puste spojrzenie w swoje dłonie. Krople
szkarłatu spływały z palców, dołączając do niemego lamentu
słonych kropel, znaczących policzki Hermiony.
Była
boleśnie świadoma różdżki, wbijającej się w jej ciało, jakby
niemal krzyczała do niej kpiąco: tak łatwo mogłaś temu zapobiec!
Wystarczyło jedno, krótkie zaklęcie i Aiden Rogers nie byłby
martwy.
—
Nie żyje — szepnęła cicho.
Parvati
pokręciła gorączkowo głową, gdy jej piękną twarz wykrzywił
ból. Szloch wstrząsnął jej ciałem i opadła niemal bezwładnie
na ciało. Wtuliła się w zakrwawioną, nieruchomą pierś, mocno
zaciskając na niej pięści.
Choć
nie chciała i nie mogła na to patrzeć, Hermiona nie potrafiła
odwrócić wzroku. Przeklinała to, że mimo łez nadal wyraźnie
widziała kochanków w ich ostatnim objęciu. Skryła twarz w
dłoniach, uciekając od tego obrazu, otarła łzy i nieświadomie
przysłoniła uszy, by nie słyszeć rozpaczy Parvati i kłótni
pozostałych osób. Zmusiła zdrętwiałe ciało do tego, by powoli
wstało i w tym momencie uświadomiła sobie, że cała jej twarz
pokryta jest krwią.
Coś
w niej pękło. Głęboka rysa w jej wnętrzu w końcu przebiła się
na drugą stronę jej jestestwa, dzieląc je na pół.
—
Kurwa, zamknijcie się! — ryknęła, odwracając się do
mężczyzn.
Zapadła
cisza zakłócana jedynie przez lament panny Patil.
***
Hermiona rozejrzała się czujnie dookoła i przykucnęła na ziemi,
szukając ran, które mogła przeoczyć. Starła dłonią liście i
błoto pokrywające klatkę piersiową Malfoya, dokładnie obejrzała
kończyny, szukając złamań. Gdy skończyła, wytarła brudne
dłonie o spodnie i zaczęła go ubierać. Sprawnie nasunęła
skarpety i po chwili zdołała wsunąć mu na nogi spodnie. Próbowała
naciągnąć je jak najwyżej, w końcu jednak poddała się i
narzuciła na jego biodra pomiętą koszulę. Instynktownie drgnęła,
gdy usłyszała cichy śmiech.
— Podobało ci się?
— Podobało co? — burknęła i zmęczona oparła się o drzewo.
Nadal nie otwierając oczu, Draco uśmiechnął się.
— To, co widziałaś.
— Mówisz o pięknym siniaku w kształcie racicy na twoim pośladku?
— rzuciła, nadal czujnie przyglądając się otoczeniu. — Jest
piękny. Z pewnością skusi niejedną miłośniczkę dziczyzny.
— Jesteś nieznośna, Granger.
— Bądź cicho. Myślę.
— Możesz myśleć głośno? — mruknął, a gdy nie otrzymał
odpowiedzi, otworzył oczy i spojrzał na nią. — Dziwnie mi.
Zaniepokojona dziewczyna nachyliła się nad nim.
— Dziwnie to znaczy jak? Nie wstawaj jeszcze — delikatnie pchnęła
go z powrotem na ziemię.
— Jestem słaby. Obraz mi czasem wiruje — dodał, przysłaniając
twarz ramieniem. — Mam wrażenie, że zaraz znów coś na mnie
wyskoczy, a cisza tylko to potęguje. Granger? — spytał cicho, gdy
nic nie odpowiedziała.
W końcu usłyszał jej ciche westchnienie. Wiedząc, że dopiął
swego, rozluźnił się, czekając na jej głos.
— Zastanawiam się, jak wrócić do naszych czasów.
— Roślina...
— Wiem, że roślina — przerwała mu poirytowana. Z
roztargnieniem potarła czoło, szukając jakiegokolwiek wyjścia z
ich sytuacji. Udało im się uchwycić szansę na odwrócenie biegu
wydarzeń. Szansa ta w zatrważającym tempie wyrywała im się z
garści. — Tylko nie wiemy jaka i gdzie jej szukać. Znam okazy
najbardziej powszechne i wyjątkowe, zagrożone i te, które
lepiej omijać szerokim łukiem. W żadnej książce nie znalazłam o
niej najmniejszej wzmianki.
Draco usiadł niepewnie, powoli podciągając się do siadu. Włożył
koszulę i bez skrępowania dopiął spodnie.
— Może to roślina, która w naszych czasach nie istnieje —
zanucił pod nosem, po czym ponownie upadł.
***
Wycie
alarmu stawało się niemal nie do wytrzymania. Słyszeli dudnienie
kroków nadchodzących oddziałów, wystrzały i tępe odgłosy
uderzeń, jednak nadal nikt nie wszedł środka.
Hermiona
otoczyła ich starym, niemal rozsypującym się w palcach cienkim
sznurkiem i przytknęła jego końcówkę do głównej części
zmieniacza czasu. Coś głośno pstryknęło i oba jego elementy
połączyły się.
—
Szybciej — ponaglał ją Draco, celując różdżką w drzwi.
Dziewczyna
obróciła ciężką, drewnianą kulę i przełknęła ślinę.
—
Draco...
—
Co?!
—
Nie wiem jak to zrobić — wyznała z przerażeniem w oczach. —
Potrzebuję więcej czasu.
Arystokrata
rzucił szybkie spojrzenie w dół i zaklął. Zamiast typowego
zegara ujrzał dwa rzędy małych pokręteł i kilka dziwnych
znaków wyrytych pod każdym z nich.
—
My nie mamy żadnego czasu, Granger!
Zamarli,
czując potężną i mroczną siłę. Nawet czas ukorzył się przed
nią, płynąc nieco wolniej. Krew w ich żyłach zaprzestała
szaleńczego biegu, serce stanęło, nie ważąc się wydać
najcichszego dźwięku w obawie, że zwróci na siebie uwagę owej
siły. Ich ciała w jednej chwili pokryły się potem.
—
Malfoy... Czujesz to?
Drgnęli,
gdy drzwi ugięły się przed siłą rzuconego w nie ciężaru.
Usłyszeli wrzask Lloyda, który nagle ucichł, a gdy opuścili
wzrok, ujrzeli krwawą rzekę, przepływającą przez szczelinę
między drzwiami a posadzką. Klamka zadrżała, otwierając
przejście, a do środka wpadła oderwana od reszty ciała ręka.
Ręka odziana w resztki garnituru i smugi szkarłatu.
Krzyk
uwiązł w ich gardłach. Wszystko, co mogli robić, to wpatrywać
się w nieruchomą dłoń nadal zaciśniętą wokół różdżki.
Dopiero donośny stukot obcasów sprawił, że Hermiona zamknęła
oczy i mocno obejmując Dracona, przeniosła ich w pierwsze miejsce,
jakie wpadło jej do głowy.
