Nigdy
nie sądziła, że człowiek jest zdolny do odczuwania tak wielkiego
bólu. Wiodła spokojne, szczęśliwe życie, nie mając pojęcia, że
ludzki organizm może wytrzymać agonię, która z każdą trawiła
jej ciało z coraz większą zachłannością. Z zamkniętymi oczami,
odliczała w myślach każdą następną sekundę nieopisanych
tortur, marząc, by chwila wyzwolenia od nich nadeszła tu i teraz.
Jęk
bólu, który od dłuższego czasu tkwił w zamknięciu za
zaciśniętymi wargami, zdołał wydostać się na wolność.
Zupełnie jakby był to sygnał dla reszty ciała, wkrótce jej
ramiona zaczęły się trząść, mięśnie nóg
drgać w niekontrolowanych odruchach tak mocno, że niemal straciła władzę
nad sobą i upadła na posadzkę. Warknęła, próbując wytrzymać
jeszcze chwilę, jeszcze sekundę, ignorując kroplę potu zwisającą
z czubka jej nosa.
—
Litości... Na
miłość Merlina, jak długo jeszcze?! — krzyknęła, zezując na
pojedynczą kroplę, zjeżdżającą coraz niżej i niżej.
—
Ćwiczenie: deska.
Pozostały czas: trzydzieści pięć sekund.
Powoli,
jakby nie chciała tym ruchem jeszcze bardziej się obciążyć,
obróciła głowę, by spojrzeć niczym najprawdziwszy bazyliszek na
małe urządzenie leżące obok na podłodze.
—
Łżesz — szepnęła
złowróżbnie, mrużąc gniewnie oczy. — Już dawno minęła
minuta.
—
Ćwiczenie
wykonywane od piętnastu sekund — odparł mechaniczny głos. —
Dotychczasowa ocena kondycji: gorsza niż u ciężarnej trolicy. Stan
ćwiczącego... — urządzenie umilkło, wytwarzając jedynie
niepokojące trzaski — przedzawałowy.
—
Och, gdyby wkładanie
baterii sprawiało ci ból...
—
Zalecane zamknięcie
jadaczki. Pozostało dwadzieścia jeden sekund.
Hermiona
spuściła głowę, zaciskając zęby na pobladłej już wardze.
Wytrzyma. Przetrwała o wiele gorsze rzeczy. Nie mogła pozwolić, by
pokonał ją kawałek blachy i kilka durnych ćwiczeń. To był jej
wielki dzień i nic nie było w stanie tego zepsuć. Odsunęła
od siebie ból, skupiając się na wizji dzisiejszego awansu.
—
Pozostało dziesięć
sekund.
„Dam
radę. Dam radę... Po prostu nie myśl o bólu”
— powtarzała w myślach i choć próbowała skupiać się na
dzisiejszym dniu, pracy, nowym stanowisku, wszystko to zostało
rozwiane przez głośną muzykę jej sąsiada.
Ból,
bez miłości
Ból,
ciągle mi mało
Ból,
lubię jego brutalność
Bo
wolę czuć ból niż zupełnie nic
Zaśmiała
się pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Na szczęście
chwilę później z małego urządzenia dobiegły fanfary i gromkie
brawa. Jej ciało zadrżało po raz ostatni i z hukiem runęła na
posadzkę.
—
Gratulacje.
—
Jak ja cię
nienawidzę — mruknęła dziewczyna, nie wkładając w to jednak
ani grama nienawiści. Przeciwnie, była szczęśliwa i z szerokim
uśmiechem pławiła się w błogiej chwili odpoczynku.
Cała
mokra, leżała na dywanie, wtulając w niego twarz. Nic nie
zmusiłoby jej do zmienienia pozycji, nie, kiedy ten kawałek
cienkiego, szorstkiego materiału wydawał się najwygodniejszym,
najbardziej miękkim łożem.
Nic,
prócz...
Zerwała
się biegiem do łazienki i nachyliła nad sedesem, by zacząć
wylewać z siebie zawartość żołądka, która jeszcze wczoraj
stanowiła pokaźny zapas zawartości jej lodówki.
Tuż
za nią do środka wpadł duch, zjawa, widmo czy czymkolwiek była
jej bardziej martwa niż żywa współlokatorka. Przypatrywała się
tej dantejskiej scenie, odruchowo ściskając swój wisiorek.