—
Tu musi być jakaś wskazówka — wydyszała, nerwowo obracając
przedmiot w dłoniach. — To prototyp. Musi mieć proste działanie.
Nabrała
gwałtownie powietrza, gdy blondyn mocno chwycił jej podbródek i
szarpnął go w górę. W jego przekrwionych oczach żarzył się
niemal szaleńczy błysk.
—
Po prostu się, kurwa, zamknij i pomyśl. Lloyd nie zginął po
to, żebyś zmarnowała ostatnią szansę nas wszystkich — warknął,
po czym wypuścił ją i wyrwał z jej dłoni różdżkę.
Odsunął
się na tyle, na ile pozwalał mu na to otaczający ich sznur i
uniósł różdżki, celując nimi w dwie strony. Czujnie obserwował
linię drzew, jednak były to tylko pozory. W głębi siebie
wiedział, że jest to już koniec i znienawidzone przez niego
łzy rozmazały obraz nocnego nieba, ciemnej, gęstej trawy i
wysokich drzew. Z każdą kolejną sekundą opuszczała go wola
walki, aż w końcu zupełnie przestał zwracać uwagę na to, czy
ktoś ich już tu znalazł.
—
Dick? Dick, Dick, Dick... — powtarzała, wpatrując się w
wydrapany w tylnej części zmieniacza napis. — Nie znam takiego
czarodzieja. Te runy są inne — niemal krzyknęła, wpatrując się
w dziwne znaki, które tylko częściowo przypominały te, które
doskonale znała. Niektóre wydawały się być połączeniem kilku
różnych run, aż w końcu nie wiedziała, czy to, czym
manipulowała, było dniami, miesiącami czy może latami.
Intuicyjnie zaczęła ustawiać pokrętła, decydując się podnieść
rękawicę rzuconą przez los.
Gdzieś
nieopodal rozległo się głośne uderzenie. Tuż po tym usłyszała
całą serię charakterystycznych dźwięków.
—
Hermiono?
Poderwała
głowę i spojrzała na Dracona, studiującego jej twarz ze smutkiem
w oczach. Gdzieś za nią wiatr rozniósł ciche trzaski łamanych
gałązek.
—
Ja...
Padł
strzał. Dziewczyna objęła rozpaczliwie ramionami jego talię,
kciukiem naciskając największy przycisk. Wiatr, który unosił jej
loki i smagał nimi policzki, zwolnił, aż w końcu całkowicie
stanął.
Nie
tylko on się zatrzymał. Obydwoje spojrzeli na kulę, która zamarła
tuż przed nimi. W ciszy i narastającej radości obserwowali, jak
powoli zaczyna się cofać, stopniowo nabierając tempa, aż w końcu
zarówno ona, jak i wszystko dookoła straciło ostrość i
zaczęło wirować.
—
Coś jest nie tak! — ryknęła Hermiona, próbując przekrzyczeć
narastający szum.
Wokół
nich zaczęło tworzyć się coś, co przypominało małe tornado.
Jego siła była wystarczająca, by po chwili ich stopy oderwały się
od ziemi. Złapali się za ręce, z przerażeniem obserwując, jak
unoszą się coraz wyżej, aż w końcu wszystko nagle ustało.
Arystokrata
sapnął, gdy silne uderzenie wypchnęło powietrze z jego płuc.
Zamrugał, jednak świat nadal wirował, był wyczerpany i obolały,
a jednak w jego sercu nieśmiało rodziło się szczęście.
—
Udało się?
Hermiona
powoli usiadła, rozcierając ramię. Omiotła wzrokiem pobliskie
drzewa i wzruszyła ramionami, gdy nie zauważyła żadnego łowcy
czarownic.
—
Chyba tak. Ale to, co się wydarzyło... Nie podobało mi się to.
—
Mi też — przyznał. — Zwłaszcza ta ostatnia część. Ty też
czujesz się taka...
—
Wyczerpana? Tak. Może tak po prostu działa ten prototyp? —
zastanawiała się, szukając w trawie swojej różdżki. — Co
chciałeś mi powiedzieć? — spytała nagle z zaciekawieniem w
głosie.
Draco
niepewnie wstał i zmarszczył brwi.
—
Powinniśmy przenieść się i znaleźć nasze obecne wcielenia.
Myślę, że to od nich powinniśmy zacząć — oznajmił,
zmieniając temat. Zauważył jej zgubę i nie patrząc na Hermionę,
rzucił w jej stronę różdżkę. — Im szybciej zaczniemy, tym
lepiej. W którym dokładnie momencie jesteśmy?
Dziewczyna
westchnęła, jednak nie próbowała ponowić pytania. Chwyciła
różdżkę i wstała, otrzepując się z ziemi.
—
Cofnęłam nas na sam początek.
—
Początek czego?
—
Naszej pracy. — Wyjaśniła, zerkając na zegarek. — Właśnie
po raz pierwszy mieszasz mnie z błotem i wypominasz dodatkowe
kilogramy.
Spojrzał
na nią, unosząc kącik ust w złośliwym uśmieszku.
—
Och.
—
No właśnie. Och. — Wyciągnęła w jego stronę dłoń. —
Zaczynamy od ciebie czy ode mnie?
Spojrzał
na jej rękę i jego uśmiech niemal natychmiast zniknął, jakby
sama myśl o dotykaniu jej była dla niego wstrętna. Dziewczyna
dostrzegła to i w jednej chwili stała się tak samo spięta, jak
on. Sztywno złapała jego rękę, czekając w milczeniu na decyzję.
—
Myślę, że będzie lepiej, jeśli najpierw pójdziemy do mnie,
Granger — powiedział w końcu. — Ty w tej chwili możesz
zareagować na mnie nieco nerwowo.
Skinęła
głową, przyznając mu w milczeniu rację.
Draco
przymknął oczy, przywołując obraz swojego apartamentu, jednak
zamiast przenieść się do niego razem z Hermioną, nadal stał
na środku polany.
—
Hmm... może ja spróbuję — zaproponowała dziewczyna, czym
zasłużyła sobie na jego poirytowane spojrzenie.
—
To z przemęczenia — odpowiedział z wyższością i ponowił
próbę. — Co, do cholery... Granger?
—
Ja też nie mogę — wydukała.
W
ciszy uniosła różdżkę i wycelowała nią w pobliski krzak.
Machnęła krótko, spodziewając się, że stanie on w płomieniach,
jednak nic takiego się nie wydarzyło.
—
Granger? — warknął, powoli odwracając się do niej. — Coś
ty zrobiła?
Cofnęła
się, nerwowo potrząsając głową.
—
To nie moja wina.
—
To TY bawiłaś się zmieniaczem! — wrzasnął, nachylając się
nad nią
—
Ale to TY mnie poganiałeś!
Draco
zaśmiał się krótko.
—
Nie wiem, czy zauważyłaś, ale goniło nas wesołe stadko
morderców. Zapewniam cię, że nie chcieli z nami powymieniać się
ploteczkami. Czy ty w ogóle wiedziałaś, co robisz? Miałaś choć
raz zmieniacz czasu w rękach? Widziałaś go, czytałaś o nim?