— Kyrie
eleison — wymamrotała z przerażeniem. — Znowu?
— Znowu
— wybąkała ta cierpiąca. Opuściła klapę i położyła na niej
głowę, przytulając swojego nowego sedesowego przyjaciela. —
Kolejny raz chyba mnie zabije.
— Zabawne.
Kto by pomyślał, że kobieta, z którą zaprzyjaźniłam się po
śmierci, umrze w podobnych okolicznościach.
— To
wy w klasztorach mogliście spożywać trunki?
Zdawało
się, że blade policzki martwej zakonnicy poczerwieniały z
oburzenia.
— Absolutnie!
Chodziło mi o to, że też zmarłam w ramionach porcelanowego
odpływu fekaliów. Choć ze mnie lało się z innej strony...
— Błagam,
stop — jęknęła Hermiona, czując, jak kolejna fala na wpół
strawionego jedzenia niebezpiecznie pochodzi jej do gardła.
Błyskawicznie
podniosła klapę, by po raz kolejny się uzewnętrznić. Przymknęła
oczy z ulgi, gdy okazało się, że to fałszywy alarm. W pozycji, w
której się znajdowała miała doskonały widok na zjawę, dzięki
czemu mogła posłać jej błagalne spojrzenie.
— Pomożesz?
Oczekiwała,
że współlokatorka przyniesie jej coś na uspokojenie żołądka.
Zamiast tego duch uklęknął i złożył ręce do modlitwy.
— Co
ty robisz?
Martwa
zakonnica uniosła na chwilę powieki, patrząc z powagą na
dogorywającą pannę Granger.
— Pomagam
— odparła żarliwie, na powrót zamykając oczy i zaczynając
modlitwę. — Panie wszechmogący, pomóż cierpiącej córce
swojej. Niech to, co z niej uchodzi tak rzewnymi falami odejdzie...
albo przynajmniej przestanie tak cuchnąć. Amen. — Zmarła
uchyliła jedną powiekę. — I jak, pomogło?
— Zaskakujące,
ale nie.
Duch
wzruszył ramionami.
— Widocznie
taka wola Pana.
Tak,
to mogła być kara boska. Jednak równie dobrze mogło to być
porządne zatrucie pokarmowe związane z wczorajszą orgią
żywieniową Hermiony. Być może nie powinna jeść tych ogórków.
I popcornu. I tego ciasta, które ze świeżością miało tyle
wspólnego, co prostytutka z cnotą. A już na pewno mogła sobie
odpuścić butelkę wina.
— A
może to ta klątwa! — wychrypiał z ożywieniem duch, przerywając
wewnętrzną wyliczankę przyjaciółki. — No co? Nie wierzysz mi?
— oburzył się, widząc sceptyczne spojrzenie Hermiony.
— Ty
we wszystkim widzisz klątwy. A już szczególnie w odkurzaczu, który
rzekomo czyha na ciebie i chce wessać twoją duszę i uwięzić ją
wewnątrz siebie na wieki wieków.
— Jestem
wielce rada, że moje obawy są dla ciebie źródłem pociechy.
Dziewczyna
zignorowała oburzenie przyjaciółki, wracając do ich pierwszego
spotkania. To właśnie wtedy po raz pierwszy usłyszała od niej o
klątwie. Widmo, gdy tylko zobaczyło nową współlokatorkę, od
razu wypaliło: „
Jesteś
przeklęta!”.
Zakonnica nie potrafiła określić, na czym miałaby polegać
straszliwa klątwa, choć zazwyczaj nie miała problemów. Jej
obsesja na punkcie klątw nie była jedyną rzeczą, która czyniła
ją wyjątkową. Nikt, łącznie z samą zakonnicą, nie wiedział,
czym była. Martwa, która nie ma problemów z manipulacją
przedmiotami. Która, pod jednym, małym warunkiem, może opuszczać
miejsce śmierci.
Hermiona
odczekała dobrych kilka minut, by mieć pewność, że najgorsze już
minęło i niepewnie wstała.
— Gdzie
ty niby idziesz? — Rzuciła zjawa, przechodząc za nią do
przedpokoju.
— Do
pracy.
— Do
pracy! Kiedy wyrzucasz swoje wnętrzności!
— Tak.
Do pracy — powtórzyła dziewczyna, zerkając przez ramię na
ducha. — Ktoś musi zarabiać na twoją prenumeratę Umocnionych
w wierze.