—
Tak, oczywiście, że tak — wtrąciła, nim zdołał się
rozkręcić. — Żaden zmieniacz nie wygląda jak ten, nie zachowuje
się jak ten i nie odbiera mocy jak ten. Przestań obwiniać mnie za
coś, co nie jest moją winą. — Widząc, że chce coś powiedzieć,
zakryła mu usta dłonią i gdyby nie powaga sytuacji, zaśmiałaby
się na widok jego oburzonej miny. — Mamy zadanie do wykonania i to
nim powinniśmy się w tej chwili martwić. Najpierw przekonamy
samych siebie, wspólnie poszukamy źródła problemu, a jeśli nam
się to nie uda, informujemy Ministerstwo i zabijamy to od środka.
Jakieś obiekcje? Świetnie — rzuciła, ignorując jego gniewne
pomruki. — Idziemy.
—
Niby gdzie? — spytał, gromiąc ją wzrokiem. — Wysłałaś
nas na zadupie.
Nie
zatrzymała się. Nie mając wyboru, Draco podążył za nią.
—
Za tamtymi drzewami jest ulica. Złapiemy coś. I pamiętaj, im
mniej ludzi wie...
—
Wolałbym od razu poinformować Ministerstwo, Granger. Im szybciej
zaczną się organizować, tym większe mamy szanse na to, by zmienić
przyszłość.
Dziewczyna
skrzywiła się, po raz kolejny słysząc tę jakże kuszącą
propozycję. Tak byłoby najłatwiej, przygotować pozostałych i
odsunąć się w cień, spokojnie obserwując rozwój wypadków.
—
Sam mówiłeś, że w Ministerstwie musiał być szczur —
mruknęła, przedzierając się przez gęste krzewy.
Syknęła
cicho, gdy jedna z gałęzi wymknęła się z jej z uścisku i
uderzyła ją w twarz.
—
Szczur? — powtórzył, unosząc na nią brew.
—
Szczur, kret, co za różnica. Cholera! — syknęła, gdy na jej
policzku pojawiła się kolejny ślad po uderzeniu. — Poprzednio tu
tego nie było.
—
Jesteś pewna, że nie zabłądziłaś?
Zgromiła
go wzrokiem.
—
Ostatnio zrobiłeś się bardzo uszczypliwy. I chyba wiem
dlaczego.
Przystanął
na chwilę, odpowiadając na jej spojrzenie, po czym prychnął pod
nosem i bez słowa wyminął Hermionę.
—
Draco, daj spokój...
—
Nie mów do mnie Draco.
—
Och, błagam o wybaczenie, wielmożny Malfoyu, za urażenie
twojego majestatu. Me usta są niegodne, by wypowiadać twoje imię.
Żywię jednak głęboką nadzieję, że przez moją ignorancję nie
dostaniesz wrzodów na twym jakże szlachetnym siedzeniu. Założyłam
jednak, że jesteś na tyle wszechstronnie wykształcony, że
będziesz w stanie jednocześnie iść, rozmawiać i oddychać.
Pomimo
szelestu liści i chrzęstu gruntu pod ich stopami usłyszała, jak
arystokrata zazgrzytał zębami. Nie odpowiedział jej w żaden
sposób, jedynie przyśpieszył kroku.
—
Zamierzasz milczeć? — zapytała po kilku minutach.
—
Zamierzam działać, Granger — warknął, nawet nie kryjąc
swojej złości.
Odsunął
gwałtownie gałąź i puścił, nie czując żadnych wyrzutów
sumienia, gdy usłyszał kolejne sapnięcie dziewczyny. Nie chciał
wciągać się w żadne dyskusje, bo wiedział, jaki temat chciała
poruszyć. Nie widział sensu w ckliwych pogadankach, wolał
skupić się na wykonaniu misji, jaka ciążyła im na barkach.
Z
każdym kolejnym krokiem jej uwagę stopniowo przyciągał
narastający hałas. Nie do końca była wstanie go określić, było
tam donośne dudnienie i okropny chrzęst metalu lub czegoś
podobnego. Marszcząc brwi, wymieniła z Malfoyem podejrzliwe
spojrzenia.
Blondyn
podszedł do ostatniej przeszkody, jaka dzieliła ich od drogi i
rozsunął gęste łodygi, by móc przez nie zerknąć na drugą
stronę. Chwilę stał tam w całkowitym bezruchu, aż w końcu
Hermiona przykucnęła obok niego i spojrzała mu przez ramię.
—
O... ooo — wymamrotała przeciągle, mocno zaciskając pięść
na jego ramieniu.
Odprowadzili
wzrokiem niecodzienne zjawisko. Dopiero gdy zniknęło im z oczu,
arystokrata puścił gałęzie i powoli odwrócił się do
dziewczyny.
—
O.... ooo? Tylko tyle masz do powiedzenia? O... ooo?! Granger,
idiotko, o ile ty nas cofnęłaś?!
Hermiona
wyprostowała się, nerwowo wiercąc butem w ziemi.
—
No cóż... Jestem prawie pewna, że cofnęłam nas o dwa
miesiące.
—
Prawie pewna?
—
No tak na dziewięćdziesiąt cztery procent...
—
GRANGER!!!
Podskoczyła,
przezornie zwiększając odległość między nimi.
—
Może nie jest tak, jak ci się wydaje — powiedziała, sama
niezbyt do tego przekonana. — Może rzeczywiście pomyliłam drogę
i gdzieś w pobliżu jest turniej...
—
WYSŁAŁAŚ NAS DO ŚREDNIOWIECZA!!! DO PIERDOLONEGO
ŚREDNIOWIECZA! Do czasów, gdzie za samo kichnięcie szło się na
stos! Oddaj to — warknął, wystawiając dłoń po zmieniacz. —
Oddaj to w tej chwili albo nie ręczę za siebie.
Hermiona
zerwała go z szyi i cisnęła zmieniaczem w Dracona.
—
Proszę bardzo.
Blondyn
zręcznie złapał go i posyłając ostatnie mordercze spojrzenie w
jej stronę, zaczął obracać urządzenie w dłoniach. Nagle
pociągnął nosem i zaklął, gdy upewnił się, że to, co czuł,
rzeczywiście było spalenizną.
—
Tylko nie to — szepnął, uważnie przyglądając się
zmieniaczowi. Przypadkiem musnął niewielki przycisk i drewniana
kula rozpadła się na dwie części.
—
Coś ty zrobił? — spytała zduszonym głosem Hermiona.
—
Nie mam pojęcia... Co ty...? — zaczął, widząc, jak
dziewczyna kuca przed nim. Coś powąchała i wyprostowała się,
trzymając w dłoni na wpół spalony płatek kwiatu.