Zakonnica
uśmiechnęła się lekko.
— Co
ja poradzę, kocham tę gazetę. Na Pana w niebiosach! Co ty
wyprawiasz! — Zawołał duch, gdy jego współlokatorka nagle
zatrzymała się, sprawiając, że przeniknął przez nią. —
Dobrze wiesz, że nienawidzę oglądać... Czy ty mnie w ogóle
słuchasz?
Nie
słuchała. W przerażeniu wpatrywała się w radio, skąd dobiegał
energiczny głos spikera.
— … Czeka
nas słoneczny i piękny dzień. Termometry wskażą piętnaście
stopni. Cóż, wygląda na to, że wiosna na dobre się zadomowiła i
najwyższy czas schować zimowe kurtki głęboko do szafy. Czy ten
dzień mógłby się zacząć lepiej? Wysłuchajmy najnowszego
przeboju Fatalnych Jędz: Eliksir szczęścia. Tak, moi drodzy,
właśnie tak brzmi sobotni poranek o godzinie 8:30…
8:30?!
— Kurwa.
— To
nie po bożemu tak kląć! — Zawoła duch, obserwując, jak
Hermiona gna do sypialni, którą po chwili wypełniły gniewne
pomruki dziewczyny, trzaski szuflad i brzdęk tłuczonego szkła.
Kilka
minut później zadyszana panna Granger stanęła przed
współlokatorką.
— I
jak?
— Wyglądasz
jak kobieta, która za wszelką cenę stara się ukryć mdłości
eleganckim przyodziewkiem. Niech ci Bóg szczególnie dziś
błogosławi, cna współlokatorko.
— Tobie
też miłego dnia! — odkrzyknęła Hermiona, wybiegając z domu.
Zamknęła
drzwi, kiwnęła w pośpiechu głową sąsiadowi i zniknęła za
rogiem, udając, jak co dzień, że kieruje się na przystanek.
Ścisnęła różdżkę i przeniosła się do Ministerstwa.
Gdy tylko pojawiła się w
atrium, wiedziała, że coś wstrząsnęło jego pracownikami.
Gorączkowe szepty odbijały się od ścian, lawirując pomiędzy
ciekawskimi spojrzeniami a gestami wyrażającymi dezaprobatę.
— Granger!
Skrzekliwy głos
przełożonego przeszył umysł dziewczyny, nim zdążyły uformować
się w nim domysły na temat tego, co się wydarzyło. Odwróciła
się i posłała wyćwiczony przez lata pracy uśmiech w stronę
przełożonego.
Aiden Rogers był
szczupłym mężczyzną średniego wzrostu. Zarówno jego
przyozdobiona kozią bródką twarz, jak i włosy, nosiły pierwsze
ślady mijającego czasu, jednak piwne oczy nadal iskrzyły się
sprytem i intelektem. Szyty na miarę garnitur nadawał mu wygląd
poważnego, szanowanego człowieka, jednak jego głos zupełnie nie
pasował do jego osoby i raczej przywodził na myśl gwiazdę
rocka po tygodniowym tournée na
Saharze.
— Właśnie cię
szukałem — ciągnął dalej, szybkim krokiem kierując się do
windy. Hermionie nie pozostało nic innego, jak podążyć za nim. —
Zaszło kilka zmian i całe Ministerstwo stanęło na głowie.
— Co się stało? —
spytała, poprawiając trzymane w ramionach aktówki.
— Afera hazardowa w
Ministerstwie Gier i Sportu. Ponadto wyszło na jaw, że zamieszani
są w to pracownicy praktycznie wszystkich szczebli Ministerstwa.
Oczywiście stracili już stanowiska, przez co mamy tu rozgardiasz —
prychnął, nerwowym gestem przeczesując kozią bródkę. — Resztę
opowie ci panna Patil. Jestem pewien, że zna więcej szczegółów
ode mnie.
Hermiona skrzywiła się.
To oznaczało niestałe godziny pracy, gorączkowe szukanie zastępstw
i falę artykułów Rity Skeeter. Akurat teraz, gdy ich departament
rozpoczynał olbrzymie przedsięwzięcie z francuskim Ministerstwem.
— Czy delegacja już tu
jest?
— Do tej pory nie
dostałem żadnej wiadomości — odpowiedział pan Rogers, wchodząc
do windy. — Muszę stawić się w Departamencie Spraw Wewnętrznych.