—
To nie zmieniacz się popsuł, tylko to — mruknęła, oglądając
płatek pod każdym kątem. Nie zauważając poczynań Malfoya,
ciągnęła: — Nie wiem, co to... Jest fioletowe, ale gdy się
przyjrzysz, widać cienkie, złote żyłki. — Oderwała malutki
kawałek i włożyła do ust. — Słodkie — zauważyła ze
zdziwieniem. — Wiesz, jaka to roślina? Malfoy! — krzyknęła,
gdy ten otoczył ją sznurkiem, wepchnął do środka zmieniacza parę
zerwanych kwiatków i zaczął ustawiać jego pokrętła. — Malfoy,
to nie zadziała.
Nie
słuchał jej. Gdy skończył swoje dzieło, nacisnął główny
przycisk i z nadzieją zacząć wypatrywać towarzyszącego im
wcześniej tornada. Gdy nic takiego się nie pojawiło, ponownie
rzucił zmieniacz Hermionie i zaczął głośno przeklinać.
—
Kurwa! Cholera! Gówno! Skurwysyn! Niech to szlag! No kurwa mać!
—
Malfoy...
—
Ja pierdolę! Kurwa! Chujnia!
—
Malfoy, zamknij się! — wrzasnęła w końcu dziewczyna,
zakrywając mu usta. — Potrzebuję cię myślącego. Błagam, nie
panikuj.
— O
nie, Granger — oświadczył doniośle, oddalając się od niej. —
Nie panikowałem od ośmiu lat. Od ośmiu lat! Dopóki znowu nie
wpieprzyłaś się w moje życie. Mam chęć na atak paniki i będę
go miał. Łapiesz? — spytał, celując w nią palcem, po czym
wrócił do swojej litanii.
—
Twój atak paniki może sprowadzić na nas większe kłopoty —
zauważyła, wkładając tajemniczy płatek z powrotem do
zmieniacza.
Draco
zaśmiał się lodowato.
—
Och, ciekawe, co jeszcze mogłoby nam się przytrafić.
Jak
na zawołanie dostali odpowiedź. Zza ich pleców rozniosło się coś
jakby... chrumkanie? Powoli odwrócili się i jednocześnie rzucili
do ucieczki.
***
Draco jęknął cicho, stając się coraz bardziej świadomym bólu,
jaki zawładnął jego głową. Przez chwilę nie wiedział, gdzie
jest i, co ważniejsze, dlaczego tu jest, jednak wspomnienia szybko
go dogoniły. Coś, co blokowało magię, nie obejmowało w pełni
jego przemiany. Jednak będąc w ciele wilka, czuł się słabszy,
wolniejszy i wrażliwszy na obrażenia, niż zwykle.
Spiął się, słysząc głośny syk gdzieś nieopodal niego.
Odruchowo spojrzał w tamtym kierunku i zmrużył oczy, widząc lichy
jeszcze płomień.
—
Pomyślałam, że w naszym wypadku
lepiej trzymać się lasu niż całkowicie otwartej przestrzeni —
powiedziała Hermiona, dorzucając drewna. Łakome płomienie
natychmiast je objęły. — Zaciągnęłam cię nieco dalej, żeby
światło nie było widoczne z drogi — dodała, widząc, jak
zaczyna otrzepywać się z ziemi. — Dobrze się czujesz?
Skinął krótko głową i usiadł naprzeciw niej.
— Jak długo byłem nieprzytomny?
— Nieco ponad trzy godziny. Myślę, że powinniśmy, póki co,
przemieszczać się, trzymając się obrzeży lasu.
Blondyn powoli pokręcił głową.
— A jak wtedy znajdziemy kwiat? — rzucił, rozglądając się
dookoła, jakby w nadziei, że cudownym sposobem znajdzie roślinę.
— Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem, Granger. A jest tylko
jeden sposób, żeby zdobyć potrzebne informacje. No... właściwie
dwa, ale domyślam się, że ci się to nie spodoba.
— Zamieniam się w słuch.
Draco chwycił jedną z suchych gałązek i wyjął z kieszeni
niewielki nożyk.
— Nie liczyłbym na to, że gdzieś coś wyczytamy, Granger. Cała
wiedza jest w rękach klasztorów, zakonów czy czego tam jeszcze...
Włamanie się i przeszukanie ich zbirów bez magii jest niemożliwe.
— Nagle zaśmiał się gorzko. — Nawet nie wiemy, w którym
dokładnie momencie się znajdujemy i na jakim etapie stoi tutejsza
wiedza i przepisywanie jej na papier.
— Więc albo dyskretnie podpytujemy ludzi i się rozglądamy,
albo... — urwała, zerkając na nożyk, zagłębiający się w
drewnie.
— Albo zdobywamy wiedzę w nieco mniej humanitarny sposób —
mruknął, zręcznym ruchem odcinając kolejny kawałek. Widząc jej
minę, dodał: — Mi też się to nie podoba, Granger. Zwłaszcza
że nasze szanse na przeżycie nie napawają optymizmem.
W milczeniu przypatrywała się, jak dalej struga w drewnie. Nie
dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby stać się oprawcą. Albo
stać i pozwalać na to Draconowi.
— Nie, Malfoy. Nie pozwolę ci na to.
— Więc co twoim zdaniem powinniśmy zrobić? Co? Wtopić się w
tłum i dożyć tu szczęśliwej starości? — syknął, nachylając
się w jej stronę. Chłód w jego oczach na chwilę odebrał jej
mowę. — Nie wiem, Granger, może dla ciebie jest to jakieś
wyjście, ale nie dla mnie. Zapomniałaś, ilu ludzi czeka tam, w
naszych czasach, na jakikolwiek ratunek?
— Nie za cenę życia niewinnych osób — szepnęła. — Nie
za cenę twojego sumienia.
— Ono i tak jest już zniszczone!
Hermiona instynktownie zacisnęła pięści, widząc, jak gwałtownie
wstaje. Nie spuszczali z siebie wzroku, aż w końcu dziewczyna
spojrzała na jego szybko unoszącą się i opadającą klatkę
piersiową. W głowie po raz kolejny odegrała jej się scena sprzed
kilku dni. Ona, kuląca się w stercie śmieci i Draco... odbierający
życie.
Zamrugała, wracając do chwili obecnej i ze współczuciem spojrzała
na arystokratę. Cieszyła się, że siedzi tyłem do niej,
wiedziała, że to, co teraz odbijało się w jej oczach, błędnie
wziąłby za litość.
— Nie jest — powiedziała tak cicho, że nie miała pewności,
czy ją usłyszał. — I zrobię wszystko, by tak pozostało.
Wstała, by dorzucić drewna do przygasającego ognia. Po drodze
potknęła się o gałąź, którą Draco w gniewie odrzucił od
siebie. Zauważając coś niezwykłego, pochyliła się i podniosła
ją. W górnej części, tam, gdzie była najszersza, wyrzeźbił
różę. Ze smutkiem musnęła palcami wzór, zastanawiając się,
dlaczego jego doskonale widoczny ból, rozdarcie i piękno, które
potrafił wytworzyć w kilku prostych ruchach, tak nią zawładnęło.