Pod moją nieobecność nie opuszczaj gabinetu i zajmij się gośćmi,
gdyby się zjawili. Powiedz Patil, że to ona przyjmuje dziś
wszystkich interesantów i odpowiada za korespondencje. Przygotuj
dokumenty dla delegacji z listą propozycji i wykazem kosztów na
wypadek, gdybym był nieobecny przez dłuższy czas.
— Oczywiście. Zajmę
się wszystkim.
Mężczyzna skinął
głową, zawijając bródkę wokół palca. Wiedząc, że rozmowa
dobiegła końca, Hermiona wyjęła z aktówki kartkę z listą zadań
na dzień dzisiejszy i dopisała kilka pozycji. Mogła pożegnać się
z myślą o lunchu. Choć w jej aktualnej sytuacji może to i lepiej.
Z wysoko uniesioną głową
wyszła z windy, myśląc o dzisiejszym dniu jak o kolejnej okazji,
by się wykazać i udowodnić, że w pełni zasługuje na awans.
Była zdeterminowana i gotowa, by stawić czoło przeszkodom zesłanym
przez los, cokolwiek by to nie było.
Skinęła głową
przełożonemu i wysiadła na swoim piętrze. Rzędy biurek
zapełniające drogę do jej biura świeciły pustkami. Wystarczyło
jednak jej jedno spojrzenie, by pracownicy wymieniający się
pikantnymi plotkami wrócili na miejsca.
— Cześć — pisnęła
z daleka na jej widok Parvati, po czym praktycznie wciągnęła
Hermionę do środka i zatrzasnęła drzwi. —
Słyszałaś już? Pięciu z naszego departamentu wyleciało za
hazard i korupcję. W tym nasz nadzorca.
Panna
Granger, delikatnym acz stanowczym ruchem zebrała dłoń naczelnej
plotkary Ministerstwa ze swojego ramienia i podeszła do swojego
biurka.
— Niemożliwe...
— Jego żona też będzie
miała proces!
Zdumiona dziewczyna
odłożyła aktówki na swoje biurko. Nie mogła uwierzyć, że ta
miła, starsza para brała udział w tej aferze. Przecież jeszcze
wczoraj zapraszali ją na ślub wnuka!
— Wydawali się w
porządku — mruknęła, wyciągając różdżkę i kierując ją na
listę zadań. Po chwili obok leżała jej kopia.
Parvati zaśmiała się i
pokiwała palcem, jakby pouczała drugą sekretarkę.
— Tacy zawsze mają coś
za uszami. Mnie od razu wydawali się zbyt... poukładani —
prychnęła, dając do zrozumienia, że bycie poukładanym to dla
niej wybryk natury równie wielki, co ziejące ogniem świnie.
Hermiona nie
odpowiedziała. Przywykła do charakteru Parvati. Zawsze wszystko
wiedziała, na wszystko miała już wyrobione zdanie i trudno było
ją przekonać do zmiany poglądu. Była uparta i sprytna, jednak
drugiej sekretarce nie podobało się to, w jaki sposób podchodziła
do obowiązków i jak osiągnęła swoje stanowisko. A osiągnęła
je dzięki mężczyznom, którzy tracili zdrowy rozsądek pod wpływem
jej egzotycznej urody.
— To dla ciebie —
Hermiona podała jej kopię i usiadła na swoim miejscu, wyciągając
z szafki plik segregatorów.
Parvati nachyliła się i
niechętnym wzrokiem przyjrzała się kartce.
— Co to?
— Lista zadań. Te
podkreślone są dla ciebie... — resztę jej zdania zagłuszył jęk
zawodu panny Patil.
— Korespondencja? —
spytała, wydymając wargę. — Przecież to nudy. A ty co masz? Co
masz, co masz, co masz... — podśpiewywała pod nosem, skanując
wzrokiem jej zadania. — O. Delegacja.
Hermiona uniosła wzrok
znad dokumentów. Nie podobał jej się ton Parvati.
— O co chodzi?
— Delegacja już tu
jest. Jednoosobowa. W gabinecie szefa — dodała, zerkając z
uśmiechem na drzwi.
Kasztanowłosa poderwała
się z miejsca.
— I ty mi to mówisz
dopiero teraz? — szepnęła, piorunując ją wzrokiem.
Parvati machnęła dłonią.
— Nie gorączkuj się
tak. Delegacja nie zając, a wiedzieć co w trawie piszczy zawsze
warto — oznajmiła, rozsiadając się na swoim krześle. Zarzuciła
nogę na nogę i zaczęła piłować paznokcie.
— Jak długo tu siedzi?
— Jakieś dziesięć
minut.
— Merlinie — jęknęła
żałośnie dziewczyna, biorąc cenne aktówki. Podeszła do drzwi i
wzięła głęboki oddech.
Widząc to, druga
sekretarka zachichotała.
— Przydałoby ci się
coś więcej na uspokojenie niż wentylacja.
Hermiona przewróciła
oczami i zapukała. Po chwili weszła do środka, nie spuszczając
wzroku z aktówek, które powoli zaczęły wymykać się z jej
uścisku.
— Przepraszam, że tyle
to trwało. Jestem Hermiona Granger i podczas nieobecności pana
Rogersa postaram się przedstawić podstawowe informacje o wkładzie
brytyjskiego Ministerstwa Magii w projekt.
Gdy poprawiła dokumenty i
w końcu miała pewność, iż te nie wylądują na podłodze,
dziewczyna uniosła wzrok.
—
Nie śpieszyłaś
się zbytnio... Granger.
***
Witamy,
Dzisiaj trochę w okrojonym składzie, bo Cookie jest ze mną tylko duchem (oby!), ale mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie zmodyfikowany pierwszy rozdział, który w pierwotnej wersji uchodził za prolog. Nasza praca skończona - teraz pałeczkę przekazujemy Wam, licząc na komentarze :D
PS: Z racji tego, że trochę trudno wracać po tak długiej przerwie i móc z powrotem dotrzeć do czytelników, mamy maleńkie pytanie: skąd obecnie czerpiecie wiedzę o nowych rozdziałach bądź też nowych opowiadaniach Dramione? Są jakieś aktualne stowarzyszenia/zbiory itp? Z góry dzięki za pomoc :)
Do następnego!
Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że Cookie na pewno jest znami, niezależnie od tego, gdzie znajduje się cieleśnie XD Możesz jej śmiało przekazać, że rozdział jest cudowny, bo
1. Zakonnica - uśmiałam się do łez, serio
2. (A może to powinien być numer 1) Hermiona żyje i nie płonie (choć początek wcale na to nie wskazywał - och, wy podstępne)
3. Charakterek Hermiony - te jej soczyste 'kurwa' XD
4. Jest wreszcie Malfoy!!! Moje serce się raduje
5. W MM się dzieje i to dużo
6. Czuję, że nie polubię Patil a nic tak nie jednoczy ludzi, jak wspólny wróg
Ale mało mi ,mało! Kiedy planujecie następny? W międzyczasie czytam 'Naucz mnie latać ' także przyjemne zajęcie mam (zostawiłam tam kilka komentarzy - jeśli chcecie możecie zerknąć).
Jeśli chodzi o wasze pytanie: osobiście chyba jedynie z grupy na fb - dramione pl
Pozdrawiam i życzę zdobycia rzeszy czytelników takich jak ja - zfiksowanych już na punkcie waszej twórczości.
(W niektórych miejscach jest chyba nieco inna czcionka, blogger chyba poszalał, jakoś bardzo w czytaniu to nie przeszkadza, ale pewnie wolałybyście wiedzieć)
Miss Nothing
Hej, wszystkie komentarze czytamy na bieżąco - zarówno tutaj, jak i na naszym poprzednim opowiadaniu i za każdy serdecznie dziękujemy.
UsuńDzięki za czujność jeśli chodzi o czcionkę; podczas wstawiania blogger krzaczył się niesamowicie, w wolnej chwili oczywiście poprawię, bo nie zdzierżę :)
Pozdrawiamy CM&S
Kiedy możemy się spodziewać następnego rozdziału?