Ponuro spojrzała w płomienie, na nowo rozpamiętując słowa
Parvati.
***
—
Kochałaś go?
Parvati
owinęła się szczelniej kocem, mimowolnie spoglądając na widoczne
krzywizny zakrytego ciała.
—
Kochałam? — szepnęła cicho, zwijając się na posłaniu. —
Nie. Ale to jednak boli. Bardzo boli. — Zadrżała pomimo okrycia.
— Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym nie uparła się, żeby
zabrał mnie na spotkanie z Larrym. Wtedy mnie by tu nie było,
nie martwiłby się i nie zostawiłby tu dla mnie broni. Być może
gdyby Aiden mógł się bronić...
—
Nie myśl tak o tym — wtrąciła Hermiona, kładąc się
naprzeciw niej. — Gdybym zrobiła to, gdybym zrobiła tamto...
Gdybym mogła cofnąć czas, wiele rzeczy zrobiłabym inaczej —
powiedziała po chwili, nie mogąc się powstrzymać. — Wiedząc,
co mnie czeka, poważnie zastanowiłabym się nad pracą w
Ministerstwie.
Obie
zerknęły na rozmawiającego z Loydem Malfoya i wymieniły smutne
uśmiechy.
—
Co jest między wami?
Hermiona
ze zmieszaniem spojrzała na Pannę Patil i uniosła wysoko brwi, gdy
zrozumiała, o co jej chodziło.
—
Nic — odpowiedziała krótko.
—
Mhm. Jasne.
— O
co ci chodzi?
Parvati
wzruszyła ramionami.
—
Po prostu dostrzegam więcej niż inni.
—
Albo dostrzegasz to, czego nie ma — rzuciła kasztanowłosa,
przewracając oczami.
Sama
myśl, że między nimi coś mogło być, była niedorzeczna. Dwoje
dawnych wrogów, tak całkowicie odmiennych zakochujący się w
czasie wojny? Dla niej to brzmiało jak fabuła do taniego
romansidła. Taniego i beznadziejnego.
—
Och, daj spokój. Nie próbuj zamydlić mi oczu — nakłaniała
ją szeptem Parvati, nachylając się w jej stronę.
Hermiona
podniosła się, gromiąc ją wzrokiem.
—
Naprawdę teraz naszła cię ochota na wymianę plotek?
Patil
wyraźnie posmutniała. Odruchowo zerknęła na ciało i z powrotem
położyła się na posłaniu.
—
Przydałoby nam się trochę normalności — szepnęła tak
smutno, że słowa same wydostały się z ust Hermiony.
—
Naprawdę między nami nic nie ma. On dbał o mnie, ja dbałam o
niego. To wszystko.
Druga
z kobiet prychnęła pod nosem.
—
Jakoś w to nie wierzę — oznajmiła sceptycznym tonem. —
Skoro już doszłaś do siebie i przeszła ci faza gniewu na wszystko
i wszystkich, dlaczego nadal wściekasz się na niego? A muszę ci
powiedzieć, moja droga — wtrąciła tonem znawcy — że są tylko
dwa powody, dla którego kobieta wścieka się na mężczyznę bez
powodu.
—
Tylko dwa?
To
pytanie nieco zbiło ją z tropu.
—
No cóż... — powiedziała przeciągle. — Jeśli chodzi o
waszą dwójkę, stawiam na te dwa powody. Albo wybrałaś go sobie
na kozła ofiarnego, żeby odreagować to wszystko albo jesteś na
niego zła, bo podświadomie wiesz, jak naprawdę jest i próbujesz
samą siebie przekonać, że on nic dla ciebie nie znaczy a sama
świadomość, że jednak coś do niego czujesz, roznosi cię od
środka.
—
Parvati?
—
Tak?
—
Idź już spać.
Czarnowłosa
prychnęła, patrząc wyniośle na wiercącą się po posłaniu
Hermionę.
—
Zapamiętaj moje słowa: prędzej czy później to, przed czym
uciekasz, ugryzie się w tyłek, nieważne jak szybko będziesz biec.
Wygłosiwszy
swoją przepowiednię, po raz kolejny położyła się i okryła
wysłużonym kocem. Przez długi czas leżała w ciszy, aż w końcu
Hermiona nabrała przekonania, że Parvati zasnęła. Ona jednak,
próbując zapomnieć o Aidenie, nawet na chwilę nie pozwoliła
myślom oderwać się od rzekomego romansu Malfoya i Granger.
—
Naprawdę nic, a nic? — wypaliła w końcu, na co Hermiona
głośno jęknęła i naciągnęła koc na twarz.
—
Nic, a nic — mruknęła, krzywiąc się na wspomnienie
niedawnego "nic".
Drgnęła,
gdy poczuła muśnięcie palców na swoich wargach. Za zdziwieniem
spojrzała na swoją dłoń, po czym ze złością zacisnęła pięść
i opuściła ją na ziemię. Zamknęła oczy, wbrew swojej woli
zaczynając rozliczać się z samą sobą. Dobrze wiedziała, że
tamten pocałunek nie był niczym. Był czymś, co przy każdym
wspomnieniu sprawiało, że zerkała na Dracona, chcąc po prostu do
niego podejść, stanąć przy nim i czuć jego bliskość.
Zastanawiała się, czy i on odczuwał to samo, ponieważ tak
jak Hermiona, Draco unikał najmniejszego dotyku między nimi.
Uczestnicząc w naradach zawsze stali najdalej, podając sobie
posiłki, robili to tak, by ich palce przypadkiem się nie musnęły
i choć doskonale wiedzieli, co robili, żadne nie próbowało
tego zmieniać.
Odsunęła
koc z twarzy i odwróciła się, szukając wygodniejszej pozycji.
Wzrokiem od razu odszukała siedzącego na drugim końcu sejfu
Dracona. Za każdym razem gdy to robiła, czuła pragnienie go i
wyrzuty sumienia, z powodu tego, co czuła i tego, co zrobiła.
Wiedziała, że nie miała innego wyjścia, ale zmuszenie go do
pocałunku tuż po tym, czego dokonał, budziło obrzydzenie do niej
samej.
Jakby
czując, że mu się przygląda, Draco zerknął na nią przez ramię
i spotkał się z jej spojrzeniem. Oboje odwrócili wzrok w tym samym
momencie. To tylko upewniło Hermionę, że bez względu na to, co
mogłaby do niego poczuć w przyszłości, musiała to urwać właśnie
teraz. To nie był czas miłości ale wojny, brutalności i krwi.
Musieli skupić się na walce.
Skrzywiła
się, przypominając sobie słowa stare i niemal wyblakłe w jej
pamięci.
"Dumbledore
byłby bardzo szczęśliwy, widząc, że na świecie przybyło trochę
miłości."
"To
tylko pożądanie" — broniła się w myślach. "Pożądanie
i być może zauroczenie. Nic ponadto."
—
Nic a nic — powtórzyła na głos.
—
Hę?
—
Nic takiego, Parvati. Dobranoc.