UsuńPozdrawiam, Miss Nothing
Rozdział jest już gotowy, czeka na korektę i akceptację Sappy. O ile znowu nie zmieni nam się koncepcja, rozdział pojawi się na blogu w przeciągu kilku dni :)
UsuńW takim razie czekam z niecierpliwością i wypiekami na twarzy:)
UsuńMiss Nothing
Z facebookowej grupy Dramione 😊
OdpowiedzUsuńKażdy kto choć raz wykonywał deskę, łączy się w bólu z Hermioną Xp Dobrze, że opowiadanie wróciło na znane nam tory, bo trochę się obawiałam tego, że sporo z tego, co skradlo moje serce poślecie do kosza, ale póki co wszystko wskazuje na to, że moje obawy nie były słuszne. Postać zakonnicy (czuję, że będzie to coś na miarę Babci Rose) interesująca : skąd się wzięła? Ciekawe, nie powiem. Czekam na więcej, Monia
OdpowiedzUsuńWitam obie Panie :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał, w szczegolnosci epizod Hermiony i jej wspołlokatorki :D Pomimo tej przerwy nadal potraficie rozbawić i poprawić humor w poniedziałek XD
Planujecie zachować częstotliwość publikowania nowych rozdziałów?
Witamy,
UsuńBardzo byśmy chciały zachować publikacje nowych rozdziałów co dwa tygodnie, ale jak będzie - czas pokaże :)
hejka, jestem tutaj pierwszy raz (dopiero co skonczyłam tez po raz pierwszy cudowne NML, a konkretniej to DZISAJ xD. o mało na zawał nie padłam jak na grupie dramione na fb zobaczyłam ze dodałyście tu coś, bo myślałam, że dalej macie przerwę) mam takie małe pytanie organizacyjne. jak mam czytać tę opowieść? czy te rozdziły nowsze pasują z tymi starszym sprzed korekty? bo nie wiem czy jak przeczytam te nowe, to mogę doczytać sobie te starsze? kurczę, mętnie tłumaczę, ale mam nadzieje że wiecie o co mi chodzi :/ albo w sumie to poczekam na te nowe i nie będę czytać starych. mam nadzieję, że mnie nic nie ominie XD
OdpowiedzUsuńżyczę dużo weny i czasu na pisanie
Kaja
Szczerze powiedziawszy to bardziej podobala mi sie poprzednia wersja ale nie narzekam tylko czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńCudo. Zakonnica współlokatorką? znając Wasze niezwykłe poczucie humoru czuję, że będzie się działo. Już lubię Hermionę. Nic, tylko czekać cierpliwie na kolejne rozdziały, no i Draco oczywiście ;) Pozdrawiam, s.
OdpowiedzUsuńKocham na maxa!!! Dajcie więcej!
OdpowiedzUsuń"Ocena kondycji: gorsza niż u ciężarnej trolicy" - jeśli dalej będziecie pisać takie teksty, to niedługo pojawi się informacja w radio o dziewczynie, która zmarła ze śmiechu. Może wtedy dołączyłabym do Waszego opowiadania jako kolejna współlokatorka Hermiony? Cały rozdział jest niesamowity. Jestem zachwycona tym nowym opowiadaniem, tym bardziej, że pojawiła się nowa bohaterka. Cierpliwie czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńGwendolyn Shepherd
Kurczę, naprawdę uwielbiam wasz sposób pisania. Postać zakonnicy-ktora-zmarla jest świetnym podparciem do pisania prześmiesznych scen w przyszłości. A sam początek to majstersztyk - po tym jak zostało nam zasugerowane, że Hermiona płonie na stosie rozpoczęcie kolejnego rozdziału od...treningu było bardzo zmyślne ;) A urządzenie (czyżby produkcji George'a?) wyszło wam świetnie, liczę na wiecej zastosowań w kolejnych rozdziałach, może będzie sarkastycznie doradzać w różnych sytuacjach codziennych? Bo do prologu mam podejrzenia, że akcja działa się w zamierzchłej przeszłości i to jakaś przodkini Hermiony zmarła na stosie, a teraz historia ma zatoczyć koło. Ale skoro w grę wchodzi zabawa z czasem to równie dobrze może być zupełnie inaczej. Nie zmienia to faktu, że lecę czytać następny rozdział i nie mogę się doczekać waszego powrotu z kolejnymi!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Szczególnie podoba mi się sam jego początek, w którym tak ładnie nawiązałyście do prologu... kurde, nawet ja się nabrałam i przez chwilę zastanawiałam, czy od razu przeskoczymy do tamtych czasów. Ale na szczęście nie! ;) Ulżyło mi. Natomiast porównanie płonięcia na stosie do robienia deski jest aż nazbyt prawdziwe! To wam się udało.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie też postać Zakonnicy i to, jakie plany z nią wiążecie... Oraz skąd wzięła się w mieszkaniu Hermiony. Kurde , same niewiadome!