—
Dobranoc... Jak noc na stercie szmat ma być dobra? Oddałabym
wszystko, żeby mieć znowu dawne problemy — mruknęła sennie
Patil, na co Hermiona skinęła głową. — Móc wrócić do tamtego
życia.
—
Gdyby tylko został choć jeden zmieniacz czasu — westchnęła,
zamykając oczy.
—
Został.
—
Hmm?
—
Został jeden — powtórzyła Parvati.
Hermiona
natychmiast poderwała się z ziemi, wpatrując się w nią
intensywnie.
—
Jesteś pewna? — spytała cicho, nie śmiąc mieć nadziei, że
to wszystko nie było tylko jej kolejnym snem.
Patil
skinęła głową.
—
Usłyszałam, jak rozmawiali o tym Niewymowni. Aiden i ja... —
urwała na chwilę, spoglądając na jego ciało. Brązowe oczy
zaszły mgłą, kiedy myślami wróciła do jednego z wielu
potajemnych spotkań. Nagle odchrząknęła i ponownie spojrzała
na Hermionę. — Zatrzymali jeden egzemplarz ze względów
historycznych — wyjaśniła. — Ponoć to pierwszy skonstruowany
zmieniacz czasu.
Kasztanowłosa
poderwała się z miejsca.
—
Słyszeliście?
Grający
w kącie mężczyźni odwrócili się w jej stronę.
—
Co takiego? — spytali niemal równocześnie.
—
Jest jeden zmieniacz czasu. Możemy wszystko naprawić —
szepnęła, przytykając drżącą dłoń do ust.
Zaczęła
nerwowo przemierzać sejf, czując zarówno podniecenie i radość,
jak i przerażenie i ciężar odpowiedzialności.
—
Wiesz, gdzie dokładnie on jest? — zwróciła się do Parvati,
która po chwili skinęła głową.
—
Tak, ale nie liczcie, że was tam zaprowadzę — burknęła,
unosząc dłonie. — Nie mam zamiaru wystawiać stąd czubka nosa.
—
Wiemy — zapewnił ją pogardliwie Draco, wbijając w nią
nieprzychylne spojrzenie, po czym skierował uwagę na Hermionę. —
Trzeba będzie opracować plan jak zakraść się do Ministerstwa...
— A
dlaczego mamy się zakradać? — przerwała mu Hermiona.
Przez
chwilę wpatrywał się w nią, po czym powoli się uśmiechnął.
—
Czy tylko ja nie wiem, o co chodzi? — spytał Vincenta Larry.
—
Po ich szaleńczych spojrzeniach i sadystycznych uśmiechach
wnioskuję, że chcą po prostu przenieść się do Ministerstwa i
zrobić jedną wielką rozpierduchę. Czy tak?
—
Czy wam do końca odjebało? — wykrztusiła Patil, podchodząc
do reszty.— To jest niewykonalne! Równie dobrze moglibyście wyjść
na zewnątrz i wrzeszczeć: Hej, tutaj mam takie ładne czoło,
brakuje mi w nim tylko dziury! Efekt będzie taki sam...
—
Jeśli tak — kontynuował Lloyd, ignorując ją —
potrzebujecie zasłony dymnej.
Draco
zerknął na niego przez ramię.
—
Masz jakiś pomysł.
Korzystając
z jego nieuwagi, Larry zatarł ręce i z chciwym uśmiechem zwinął
ze stolika nożyk Dracona, który w następnym rozdaniu miał
być jego wkupnym.
—
Może pomysł to za dużo powiedziane, ale mógłbym przenieść
się zaraz po was w nieco innym miejscu. Część z nich powinna
zająć się mną.
Zapadła
cisza, w czasie której Lloyd znalazł się pod ostrzałem ich
wymownych spojrzeń.
—
Jesteś pewny? — spytał arystokrata. — To misja samobójcza.
—
My mamy przynajmniej szansę na znalezienie zmieniacza i
przeniesienie się — dodała Hermiona.
Vincent
uchylił usta, jednak zanim coś powiedział, nagle uderzył w stół.
Ręka Larry'ego, sięgająca po jego stawkę błyskawicznie
odskoczyła na miejsce.
—
Mnie akurat nie uda ci się okraść — oświadczył z mściwym
uśmiechem. — Mademoiselle — mruknął do niej. — Twoja troska
jest jak miód na moje serce, jednak musisz przyznać, że jak nikt
inny nadaje się do tego zadania. Kto inny jest w zastępstwie? Panna
Patil wyraziła swoje stanowisko. Macie mnie, dziecko albo goblina,
który wyda was, gdy przyjdzie czas na ratowanie tyłka.
Larry
wyszczerzył zęby i uroczo wzruszył ramionami.
—
Takie życie.
—
Nie znajdziecie nikogo innego. Nasz czas się kończy, dzielą nas
dni do odkrycia przez nich drugiego wyjścia z sejfu. To nasza
jedyna szansa. No i nie ukrywam, że liczę na to, że cofniecie się
w czasie, zanim mnie dopadną — dodał z typowym dla siebie
uśmiechem samca alfa. — Przez całe swoje życie ukrywałem przed
światem cząstkę mojej osoby. Nie chcę do końca robić tego z
całym sobą.
Larry
zmarszczył brwi i podejrzliwie zerknął na empatę.
—
Jesteś gejem?
—
Cofniemy się przed tym — powiedział pewnie Draco, po czym
szepnął do przyjaciela: — Nie chcę zabrzmieć jak płaczliwa
baba, ale jeśli jeszcze raz odpierdolisz numer w stylu umarłem ale
zmartwychwstałem, to ci wpierdolę.
Lloyd
z poważną miną poklepał go po ramieniu.
—
To wcale nie brzmiało płaczliwie.
—
Serio?
—
Nie. To było żałosne.
—
To, co chcecie zrobić, jest szalone, niebezpieczne i na pewno wam
się nie uda — rzucił Larry, bujając się na krześle. Nagle
klasnął w ręce tak głośno, że Mała wybudziła się ze snu i
sennym jeszcze wzrokiem powiodła po nich wzrokiem. — Jak mogę wam
pomóc? — spytał, nie tracąc dobrego humoru.
Panna
Patil uniosła brew.
—
Jak możesz im pomóc, skoro z nimi nie idziesz? — spytała, na
co goblin skinął głową na stos urządzeń, które przez resztę
postrzegane były jako góra złomu.
—
Prócz monet, trzymam tu moje najlepsze wytwory. Być może coś z
tego wam się przyda.
Mężczyźni
porzucili grę, zaczynając przeglądać przedmioty. Z nowo narodzoną
nadzieją, brali do rąk kolejne z nich. W tym czasie Hermiona
podeszła do Parvati, przyglądającej się temu wszystkiemu z
rezerwą.
—
Chciałabym cię o coś prosić — zaczęła, przyciągając jej
uwagę.
—
Nie ma mowy — rzuciła nerwowo. — Nie namówisz mnie...
—
Nie o to chodzi. Chodzi o moją siostrę. Obiecaj mi, że się nią
zaopiekujesz, jeśli nam się nie uda.
Patil
przygryzła wargę, wpatrując się w rysującą coś dziewczynkę.
Jej wahanie było doskonale widoczne, jednak coś sprawiło, że w
końcu powoli skinęła głową.
—
Masz moje słowo.
Zaskoczona
drgnęła, gdy Hermiona przytuliła ją. Dziewczyna skinęła jej
głową i podeszła do siostry.
—
Co to jest? — spytała, kucając obok niej.
Mała
odłożyła kredkę i z dumą pokazała jej swoje dzieło.
—
Zgadnij.
—
Emm... Kanarek.
Młodsza
Granger skrzywiła się.
—
To portret Malfoya. Co się dzieje? Bo coś się dzieje, prawda?
Hermiona
skinęła głową i zapraszająco rozłożyła ramiona. Jej siostra
odrzuciła kredkę i chętnie się w nią wtuliła.
—
Przyszłam porozmawiać — wyjaśniła.
— O
czym?
— O
wszystkim.
Nie
mogła tego zrobić. Nie była w stanie tak od razu wyjaśnić jej,
co miała zamiar zrobić i jak niewielkie są szanse na to, że
jeszcze kiedyś przytulą się tak jak teraz.
—
Och, świetnie. Czy teraz powiesz mi, o co dokładnie chodzi z tym
seksem?
Hermiona
zaśmiała się cicho, wspominając dzień, w którym po raz pierwszy
zadała jej to pytanie. Zatęskniła za biurem, stosem papierów i
zapachem kawy, od którego w tamtym czasie dostawała nudności.
—
Powiem — szepnęła z uśmiechem i zaczęła mówić.
***
Czyjaś silna dłoń przysłoniła jej usta. Szarpnęła się w tył,
próbując uderzyć głową w podbródek napastnika. Ten zwinnie
uchylił się, jednak jej nie puścił.
— Shhh...
Draco powoli puścił ją i przyłożył palec do ust. Wtedy
usłyszała odgłos kroków, do którego po chwili dołączyły
zachrypnięte głosy.
— Nic wartościowego! — krzyknął pierwszy z mężczyzn. —
Trochę jedzenia, jakieś szmaty...
— Bierz wszystko.
— To samo — odezwał się kolejny, po czym zaklął szpetnie. —
Stary Gilbert nie będzie zadowolony. A będzie jeszcze gorzej, jeśli
nie wrócimy do gospody przed zmierzchem.
Któryś z nich głośno westchnął. Draco posłał dziewczynie
zaniepokojone spojrzenie. Byli zbyt blisko nich. Wyjął z kieszeni
nożyk i wcisnął do w zaciśniętą pięść Hermiony. Ta zerknęła
w dół, pokręciła głową i spojrzała na niego znacząco.
— A ty? — powiedziała bezgłośnie.
Nie odpowiedział. Pozwolił tylko, by dostrzegła w jego oczach
wilczy błysk. Pod cienką powłoką skóry czuł ukryte w nim
zwierzę, gotowe do działania. Zszedł z niej i przykucnął,
gotowy, by zmienić się w jednej chwili. Hermiona mocniej ścisnęła
nożyk.
— Słyszeliście? — spytał jeden z mężczyzn. Po chwili
usłyszeli miękki szelest, jakby zaczął powoli iść w ich stronę.
— Wracaj. To pewnie zając.
Nie słysząc odpowiedzi pierwszego z nich, ich ciała instynktownie
spięły się do ataku. Rączka nożyka niemal ślizgała się w
mokrej dłoni Hermiony.
— Will. Will! — usłyszeli nieco cichsze już wołanie, jakby
mężczyzna w tym czasie zdążył się oddalić. — Nie mamy na to
czasu.
Coś głośno trzasnęło tuż za rozłożystymi krzewami,
oddzielającymi ich od nich. Dziewczyna kucnęła, gotowa skoczyć i
stanąć do walki, jednak z każdą kolejną chwilą męskie głowy
stawały się coraz bardziej odległe. Wymieniła z Draconem
spojrzenia i powoli wyjrzała na drugą stronę.
— Poszli — mruknęła, zaraz jednak gwałtownie wciągnęła
powietrze i rzuciła się w przód, niknąc z oczu arystokracie.
Blondyn zaklął pod nosem i z niezadowoleniem ruszył za nią, gotów
wygarnąć jej głupotę. Zamarł, gdy zobaczył Hermionę
pochylającą się nad dwoma ciałami.
— Martwi? — spytał cicho, jednak nie potrzebował odpowiedzi.
Spojrzał na nią i zobaczył, że mimo tego, że starała się
ignorować parę zakrwawionych ciał, zmarszczka między jej brwiami
stawała się coraz bardziej wyraźna.
Powoli podszedł bliżej i przykucnął przy martwym mężczyźnie i
jego biednej towarzyszce. Kiedyś zrobiłoby to na nim większe
wrażenie, podobnie jak i na Hermionie. Teraz widok ten stanowił dla
nich niemal codzienność.
— Myślisz o tym samym?
Ponuro skinęła głową, niechętnie wracając do ciał. Wyciągnęła
drżącą dłoń ku martwej dziewczynie i walcząc z mdłościami
i poczuciem winy, zaczęła ściągać z niej ubranie.
— Zdaje się, że masz swój sposób na wtopienie się w tłum —
wychrypiała, skupiając się tylko i wyłącznie na swoich palcach.
Gdy przypadkiem musnęła zimną skórę, odskoczyła, wyprostowała
się i przytknęła wierzch dłoni do ust. Nim zdołała się
odwrócić, usłyszał jej cichy szloch.
Przez długi czas obserwował jej drżącą sylwetkę, odwlekając
moment, w którym miał dokończyć dzieła. Zamrugał szybko,
przełknął głośno ślinę i nerwowo rozsznurował spodnie
mężczyzny.
— Ja to zrobię — szepnął, mając wrażenie, że cokolwiek
głośniejszego od lekkiego tchnienia było niestosowne.
— Nie. Nie musisz — odpowiedziała natychmiast, wracając do
niego.
Gdy w ciszy ściągali kolejne rzeczy, Hermiona wyczuła coś
dziwnego. Przesunęła w dłoniach materiał spódnicy i zmarszczyła
brwi, słysząc nieśmiały szelest pergaminu. Wyjęła z kieszeni
list i z trudem odczytała nieczytelne niemal słowa.
Helen,
Nie mogę się
doczekać, aż wreszcie poznam tę dwójkę. Nie martw się, pracy na
ziemi nigdy nie dość, coś się dla nich znajdzie. Gdy będą na
miejscu, niech wstąpią do gospody Starego Gilberta, tam wskażą im
drogę.
Lora
— Co to?
Bez słowa podała mu brudny zwitek, ściągając swoje ubrania.
— Gospoda musi być niedaleko stąd. Kimkolwiek jest Lora, nie wie,
jak oni wyglądali — rzuciła, szybko nakładając szorstką w
dotyku spódnicę. Spojrzała na koszulę i krew, znajdującą się w
jej górnej części. Tłumiąc mdłości, narzuciła ją i
rozpuściła włosy, odwracając się tyłem do Malfoya. —
Zakrywają wszystko?
Skinął z roztargnieniem głową, rozpinając guziki swojej koszuli.
— Trzeba będzie znaleźć inne ubrania. Dowiedzieć się, kim ona
jest. I znaleźć kwiat — dodał, z każdym słowem brzmiąc coraz
bardziej ponuro.
Dziewczyna odwróciła się, wyciągając ku niemu dłoń.
— Zrobimy to wszystko.
Choć nie powiedziała wszystkiego, co chciała, słowa i tak zawisły
między nimi. Nie mieli wyboru. Na szali przeznaczenia ich losy
zaczęły niebezpiecznie opadać w dół.
Ave my!
I oto był on - rozdział w którym to, co jeszcze nie zostało wywrócone do góry nogami, zostało wywrócone i to w najbardziej wywrócony sposób z możliwych. Następna notka prawdopodobnie znowu będzie pochodzić z kronik, a z racji tego, że podobnie jak poprzednia będzie krótka, pojawi się zapewne szybciej. Zapewne.
Do następnego!
PS: Wszyscy dziękujemy Cookie, której się chciało. Jesteś najlepsza! <3
PS2: Udanych wakacji :)
I oto był on - rozdział w którym to, co jeszcze nie zostało wywrócone do góry nogami, zostało wywrócone i to w najbardziej wywrócony sposób z możliwych. Następna notka prawdopodobnie znowu będzie pochodzić z kronik, a z racji tego, że podobnie jak poprzednia będzie krótka, pojawi się zapewne szybciej. Zapewne.
Do następnego!
PS: Wszyscy dziękujemy Cookie, której się chciało. Jesteś najlepsza! <3
PS2: Udanych wakacji :)
Wow.
OdpowiedzUsuńWow.
Ale... Co to?
Wow. Jestem elokwentna jak Potter na eliksirach, ale... O cholera.
Podoba mi się. Czekałam i czekałam i widzę TO.
Co to? Pomieszanie z poplątaniem i ogólnie WTF. Ale napisane genialnie, jak zwykle. Z jakiegoś powodu nie dziwi mnie, że Malfoy wykorzystuje każdą okazję do zdjęcia spodni. To takie w jego stylu :D
Ja tu wrócę. Jutro. Tak myślę.
Ciemno już i mój umysł też ciemny jest. Ale jak już tu jestem, to grzech nie zostawić po sobie śladu.
Miłych wakacji!
Pozdrawiam,
A.C
Rozdział długi i super. Nie mam siły na długie komentarze dlatego życzę miłych wakacji😊
OdpowiedzUsuńUwielbiam, po prostu wielbię poczucie humoru i sposób bycia Draco w Waszej historii. Będę pewnie nudna, ale jako miłośniczka wszelkich wątków romansowych nie mogę doczekać się jego rozwinięcia między głównymi bohaterami. Że ciągnie ich do siebie to widać i słychać z kilometra, ale jakby przy okazji tych podchodów udało im się uratować świat było by wspaniale. Przyjemne z pożytecznym połączone, czego chcieć więcej. Liczę na owocną wpółpracę tej dwójki na tych dwóch polach. Pozdrawiam Was serdecznie drogie Autorki, dużo niesamowitych pomysłów życzę! Agata
OdpowiedzUsuńAwww *.* lecę czytać :)
OdpowiedzUsuńWow, przez chwilę na początku zaczęłam się zastanawiać czy mi coś jakoś bardzo umknęło, aż tak nie pamiętam poprzedniego rozdziału? Ale dobra wyjaśniło się to wasz specjalny zabieg żebyśmy wszyscy na początku mieli mindfuck. Rozdział jak zwykle cudowny, jestem ciekawa co zrobią Hermiona i Draco w średniowiecznej Anglii bez możliwości używania czarów. Dzięki wielkie i życzę wam dużo weny i dużo jej owoców. 😄
OdpowiedzUsuńDrogie Cokie i Sappy.
OdpowiedzUsuńWiem, ze Wy nie, ale ja jestem zauroczona tym rozdziałem! Akcja goni akcję. Teraźniejszość zmieszana z przeszłością, a i tak wciąż nie wiadomo o wszystkim. Nie wiemy jak zginął Adien. (Chyba dobrze pisze??) ani jakim cudem trafili na Larry'ego i Patil. Ba nawet odnalezienie Vincenta i małej Hermiony wciąż jest tajemnicą oraz dotarcie do zmieniacza czasu.
Zabieg ten jest w moich oczach na plus.
Bohaterowie przenoszą się do średniowiecza, w dodatku nie mogą korzystać z magii. Czy ma to cos wspólnego z runami i kryształami w tunelach?
Tak wiele pytań i tak teraz mi smutno bo nie wiadomo kiedy znowu cos napiszecie. Mam nadzieję, ze jednak szybciej niż później. Mnie będzie bardzo brakować Waszej opowieści.
Pozdrawiam i oczekuje na powrót.
Szukają kwiatu który mieli ci dwoje na statku? Z kroniki?
OdpowiedzUsuńPewnie już to pisałam ale od początku wiedziałam że wilk to Draco 8)
Trochę mnie tu nie było, jednak byłam pewna, że jak już wrócę na jesień to na Waszym blogu będzie całkiem sporo rozdziałów..tak abym spokojnie mogła nadrobić poprawione wersję. Rzeczywiście mnie jednak zaskoczyła.Czyżby czarne chmury pojawiły się nad tym opowiadaniem? Mam nadzieję, że zła passa minie...w końcu: po każdej zimie przyjdzie w końcu wiosna :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jak się można z Wami skontaktować? :)
OdpowiedzUsuńZapraszamy do kontaktu poprzez e-mail: dramione.hilfmirfliegen@gmail.com
UsuńHej! Robiłam ostatnio porządek w zakładkach i natknęłam się na adres Waszego bloga. Korzystając więc z okazji, chciałabym zapytać, czy zamierzacie jeszcze kontynuować Wasze opowiadanie, lub może można Was znaleźć w jakimś innym miejscu w sieci? Bardzo podobał mi się Wasz styl pisania, więc chętnie poczytałabym jeszcze "coś" Waszego autorstwa. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCześć ;)
UsuńPlanujemy wznowić opowiadanie, jednak najpierw musimy podomykać swoje sprawy i uporać się z szarą rzeczywistością. Oprócz "Polowania" stworzyłyśmy opowiadanie "Naucz mnie latać", zachęcamy do lektury, jeśli jeszcze nie miałaś okazji :) (odnośnik do opowiadania po prawej stronie bloga, w sekcji "Księgi zakazane"; publikujemy je także na wattpadzie, jednak póki co dostępne są tam początkowe rozdziały). Pozdrawiamy :)